Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10.

Lucy wydaje się zupełnie inną osobą niż Abigail. Przez całą drogę do biblioteki nie odzywamy się, jednak nie jest to krępująca cisza. Najwyraźniej i jedna i druga lubi mieć spokój.

– A więc – zagaja, gdy odkłada jedną z książek na półkę. – Jesteś z Sanguiser?

– Aż tak to widać? – śmieję się.

– Nie – odpowiada szybko. – James chwalił się, że udało mu się przekonać wasze miasto do sojuszu. Ciebie nigdy tu nie widziałam, a poza tym jesteś miła...

– Chwalił się? – parskam, jednak widząc minę Lucy, natychmiast poważnieję. – Ja pamiętam to trochę inaczej.

– Nie miej mu tego za złe – mówi, próbując go bronić. – Przez całe życie robi wszystko, aby zaimponować ojcu i czasem jego zachowania są wręcz porównywane do „celu po trupach", czy jakoś tak. – Wzrusza ramionami, gdy odstawia następną książkę. – Ale jest dobry.

– Wydaje się arogancki, a nie dobry – prycham.

– To jego mechanizm obronny. Jak poznasz go lepiej, to zobaczysz, że jest w porządku.

Uśmiecham się do niej, by nie sprawić jej przykrości. Widzę, jak kocha swojego brata i naprawdę nie chcę przekonywać ją do swoich odczuć o nim. W dodatku w końcu to ona zna go lepiej, a ja zniknę, nim się zorientują. Nie mam zamiaru skłócać rodzeństwa, które z tego, co dostrzegam i tak stąpa po kruchym lodzie.

– Więc Abigail to twoja kuzynka? – tym razem ja próbuję podtrzymać rozmowę.

– Jakaś tam dalsza, ale w ten sposób łatwiej nam się tłumaczy pokrewieństwo, między nami.

– Jesteś z nimi w... paczce? – pytam, przypominając sobie słowa Abigail, jednak gdy Lucy marszczy brwi, dodaję: – No wiesz, walczysz razem z nimi i tak dalej?

– Ach, nie – odpowiada szczerze rozbawiona. – Ja nie walczę.

Unoszę brew.
– Jak to?

– Mam rzadką chorobę, która wiążę się z jakąś tam niewydolnością. Tata nie chce, abym zrobiła sobie krzywdę.

Kiwam lekko głową, nie chcąc pytać o nic więcej. Zdaję sobie sprawę, że dziewczyna i tak dużo mi powiedziała, a ja nie chcę zamęczać nią pytaniami. Razem wychodzimy z biblioteki, jednak słysząc podniesione głosy, zatrzymuję się.

– Myślisz, że w jeden dzień zbiorę jakiekolwiek informacje o niej? – Mam wrażenie, iż słyszę Jamesa. – Poza tym mało się odzywa, a wręcz wcale.

– Podobno jesteś przystojny – kpi chyba jego ojciec. – Użyj na niej swojego uroku, spraw by jadła ci z ręki i wyciągnij od niej wszystko, co tylko zdołasz.

– Spędziłem z nią pół dnia! To nie jest takie proste.

– Obiecałeś mi coś synu – warczy. – Nie zawiedź mnie po raz kolejny.

Przymykam oczy, zdając sobie sprawę, że rozmawiają o mnie. Jestem wręcz pewna, zważając, na dzisiejszy dzień oraz to, że rozmowa odbywa się między dwójką mężczyzn. Zaciskam dłonie w pięści, a dostrzegając zaniepokojoną minę Lucy, wzdycham głośno.

– Faktycznie twój brat zrobi wszystko, aby zaimponować ojcu – syczę.

Ramiona dziewczyny opadają, a ja dostrzegam, jak bardzo jest jej głupio. Kręcę głową z niedowierzania, jednak zaraz potem nakazuję sobie spokój.

– Przepraszam, ja nie...

– To nie twoja wina – przerywam jej. – Nie masz za co mnie przepraszać.

***

Już następnego dnia budzę się całkiem wyspana i gotowa psychicznie na publiczne upokorzenie. Tym razem przed moimi drzwiami nie zastaję Jamesa, za co dziękuję wszelkim bóstwom. Naprawdę nie chcę wybuchnąć już w pierwszych godzinach, a mam wrażenie, że w momencie, gdy spotkam tego chłopaka, to tak się właśnie stanie. Na całe szczęście wczoraj moje ubrania oraz klucz zostawił na moim łóżku, więc nawet nie musiałam z nim rozmawiać.

– Chyba wszyscy już są – odzywa się ojciec Jamesa, gdy tylko wchodzę na salę.

Zostaję zmierzona morderczymi spojrzeniami, jednakże mało się tym interesuję i staję, jak najdalej się da.

– No dobrze – odzywa się po raz kolejny. – Dzisiejszego dnia daję wam wolną rękę. Będę was obserwować, wszystkie sprzęty są do waszej dyspozycji. Powodzenia.

Unoszę brew, krzyżując przy tym ramiona na piersi. Nie spodziewałam się, że wspólne treningi będą właśnie tak wyglądać. Nie mam jednak zamiaru dyskutować na ten temat, ponieważ zdaję sobie sprawę, że mogłabym przy tym zwrócić na sobie uwagę. A na to nie mam najmniejszej ochoty.

Ze znudzeniem wypisanym na twarzy podchodzę do stoiska z nożami. Oglądam je, a gdy mam w swoich dłoniach całą czwórkę, podchodzę do stanowiska. Czuję na sobie wzrok ojca Jamesa, dlatego zaciskam szczękę, a następnie celuję w dłoń. Następne ostrze nawet nie trafia w manekina. Słyszę, jak mężczyzna prycha cicho, jednak staram się nie reagować. Rzucam kolejne dwa – gdzie jeden wbija się wprost w nogę, a drugi lekko draska biodro. Żaden nie wbija się w punkty zaznaczone na manekinie. Przegryzam wargę, a następnie podchodzę po nie. Słyszę ciche śmiech, ale staram się je ignorować.

Przez następną godzinę nic się nie zmienia – ja staram się wypaść, jak najgorzej, a obserwatorzy szeptają i śmieją się po kątkach. Jedyne, co trzyma mnie na duchu to obietnica względem Ariego oraz w jakimś stopniu tłumaczenie, jak bardzo są dziecinni.

W Sanguiser podeszliby i pomogli, przechodzi mi przez myśl.

– Aniel zostań chwilę – prośba ojca Jamesa, zatrzymuje mnie w progu.

Unoszę oczy do góry, jednak odwracam się w jego stronę, uśmiechając się przy tym sztucznie. Robię kilka kroków w jego stronę, a gdy na sali zostajemy tylko my, ten bierze głębszy oddech.

– Masz mnie za kretyna? – pyta mnie.

– Zapewne mam nie odpowiadać? – odpowiadam pytaniem na pytanie, na co zaciska mocniej szczękę.

– Obserwowałem cię. W mojej tabeli jesteś, jako najgorsza, jednak nie zostałem Liderem, tylko, dlatego że mój ojciec nim był. – Podchodzi do mnie. – Zostałem nim również dlatego, że doskonale dostrzegam kłamstwo. Twoje ruchy były zbyt dokładne, myślisz, że nie widać tego, że chciałaś nie trafić? – Unosi brew, a na jego czole dostrzegam zmarszczkę. – Nie rób z siebie większego pośmiewiska, niż już jesteś.

Nie wiem, co mam myśleć. Jestem zła na siebie, że byłam tak głupia i myślałam, że profesjonalny Anioł nie dostrzeże, że tylko udaję. Przecież to było do przewidzenia i najbardziej logiczną rzeczą na świecie.

– Nic nie powiesz?

Wypuszczam głośniej powietrze z płuc, nie mając nawet zamiaru się bronić. Bo po co?

– Tato? – słyszę dziewczęcy głos za mną, który jest jednocześnie moim wybawieniem.

Dostrzegam, jak oczy mężczyzny łagodnieją, a ramiona opadają. Ignoruje mnie, jakbym była powietrzem, a następnie podchodzi do Lucy.

– Co się dzieje kochanie? – mówi, tak spokojnym i pełnym miłości głosem, że jestem chyba w największym szoku od momentu pojawienia się tu.

– Potrzebuję twojej pomocy – odpowiada, a gdy ten wychodzi z sali, Lucy spogląda na mnie i delikatnie się uśmiecha.

Parskam śmiechem, domyślając się, co ten uśmieszek znaczy. Beztrosko wychodzę z sali, jednak gdy wpadam na osobę przede mną, cały mój humor magicznie znika.

– James – odzywam się, jako pierwsza, unosząc przy tym brew.

– Aniel – odpowiada tym samym tonem. – Reszta już dawno wyszła z sali. Chciałaś jeszcze potrenować?

– Cóż. – Cmokam. – Twój ojciec wziął mnie na rozmowę, jednak ty powinieneś o tym wiedzieć. – Jego mina diametralnie się zmienia. – Myślałeś, że się nie domyślę?

– Nie rozumiem, o czym mówisz.

– A miałam cię za inteligentnego – prycham. – Od początku byłeś dla mnie nieuprzejmy i traktowałeś jak kogoś gorszego. Od wczoraj jednak pojawiasz się zawsze, gdy cię potrzebuję, nie odstępujesz mnie na krok, jesteś dla mnie miły, a przy tym wszystkim pytasz o osobiste rzeczy.

– Nie wiem, jak wygląda to w twoich rejonach, ale u nas ludzie czasem zmieniają zdanie, a to, że jestem dla ciebie miły, powinno cię cieszyć.

– Cieszyć? – Zakładam ramiona na piersi. – To jakiś zaszczyt mi przypadł?

Parska.
– Chodzi mi o to, że...

– Chodzi mi o to James, że nie jestem idiotką – przerywam mu. – Miałam wczoraj udaną pogadankę z pewną osobą, a przez przypadek usłyszałyśmy waszą rozmowę z ojcem. Wyobraź sobie, że nawet tacy, jak ja potrafią łączyć kropki.

– Aniel, słuchaj...

– Nie, to ty mnie posłuchaj – znów mu przerywam, a mój ton jest ostrzejszy, niż zwykle. – Nie będziesz mnie wykorzystywał tylko po to, aby zaimponować ojcu. Nie zbliżaj się do mnie, najlepiej nawet na mnie nie patrz, bo mogę być ostatnim, co w swoim życiu zobaczysz.

– To groźba? – wydaje się rozbawiony.

– Ukazywanie możliwości. – Wzruszam ramionami. – Nie wiem, jak to wygląda w twoich rejonach, ale u nas przypadki chodzą po ludziach. – Uśmiecham się arogancko. – Raz herbata smakuje słodko, raz gorzko. Na twoim miejscu uważałabym, co pijesz do śniadania.

Spoglądam na kubek w jego dłoni, a następnie macham na pożegnanie. Nie daję mu dojść do słowa, odwracam się na pięcie, a następnie idę w stronę swojego pokoju.

Dosyć cyrku na dziś. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro