Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 11

SNY, LIST, NAUKA KONTROLI,PODSTĘP

LUCIAN

Szedłem leśną dróżką zupełnie sam. Dookoła słyszałem grzmoty z nieba i szalała potężna wichura. Biały dostojny paw walczył z piorunami i robił ruchy jakby w nich tańczył. Parę razy jednak oberwał jednak to nie sprawiało, że się denerwował lecz jeszcze bardziej okazywał spokój. Piorun zapędził w końcu pawia pod wodę i z nikąd pojawiły się kajdanki, które go oplotły. Cały czas ptak powtarzał :" Znajdź mnie", "znajdź mnie". Zbudziłem się z krzykiem. Wiedziałem jedno. Hera była w niebezpieczeństwie i prosiła o pomoc. Zapewne Zeus się wkurzył na nią bo go zdradziła. Co w sumie uważam za hipokryzję. Wstałem z łóżka i poszedłem od prysznic by się choć trochę ocuć z tego dziwnego snu. Zastanawiałem się gdzie może być Hera no i kiedy nasza wieszczka dostanie wizję na ten temat. W każdym razie prosiła o pomoc mnie i to drugi raz. Co również jest niesamowicie dziwne. Umyty i przebrany ogarnąłem porządek w pokoju i gdy miałem podlać kwiaty zauważyłem kopertę na stoliku. Wziąłem ją do ręki i odczytałem:

 POSEJDON OLIMP 

Piętro 600 

NOWY YORK 




LUCIAN JACKSON

WZGÓRZE HEROSÓW LONG ISLAND 

Drogi Wnuku,

Piszę do ciebie ponieważ wiem z jakimi demonami się mierzysz. Poradzę ci jedno. Ucz się kontroli nad swoją dwoistą naturą. Za niedługo będzie ci to potrzebne.

Z wyrazami wsparcia Twój dziadek:

Posejdon

 Patrzyłem na ten kawałek papieru z otępieniem. No tak przed bogiem nic nie ukryję, ale jeszcze nigdy do mnie nie napisał. Widziałem go kilka razy w życiu ale nigdy, powtarzam nigdy do mnie nie pisał żadnych listów, e- mail-y czy czego kolwiek innego. Czyli z całą pewnością mój dziadek coś wie. Coś czego nie może mi zdradzić. Zarąbiście po prostu. Jednak rację ma co do tego, że muszę zapanować nad swoją dwoistą naturą. Wyciągnąłem poradnik z pod poduszki i zacząłem czytać:

"By zapanować nad pazurami w ludzkiej skórze piekielny wilkołak musi znaleźć swoją własną kotwicę. Może być to osoba, rzecz, wiersz lub piosenka. Ważne jest przy chęci wysunięcia pazurów myśl o tym co jest dla was cenne i bez czego będzie trudne się obejść. Po ustaleniu kotwicy należy zamknąć oczy i myśleć o tym stałym dla was punkcie. Myślcie o powolnym wzroście waszych wilczych pazurów. "

Cóż to po proste. Wiedziałem kto będzie moją kotwicą. Myśl o niej zawsze mnie uspokaja. W myślach stworzyłem obraz, który od zawsze napawiał mnie uczuciem spokoju i nadziei nawet jeśli ona nie myślała że możemy być razem. Złote piękne włosy schodzące kaskadami aż do pleców, blada skóra, różowe słodkie wargi. Potem zamknąłem oczy i myślałem o wyrastających mi z palców ostrych jak brzytwa pazurów. Czułem, że się wydłużają. Otwarłem oczy i je ujrzałam. Białe, silne i ostre pazury. Podszedłem do firany i przejechałem jedną ręką po tej tkaninie. Firana była rozdarta w kształt pięciu podłużnych pasów. Uśmiechnąłem się lekko. Umiem nad tym zapanować. Naprawdę umiem. To samo spróbowałem zrobić u nóg i przy pomocy już przednich i tylnych pazurów zacząłem chodzić po suficie. Czyli opanowałem już kontrolę i nie potrzebowałem zbyt dużo na to czasu. Być może nawet zdłałam polubić swoje wilcze instynkty.  Teraz jednak czułem zapach fiołków i miodu. Ta woń była najbardziej dla mnie oszałamiająca. To naturalny zapach Camilli. Zapewne przechodziła obok mojego domku. Zaciągnąłem się jeszcze raz szybko tym zapachem nim zdązył się ulotnić i uśmiechnąłem się lekko. To dobry dzień by przeprowadzić akcję : Fiolet, czyli spróbować przekonać do siebie nie dostępną boginię.

Ponieważ Cami wraz z Lucy odbywały karę musiałem też dostać karę by pomagać dziewczyną w robieniu obiadu. Wyleciałem z domku i widząc Pana D z zadowolonym uśmieszkiem postanowiłem mu go zepsuć by dał mi karę z dziewczynami.



CAMILLA

Koło dwunastej siedziałyśmy z Lucy w kuchni i przygotowywałyśmy obiad dla obozowiczów jako rodzaj kary za picie wina oraz ucieczkę. Karę miałyśmy odbywać przez dwa miesiące. Zarą kurcze biście. Nagle drzwi otwarły się z hukiem a przez drzwi wpadł Lucian. Co on licha wyrabiał?

- Cześć dziewczyny - Powiedział z lekkim uśmiechem - Dziś wam pomogę - Zaśmiał się i usiadł obok mnie na stołku i zaczął obierać ziemniaki.

- Coś zmalował? -  Spytałam zdziwiona.

- Powiedzmy, że opryskałem pana D solidnie wodą z kibelków - Zaśmiał się radośnie.

- Ty to jesteś szajbus - Mruknęła Lucy.

- Cami mam do ciebie pytanie. Czy gdybym dostał nagle misję i poprosiłbym cię byś mi towarzyszyła to byś się zgodziła?- Spytał patrząc na mnie szczeniackim wzrokiem.

- Hm... Zależy co by to była za misja i o czym mówiłaby przepowiednia. - Odparłam.

- Aha... Słuchaj mam ostatnio mały problem z wykonaniem pewnych ciosów mieczem i walką na pięści. Miałabyś może jutro  chwilę by mnie pouczyć? 

Zdziwiłam się. No bo Lucian przecież doskonale walczył. Jednak stwierdziłam a co mi tam. Mogę mu parę rzeczy pokazać.

- W porządku. Jutro z rana. - Powiedziałam gdy skończyłam obierać już ostatni ziemniak.

Lucian wyglądał na zadowolonego że się zgodziłam z nim potrenować. Wzruszyłam ramionami i włozyłam mięso do piekarnika a Lucy z Lucianem zajęli się robotą sałatki. Po obiedzie właściwie nie robiłam nic. Zamknęłam się w domku i siedziałam w nim do końca dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro