23
-Więc zostałem wujkiem?!-krzyknął
-nie ekscytuj się tak. Jeszcze całe 7 miesięcy.
-no tak jasne...-zamyslił się.-ale będę wujkiem!
-och Robin-dziewczyna w jego wieku o jasnych włosach za tyłek i ubrana w czarne getry i Cropp top w kolorze miętowym.
-wiec wy też planujecie swoje życie razem?-zapytałam rozbawiona tym jak przytulił swoją dziewczynę.
-jezcze nie wiem. Chodzimy ze sobą od prawie roku ale to wiesz...-ona chyba nie była wtajemniczona w nasz ,,magiczny,, świat.
-nie chce was wyganiać ale za dwadzieścia pięć minut mam wywiad i ogłoszenia dla Gotham więc muszę iść.
-jasne. Umówimy się później.-pomachała mi a Robi mnie przytulił i wyszli. Ubrałam się w białą zwiewną sukienkę i szpilki. Zawiązała włosy w luźnego koka i wyszłam do ludzi.
-witam się mieszkańcy Gotham. Dzisiaj jest ten wspaniały dzień gdzie mogę wam powiedzieć jak nasze miasto się zmieniło. Otworzyliśmy place zabaw dla dzieci, zrobiliśmy remonty starych kamienic. A całe Gotham zostało rozświetlone.
-opowiedź nam jak to się stało że tak młoda dziewczyna przejęła biznes ojca?
-dlaczego od tak dawna pani ojciec się nie pokazuje?
-pani z racji swojego miejsca może nam powiedzieć gdzie jest Batman?
To ostatnie zbiło mnie z nóg.
-nie wiem gdzie teraz znajduje się nasz stary bohater Gotham. Nikt tego nie wie więc policja i wojsko faja specjalne szkolenia.
-Batman miał córkę czy zniknął razem z nią? A może to nie była jego córka?
-ja...ja...
-Dziękuje to koniec wywiadu-dwoch ochroniarzy zabrało mnie z podestu na którym stanęła Domi (centaurzyca) która dzięki zaklęciom sprawiła że jej końskie nogi zamieniły się w ludzkie. Ale może je pokazywać.-chcialabym powiedzieć że stale nadzoruje przebiegajace w bazie szkolenie policji Gotham. Nie musicie się o to martwić...-zamną zamknęły się drzwi i słyszałam tylko przytłumione krzyki ludzi. Usiadłam na kanapie w holu i zrzuciłam szpili z nóg. Łzy poleciały mi z oczu. Ojciec miał tutaj być! Nie w żadnym innym wymiarze! Obok recepcji stanął Barry i spojrzał na mnie. Nie odzywała się. Usiadł na picie obok kanapy i siedział. Podał mi chusteczkę a ja wytarłam łzy.
-to dla wszystkich jest ciężkie. Zniknięcie ich bohaterów tak nagle i bez zapowiedzi. Wiem że może moje słowa nic nie zmienia ale...przykro mi Rena. Przykro mi że nie mogłem nic zrobić. Że mnie tu z tobą nie było. Dla mnie był tylko gościem w masce i pelerynie który stracił rodziców i stał się obrońca Gotham. Ale dla ciebie była to jedyna rodzina. Ale masz nas. Przyjaciół. Jeżeli tylko będziesz chciała wszyscy zjawimy się by ci pomóc.-spojrzalam na niego.
-dziękuje Barry. Ale syndrom ojca ci się włączył?-zaśmiał się pod nosem i przytulił mnie.
-golabki. Mamy jeszcze dzisiaj obiad z szefem sztabu generalnego i dyrektorem jakieś firmy. A potem spotkanie z pisarka dla dzieci.
-kopytko kiedy stałaś się lepszą sekretarka i zarządcą niż Peter?
-ja jestem Kawowym nie czepiają się.-przez hol przeszedł chłopak trzymając w ręce kawę i telefon.-jadne załatwione. Ale dzisiaj jest cały dzień zajęta.
-halo?-odezwała się Domi do telefonu.-nie dzisiaj o 16. Chce pan przełożyć? Tak ale termin jest dopiero w środę. Oczywiście. Tak będzie pasować. Nie nie dzisiaj jest zajęta. Cały dzień tak. No oprócz tej 16. Dobrze powiadomie jaka to by była godzina?-weszła do swojego małego biura.
-kawa-Peter podał nam kubki-doyknął palcem słuchawki w uchu.-tak. co chcesz? 16? Dobra. -Rena masz wolna godzinę ten cały Garet odwołał spotkanie.
-okay. Powiedz Dominice żeby napisała do tej pisarki że może przyjechać wcześniej-pokiwał palem w moją stronę
-zrobi się. Nie głupia przecież nie mówię do ciebie! Przełóż spotkanie Kawa? Jasne mam czas...-wyszedl a ja się zaśmiałam.
-zawsze tak jest?
-nie. Bardzo rzadko ale jak mam masę spotkań to oboje są ,,w pracy,,.
-rozumiem.
Na spotkaniu...
-dzień dobry-przywitałam się wchodząc do pokoju w którym siedziała dziewczyna w moim wieku.
-O dzień dobry. Strasznie trudno się go pani dostać.
-dzisiaj jest całkowite urwanie głosy a wieczorem przyjeżdżają znajomi więc musiałam przełożyć pani spotkanie.
-jestem Peny
-Renesme-podalysmy sobie ręce.
-napiłam książki o tym magicznym świecie który znają tylko dzieci ale obydwa wydawnictwa ja odrzuciły bo zaczyna się tragicznym wypadkiem.
-och proszę się nie przejmować. Jeżeli nie tu to może w Metropolis?
-tacy ludzie jak ja nie mają tyle pieniędzy. Mieszkam w jednej z tych kamienic które były odbudowywane ostatnio. Uczę się a dodatkowo pracuje na nocki w sklepiku spożywczym na rogu.
-dobrze. Jezeli chcesz mogę wysłać twoja książkę do starych znajomych w Metropolis. Oni mają znajomości. Jeżeli dobrze pójdzie do przyszłego wtorku twoja książka będzie już stała w księgarniach.
-naprawde?! Och dziękuję!
-dobrze możesz zostawić mi tu pendrive a ja go wyśle. A teraz musimy kończyć bo jestem umówiona.
-jasne dziękuję jeszcze raz.-wyszla a ja poczłapalam na górę do pokoju i padłam na łóżko.
-ojoj i co mu zrobimy-zasmial się Barry.
-zamknij się. Jestem wykończona a jeszcze te urodziny Mamby...
-powiedź jej że nie dasz rady.
-nie widziałyśmy się od paru dobrych lat nie mogę jej wystawic-powiexzialam rzucając szpilki w kąt.
-jak chcesz-podszedl do szafy. Miał jeszcze mokre włosy po kąpieli. Ubrałam czarne getry z wysokim stanem i koszulę. Ogarnęłam moje włosy i wyprostowałam je.
-dlugo jeszcze?-usłyszałam zza drzwi łazienki.
-poczekaj-psiknelam się perfumami MM i wyszłam.-mozemy iść-zlapałam moja torebkę i wyszliśmy z pokoju. Gdy Barry zamykał drzwi w ścianę uderzyło coś małego. Odwracałam to. Batarang. Otwierany jak ten mój. Spojrzałam na chłopaka i wrzuciłam przedmiot do torebki.
-już?
-tak-oparłam i wyszliśmy po chwili wsiadając do samochodu.-szkoda mi tej Peny. Ma wspaniały talent ale nie ma jak go rozwijać.
-zaproponuj jej pracę u siebie. Będzie mieć kasę na szkole, na mieszkanie a dodatkowo możesz jej zaproponować pracę z taką ilością godzin że będzie miała czas na naukę i pisanie-powiedział wychylając głowę i opierając się na kierownicy.
-może faktycznie masz rację.-zamilkłam.
20 minut później byliśmy na miejscu. Stara kamienica z grafitti na ścianie. Całe ADHD mieszkało tu od dawna. Byłam prawie pewna że w środku nic się nie zmieniło.
Myliłam się. Gdy weszliśmy do środka czuć było już zapach pieczonego kurczaka. Ściany były świeżo pomalowane a na podłodze były dębowe panele. Zamiast pomazanych sprayem kloszy nad naszymi głowami wisiał piękny żyrandol kryształowy. Kanapy były obite jakimś miękkim materiałem a zdjęcia ADHD wisiały w wielo ramkowej ramce na ścianie nad kanapą. Wtedy salon i pokoje były kolorowe i pełne grafitti. Z kuchni po usłyszeniu otwieranych drzwi wyszła blondynka z różowymi końcówkami. zmierzyła mnie wzrokiem a zza jej nogi wystawała głowa małej dziewczynki.
-Rena?]
-Mamba?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro