Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

Następny rozdział w ramach tak długiej przerwy 🙆‍♀️

Lucyfer prychnął na moje słowa, a następnie tym swoim powolnym krokiem zbliżył się do mnie. Nogą przewrócił mnie na plecy przez co cicho syknęłam z bólu.

– Pomimo, że to ty właśnie leżysz i płaczesz z bólu myślałem, że łatwiej będzie cię pokonać – rzekł lekko się krzywiąc. – Twój ojciec był co prawda zdecydowanie lepszy, ale ty też dałaś radę. Wiesz, że jego ostatnim słowem było twoje imię? Jeszcze wtedy myślałem, że tu chodzi o jakąś kochankę, czy coś w tym stylu. – Przykucnął uśmiechając się szerzej. – Ale w końcu po kilkunastu latach tortur udało mi się dotrzeć do jego myśli. Wtedy zrozumiałem, że chodziło o córkę. Cieszyłem się jak małe dziecko zdając sobie sprawę, że gdzieś tam daleko jest młodsza, żeńska wersja Gabriela. Nie mogłem się doczekać, aż cię poznam.

Westchnął i rozmarzonym wzrokiem spojrzał na ścianę. Pomimo, że już od początku miałam podejrzenia, że Lucyfer nie należy do normalnych psychicznie stworzeń, w tym momencie miałam pewność, że tak jest.

– Oj proszę nie rób takiej smutnej miny. – Poklepał mnie po policzku. – Gdy umrzesz będzie po wszystkim. Kto wie, co znajdziesz po drugiej stronie. Potraktuj to jako przygodę.

Mrugnął do mnie, a następnie wyjął miecz. Z całej siły wbił mi go w to samo miejsce, gdzie poprzednio laskę. Otworzyłam usta, jednak z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Zamknęłam oczy zupełnie się poddając. Wiedziałam przecież, że nie miałam już żadnych szans, aby to wygrać. Bolał mnie nawet każdy oddech, przez co kolejny i kolejny był coraz to płytszy, i coraz większa torturą.

Nagle jednak usłyszałam krzyk Lucyfera. Natychmiastowo otworzyłam oczy i ze zdziwieniem dostrzegłam jak w jego klatkę piersiową zostaje wbity miecz, a następnie wyjęty.

– Może to ty potraktuj śmierć jako przygodę – usłyszałam dobrze znamy mi głos, przez co w moich oczach automatycznie pojawiły się łzy.

Lucyfer upadł na podłogę już ledwo żywy, a ja dzięki temu mogłam spojrzeć na Isaac'a. Chłopak ostatni raz spojrzał na swojego ojca, w następnie podszedł do mnie i uklęknął.

– Jesteś idiotką Aniel – szepnął odgarniając mi włosy z twarzy. – Tak wielką idiotką.

Przełknęłam ciężko ślinę próbując skupić się na oddychaniu. Chłopak wyciągnął z kieszeni jakąś fiolkę, którą natychmiastowo odkręcił i przystawił mi do ust.

– Proszę cię wypij to. – Dotknął mojego policzka, a nasze spojrzenia się skrzyżowały.

– Co to? – spytałam słabym głosem.

– Wypij. – Uśmiechnął się, jakby sobie coś przypominając. – Przecież cię nie otruje.

Otworzyłam lekko usta pozwalając Isaacowi wlać mi czerwoną, gęstą ciecz do gardła. Skrzywiłam się czując gorzko metaliczny smak. W tym czasie chłopak wyciągnął miecz z mojego brzucha, a ja wyczułam jak rana z zaskakującym tempie się goi, a moje kości znów lądują na swoje miejsce. Zamrugałam parę razy oczami czując się sto razy lepiej i jakby nowo narodzonym.

– Jednak mi ufasz – burknął, a wspomnienie z celi Caidosów uderzyło we mnie ogromną siłą. Chcąc, nie chcąc uśmiechnęłam się. 

– Nie czuj się zbyt wyjątkowo – mruknęłam, na co Isaac uśmiechnął się. Podniosłam się do pozycji siedzącej nadal nie mogąc uwierzyć, że ogromny ból zniknął w tak szybkim tempie. Spojrzałam na chłopaka, który przyglądał mi się z głupim uśmiechem, a następnie na brzuch, gdzie powinna znajdować się rana i znów na niego. – Co mi dałeś?

Isaac westchnął.
– Krew pierwszego wampira. – Zaśmiał się szczerze widząc moją minę, a mi za to zebrało się na wymioty, gdy tylko pomyślałam, że właśnie wypiłam krew jakiejś tysiącletniej pijawki. – Dał mi ją na czarną godzinę.

– Krew wampira? – Uniosłam brew. – Świetnie, wręcz wspaniale.

Skierowałam wzrok na Lucyfera, który leżał już najprawdopodobniej martwy. Lekko krzywym krokiem podeszłam do niego, aby mieć pewność.

– Zabiłeś własnego ojca.

– A no tak – prychnął, a ja spojrzałam na niego. – I nie ma za co Aniel, przecież tylko uratowałem ci życie.

– Myślę, że to wynagradza twoje wszelakie kłamstwa – rzekłam z poważną miną, na co ten przegryzł wargę. Moja złość na chłopaka znów sie pojawiła. – Chcę wiedzieć, dlaczego. Dlaczego nic nie mówiłeś?

– Bo nie pytałaś – powiedział, a ja miałam ochotę uderzyć go w twarz.

– Ale nie zaprzeczałeś, gdy mówiłam o tobie jako o złym aniele – warknęłam, jednak zaraz potem wzięłam głębszy oddech, aby się uspokoić. Doskonale widziałam, że kłótnią nic nie wskóram.

– Komu byś bardziej zaufała? – spytał nagle patrząc mi w oczy. – Do kogo byś się bardziej przekonała i do kogo byłabyś w stanie poczuć cokolwiek? Do Złego Anioła, czy syna Lucyfera – największego i odwiecznego wroga twojej rodziny. Jestem synem, kogoś kto rozbił twoją rodzinę, zabił siostrę twojego przyjaciela i uwięził twojego ojca na osiemnaście lat. – Zrobił krok w moją stronę. – Byłabyś w stanie mi zaufać, gdybym powiedział ci prawdę?

– Sam mówiłeś, że dzieci nie płacą za grzechy rodziców.

– Powiedziałem tak, abyś nie poszła się zabić. Doskonale wiesz jaka jest prawda.

– Isaac ja... – Spojrzałam raz jeszcze na Lucyfera. Zamknęłam oczy, aby raz jeszcze wszystko przetrawić. Choć trudno było mi to przyznać Isaac miał racje. Gdybym tylko dowiedziała się, nie ważne w którym momencie, odwróciłabym się od niego nie pozwalając na wyjaśnienia. Zrobiłabym tak, jak zrobiłam to wcześniej.

– Dziękuję – rzekłam w końcu znów spoglądając na niego.

– Nie ma za co. – Uśmiechnął się lekko, a następnie sięgnął laskę. – Chyba już czas uwolnić twojego ojca.

– Poczekaj chwilę – powiedziałam, a ten spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nie dając sobie następnej sekundy na zastanowienie się i pomyślenie, czy dobrze robię podeszłam do niego i przycisnęła swoje wargi do jego. Chłopak oparł przedmiot o pobliską kolumnę, a następnie złapał mnie za biodra mocno przyciągając do siebie.

– Za co to? – spytał, a ja wyczułam, że się uśmiecha.

– Za to, że pojawiłeś się w moim życiu – mruknęłam. – Za to co dla mnie zrobiłeś, nie powinnam w ciebie wątpić.

Isaac pocałował mnie raz jeszcze, a ja z każdą sekundą czułam, że właśnie tak powinno być. Ja i on. Wszystkie złe uczucia kierowane przez te kilkanaście godzin w stronę chłopaka zniknęły i zastąpiły je o wiele bardziej pozytywne, jak radość i ufność.

– Chcę spróbować – mruknął, a ja spojrzałam na niego pytająco. Dotknął mojego policzka patrząc wprost w moje oczy. – Chcę spróbować być z tobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro