pająk i...Nie żyjesz...
-tato...
-jasne jasne wychodzę.-wyszedł
-co ty robisz?!
-ratuje swój świat!!!-krzyknęła
-ja ratuje swój!-krzyknęłam a ona zaczęła migać na różne kolory.-Mija?
-oddaj klucz.-otworzyłam medalik a z niego wyszedł wielki biało czarny pająk
-AA AAA!!!-ugryzł mnie a ona złapała go w słoik
-i co się drzesz?-zapytała podniosła klucz ziemi-dzięki-obróciła go w palcach i spojrzała na Bee.-jedziemy. pa Siostrzyczko.-znów zamigotała-złapała się za klatkę piersiową wyprostowała się i wyszła-przemyj to czymś-krzyknęła i odjechała wjeżdżając do portalu.spojrzałam na słoik
-jesteś ohydny.-mruknęłam i weszłam do swojego pokoju.postawiłam go na biurku.
-jesteś wolna?-usłyszałam za drzwiami
-tak jasne wchodź.-mruknęłam pisząc na kompie-co?
-gdzie jesteś?
-tutaj. przy kompie siedzę.
-nie rób ze mnie idioty.
-Barry-oparłam rękę na oparciu fotela.
-ty...nie no znowu zniknęła-spojrzałam na rękę...znaczy na chyba rękę bo nic tam nie było...
-Barry!!! ja znikam!!!
-nigdzie nie znikaj.zaraz zadzwonię do...Olivii czekaj. nie wychodź rozumiesz?
-jasne.-złączyłam ręce i rozłożyłam. pomiędzy nimi stworzyło się dziwne...pole siłowe. odetchnęłam głęboko a ono zniknęło.
-super-usiadłam na ziemi wistnęłam bo znów zrobiłam się niewidzialna.
-musisz oddychać.-w drzwiach stanęła kobieta z blond włosami
-kim?
-spróbuj .-odetchnęłam głęboko i znów stałam się widzialna. wstałam.-sama musisz się tego nauczyć.
-kim jesteś?-zapytałam
-Madeline Wayne.-uśmiechnęła się słodko. kręciłam głową patrząc na ziemie. spojrzałam na nią
-nie żyjesz...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro