plany na wakacje i...śpiączka brata...
Nie zajęło mi to dużo czasu żeby zrozumieć że nic nie zdziałam. Poszłam do szpitala, zdjęłam maskę i podeszłam do pani w recepcji.
-Dzień dobry
-dzień dobry jest tu mój brat?
-Nazwisko
-Eee Robin Wayne.
-Tak a pani jest jego siostrą? Na pewno?-kiwnęłam głową- sala 27.-podziękowałam i ruszyłam w stronę sali. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na Robina. Spał albo był w śpiące. Tego nie wiedziałam ale usiadłam obok niego i złapałam jego dłoń. Maszyna wskazywała że jest w śpiączce z czego nie byłam zadowolona.
-Robin. Ostatnio byłam w Wakandzie.-nacisnęłam nietoperza a kostium zniknął.-tam już dawno byłbyś na nogach ale transport nie wchodzi w grę. Ja też cię kocham Robin bo jesteś moim bratem. O to ci chodziło gdy mówiłeś że mnie kochasz?...czuje się jakbym gadała do ściany. Robin...na pewno z tego wyjdziesz ale proszę pośpiesz się. Chce cię mieć już przy sobie. Kocham Cię Robin.-dopiero teraz poczułam jak bardzo śpiąca jestem. Położyłam głowę na jego brzuchu i usnęłam.
Rano obudziły mnie wpadające przez okno promienie słońca. Podniosłam głowę i poczułam ucisk na ręce. Mój brat ściskał mi ją przez sen.
-Wiesz że mnie obudziłeś? Może nie do końca ty bo słońce też ale czuje jakbyś już chciał się podnieść i iść do domu co? Robi spróbuj otworzyć oczy. Twój organizm na pewno jest gotowy. Tak czy siak martwię się o ciebie... jeżeli chodzi o Wakande. Zostawiłam tam wszystkie moje rzeczy. Jak już wyzdrowiejesz na pewno wtedy pojedziemy tam i zrobimy sobie wakacje od wszystkiego co ty na to?-usłyszałam mruknięcie-Robin?... Dostałam tam dwupiętrowy domek. Na dole jest kuchnia i łazienka choć kuchnia połączona jest z salonikiem na górze są dwie sypialnie i przedpokój. Idealnie na nasze wakacje? Może zabrałbyś ze sobą Blacky? Pogodziłyśmy się. Odkąd nasze wymiary się złączyły jesteśmy tak jakby w jednym. Ja zabrałabym Barrego. Możecie za sobą nie przepadać ale mnie to nie interesuje.-udawałam focha ale po chwili roześmiałam się.-wiesz co braciszku? Zadzwoń jak się obudzisz. Wpadnę jutro.-wstałam i chciałam odejść ale dalej mnie trzymał-puść...proszę.-zrobił to znaczy poluzował uścisk. Wyszłam z Sali a potem ze szpitala. Obok ściany stał pies duży, czarny pies. Gdy przechodziłam przez ulicę zaczął iść za mną wiedziałam że to moja wcześniej wspomniana przyjaciółka Blackwolf ale nie odezwałam się. W końcu zaczęła się łasić
-jest w śpiączce. Ale wydaje mi się że niedługo się obudzi.
Spojrzałam na psa zwiesił głowę i szedł przy nodze.
-powiedziałam mu że zrobimy sobie wakacje w Wakandzie jak tylko się obudzi.-dodałam.-chyba zrozumiał że jest moim bratem.-po chwili obok mnie szła dziewczyn mojego wzrostu z czarnymi do pasa włosami.-dalej nie rozumiem dlaczego ludzie nie zwracają na to uwagi.-chodziło mi oczywiście o przemianę Black. Czy naprawdę nie ma różnicy czy idzie obok ciebie pies czy dziewczyna? Serio?-mieszkalibyśmy w moim domku. Dla nas byłoby w sam raz mam dwie sypialnie a domek jest w miarę w centrum...
-Rena. Ty nie wiesz kiedy się obudzi. Nie wiesz czy w ogóle...
-obudzi się. Nie wmawiaj mi że tak nie jest!-krzyknęłam-kocham go i jeżeli się nie obudzi to sama wykopie mu grób.
-ale ty jesteś głupia-zaśmiała się Wilczyca.-też chce żeby się obudził Rena...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro