Rozdział 26.
Podchodzę do Jamesa, Nathana, Lucy oraz Abigail. W momencie, gdy jestem obok nich, śmiechy cichną, a gdy widzą moją zmartwioną minę, poważnieją.
– Coś się stało? – pyta Lucy zaniepokojonym tonem.
– Czy Raphael coś ci zrobił? – dodaje James, zbliżając się do mnie.
Kręcę głowa.
– Upadli tu są – przechodzę do sedna – Nie czujemy ich, bo dosypali nam czegoś do alkoholu.
Zabieram Jamesowi kieliszek i odstawiam go na stół.
– Skąd to wiesz? – pyta Abigail, jednak nie jest mi dane odpowiedzieć, ponieważ nagle słyszymy kobiecy krzyk.
Ktoś upada na podłogę, a obok niego można dostrzec Upadłego z zakrwawionym nożem.
– Nathan natychmiast zabierz stąd Lucy! – krzyczę, gdy zaczyna się robić zamieszanie.
Nie mam pojęcia, czy to robi, bo rozpętuje się piekło. Nie wiem, jednak kto jest wrogiem, ponieważ nie potrafię dostrzec Upadłych. Dopiero w momencie, gdy któryś mnie atakuje, bronię się. Używam pobliskiej butelki po szampanie i rozbijam ją. Atakuję mężczyznę ostrą końcówką. W końcu udaję mi się przejąć przewagę i bez zastanowienia wbijam mu ją w szyję. Upadły upada na podłogę, a ja zwinnie zabieram jego broń. Dla pewności podcinam mu gardło, a w tym samym czasie atakuje mnie kolejnych dwóch.
Na całe szczęście walka jest wyrównana, ponieważ tak samo, jak ja mają garnitury, bądź suknie, które ograniczają im ruchy. Poza tym mam przewagę nam nimi pod względem takim, że ja nie mam oporów. Czuję, że starają się nie zrobić mi krzywdy, by porwać mnie w jednym kawałku. W pewnym momencie wpadam w trans, który zdarzał się bardzo często w Sanguiser. Nie wiem, ilu zabiłam, nie wiem, ilu mnie atakuje oraz nie wiem, skąd udaje mi się wytrzasnąć kolejną broń.
Któryś jednak powala mnie nagle na ziemię. Upadam na szkło, jednak nie czuję bólu, zbyt napędzona adrenaliną. Nie wiele myśląc, biorę z ziemi największy kawałek ostrza i wbijam go w skroń Upadłego. Chcę wstać, szykując się do kolejnego ataku, jednak w pewnym momencie czuję przeszywający ból w lewym ramieniu. Wrzeszczę, wyrywając się z transu.
Patrzę na strzałę, która utknęła w moim ramieniu i nie mając wyjścia, natychmiast ją wyrywam. Oddycham ciężko, czując, jak z każdą chwilą tracę coraz więcej krwi. Mogę się jedynie modlić, by wszystkie żyły zrosły mi się szybciej i bym nie zemdlała, przekreślając swoją szansę na wygraną.
– Jesteś uparta. – Przede mną pojawia się kobieta, trzymająca w prawej ręce łuk. Od razu łączę fakty. – Dokładnie taka jak w trakcie tortur.
Wstaję, lekko się chwieją. Obraz mi się zamazuję, jednak daję radę zabić jeszcze jednego Upadłego, gdy ten próbuje mnie przytrzymać. Z kolejnym idzie mi gorzej, a jeszcze z kolejnym nie daję rady. Poddanie się nie jest w moim stylu, dlatego nawet w momencie, gdy upadam na kolana, staram się zrobić wszystko, by się bronić.
– Zabierzcie ją – słyszę tę samą kobietę – My dobijemy resztkę jej przyjaciół.
LUCY
Nathan nie daje mi dojść do słowa. Po prostu prowadzi w stronę mojego pokoju tak szybko, że nie nadążam.
– Nathan stój – mówię – Przestań! To boli!
Mężczyzna przystaje.
– Musisz być bezpieczna – odpowiada, nawet na mnie nie patrząc. – Staniemy dopiero wtedy, gdy będziemy w twoim pokoju.
Po tych słowach znowu mnie ciągnie i nie zważając na moje krzyki, popycha w stronę pomieszczenia.
– Mogłam wam pomóc! – krzyczę – Dlaczego marnujemy czas, gdy moglibyśmy im pomóc!
– Pomóc?! Przecież jesteś...
– Aniel nauczyła mnie, jak się bronić! Powinnam tam być i wam pomagać!
– Jesteś człowiekiem! – wybucha, a ja zamieram. – Kruchym, który nigdy nie dorówna Upadłemu! Musisz tu siedzieć, by być do cholery bezpieczna!
Mężczyzna dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, co powiedział. Na jego twarzy dostrzegalny jest grymas. Zbyt dobrze znam historię, by nie wiedzieć, co to oznacza.
– Nie jestem człowiekiem, a choruję przez co...
– Muszę iść – przerywa mi – To nie jest rozmowa na teraz. Nasi przyjaciele walczą na śmierć i życie.
– Więc mam tu siedzieć bezczynnie i mieć nadzieję, że nie umrzecie?!
– A jak to sobie wyobrażałaś? – cedzi, gdy do niego podchodzę – Nie udawaj, że dopiero teraz sobie uświadomiłaś, że będziesz jedyną osobą, która może przebywać w Claritas bezpieczna i nie musi stąd wychodzić. To dar z niebios i dla ciebie i dla mnie.
Marszczę brwi, przypominając sobie, jakie plany ma Nathan. Jak bardzo pragnie mieć dużą rodzinę, żonę, która będzie mogła opiekować się dziećmi. Robię krok w tył, a ten zaciska szczękę.
– Wiesz, że jestem niezdolna do walki, dlatego postanowiłeś się mną zainteresować.
– To nie czas na tę rozmowę – mówi, a następnie otwiera drzwi.
– Odpowiedz! – podnoszę głos, a w oczach czuję łzy.
W tym momencie przypominam sobie wszystko. Od jego badawczego spojrzenia, przez orientowanie się, dlaczego nie walczę, aż po pytania związane z moją przyszłością. Przypominam sobie również fakt, że Nathan zawsze kieruje się rozsądkiem, a nie uczuciami.
Nie odwracam wzroku, czekając na jego odpowiedź. Ten jednak kręci głową, a następnie zamyka drzwi. Dotykam dłonią drżących ust, a następnie pochlipuję cicho.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że Nathan najprawdopodobniej nie jest ze mną ze względu na uczucia, a łatwej, stabilnej przyszłości, w której nie będzie musiał martwić się o moje życie.
Nie jestem pewna, czy to prawda, jednak myśl, że nic mi nie odpowiedział, rozrywa moje serce na kawałki.
ANIEL
Próbuję się wyrwać, jednak lewe ramię oraz wycieńczenie skutecznie mi to uniemożliwia. Czuję jak wykręcają mi dłonie, jednak jestem już tak obolała i nieświadoma, że nie robi to na mnie wrażenia. Dwóch mężczyzn trzyma mnie za ramiona i czuję, jak wynoszą mnie z pomieszczenia. Co chwilę tracę świadomość, przez co nie mam pewności, gdzie dokładnie się znajdujemy.
Jeśli nic nie zrobisz to znów będziesz więźniem. Tym razem wiesz, jednak więcej, niż wcześniej, podpowiada mi podświadomość, próbując mnie zmotywować.
I faktycznie w pewnym momencie dociera do mnie powaga sytuacji. Przypominam sobie ból, który czułam w trakcie tortur, dlatego nie mam zamiaru sobie znów tego zgotować. W momencie, gdy mam zamiar walczyć, słyszę jęk jednego z Upadłych, a następnie krzyk kolejnego. Upadam na podłogę, boleśnie uderzając głową w marmurową podłogę.
Syczę, jednak podnoszę się tak, by oprzeć o pobliską ścianę. Dyszę ciężko, mimo to udaję mi się zlokalizować, że znajduję się w ciemnym zaułku. Dopiero po chwili dostrzegam mężczyznę przed sobą, a gdy czuję znany mi dotyk, uspokajam się.
– Dotrzymuję obietnic – mówi cicho, pomagając mi wstać.
– Jak reszta? Co się dzieje na sali? – pytam, ponieważ w tym momencie tylko to mnie interesuję.
– Jackson dobrze walczy – odpowiada, a ja marszczę brwi.
– James – poprawiam go.
– Możliwe. Adelina również dobrze sobie radzi, więc sytuacja raczej opanowana.
Kiwam głową, ignorując jego celowe przekręcanie imion. Jestem zbyt wycieńczona, by mu zwracać uwagę. Isaac patrzy na mnie po raz ostatni, a później odwraca się najpewniej, by odejść.
– Isaac – hamuję go, a ten odwraca się – Dziękuję.
– Nie ma za co, księżniczko.
Od autorki
Zapraszam na Instagrama: sweet_pessimist_autor
Do następnego ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro