Rozdział 40
Następny rozdział w ramach tak długiej przerwy 🙆♀️
Lucyfer prychnął na moje słowa, a następnie tym swoim powolnym krokiem zbliżył się do mnie. Nogą przewrócił mnie na plecy przez co cicho syknęłam z bólu.
– Pomimo, że to ty właśnie leżysz i płaczesz z bólu myślałem, że łatwiej będzie cię pokonać – rzekł lekko się krzywiąc. – Twój ojciec był co prawda zdecydowanie lepszy, ale ty też dałaś radę. Wiesz, że jego ostatnim słowem było twoje imię? Jeszcze wtedy myślałem, że tu chodzi o jakąś kochankę, czy coś w tym stylu. – Przykucnął uśmiechając się szerzej. – Ale w końcu po kilkunastu latach tortur udało mi się dotrzeć do jego myśli. Wtedy zrozumiałem, że chodziło o córkę. Cieszyłem się jak małe dziecko zdając sobie sprawę, że gdzieś tam daleko jest młodsza, żeńska wersja Gabriela. Nie mogłem się doczekać, aż cię poznam.
Westchnął i rozmarzonym wzrokiem spojrzał na ścianę. Pomimo, że już od początku miałam podejrzenia, że Lucyfer nie należy do normalnych psychicznie stworzeń, w tym momencie miałam pewność, że tak jest.
– Oj proszę nie rób takiej smutnej miny. – Poklepał mnie po policzku. – Gdy umrzesz będzie po wszystkim. Kto wie, co znajdziesz po drugiej stronie. Potraktuj to jako przygodę.
Mrugnął do mnie, a następnie wyjął miecz. Z całej siły wbił mi go w to samo miejsce, gdzie poprzednio laskę. Otworzyłam usta, jednak z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Zamknęłam oczy zupełnie się poddając. Wiedziałam przecież, że nie miałam już żadnych szans, aby to wygrać. Bolał mnie nawet każdy oddech, przez co kolejny i kolejny był coraz to płytszy, i coraz większa torturą.
Nagle jednak usłyszałam krzyk Lucyfera. Natychmiastowo otworzyłam oczy i ze zdziwieniem dostrzegłam jak w jego klatkę piersiową zostaje wbity miecz, a następnie wyjęty.
– Może to ty potraktuj śmierć jako przygodę – usłyszałam dobrze znamy mi głos, przez co w moich oczach automatycznie pojawiły się łzy.
Lucyfer upadł na podłogę już ledwo żywy, a ja dzięki temu mogłam spojrzeć na Isaac'a. Chłopak ostatni raz spojrzał na swojego ojca, w następnie podszedł do mnie i uklęknął.
– Jesteś idiotką Aniel – szepnął odgarniając mi włosy z twarzy. – Tak wielką idiotką.
Przełknęłam ciężko ślinę próbując skupić się na oddychaniu. Chłopak wyciągnął z kieszeni jakąś fiolkę, którą natychmiastowo odkręcił i przystawił mi do ust.
– Proszę cię wypij to. – Dotknął mojego policzka, a nasze spojrzenia się skrzyżowały.
– Co to? – spytałam słabym głosem.
– Wypij. – Uśmiechnął się, jakby sobie coś przypominając. – Przecież cię nie otruje.
Otworzyłam lekko usta pozwalając Isaacowi wlać mi czerwoną, gęstą ciecz do gardła. Skrzywiłam się czując gorzko metaliczny smak. W tym czasie chłopak wyciągnął miecz z mojego brzucha, a ja wyczułam jak rana z zaskakującym tempie się goi, a moje kości znów lądują na swoje miejsce. Zamrugałam parę razy oczami czując się sto razy lepiej i jakby nowo narodzonym.
– Jednak mi ufasz – burknął, a wspomnienie z celi Caidosów uderzyło we mnie ogromną siłą. Chcąc, nie chcąc uśmiechnęłam się.
– Nie czuj się zbyt wyjątkowo – mruknęłam, na co Isaac uśmiechnął się. Podniosłam się do pozycji siedzącej nadal nie mogąc uwierzyć, że ogromny ból zniknął w tak szybkim tempie. Spojrzałam na chłopaka, który przyglądał mi się z głupim uśmiechem, a następnie na brzuch, gdzie powinna znajdować się rana i znów na niego. – Co mi dałeś?
Isaac westchnął.
– Krew pierwszego wampira. – Zaśmiał się szczerze widząc moją minę, a mi za to zebrało się na wymioty, gdy tylko pomyślałam, że właśnie wypiłam krew jakiejś tysiącletniej pijawki. – Dał mi ją na czarną godzinę.
– Krew wampira? – Uniosłam brew. – Świetnie, wręcz wspaniale.
Skierowałam wzrok na Lucyfera, który leżał już najprawdopodobniej martwy. Lekko krzywym krokiem podeszłam do niego, aby mieć pewność.
– Zabiłeś własnego ojca.
– A no tak – prychnął, a ja spojrzałam na niego. – I nie ma za co Aniel, przecież tylko uratowałem ci życie.
– Myślę, że to wynagradza twoje wszelakie kłamstwa – rzekłam z poważną miną, na co ten przegryzł wargę. Moja złość na chłopaka znów sie pojawiła. – Chcę wiedzieć, dlaczego. Dlaczego nic nie mówiłeś?
– Bo nie pytałaś – powiedział, a ja miałam ochotę uderzyć go w twarz.
– Ale nie zaprzeczałeś, gdy mówiłam o tobie jako o złym aniele – warknęłam, jednak zaraz potem wzięłam głębszy oddech, aby się uspokoić. Doskonale widziałam, że kłótnią nic nie wskóram.
– Komu byś bardziej zaufała? – spytał nagle patrząc mi w oczy. – Do kogo byś się bardziej przekonała i do kogo byłabyś w stanie poczuć cokolwiek? Do Złego Anioła, czy syna Lucyfera – największego i odwiecznego wroga twojej rodziny. Jestem synem, kogoś kto rozbił twoją rodzinę, zabił siostrę twojego przyjaciela i uwięził twojego ojca na osiemnaście lat. – Zrobił krok w moją stronę. – Byłabyś w stanie mi zaufać, gdybym powiedział ci prawdę?
– Sam mówiłeś, że dzieci nie płacą za grzechy rodziców.
– Powiedziałem tak, abyś nie poszła się zabić. Doskonale wiesz jaka jest prawda.
– Isaac ja... – Spojrzałam raz jeszcze na Lucyfera. Zamknęłam oczy, aby raz jeszcze wszystko przetrawić. Choć trudno było mi to przyznać Isaac miał racje. Gdybym tylko dowiedziała się, nie ważne w którym momencie, odwróciłabym się od niego nie pozwalając na wyjaśnienia. Zrobiłabym tak, jak zrobiłam to wcześniej.
– Dziękuję – rzekłam w końcu znów spoglądając na niego.
– Nie ma za co. – Uśmiechnął się lekko, a następnie sięgnął laskę. – Chyba już czas uwolnić twojego ojca.
– Poczekaj chwilę – powiedziałam, a ten spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nie dając sobie następnej sekundy na zastanowienie się i pomyślenie, czy dobrze robię podeszłam do niego i przycisnęła swoje wargi do jego. Chłopak oparł przedmiot o pobliską kolumnę, a następnie złapał mnie za biodra mocno przyciągając do siebie.
– Za co to? – spytał, a ja wyczułam, że się uśmiecha.
– Za to, że pojawiłeś się w moim życiu – mruknęłam. – Za to co dla mnie zrobiłeś, nie powinnam w ciebie wątpić.
Isaac pocałował mnie raz jeszcze, a ja z każdą sekundą czułam, że właśnie tak powinno być. Ja i on. Wszystkie złe uczucia kierowane przez te kilkanaście godzin w stronę chłopaka zniknęły i zastąpiły je o wiele bardziej pozytywne, jak radość i ufność.
– Chcę spróbować – mruknął, a ja spojrzałam na niego pytająco. Dotknął mojego policzka patrząc wprost w moje oczy. – Chcę spróbować być z tobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro