Rozdział 44
– Powinniśmy siedzieć teraz z Aniel, a nie tym nadętym bucem – szepnęła do mnie Abigail, na co westchnąłem nieznacznie.
– Doskonale wiesz, że ona potrzebuje spokoju – odpowiedziałem tak samo cicho.
Aniel była osobą uwielbiającą spokój i życie w samotności. Uwielbiała trenować sama, jeść sama, czy nawet walczyć sama, pomimo że zagrażało to jej życiu. W czasie, w którym dane było mi ją poznać, dowiedziałem się, iż dziewczyna była typem, który nie potrzebuje przyjaciół, ani rodziny. A jednak z powodu Isaac'a wpadła w żałobę, jakiej jeszcze świat nie widział.
– Chcesz nam powiedzieć. – Mój ojciec zgromił mnie wzrokiem, a następnie znów spojrzał na Gabriela. – Że w rezultacie to nie Aniel cię uratowała, a sam Isaac?
Westchnąłem rozglądając się po pomieszczeniu. Siedzieliśmy wszyscy, czyli ja, Abigail, mój ojciec, Gabriel oraz Arie w jednej z sal konferencyjnych. Archanioł postanowił wytłumaczyć nam ich nagłe przybycie oraz przebieg wydarzeń z jego punktu widzenia. Ojciec Aniel zadecydował również, iż dziewczyna ma pójść do własnego pokoju i „wreszcie się ogarnąć". Po historii, którą usłyszałem, byłem na niego wściekły, ponieważ nie mogłem uwierzyć, że ktoś kto powinien ją wspierać w tak trudnym momencie może być tak wyprany z uczuć.
Owszem, może i byłem prawie że jedyną osobą, która domyślała się, że między Aniel oraz Isaac'iem coś było, jednak kazanie się jej „ogarnąć" tuż po śmierci, nawet i przyjaciela było wręcz bezduszne. Przeczesałem dłonią włosy, obserwując Gabriela, który wydawał się aż nazbyt wyluzowany.
– I chcesz powiedzieć, że nie żyje? – upewnił się Arie, a mężczyzna przytaknął głową. Wilkołak oparł się o siedzenie i uśmiechnął się.
– Zważając na to w jaki sposób jesteś związany z Aniel to wcale bym się nie cieszył – prychnął Gabriel, na co spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem.
– Co sugerujesz? – Uniosłem brew.
– Archanioły to zdecydowanie najpotężniejsze istoty – westchnął. – Jednak coś za coś. Wszystko odczuwamy dwa razy mocniej, a miłość przeżywamy tylko raz. Może i nie znam Aniel tak jak wy, jednak mam prawo sądzić, że właśnie tą miłość straciła.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc.
– Jakie są tego konsekwencje? – spytała Abi przyglądając mu się uważnie.
– Podobne, co u wilkołaków. – Wzruszył ramionami, a Arie cały się spiął. – Długotrwała żałoba, nieprzespane noce, zaprzeczanie. Po paru latach niezły obłęd spowodowany widzeniem go w snach, a czasem na jawie. W końcu po tylu latach czeka ją śmierć, zapewne samobójstwo.
– Więc dlaczego jesteś taki spokojny, gdy to mówisz? – prychnąłem wyczuwając narastającą złość.
– Ponieważ to wszystko spotkałoby ją na ziemi. – Spojrzał na mnie uśmiechając się. – A ja nie pozwolę jej tu zostać.
– Słucham? – Arie zerwał się z miejsca, a jego oczy zmieniły barwę. Przełknąłem ślinę zdając sobie sprawę, co złość wilkołaka może spowodować.
– To nie jest miejsce dla niej – tłumaczył. – Chcę zabrać ją do nieba, do jej prawdziwej rodziny. Mam zamiar usunąć jej wspomnienia, aby godnie mogła reprezentować naszą rasę.
Aniel POV's
Śmierć bliskiej nam osobą jest stratą nie do opisania. Z doświadczenia wiem, że siła przeżywanej straty, zależy od głębokości relacji ze zmarłą osobą. Bądź zamordowaną. To w jaki sposób żałoba oddziałuje na nas samych jest powodem wielu czynników. Jednym z nich jest sposób w jaki pożegnaliśmy się z tą osobą oraz czy wszelkie sprawy zostały wyjaśnione. A jeśli tych dwóch rzeczy zabraknie?
Zaszlochałam cicho, a moje łzy spadły na poduszkę.
Żałoba jest procesem indywidualnym, przypominającym o tym, że danej osoby już nigdy nie zobaczymy. Nie zobaczymy jej uśmiechu, nie usłyszymy jej głosu, nie poczujemy jej dotyku. Moim zdaniem, żałobę można podzielić na kilka faz, które z dnia na dzień się pogłębiają.
Pierwsza – zaprzeczasz temu co się wydarzyło próbując w logiczny sposób wytłumaczyć, że śmierć danej osoby to tylko wytwór twojej głupiej wyobraźni, która postanowiła splatać ci figla. Masz wrażenie, że wszystko wróci do normy, zaraz znów usłyszysz jego śmiech, dzięki któremu twoje życie znów nabierze sensu.
Druga – emocje wychodzą na wierzch. Następuje płacz, wrzask i nieukrywana rozpacz, która pchnie cię dalej wiedząc, że już nie ma powrotu. Poszukiwanie osła ofiarnego, który ukoi twój ból, nie ważne w jaki sposób. Mogą również ukazać się myśli, że bez danej osoby już nie damy sobie rady, jakby to ona była sensem naszego życia, pomimo że najczęściej jest to gówno prawda.
Trzecia i chyba najgorsza – pogodzenie się ze stanem rzeczy. W końcu musisz zrozumieć, że życie to nie bajka, a on już nie wróci. Staje się twoją przeszłością, która już nigdy nie powróci. Z punktu czysto psychologicznego nie powinniśmy żyć przeszłością, ponieważ to może nas niszczyć. Jednak co jeśli właśnie to podtrzymuje nas na duchu? Żyjesz wspomnieniami, jakby to one były twoimi prawdziwym życiem i właśnie to nadaje sens twojej marnej egzystencji.
Spojrzałam w sufit uwalniając jedną z ostatnich łez. Kilka godzin po śmierci Isaac'a, weszłam w fazę drugą. W tym momencie byłam pewna, że nie żył, a moja panika wydała się taka żałosna. W końcu widziałam jak upadał, a następnie wyzionął ducha. W jednej sekundzie był, a w drugiej już nie.
Przed oczami stanął mi obraz martwego Isaac'a, który z otwartymi oczami leży na polance, a krew z jego rany skapuje na trawę.
– Kap, kap, kap – szepnęłam, a następnie zaśmiałam się bez cienia rozbawienia. – Przepraszam Isaac.
Miałam wrażenie, że to wszystko było moją winą. W końcu, gdyby nie ja chłopak nie zszedłby do Piekła ratując mój przeklęty tyłek. Gdyby nie ja, Isaac nadal miałby tą cholerną krew wampira i na spokojnie mógłby się uratować. Gdyby nie ja, nie zdradziłby Cartera, który pod wpływem emocji postanowił go zabić. Gdyby nie ja...
Tak, to wszystko było moją winą. Wszystko, co go spotkało było z mojej winy. W dodatku ty nadal żyłaś. Prychnęłam przysłuchując się moim żałosnym myślom. Tak, zdecydowanie były żałosne. Ja byłam żałosna.
– A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? – szepnęłam sama do siebie upewniając się, że w tym momencie zaczynam wariować. – Że zaczynałam się otwierać. Do jasnej cholery, ja lubiłam jego obecność.
Była to bolesna prawda. Od samego początku, od momentu, gdy pierwszy raz na niego spojrzałam, lubiłam z nim przebywać. Fakt, był osobą cholernie irytującą i zapatrzoną w siebie, jednak ja nie byłam lepsza. W rezultacie nie dostrzegłam, jaką cudowną osobą był. Bronił mnie nawet, gdy tego nie potrzebowałam. Był przy mnie nawet, gdy nie musiał.
Dlaczego dopiero jego śmierć otworzyła mi oczy udowadniając jak bardzo go potrzebowałam i jak bardzo... pragnęłam jego bliskości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro