24 +bonus
nie sądziłam że taka dziewczyna jak Mamba wiecznie roześmiana wybuchowa itd może stać się taką spokojną matką, żoną i blondynką w fartuszku.
-ale się zmieniłaś...-zaczełam
-ty też...nie myślałam ze się zjawisz.
-miałam wolny czas.
-och jasne. znow jesteście razem. to słodkie.
-a ty masz synka.
-i córkę-wtrąciła a z pokoju z słuchawkami na uszach wyszła około 11latka.
-Miki- podniosła głowę i spojrzała ma mamę.
-dzień dobry-przywtała nas a ja zaśmiałam się cicho i usiadłam obok Flasha na kanapie w tym samym momencie w którym zadzwonił mi telefon. szybko odebrałam.
~muszę wracać do siebie-usłyszałam głos Pitera.
--gdzie?
~no do...wiesz Nowego Yorku. Ciocia się martwi obiecałem że wrócę niedługo.
--dobra no to papatki
~dzieki pa
-kto to?-zapytała Mamba podnosząc syna na ręce i podchodząc do nas i siadając na kanapie.
-Peter musiał wracać szybciej do siebie i ten...no wiesz zresztą.
-a jak w pracy?-zapytała.
-katorga,udręka i kompletny bałagan. Gdybyś ty widziala moje biuro to byś nie uwierzyła.-położyłam ręce na kolanach i westchnęłam.-gdzie reszta ADHD?
-no wiesz...mieszkam tu tylko ja. Kolorowe ściany i zasprejowane meble odnowiłam i teraz jest jak jest. Rozjechali się jakieś 2 lata temu. Wiesz kiedy zniknęłaś.
-wszyscy odeszli?
-no Amiś z tego co wiem pracuje w tym klubie niedaleko centrum. Tylko ona odzywała się.
-a...ommm....
-czasami tak bywa nic z tym nie zrobimy Mamba-powiedział Barry i spojrzał na dziewczynkę w słuchawkach. Ona również na niego spojrzała i zlustrowała go wzrokiem. Wystukała coś w telefonie i znów na niego spojrzała. Gdy zauważyła że nie odwraca wzroku spuściła lekko głowę w dół a włosy spadły jej na twarz.
-Fla...Barry-odezwała się Mamba-powiedział coś do picia?
-tak kawę jeśli możesz-odpowiedział a Miki podniosła głowę. Usiadła na pufie w rogu pokoju.
-xlaczego mama powiedziała Fla?
-to jest...tajemnica-odpowiedzialam. Barry kiwnął głową a ja spojrzałam przez okno.
*
*
*
*
*
Minęło 5 miesięcy od dnia kiedy byliśmy u Mamby. Mój brzuch był bardzo widoczny i teraz Barry zakazał mi chodzenia do pracy: ,,bym się nie przemęczała,, oraz: ,,stres źle wpłynie na dziecko,,. Tak więc chodzę sobie po domu i przestawiam wszytko na inne miejsca by za godzinę znów wróciły tam gdzie stały. Gdy do domu przyszedł Barry ja stałam przed szafą i patrzyłam na nią bezwyrazu.
-co tam kochanie?-zapytał gdy podszedł do mnie i mnie przytulił.
-co?-odwrociłam się -o wróciłeś-powiedzialam i się uśmiechnęłam-w kuchni masz kawę.
-dziekuje-powiedzial ale zatrzymał się i spojrzał na mnie.-a co robiłaś przez cały dzień?
-wyszlam z domu przebrałam się w mój kostium i poszłam na ciastko z Jokerem. Biedny facet wiesz że zerwał z Harley?-udawałam smutną.
-a czyli serial?
-no dokładnie. Dlaczego zabrania szkoły mi chodzić do pracy?!
-no za miesiąc będę tatą i nie chce żeby coś tobie i jemu się stało.
-no wiem...dobrze
Jakiś czas później...
Siedzimy w domu a ja trzymam na rękach małego Leona i co chwila zerkałam na Rover śpiąca w łóżeczku obok. Bliźniaki były niemal identyczne jedyne co ich różniło to kolor oczu. Leon miał zielone po Barrym a River miała bardziej szare.
Usłyszałam otwieranie zamka i po chwili w drzwiach salonu pojawił się Barry.
-cześć słońce-zabrał odemnie Leona i przytulił do siebie-jaki duży chłopiec tak-zaczal się z nim bawić. Uśmiechnęłam się.
Pisać historię dzieci czy dalszą Reny?
*Dla ludzi którzy stwierdzili że chcą od razu historię dzieci*
Rudowłosa kobieta podała dzieciom plecaki i pocałowała je w policzek.
-tylko grzecznie w szkole!-krzyknełam za nimi.
-dobrze mamo!-odkrzyknela dziewczyna. Jej brat gdy tylko mama się odwróciła poczochrał dziewczynie włosy.
-przestań! Bo pójdę do mamy!
-bo pójdę do mamy-przedrzeźniał ją.
-Leon!
-River!
-dzieciaki?-uslyszeli przed sobą a gdy podnieśli głowy zobaczyli wysokiego i w miarę umięśnionego mężczyznę który do Leona był bardzo podobny.
-cześć ta.to-powiedzieli obydwoje i wsiedli do samochodu.
-tylko mi się tam nie bić-powiedział mężczyzna i odpalił auto. Barry spojrzał jeszcze w lusterko na dzieciaki i ruszył przed siebie. River oparła głowę na ramieniu brata. Gdy wyjechali z posiadłości Wayne Manor usłyszeli pierwsze krople deszczu na dachu auta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro