tak... syna kapitana ameryki
Następnego dnia...perspektywa Renesme
-wiesz...-zaczęłam-dziękuje że ze mną zostałeś. To znaczy dla mnie bardzo dużo.- powiedziałam gdy rano wychodził z mojego domu-dziękuje.
-nie ma sprawy. Jak coś to wiesz... przyjdź do mnie nietoperku.-uśmiechnęłam się do niego co odwzajemnił. Poszedł drogą w stronę swojego domu. W pewnym monecie odwrócił się i pomachał.
-Panienka Renesme?-spojrzałam na strażnika
-Tak ale wczoraj byłam u króla...
-księżniczka wzywa...
,,-Daj mi dobę...,,
-już idę.-złapałam klucze i zamknęłam drzwi. Nie szliśmy długo.bo już po 6 minutach widzieliśmy zamek, przed którym stała Shuri.
-jesteś wreszcie.-złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę laboratorium.-witaj w moim świecie.-uśmiechnęła się. Podeszłyśmy do stanowiska Shuri. Leżały tam bronie i różne gadżety.-mój brat ma podobną-pokazała mi obroże.
-nie chcę obroży.
-to nie dla ciebie. Ale to-wskazała na nietoperza z metalu-tak.
-Co to jest? -zapytałam.
-przykładasz tutaj wskazała na miejsce między obojczykami-i klikasz kiedy chcesz.-zrobiłam co kazała. I nacisnęłam. Od szyi aż po palce u nóg miałam czarny kombinezon z żółtym paskiem i znakiem nietoperza na wysokości biustu.
-ło...dziękuje Shuri.
-nie ma sprawy. Jeszcze opaska. Nakładasz i naciskasz pojawiają się uszy które mają wbudowaną antenkę, słuchawkę i głośnik.-nacisnęłam nietoperza na obojczyku i nałożyłam opaskę.-no i maska. Podała mi zwykłą maskę w kształcie nietoperza.
-dzięki.
-poznałaś kogoś co?
-tak...syna kapitana ameryki...
-A Dominica?
-tak.-włożyłam włosy za ucho.-dzięki Shuri lecę do domu.
W domu...
Otworzyłam drzwi i popchnęłam je ale poczułam ucisk na ręce szybko kliknęłam nietoperza i przerzuciłam tą osobę nad moją głową przekręcając jej rękę na plecy.
-Dominik?-puściłam go-co tu robisz?! Mogłam ci zrobić krzywdę!-zaczęłam na niego krzyczeć
-kurwa.-złapał się za głowę-ty to masz siłę.-prychnęłam
-nie rób tak więcej-przeszłam obok niego i weszłam do kuchni. I nacisnęłam nietoperza. Nastawiłam wodę. Wtedy on podszedł do mnie.
-przepraszam.
-Dominic chodzi o twoje bezpieczeństwo nie moje. Ja sobie poradzę. Żyłam w Gotham. Wiem co to niebezpieczeństwo.- usiadł na krześle i się nie odzywał. Postawiłam przednim kubek z Herbatą.-żyłam z bohaterem w domu-mówiłam okręcając kubek.-bałam się za każdym razem gdy wychodził w domu. Czekałam aż wróci. Bałam się że kiedyś tego nie zrobi.-schyliłam głowę.
-mój ma 121 lat.-spojrzał na mnie.-mieszkaliśmy w Nowym Jorku ale na wakacje przyjechaliśmy tutaj. Podczas wojny z Thanosem mogłem się tylko modlić by nic mu się nie stało. Żyje tutaj nietoperku. I też wiem co to niebezpieczeństwo.
-dalej ma swoją tarczę?
-tak. W muzeum.-uśmiechnął się.-podrasowaną z możliwością ostrza ma teraz przy kostiumie.
-dlaczego?
-po tym jak Stark powiedział mu że to nie jego tarcza i że zrobił ja jego ojciec, tata oddał mu ją i odszedł. Nie odzywali się do siebie przez długi czas.-wstał i oparł się o ścianę.-czasami traci się przyjaciół na rzecz innych. Nie wiem czemu tu przyjechałaś...bo a pewno nie na wakacje. Jeżeli to przez tego przyjaciela to współczuje. Pamiętaj że masz ludzi na których możesz liczyć-odstawił kubek i wyszedł.
,,masz ludzi na których możesz liczyć..."
To było ciekawe sformułowanie. Otworzyłam torebkę i wyjęłam maskę. Blacky będzie miała niezłą niespodziankę.
Wyszłam cicho z domu. Nacisnęłam nietoperza i nałożyłam gadżety od Shuri. Wskoczyłam na drzewo. Potem na dach jakiegoś domu. Może zdradziła. Może chciałam ją zabić...ale z drugiej strony to ona mnie pocieszała i stała się kimś ważnym. Była dla mnie jak siostra której nigdy nie miałam. Spojrzałam w okno setnego domu i w końcu...znalazłam ją...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro