Ten w którym idziemy na zakupy
Pov Elizabeth
Jak ja kocham spać, gdybym mogła spałabym całe dnie zwłaszcza we w wakacje, kiedy to nie mam żadnych pilnych obowiązków. Ale jak wiadomo nic co dobre nie trwa wiecznie i mój wieczny spokój został naruszony przez jakiegoś debila i nawet spodziewałam się kto nim jest.
-Wstawaj Elizo już 11 nie spij, bo cie okradną.-Usłyszałam nad uchem krzyk mojego debilnego prawie kuzyna Dracona Malfoya.
Ten kretyn o mózgu wielkości orzecha włoskiego zaczął skakać po moim łóżku jednocześnie zabierając mi kołdrę. Byłam gotowa rzucić na niego zaklęcie tortujace, a następnie zamknąć w piwnicy o chlebie i wodzie.
-Spierdalaj ode mnie co ty tu robisz jak się tu pojawiłeś?-Spytałam, kiedy w końcu dałam rade podnieść się do pionu a ten tleniony chłopczyk skończył swoje zabawy na moim łóżku.
-Rodzice mi powiedzieli, że w końcu idziesz do Hogwartu i że jeszcze nie byłaś na zakupach, a że zaraz koniec wakacji trzeba się na nie udać. A z kim masz spędzić ten cudowny czas jak nie najlepszy kuzyn na świecie.
-A to będzie jakiś mój kuzyn jeszcze?-Spytałam a on zepchnął mnie z łóżko no ała zabolało.
-Idź się ogarnij czekam na dole jak cos wuja nie ma i nie wiem, kiedy wróci pojechał po jakieś składniki do eliksirów.
Kiwnęłam tylko głową i poszłam do łazienki by się w miarę ogarnąć, a towarzyszyło temu dźwięki kłótni między Draco a Syzyfem.
-Daj mu spokój kuźwa Malfoy.-Powiedziałam jednocześnie myjąc zęby i wyraźnie za mocno używałam szczoteczki, bo aż wyplułam z ust krew.
-Udzióbało mnie chamidło jedne.
Westchnęłam jednocześnie płukając usta i wyobrażając sobie walkę na śmierć i życie między moim ukochanym przyjacielem kimś bez kogo nie wyobrażam sobie życia a Malfoyem.
Wychodząc z łazienki w moim pokoju został już tylko Syzyf który czyścił swoje piórka a po Blondi nie było śladu.
-Słoneczko co zjadłeś go tak bardzo ładnie.
Pogłaskałam go po piórach wrzucając do miski jego pokarm i świeżą wodę.
-Otworze ci klatkę, ale masz nie wylecieć z domu rozumiemy się.
Albo zwariowałam albo Syzyf spojrzał się na mnie wzrokiem pełnym pogardy i gdyby mógł przemówić powiedziałby Stara jak będę chciał to sobie polatam.
Biorąc wszystkie swoje rzeczy wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni gdzie urzędował Draco wyjadając z lodówki jabłka, ale tylko te zielone.
-Ty masz jakiś problem z tymi zielonymi jabłkami naprawdę nigdy nie widziałam byś jadł inne.
-Po prostu takie są najlepsze idealnie słodkie i kwaśne wuj zostawił ci pieniądze na blacie na zakupy.
Kiwnęłam głową biorąc gryza kanapki zrobionej przez tatę. Mmmm pychota szynka i ogórek najlepsze połączenie na świecie.
-A na pewno wiesz jak się dostać na pokątna wole nie wylądować w jakimś dziwnym miejscu pełnym osób pokroju tych z Azkabanu.
-A myślisz, że niby wiem gdzie się takie miejsca znajdują?
-Draco kłamać to my, a nie nas znam trochę twojego ojca i waszą rodzinną historię jesteście rodzina która zna wiele dziwnych miejsc i ma jeszcze więcej dziwniejszych rzeczy.
-Ooo jak ty mnie znasz słodkie to wręcz.
-To co jak się dostaniemy na pokątna?
-Kominkiem twój ojciec zabezpieczył drzwi więc ani nie wyjdziemy, ani nikt nie wejdzie.
-To kończ to jabłko i lecimy nie chce byś mi się zachłysnął, bo co wtedy z wielkim rodem Malfoyów.
Draco rzucił we mnie serwetką która ja jakimś cudem zatrzymałam w locie.
-Dalej masz zdolności bezrożdzkowe myślałem, że już oboje z tego wyrośliśmy.
-Rodzice mówią, że chyba odziedziczyłam to po dziadku jest duża szansa, że jeśli tego nie zlekceważę i będę bardzoooooo ciężko pracować to będę umiała robić cos więcej niż zatrzymanie serwetki czy podanie komuś kubka.
-A jak często ci to nie wychodzi?
-Nooo wiesz stłukłam tylko 5 kubków 4 talerze jakieś 2 wazony.-I mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, bo przy moich próbach dużo rzeczy musiało być naprawione. Ale przerwał mi to sam zainteresowany który zadał to pytanie w czasie mojego monologu dokończył jabłko wziął do kieszeni sakiewkę z pieniędzmi i popchnął mnie do kominka.
-To było brutalne wiesz gdzie twój szacunek do kobiet.
-Tam, gdzie moja matka która pilnuje bym go posiadał, czyli jest w ogrodach naszego dworu.
-To gdzie mam się przenieść po prostu na pokątna?
Może to dziwne że nie wiedziałam jak się tam dostać, ale zawsze, gdy tam byłam to przez teleportacje z tatą i głównie byliśmy tam na lodach a na pewno nie po rzeczy szkolne.
-Mówisz nazwę Dziurawy kocioł stamtąd się dostaniemy na Pokątną.
Pokiwałam tylko głową i wykonałam polecenie przy okazji zakrztuszając się dymem.
Już chwile później byłam w Pubie który nie zachwycał wyglądem, ale od razu poczułam zapach potraw które wyraźnie można było tu zjeść i mocny odór alkoholu tu podawanego.
Po około minucie dołączył do mnie Draco i ruszyłam za nim by zobaczyć jak za pomocą różdżki otwiera ścianę z cegły.
No MAGIA inaczej tego się nie da nazwać.
-To co najpierw wolisz książki czy szaty?-Spytał wyciągając z kieszeni swojej szaty kolejne jabłko Merlinie nie karmią go w domu że bierze jedzenie na wynos.
-Czuje ze Szaty zejdą dłużej to chodź po nie od razu.
-To kierunek Madame Malkin tylko uważaj, bo zdarza się jej wbijać igły za mocno.
-I co zraniła twoją biedna arystokratyczną skore jak to przeżyłeś.
Jak ja kocham mu dogryzać i oglądać jego miny, kiedy nie wie jak mi odpowiedzieć.
-Chodź, bo nas wieczór zastanie a lepiej tu nie chodzić, gdy jest późno obok jest Nokturn a tam są różne świry.
I zaprowadził mnie do sklepu gdzie zauważyłam przysadzistą uśmiechnięta kobietę ubraną na różowo.
Kobieta spojrzała na mnie i wypowiedziała jedno zdanie.
-Szaty do szkoły mam rozumieć.
Kiwnęłam głową i podeszłam na wskazane przez nią miejsce.
Po informacji że potrzebuje wszystkich szat jakie są potrzebne w Hogwarcie zabrała się do pracy.
Całość zajęła jej jakieś pół godziny a po tym czasie byłam już pokuta jakieś 10 razy, ale przynajmniej wiedziałam że na przyszły rok szaty tez się sprowadza, bo zrobiła je odrobinę większe w razie, gdybym urosła.
No mam nadzieje że urosnę, a nie zostanę przy swoim zwykłym 155 cm proszę niech geny taty mi się uruchomia i będę wysoka jak on.
Wychodząc ze sklepu podałam torbę z ubraniami Draco by ją niósł jak przystało na prawdziwego Gentelmana.
-No to co po książki teraz prowadź mnie przyjacielu.
I wyszłam na przód nie czekając na blondi zaczęłam zwiedzać Pokątna obserwując jej piękne sklepy.
W końcu po zakupie wszystkich niezbędnych przyborów szkolnych zaproponowałam, że potrzebuje porcji cukru. Co oznaczyło jedno pora na Lodyyyyyy i mam nadzieje, że będą moje ulubione lody cytrynowe z posypką. Mistrzostwo świata w dziedzinie lodów.
Znając drogę do lodziarni wyprzedziłam Dracona i pobiegłam do miejsca, gdzie obsługiwał przemiły Pan Florian Fortesue który idealnie pasował do swojej lodziarni.
Będąc wspaniała kuzynka postawiłam ze zakupie temu kretynowi jego ulubione świderki mieszane.
A gdy on doszedł na miejsce co zajęło mu wyjątkowo długo może jakaś fanka go złapała ja już siedziałam w wydzielonym miejscu z jego słodyczami które powoli się topiły.
-A niby masz taka dobra kondycje chodź i jeść nim jeszcze bardziej zbledniesz.
-Jak ja czasami cie nienawidzę młoda wiesz. -Powiedział i usiadł obok mnie jednocześnie odbierając swoją słodycz.
-Jestem starsza szmulo więc zryj i nie szczekaj, bo ci miska ucieknie.-Spojrzał się na mnie z nienawiścią w oczach, a potem razem wybuchnęliśmy śmiechem pogrążając się w rozmowie o nowym modelu miotły która była po prostu idealna.
I nagle Dracuś stracił dobry humor a jego wzrok skierował się za mnie odwróciłam się zgodnie z jego kierunkiem wzorku i zobaczyłam wysokiego szczupłego chłopaka którego czarne włosy rozwalone w 4 strony świata.
Jego wzrok skierował się w moją stronę i poczułam jak przeszywa mnie swoimi oczami których kolor był podobny do zaklęcia uśmiercającego.
Nasz wzrok się połączył a ja poczułam cos co trudno mi było określić jakby iskra przeszła po moim ciele.
-Widzę, że wpuszczają tu każdą hołotę kończ już to jedzenie nie chce zarazić się debilizmem od bliznowatego.
Gdy tylko zjadłam lody arystokrata siłą wyciągnął mnie z lodziarni i pociągnął nimi za sobą jak szmacianą laleczkę.
-Bardzo nie lubisz tego chłopaka co nie?-Spytałam, gdy odbierałam od niego swoje zakupy, gdy już weszliśmy do dziurawego kotła.
-Nienawidzę tego zbawcy świata uważa się za nie wiadomo kogo wielka gwiazda a znaczy tyle, co każda szlama.-Wypluł te słowa z taką nienawiścią jakby ten chłopak zabił mu rodziców albo zrobił równie straszna rzecz.
-Obiecaj mi Elizo, że nie splamisz naszego domu zadając się z kimś jego pokroju.-Warknął tonem pełnym pogardy.
A ja nie wiem, czy z przerażenia czy stresu kiwnęłam tylko głową i razem wróciliśmy do mojego domu gdzie już nie poruszaliśmy tego tematu.
Czyli już wiem kogo w szkole mam unikać i się nie zadawać teraz tylko tego nie zepsuć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro