Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30.

– Co to za żałosne sugestie w moim kierunku? – pytam się go, gdy jestem pewna, że jesteśmy sami.

Nie chcę, by ktokolwiek usłyszał, o czym mówimy, zwłaszcza że mogło to, by być źle zinterpretowane. Albo gorzej – zinterpretowane we właściwy sposób. Mężczyzna przystaje po moich słowach.

– Nie rozumiem – mówi spokojnie, odwracając się powoli.

– Doskonale rozumiesz.

– Wczoraj nie czułaś się jak zdrajca, a w tym momencie doskonale zdajesz sobie sprawę, że mówiłem o tobie – parska – Czy to się przypadkiem nie zaprzecza?

– To ty sobie coś ubzdurałeś i zacząłeś mi grozić – cedzę przez zęby – Zastanawiam się, jednak jak możesz wszem wobec mówić o tym, że pozbędziesz się zdrajcy, jeśli w twoim mniemaniu ja nim jestem?

Przekrzywia głowę, rozbawiony.
– Nawina mała Aniel – cmoka – Sama wczoraj wykazywałaś chęci do walki z Lucyferem. Na następnym spotkaniu powiadomię, że jesteś gotowa. W końcu to ja za ciebie odpowiadam. Pozbędę się ciebie w mniej, niż miesiąc, a wszystkie problemy w Claritas znikną. Jak myślisz... kogo te żałosne Aniołki będą wychwalać?

– I kto tu jest żałosny, Raphaelu. Jeśli za mnie odpowiadasz, na kogoś trzeba będzie zrzucić winę, jeśli nie podołam. Myślisz, że kto będzie następny?

– Sugerujesz, że nie pokonam Lucyfera? – Unosi brew, rozbawiony moim słowami. – Uświadomiłaś mi wczoraj, że za każdym razem jestem na wygranej pozycji. Jeśli nie wrócisz, będę miał dwa wyjścia – albo wszyscy zapomną o twoim istnieniu i będę mógł rządzić stolicą, jak mi się żywnie podoba. Drugie wyjście to takie, że zdecyduję się na walkę z Lucyferem. Nie zabijesz go, jednak przygotujesz idealnie pode mnie – będzie zmęczony, a ja będę znał jego słabe punkty, bo znam twoje dobre. Co w sytuacji, gdy jakimś trafem wrócisz żywa? – Uśmiechnął się szeroko. – Chyba nie muszę przypominać, kto cię szkolił do bitwy i komu przypadną wszelkie zasługi.

Moje serce przyśpiesza ze wściekłości. Wszystko sobie przemyślał, najprawdopodobniej każdy szczegół ma zaplanowany, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że w każdej sytuacji mu się upiecze. Anioły są zbyt naiwne i przerażone jego władczością, by mu się sprzeciwić.

– Jesteś tak zakompleksiony, że potrzebujesz uwagi od rasy niżej postawionej od ciebie? – Krzywię się. – Czy może nie masz czego szukać tam na górze?

Spina się nieznacznie, dzięki czemu mam dowód, że mam rację. Mam ochotę wybuchnąć śmiechem.

– Nie zbliżaj się do mnie – cedzę – Nie pozwolę ci mną decydować. To ja powiem, kiedy będę gotowa i przysięgam, że nie będziesz miał w tym żadnego udziału. Żadne zasługi, żadne nagrody nie będą ci się należeć. A nawet jeśli zginę, dopilnuję, byś poszedł ze mną na dno.

Mężczyzna śmieje się cicho.
– Jak na razie jedynie straszysz. Czekam na czyny w takim razie.

***

Nie udaję mi się znaleźć Lucy, z którą obiecałam porozmawiać. Szukałam jej dosłownie wszędzie, gdzie mogłaby się schować, jednak to na nic. Domyślając się, że dziewczyna chce być sama, postanawiam dać jej spokój i przez pół dnia, ćwiczę na sali. Doprecyzowuję każdy swój ruch oraz próbuję rozruszać ramię, które przy którymś ćwiczeniu, magicznie przestaje boleć. Nie mam zamiaru się oszczędzać, zwłaszcza po tym, co powiedziałam Raphaelowi. Wiem, że zejście do świata Lucyfera jest mi przeznaczone, a fakt, iż mam dodatkowo motywację, ułatwi mi zadanie.

Przynajmniej mam taką nadzieję.

– Widziałaś Lucy? – słyszę męski głos, dlatego zaprzestaję ćwiczeń.

Odchylam głowę, przyglądając się Nathanowi. Wydaję mi się być mocno speszony i dziwne spięty. Marszczę brwi i odkładam broń na miejsce. Następnie podchodzę bliżej, biorąc przy tym łyka wody.

– Nie – odpowiadam krótko.

Mężczyzna kiwa głową, a następnie cofa się o krok. Jeszcze raz przyglądam mu się uważnie, aż w końcu łączę kropki. Parskam rozczarowana.

– Nie chciałem jej tego mówić – odzywa się, zanim ja to zrobię – Nie chciałem jej skrzywdzić.

– Krzywdzisz ją, od momentu, gdy się nią zainteresowałeś – mówię bezwzruszenia – Chcę wiedzieć jedno. Lubisz ją za to, jaka jest, czy za to, że jest człowiekiem?

Kręci głową, jakby chciał odrzucić od siebie to pytanie.
– Oczywiście, że za to, jaka jest.

Unoszę brew, a następnie odwracam się do niego plecami. Nie chcę mi się z nim dyskutować, zwłaszcza, iż kłamstwem śmierdzi mi na kilometr. Nathan może być i dobry żołnierzem, jednak w bronieniu swoich racji jest doprawdy beznadziejny.

– Co ty możesz wiedzieć?! – wypala nagle, dziwiąc mnie tym – Jesteś tu u nas od kilku miesięcy, a ja i Lucy znamy się od dziesięciu lat. Nie masz prawda mnie oceniać oraz dodawać sobie historyjek.

Biorę głębszy oddech. Po dzisiejszych wydarzeniach naprawdę nie mam ochoty wchodzić w różnego rodzaju pogawędki. Zwłaszcza w takie, w których nie powinnam mieć prawa głosu. Nie jest to w końcu moja sprawa i fakt, Nathan zachował się bardzo źle, jednak to Lucy powinna z nim przeprowadzić rozmowę.

– Nathan, nawet nie zaczynaj – uprzedzam go – Przegrywasz tę dyskusję już na starcie.

– Nie masz prawa się wtrącać – powtarza.

Wzruszam ramionami.
– A ty nie masz prawa jej tak traktować – odbijam piłeczkę, nie wytrzymując – Jak myślisz, co powie na to James, że nie zainteresowałeś się jego siostrą, bo ci się podoba, tylko po to, by mieć łatwiej w życiu?

Nathan milczy przez chwilę, a na jego twarzy pojawia się głupi uśmieszek. Wszystko staje się jasne.

James nigdy nie miał nic przeciwko związkowi Lucy ze starszym o prawie dziesięć lat mężczyzną. Mężczyzną, który już dawno powinien myśleć nad partnerką, zważając na standardy w stolicy.  Może i parę razy wypowiedział komentarze, które wskazywały, iż jest troskliwym, starszym bratem. Jednak zważając na różnicę wieku oraz stan Lucy oraz Nathana było ich zbyt mało, by można było stwierdzić, że mężczyzna może się martwić. 

Nigdy nikomu nie przedstawiał siostry, nigdy o niej nie wspominał, zawsze trzymał ją od wszystkiego z daleka. Czyżby nie byłaby to idealna kandydatka na żonę, która nie robiłaby nic prócz zajmowania się domem? Brak wtrącania się w nie swoje sprawy, zero bitew, w których istnieje prawdopodobieństwo śmierci, jest idealnym argumentem na wygodne życie. Zwłaszcza dla kogoś takiego, jak mężczyzna, który stoi przede mną.

– Oczywiście, że James zrobiłby wszystko, by jego przyjaciel miał jak najlepiej – parskam, nie mogąc uwierzyć, że byłam tak ślepa.

– Nie rozumiem, z czym macie problem – odpowiada – Lucy będzie miała ze mną lepiej niż z kimkolwiek innym. Akceptuję jej największą wadę, tą, która nie jest społecznie akceptowana. Rodzinna tajemnica zostanie nieujawniona, a przede wszystkim ona będzie bezpieczna. Dzięki mnie będzie miała wszystko, co zapragnie. A to, że będę miał również z tego jakieś korzyści? – Unosi brew. – Chyba też powinienem coś dostać od życia, prawda?

Śmieję się bez cienia rozbawienia. Jest obrzydliwy.
– Chcesz wiedzieć, w czym jest problem? – Podchodzę do niego, wyprowadzona z równowagi. – Właśnie zasugerowałeś, że James sprzedał swoją własną siostrę – wyliczam – Lucy kocha się w tobie od dawna, a ty interesujesz się nią tylko ze względu na jakieś korzyści oraz dlatego, że jest ci jej żal. Ona zasługuje na mężczyznę, który będzie ją kochał za to, jaka jest, a nie będzie z nią ze względu na interesujący utarg.

– Taka, jaka jest? – przerywa mi – Mężczyźni tutaj gustują w takich jak ty, Aniel. Mają być silne, niezależne, posiadające własne zdanie. Nikt nie zechce małej, kruchej dziewczynki, którą może zabić przeziębienie. Nie rozumiesz, że sprawiam jej przysługę?

– Sprawisz jej przysługę, jak zostawisz ją w spokoju – wypowiadam bez zająknięcia – Nie jest ciebie warta.

Z tymi słowami wymijam go, nie chcąc kontynuować rozmowy. Ten jednak ma inne plany, bo zanim zniknę za rogiem, krzyczy:
– Więc przekaż jej, że ma dwie możliwości. Albo życie bez miłości, ale przede wszystkim bezpieczne. Albo życie w samotności, bez partnera i z myślą, że w każdej chwili to, kim jest, może się wydać.

Kręcę głową z politowaniem, jednak daję mu ostatnie słowo. Nie odpowiadam, nie chcąc rozpoczynać kolejnej, bezsensowej kłótni.

Życie w Claritas pomimo swoich ogromnych plusów ma również swoje minusy. Patrząc na Lucy i zapewne na inne dziewczyny ze stolicy, to mężczyźni inicjują małżeństwa, to oni wybierają im partnerów. Najgorsze w tym przypadku jest to, że nikt nie dostrzega fałszu ze strony Nathaniela. Nikt nawet nie dostrzega tego, że mężczyzna nie robi tego z miłości, a oczekuje jakichś korzyści. 

Doskonale zdaję sobie sprawę, jak Lucy wierzyła w tę relację – miała nadzieję, że Nathan interesuje się nią, bo coś w niej dostrzegł. Tymczasem dostrzegł w niej dobry interes.

Jestem w tym wszystkim najbardziej zła na samą siebie. Znam ich od początku mojego przybycia do Claritas, jednak ani razu nie odczułam, żeby mężczyzna miał co do niej ukryte zamiary. Gdybym wiedziała wcześniej, mogłabym zareagować, jednak teraz... Teraz Lucy najprawdopodobniej ma złamane serce, a ja nawet nie mogę z nią być, ponieważ nie mam pojęcia, gdzie może się znajdować.

Od autorki

Instagram: sweet_pessimist_autor

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro