Ten w którym Vivienne ma wizję
Nie patrzyłam na Harrego jednak poczułam jak jego oczy wypalają ślad na moich rękach. Spojrzałam na nie i zobaczyłam co przykuło uwagę chłopaka. Rany po wczorajszych emocjach odznaczały się na mojej bladej skórze.
-Czy wszystko dobrze skąd to? -Złapał mnie za rękę i wyciągnął ją do światła by się jej lepiej przyjrzeć.
-Kot Milicenty mnie wczoraj podrapał, ale to nic wielkiego zagoi się. -Wyrwałam rękę z uścisku chłopaka i schowałam ją za plecami.
Piękne oczy Syzyfa spoglądały na Pottera chyba denerwując się, że może mieć co do mnie złe intencje. Dalej go głaskałam, a on zdawał się odpływać pod moim dotykiem.
-Twój ojciec już znalazł sposób by się mnie pozbyć na zawsze?
-No cóż, jeszcze nie, ale jestem pewna, że stale nad tym pracuje. Jeśli znajdzie już na to sposobna pewno dowiesz się pierwszy. Wiesz jeśli chciałbyś się podszkolić z eliksirów mogę ci pomóc. Eliksiry by zostać wykonane poprawnie muszą być robione tylko wedle receptury i wyjdzie poprawnie jak z gotowaniem.
-O wiele bardziej wolę gotować niż robić eliksiry. Jeszcze nie spaliłem żadnego garnka.
-No cóż, w tym jesteś lepszy ode mnie ja zawsze coś przypale, chociaż się staram.
-Lekcja eliksirów za lekcje gotowania brzmi dobrze.
Spojrzeliśmy w okno i zobaczyliśmy, że słońce powoli wschodzi. Pora się zbierać czeka nas cały dzień.
-Trzeba już wracać, bo jeszcze ludzie pomyślą, że wybraniec zaginął i co wtedy. -Spojrzałam na chłopaka, a on się delikatnie uśmiechnął.
-Będą musieli znaleźć nowego chłopca który przeżył. Może udałoby im się tego dokonać przed kolejnym atakiem Voldemorta.
-Odwaga czy głupota tobą kieruje Harry Potterze?
I nie czekając na odpowiedz chłopaka wyszłam z sowiarni i udałam się do swoich cudownych lochów. Wchodząc do swojej sypialni zobaczyłam, że Vin czesze swoje długie piękne włosy.
-Gdzie byłaś? -Spytała, gdy tylko zamknęłam drzwi i skierowałam się do swojego łóżka, by spakować torbę-Na krótkim spacerze nie mogłam spać. -Szukałam swojej transmutacji nie patrząc na dziewczynę.
-Byłaś z Potterem prawda.
-A co przyśniło ci się to. -Znalazłam książkę i zdecydowałam odwrócić się do dziewczyny.
-Nie musiało Eli ja to mówię, bo się o ciebie martwię. Zauroczenie to nie powód by się narażać całemu domowi.
-Jeszcze mnie nie spalili na stosie wiesz.
-Bo nie wiedzą o co chodzi i czemu to robisz jedni zakładają, że zwariowałaś drudzy, że chcesz oszukać Pottera. Elizabeth jestem twoją przyjaciółką i nie chce by chwilowa słabość mogła ci zaszkodzić.
-Vivienne skoro lecimy po całym imieniu zaufaj mi wiem co robię. Harry to mój kolega, jeśli przez to stracę swoich przyjaciół to trudno najwyraźniej nie mogłam na nich liczyć. Koniec końców jestem córką Snape'a krzywdy mi nie zrobią.
-Boję się, że zejdziesz na złą drogę. -Założyła ręce na piersi i wpatrywała się we mnie ze zmartwieniem.
-Nie zejdę wiem do jakiego domu należę i co mam reprezentować. Zaufaj mi o nic więcej nie proszę.
-Ufam ci to innych nie darzę zaufaniem za dużo osób już je nadużyło. I jak myślę o tym, że jakiś okularnik mogę cię oszukać sprawia, że chce go nabić na pal. Zrobię to, czego nie umiał Czarny Pan.
Podeszłam do dziewczyny i ją przytuliłam. Mimo że w wakacje urosłam kilka cm to dalej byłam od niej sporo niższa.
-Obiecuję. Że jeśli wybraniec zrobi coś nie tak to skopię jego dupę tak, że nie wstanie. I kto wie może Czarny Pan nas wyróżni i obsypie złotem.
-Jesteś pojebana laska tyle ci powiem Draco miał rację.
O TY WREDNA HIENO.
-Zrobisz mi warkocz proszęęeeeeee. -Zrobiłam słodkie oczy.
-Siadaj na krzesło już. -I popchnęła mnie przed toaletkę gdzie zaczęła od wyczesania moich włosów. Delikatna to ona nie jest.
-Nie ruszaj się, bo krzywo ci to zrobię.
-Wyrwiesz mi pół włosów za chwilę.
Zaplatała mi warkocz, a ja miałam chwilę na pomyślenie co dalej. I gdy już warkocz był gotowy wiedziałam co muszę zrobić.
Iść zgodnie z tym, co podpowiada mi serce. A jak okaże się, że się myli to wtedy wbije sobie w serce drewniany kołek. Bardzo radykalny krok, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.
-No i jesteś piękna teraz już możemy się pokazać razem.
Delikatnie uderzyłam ją z łokcia w brzuch.
-Oddam ci kiedyś naprawdę i to tak, że zaczniesz chodzić z laską. Lucjusz Malfoy wersja dziewczęca.
-Dalej nie wiem jakim cudem Draco się ciebie nie boi.
-Oj boi się ale się nie przyzna i to jest piękne.
Zaśmiałyśmy się i pewnie z perspektywy osoby trzeciej pewnie wyglądaliśmy jak wariatki. W sumie nimi jesteśmy, ale cii. W drodze na śniadanie dołączyli do nas nasi wspaniali chłopcy ah czuć ten sarkazm prawda.
-To będzie wspaniały dzień prawda królewny. -Blaise objął mnie i Vin ramieniem, wyszczerzając się do Dracona, któremu ewidentnie się to nie spodobało.
Vin widząc spojrzenie mojego kuzyna wyrwała się spod boskich rąk diabła i złapała Blondi za rękę.
Draco natychmiast spojrzał się na Zabba z wyższością i pocałował Vivienne w czoło, gdy tak szliśmy minęła nas grupa pierwszorocznych, nie patrzyli nam w oczy chyba uważając, że mamy możliwości zabić ich samym spojrzeniem.
-I to jest szacunek do starszych -Draco uśmiechnął się szyderczo.
-Żebyś ty, chociaż wiedział co to jest.
Nasze przepychanki nr 5747927402
Walnął mnie z bara, a ja przygotowywałam się by jako niska osoba użyć swojego wzrostu i ujebać go w kostki. Ale to jeszcze nie dzisiaj jeszcze nie. Ale już wkrótce muhahah.
Kilka godzin później. Lekcja transmutacji
-Musicie się skupić inaczej wasze efekty nie będą zadowalające na przykład na egzaminie. -Minerwa chodziła między naszymi ławkami i oglądała postępy naszych prac.
Na dzisiejszych zajęciach przerabialiśmy zaklęcie Lapifors (wiem jest to zaklęcie z gry nie z książki, ale czegoś używać muszę). Niektórym już się udało co poskutkowało tym, że po sali biegało kilka króliczków. Zaklęcie powodujące zamianę małych zwierząt i przedmiotów w króliki szło mi dość opornie. Moja salamandra dalej przypominała płaza zmieniła tylko odcień na szary i wyrosły jej królicze uszy.
Byłam sobą całkowicie rozczarowana, bałam się co pomyśli o mnie profesor zawsze pokładała we mnie wszelkie nadzieje. Gdy podeszła do mojej i Vin ławki nie skomentowała naszych wysiłków w żaden sposób. Dzięki ci Merlinie naprawdę, chociaż raz pomogłeś.
-Liczę, że przećwiczycie to zaklęcie przed kolejną lekcją możecie spodziewać się, że sprawdzę waszą wiedzę. -Skierowała swój wzrok na Draco i Blaise'a którzy od razu spoważnieli.
Gdy wybił dzwonek zaczęliśmy się pakować i wtedy usłyszałam słowa Profesorki skierowane do mnie.
-Elizabeth proszę zostań na chwilę chce z tobą porozmawiać.
Eh no dobra jednak ten dzień jeszcze trochę potrwa. No ale Pan każe sługa musi. Poczekałam aż wszyscy wyjdą z klasy i stanęłam przed Minerwą.
-Czy coś się stało Pani Profesor? -Spytałam spoglądając na nią z delikatnym uśmiechem.
-Czy wszystko w porządku Elizo wydawałaś się jakaś nieobecna. -Spojrzała się na mnie i nie ukrywała zmartwienia.
-Jest dobrze tylko jestem odrobinę zmęczona i zbliża mi się miesiączka to pewnie dlatego. -Na moje słowa Profesorka lekko się speszyła.
No tak słowo okres i od razu starsze pokolenie wymięka.
-No dobrze rozumiem no to możesz już iść powtórz dzisiejszą naukę później.
Pożegnałam się i wyszłam z sali, a moich przyjaciół już nie było. Pewnie polecieli na obiad więc postanowiłam do nich dołączyć. Szłam korytarzem, który był lekko opustoszały nic dziwnego pewnie każdy napycha swój żołądek pokarmem. Nagle poczułam jak ktoś mnie łapie za łokieć więc natychmiast się odwróciłam.
I moim oczom ukazał się Theodor Nott.
-Czego chcesz Panie Nott. -Przyjęłam bojową postawę i trzymałam rękę na swojej różdżce.
-Powiedz innym by w końcu zapomnieli o moim małym incydencie. Jeden błąd nie może powodować zniszczenia całego życia.
-Po pierwsze puść mnie w tym momencie. -Chłopak posłuchał mojej prośby i mnie puścił. -Po drugie nie jestem Panem i Władcą ludzi dokoła mnie. Jeśli zechcą ci wybaczyć to nie zabronię im tego. Ja sama nie mam w planach dopuszczać cię do swojego życia, ale im nie bronię. Porozmawiaj z nimi i wtedy oceń czy możesz liczyć na wybaczenie czy jednak jest to daremne.
Theodor wpatrywał się we mnie z nienawiścią, a swoje ręce zaciskał w pięści. Jak gdyby szykował się do ataku na mnie.
-Kiedyś zapłacisz za swoje zachowanie Elizabeth Snape -I odszedł w przeciwną stronę.
Odetchnęłam z ulgą, bo mimo swej walecznej postawy nie mogę ukrywać, że się bałam. Byłam tutaj z nim sama i, mimo że prawdopodobnie dałabym radę się obronić to wolę nie testować swoich umiejętności. Ruszyłam na obiad, a moje ręce delikatnie drgały i teraz przydałby mi się taki króliczek do przytulenia. To najlepiej koi szargane nerwy. Nagle odechciało mi się jeść czegokolwiek, wolałam zaszyć się gdzieś i odpocząć. Zdecydowałam się by na chwilę zniknąć w bibliotece no tam raczej nikt nie zakłóci mojego spokoju. Wchodząc do biblioteki przywitał mnie chłodny i skanujący wzrok Pani Pince. Grzecznie się z nią przywitałam i ruszyłam na poszukiwania czegoś godnego mojej uwagi. Przeglądałam półki, gdy dotarłam do czegoś, co przykuło moją uwagę. „Zwariowane zaklęcia dla lekko stukniętych magów" Hmmm brzmi intrygująco. Wzięłam książkę i rozsiadłam się z nią przy stole. Zagłębiając się w lekturę nie zauważyłam upływu mijającego czasu. Strona po stronie mój umysł zwalniał tempo, a tekst był coraz bardziej niewyraźny. Nie wiem jakim cudem po przymknięciu oczu odpłynęłam.
Pov Vivienne
Staliśmy pod gabinetem Profesora Snape'a i szukaliśmy w sobie siły, by zapukać.
-Może jednak ty zapukasz to w końcu twój wuj. -Zwróciłam się do Dracona i oczekiwałam, że mnie wyręczy w tej stresującej sytuacji.
-Viniś zrobię dla ciebie wszystko. Ale nie wystawisz mnie do pożarcia nietoperzowi.
Ty walony tchórzu. Dobra raz kozie śmierć odważyłam się i zapukałam. Moje serce chyba właśnie przebiegło maraton w ciągu tych kilku sekund. I stało się drzwi otworzył nasz cudowny Opiekun, a jego mina wskazywała, że planuje nas ukarać za śmianie zakłócanie mu jego spokoju.
-O co chodzi tylko szybko nie mam czasu by go na was marnować?
-Czy jest u Pana Elizabeth? -Po zadaniu tego pytania widziałam jak na jego twarzy ujawnia się lęk o ukochaną jedynaczkę.
-Nie, a czemu miałaby się tu znajdować to z wami spędza swój wolny czas.
Jego postawa nie wychodziła poza idealnie wyuczoną manierę sposobu bycia.
-Po lekcji transmutacji Profesor McGonagall ją poprosiłaby została na chwilę, a potem już do nas na obiad nie dotarła. Pytaliśmy innych i nikt jej nie widział myśleliśmy, że przyszła do Pana. -Patrzyłam jak zmienia się jego mimika samej milcząc.
-Byliście gdzieś gdzie mogłaby się schować u Hagrida lub biblioteka?
Draco widząc mój stan na szczęście sam się zlitował i odpowiedział za mnie.
-Jeszcze nie Wuju postanowiliśmy najpierw odwiedzić ciebie sądziliśmy, że tu ją spotkamy. -Jego chłód i opanowanie w głosie było tym, co mnie w nim urzekło na samym początku.
-Wy idziecie do Hagrida, ja spytam Pince, czy ją widziała w bibliotece no już JAZDA. -Pogonił nas przez co zgodnie z jego wolą pobiegliśmy do Hagrida.
Dobra i teraz wychodzi moja słaba kondycja, bo po jakiś 5 minutach złapała mnie kolka.
-Chwila, bo płuca wypluję. -Przystanęłam, by złapać oddech.
-Naprawdę muszę się za ciebie wziąć, bo ci serce stanie i kogo wtedy będę wkurzał. -I posłał mi ten swój uroczo wredny uśmieszek.
Nagle poczułam się wyjątkowo słabo wzrok mi się pogorszył, bo widziałam jak przez zamgloną szybę. Osunęłam się na ziemie i poczułam ten znajomy ból głowy. Draco się nade mną pochylił, chociaż bardziej to czułam niż widziałam.
-Ej co się dzieje halo słyszysz mnie? -Draco zaczął mną trząść, ale ja już byłam gdzie indziej.
Hałas napięcie strach byłam na wieży astronomicznej wszędzie poznam to miejsc. I widziałam tam też mojego ukochanego. Łzy zdobiły jego policzki celował różdżką w postać, której nie umiałam dostrzec mimo że stałam bardzo blisko. Chciałam go przytulić i zabrać z tego okropnego miejsca. Ale nie mogłam się ruszyć. I wtedy usłyszałam jak wypowiada te słowa.
Kto tu jeszcze jest?! Z kim gadałeś?!
Skąd wiesz kim jestem, nie takie rzeczy robiłem!
On mi ufa, sam mnie wybrał!
Expelliarmus!
Nie chce twojej pomocy!
Jeszcze nie dociera?!
Muszę to zrobić, muszę Cię zabić, inaczej on, zabije mnie!
Obudziłam się jednocześnie łapiąc łapczywie oddech, jak gdybym wypłynęła spod głębokiej wody. Zobaczyłam przerażone spojrzenie Dracona, którego piękne oczy były wlepione we mnie.
-Co się stało? Zasłabłaś wyglądałaś jakby coś cię opętało. -Głaskał mnie po policzku był tak inny od swojej wersji pokazywanej przy ludziach.
-To nic takiego zaraz mi się polepszy musimy iść szukać Elizy.
Delektowałam się jego dotykiem próbując wyrzucić z głowy obraz sprzed chwili. Draco nie był idealny, nie był nawet dla wielu dobrym człowiekiem, ale nie uwierzę, że mógłby kogoś zabić. Kto miałby go zabić. Nie to był tylko zły sen. To bardzo realistyczny zły sen.
To się nigdy nie wydarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro