Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ten w którym jest pierwsze zadanie


Musiała w końcu wrócić do swoich komnat, chociaż zaczęła odczuwać stres związany z jej śmiałymi posuwaniami. Cóż raz kozie śmierć. Biedna kózka zawsze chcą ją ubić.

Przeszła przez pokój wspólny, niezaczepiona przez nikogo no prawie jedynie mopsik chciał ją chyba ugryźć krzycząc coś, co brzmiało jak Zdradziecka żmija. No bywa niestety liczyła się z tym. Weszła do pokoju, jeszcze Vivienne nie było co mogła wykorzystać na swoją korzyść. Usiadła na łóżku, a jej ręce zacisnęły się na kołdrze poczuła, że za chwilę przestanie się kontrolować. Samotna łza spłynęła po policzku rozmazując tusz, pożyczony od przyjaciółki. Paznokcie wbite w skórę z największą możliwą siłą poskutkowały kilkoma kroplami krwi, które ozdobiły jej pościel. Nie wiedziała ile tak siedziała, ale z każdą kolejną chwilą robiło jej się coraz zimniej. Stres opuszczający jej ciało zrobił małe zamieszanie które teraz odczuwała. Złapała za wisiorek podarowany przez rodziców. Wystarczy łyk by jej kolejne poczynania zakończyły się sukcesem bez większych trudów.

Mogłaby spróbować otruć każdego wroga i pewnie by się jej to udało no, dopóki trwa działanie eliksiru. Oglądała flakonik, gdy przez drzwi weszła jej przyjaciółka.

-Wracasz od Draco? -Spytała znając odpowiedz.

-Tak trochę wyciszyłam jego obsesję, ale będzie ci wiercił dziurę w brzuchu przez najbliższy miesiąc. Jak coś po prostu zmień temat na turniej chętnie ci po raz 30 opowie jaki to Viktor jest cudowny. -Usiadła na łóżku przyjaciółki gotowa na wieczorne plotki. -A ty gdzie zniknęłaś nie było cię na kolacji. -Oparła się o ścianę i spojrzała pytająco na towarzyszkę.

-Wolałam zjeść kolacje w kuchni bez tłumów, które pewnie by gapiły się na mnie jak na jednorożca w klatce. -Wytarła resztki krwi w chusteczkę i otarła policzek z tuszu.

-Jesteś bardzo odważna i głupia przy okazji naprawdę. Czasami obawiam się co ci jeszcze wpadnie do tej główki. Hmm wymyślisz eliksir likwidujący całkowicie ból przy okresie, czy spalisz całą szkołę, bo ktoś cię zdenerwuję.

-Ależ ty jesteś zabawna naprawdę chodząca komedia. -Lekki uśmiech wystąpił na jej twarzy z nią zawsze było jakoś raźniej.

-Obiecuję ci, że nie pozwolę by ktoś ci znacząco zaszkodził będę twoimi uszami wśród tych radykalistów. A każdą żmiję można zdeptać obcasem, a najlepiej szpilką.

-Dziękuje ci serio naprawdę, chociaż wiem, że to nie łatwe.

-Przecież Ślizgoni są sobie wierni co by się nie stało.

One mogły na siebie liczyć prawdziwa przyjaźń, która miała przetrwać jeszcze wiele ciężkich prób. 

Ale przecież przyjaźń jest silniejsza od nie jednej miłości. Nawet tej w teorii prawdziwej, która łatwo ulega zranieniu.

-Chyba wiem co podoba ci się w Potterku.

-Tak a co niby mi się w nim tak podoba?

-No wiesz zakazana miłość jak Romeo i Julia twój ojciec go nie znosi. A mały bunt nikomu nie zaszkodził.

No niestety nie wszyscy mogą to potwierdzić Rewolucja bolszewicka ktoś coś wie na ten temat.

-Weź się przymknij lala. -Walnęła ją poduszką w iście agresywnym geście.

I one za kilka lat miały stać się dorosłe Merlinie dopomóż.

Minęło parę dni no dokładnie dwa tygodnie podczas których nie działo się zbyt wiele. No pomińmy okropny artykuł Sketter na temat Harrego. Jego domniemany związek z Hermioną doprowadził do łez, ale śmiechu. Jedyne co ją martwiło, było to, że wybraniec przejmował się tymi głupotami.

-Pokazując im że cię to trafia karmisz ich i chcą więcej pożywienia.

-Dla ciebie to jest łatwe, nie jesteś pośmiewiskiem całej szkoły. A godło na twojej piersi cię chroni od wielu gorzkich słów.

-Spotkały cię w życiu większe tragedie niż to i jeszcze spotkają, dzisiaj gadają o tym jutro znajdą nowy powód by ci umilić życie. Póki widzą, że ich działania mają racje bytu nie znudzi im się to. Boli cię czaje, ale nałóż maskę i zgódź się z nimi przyznaj, że jesteś boskim dzieckiem chcącym sławy. Po kilku takich zdaniach poczują, że są na straconej pozycji.

-Dla ciebie to jest łatwe, zazdroszczę odporności.

-Oj Harruś to się wyrabia z czasem zwłaszcza jak przebywasz cały czas, że żmijami.

Wspominała tę rozmowy jednocześnie starając się sama nie tracić maski. Chociaż nie było to zawsze łatwe. Może i nikt nic jej nie powiedział prosto w twarz, ale czuła te ocieniające spojrzenia.

Do tego naprawdę unikała swojego ojca on też nie kwapił się by porozmawiać z jedynym dzieckiem. Jak widać uparta była po nim zbyt różni by się zawsze dogadać zbyt różni by łatwo zakopać topór wojenny.

-Jestem uparta tak samo jak ty tato. Ale mało kto mnie zna tak jak ty. -Wyszeptała przechodząc koło jego gabinetu.

Zostań, bo jak nikt przynosisz mi powietrze -Tak się kończy, gdy podczas pisania rozdziału słuchasz nuty o miłości. Ah i tak się rozstali.

SOBOTA PRZED PIERWSZYM ZADANIEM WYCIECZKA DO HOGSMEADE.

Elizabeth spacerowała sama jakoś nie miała większej ochoty na towarzystwo tego dnia. Potrzebowała tylko kupić sobie słodycze na poprawę humoru i może rozejrzenie się za jakimiś prezentami dla najbliższych skoro w tym roku nie wracała do domu.

Minęła Hermione, która wyglądała jakby mówiła do siebie, ale domyślała się, że gdzieś obok stoi Gryfon pod peleryną.

Przypomniało jej się, że coś, a raczej ktoś dość mocno korzysta z jej piór co sprawiło,że potrzebowała uzupełnić swoją kolekcję. Dlatego też udała się do Sklep Scrivenshafta. Chyba jeden z najmniej uczęszczanych sklepów dał jej chwilę spokoju. Oglądała piękne pióra te zwykłe do szkoły, jak i ozdobne idealne na prezent. Mogła nawet ujrzeć pióro w kształcie cygara. Oj jej dziadek byłby zachwycony.

-Przepraszam, a ile kosztuje to czarno złote pióro? -Spytała się sprzedawcy który stał za ladą.

-Dokładnie 13 sykli i 5 knutów chyba, że życzy sobie pani by go zapakować na prezent wtedy dodatkowe 5 knutów. -Spojrzał się na nią spod swoich grubych okularów.

Denka grube jak u stępnia z 13 posterunku.

-A zwykłe czarne?

-Ah 6 sykli i 2 knuty przy zakupie 3, czwarte pióro tylko 2 sykle. -Sprzedawca wyglądał na naprawdę znudzonego jej obecnością i zirytowany tym, że przerwała mu czytanie gazety.

-No dobrze to poproszę 4 i zapas atramentu.

-Torba do tego? Za jedynie 2 knuty oferujemy idealną odporną na rozlany atrament.

-Poproszę i może odrobinę uśmiechu śmiech to zdrowie.

Sprzedawca spojrzał na nią z politowaniem i udał się na zaplecze, by spakować zamówienie.

Oglądała sklep, a raczej jego wystawę było tu wiele fascynujących piór. Według opisów jednego z nich pochodziło od prawdziwego feniksa.

-Pani zamówienie jest gotowe. -Sprzedawca wrócił i położył jej zamówienie na blacie.

Położyła odliczoną kwotę przy kasie i zabrała swój pakunek. Robiło jej się wyjątkowo zimno, mimo że temperatura nie wskazywała jakiś wyjątkowych mrozów, ale jej wystarczyła lekka ochłoda. Spacerowała po miasteczku, szukała czegoś w swojej torbie, gdy nagle wpadła na coś wielkiego. A nie chwila kogoś.

-Oj Eliziu uważaj jak idziesz przed siebie. -Spojrzała na postać przed nią ukochany gajowy i nauczyciel.

-Cześć Hagrid bardzo cię przepraszam zamyśliłam się. O widzę, że zrezygnowałeś z warkoczy szkoda.

-A tak jakoś wyszło nic się nie stało, ale mogłaś wpaść na kogoś, kto by wylał na ciebie jakieś świństwo typu flaki ropuch. Może chcesz dzisiaj mnie odwiedzić na herbatę. Porozmawiamy sobie.

-Wiesz chętnie wpadnę mogę być koło 19?

-Będę czekał, a teraz wybacz miałem się spotkać z Moodym w 3 miotłach, a zaraz się spóźnię. -I udał się w stronę pubu.

Jej pozostało tylko kierować się w stronę drogi powrotnej do zamku.

Herbatka u Hagrida

-Kieł zaraz mnie obślinisz i użyje twojej łapy jako ściery. Naprawdę musimy ci to jakoś pohamować. -Głaskała to wielkie bydle oparta o fotel i grzejąc się ogniem w kominku.

-Ah słabe te grzebienie do niczego. -Westchnął, gdy złamał kolejny grzebień próbując się ucieszać.

-Oj Hagrid jestem pewna, że cudowna Maximę chętnie spędzi z tobą kilka chwil. Nawet gdy będziesz nieuczesany, ceni cię raczej za charakter, nie owłosienie.

-Oj dziecko jeszcze nie wiesz co to znaczy spytkac kogoś kogoś po prostu no wyjątkowego.

-A jak nigdy nie spotkam? -Oparła się o kła, który miał pełen luz.

-Oj spotkasz młoda jesteś kupę lat przed tobą. -Podał jej swoje słynę wypieki, a ona z uśmiechem je przyjęła oczywiście nie jedząc.

-Ćwiczyłam z Harrym zaklęcie przywołujące mam nadzieje, ze jakkolwiek mu to pomoże przy pierwszym zadaniu. To chore, że 14 ma rywalizować z dorosłymi czarodziejami.

-Da sobie radę to w końcu Harry kto jak nie on Elizko.

Dziewczyna zaczęła ziewać i oparła się bardziej o fotel. Kieł czując jej senność położył się na niej i sam pochrapywał.

-Chyba niedługo musisz wracać do siebie. -Spojrzał się na nią lekko rozczulony.

Hagrid zawszę traktował Elizę jako może nie własne dziecko, ale dziecko kogoś z rodziny. Znał ją od małego i chciałby chronić ją przed złem całego świata.

-Hagrid jesteś dobrym człowiekiem, i nigdy nie wątp w to, że nie zasługujesz na szczęście. -Pół olbrzym uśmiechnął się szczerze i dolał jej kakao. -A teraz mi pomóż, bo Kła sama z siebie nie ściągne.

Zaśmiali się, ale zgodnie z jej prośbą Hagrid pomógł jej i ściągnął swojego psiego towarzysza z dziewczyny.

-Muszę już iść prawda. -Kolejny ziew, a jej powieki robiły się wyjątkowo ciężkie.

-Oj musisz, póki w miarę wcześnie proszę tylko uważaj. I idź prosto do pokoju jasne.

-Jak słońce Hagridzie, trzymaj się. -Przytuliła się do przyjaciela i wyszła z jego chatki udając się do swoich komnat, ale po drodze została przez kogoś złapana.

Silne ręce opląty jej nadgarstek, a ona z przerażeniem spojrzała się za siebie.

-Prawie cisza nocna, samotnie plątająca się uczennica może sprowadzić na siebie kłopoty. -No jakże by inaczej MOODY.

-Niech profesor mnie puści, bo zacznę krzyczeć. -Próbowała się wyrwać z całej siły.

-Oj spokojnie dziecko przecież nic ci nie zrobię. Chce tylko grzecznie pomówić może obejdzie się nawet bez szlabanu. -I puścił ją, a ona odeszła kilka kroków w tył.

-O co chodzi profesorze?

-Pan Potter mnie interesuje.

Halo policja on jest nieletni.

-Uważam, że jest Pan dla niego za stary może poczekamy do jego pełnoletności. -Piorunujący wzrok Profesorka mógłby ją zabić.

-To nie ja jestem zainteresowany randką z nią, a to w twoim interesie leży.

-Przepraszam co jaki niby ja mam interes w związku z Harrym? -Oj zdenerwowała się Elizka.

-Widzę, że jesteś nim zauroczona i to wzajemnością oj zależy ci i to bardzo.

-Każde zauroczenie ucznia tak Pana fascynuje.

-Pyskata po ojcu naprawdę współczuję twojej matce. Nam obojgu zależy by Harry przeżył ten turniej. Mam racje?

-Tak, ale co mam z tym wspólnego.

-Jak na taką inteligentną wolno łączysz wątki. Będziesz jego dobrym duchem.

-Hmm to nie wystarczy mu Hermiona. Wie Pan ona jest według mnie o wiele bardziej odpowiednia do przekazywania mu wiedzy, w końcu są przyjaciółmi.

-To ciebie szybciej posłucha, jesteś mu niezwykle potrzebna i dajesz wsparcie jakiego od swojej przyjaciółki nie uzyska. Dodatkowo wiem, że nie boisz się nagiąć niektórych zasad które są dla dobrej Gryfonki najważniejsze. -To jego dziwne oko spoczęło na niej i niebezpiecznie się wpatrywało.

-No tak jak ma ktoś ma być zły to oczywiście Ślizgonka.

-No tak jak ma ktoś ma być zły to oczywiście Ślizgonka.

-Nie ma czegoś takiego, jak dobro i zło, jest tylko władza i potęga....I mnóstwo ludzi zbyt słabych, by osiągnąć władzę i potęgę

-Czuję, jakbym gdzieś to już słyszała, ale pewna nie jestem. Pomogę Harremu spokojnie i to, dlatego że chcę. A nie dlatego,że Pan mnie prosi czy już mogę iść do pokoju?

-Leć tylko nie zgub się po drodze, bo twój ojciec użyje mnie, jako składniki Eliksirów. -Puścił do niej oczko, ale pozwolił odejść.

A ona uciekła tak szybko jak mogła do siebie. Byle tylko nie spotkać kolejnego nauczyciela chętnego do pogawędki.

Jako że Eliza miała, dobre serce, gdy tylko następnego się dowiedziała o smoczkach, wiedziała, że musi pomoc Potterkowi. Wskazówka Alastora podpowiedziała im, że wypada poćwiczyć zaklęcie przywołujące co też robili cały dzień. Do wtorku prawie nie jedli byle tylko w przerwach poćwiczyć.

I dlatego, kiedy we wtorek obserwowała go z trybun po cichu modliła się by tylko Potter niczego nie skopał.

-Accio Błyskawica.

Udało mu się, przywołał miotłę. Teraz już nie było ważne co się stanie. Wiedziała że Harruś sobie poradzi.

I poradził nawet nie odniósł poważnych obrażeń. No poważnych jak na niego.

Oj Potterku masz ty wyjątkowe szczęście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro