Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ten w którym idziemy na zakupy

Pov Elizabeth

Jak ja kocham spać, gdybym mogła spałabym całe dnie zwłaszcza we w wakacje, kiedy to nie mam żadnych pilnych obowiązków. Ale jak wiadomo nic co dobre nie trwa wiecznie i mój wieczny spokój został naruszony przez jakiegoś debila i nawet spodziewałam się kto nim jest.

-Wstawaj Elizo już 11 nie spij, bo cie okradną.-Usłyszałam nad uchem krzyk mojego debilnego prawie kuzyna Dracona Malfoya.

Ten kretyn o mózgu wielkości orzecha włoskiego zaczął skakać po moim łóżku jednocześnie zabierając mi kołdrę. Byłam gotowa rzucić na niego zaklęcie tortujace, a następnie zamknąć w piwnicy o chlebie i wodzie.

-Spierdalaj ode mnie co ty tu robisz jak się tu pojawiłeś?-Spytałam, kiedy w końcu dałam rade podnieść się do pionu a ten tleniony chłopczyk skończył swoje zabawy na moim łóżku.

-Rodzice mi powiedzieli, że w końcu idziesz do Hogwartu i że jeszcze nie byłaś na zakupach, a że zaraz koniec wakacji trzeba się na nie udać. A z kim masz spędzić ten cudowny czas jak nie najlepszy kuzyn na świecie.

-A to będzie jakiś mój kuzyn jeszcze?-Spytałam a on zepchnął mnie z łóżko no ała zabolało.

-Idź się ogarnij czekam na dole jak cos wuja nie ma i nie wiem, kiedy wróci pojechał po jakieś składniki do eliksirów.

Kiwnęłam tylko głową i poszłam do łazienki by się w miarę ogarnąć, a towarzyszyło temu dźwięki kłótni między Draco a Syzyfem.

-Daj mu spokój kuźwa Malfoy.-Powiedziałam jednocześnie myjąc zęby i wyraźnie za mocno używałam szczoteczki, bo aż wyplułam z ust krew.

-Udzióbało mnie chamidło jedne.

Westchnęłam jednocześnie płukając usta i wyobrażając sobie walkę na śmierć i życie między moim ukochanym przyjacielem kimś bez kogo nie wyobrażam sobie życia a Malfoyem.

Wychodząc z łazienki w moim pokoju został już tylko Syzyf który czyścił swoje piórka a po Blondi nie było śladu.

-Słoneczko co zjadłeś go tak bardzo ładnie.

Pogłaskałam go po piórach wrzucając do miski jego pokarm i świeżą wodę.

-Otworze ci klatkę, ale masz nie wylecieć z domu rozumiemy się.

Albo zwariowałam albo Syzyf spojrzał się na mnie wzrokiem pełnym pogardy i gdyby mógł przemówić powiedziałby Stara jak będę chciał to sobie polatam.

Biorąc wszystkie swoje rzeczy wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni gdzie urzędował Draco wyjadając z lodówki jabłka, ale tylko te zielone.

-Ty masz jakiś problem z tymi zielonymi jabłkami naprawdę nigdy nie widziałam byś jadł inne.

-Po prostu takie są najlepsze idealnie słodkie i kwaśne wuj zostawił ci pieniądze na blacie na zakupy.

Kiwnęłam głową biorąc gryza kanapki zrobionej przez tatę. Mmmm pychota szynka i ogórek najlepsze połączenie na świecie.

-A na pewno wiesz jak się dostać na pokątna wole nie wylądować w jakimś dziwnym miejscu pełnym osób pokroju tych z Azkabanu.

-A myślisz, że niby wiem gdzie się takie miejsca znajdują?

-Draco kłamać to my, a nie nas znam trochę twojego ojca i waszą rodzinną historię jesteście rodzina która zna wiele dziwnych miejsc i ma jeszcze więcej dziwniejszych rzeczy.

-Ooo jak ty mnie znasz słodkie to wręcz.

-To co jak się dostaniemy na pokątna?

-Kominkiem twój ojciec zabezpieczył drzwi więc ani nie wyjdziemy, ani nikt nie wejdzie.

-To kończ to jabłko i lecimy nie chce byś mi się zachłysnął, bo co wtedy z wielkim rodem Malfoyów.

Draco rzucił we mnie serwetką która ja jakimś cudem zatrzymałam w locie.

-Dalej masz zdolności bezrożdzkowe myślałem, że już oboje z tego wyrośliśmy.

-Rodzice mówią, że chyba odziedziczyłam to po dziadku jest duża szansa, że jeśli tego nie zlekceważę i będę bardzoooooo ciężko pracować to będę umiała robić cos więcej niż zatrzymanie serwetki czy podanie komuś kubka.

-A jak często ci to nie wychodzi?

-Nooo wiesz stłukłam tylko 5 kubków 4 talerze jakieś 2 wazony.-I mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, bo przy moich próbach dużo rzeczy musiało być naprawione. Ale przerwał mi to sam zainteresowany który zadał to pytanie w czasie mojego monologu dokończył jabłko wziął do kieszeni sakiewkę z pieniędzmi i popchnął mnie do kominka.

-To było brutalne wiesz gdzie twój szacunek do kobiet.

-Tam, gdzie moja matka która pilnuje bym go posiadał, czyli jest w ogrodach naszego dworu.

-To gdzie mam się przenieść po prostu na pokątna?

Może to dziwne że nie wiedziałam jak się tam dostać, ale zawsze, gdy tam byłam to przez teleportacje z tatą i głównie byliśmy tam na lodach a na pewno nie po rzeczy szkolne.

-Mówisz nazwę Dziurawy kocioł stamtąd się dostaniemy na Pokątną.

Pokiwałam tylko głową i wykonałam polecenie przy okazji zakrztuszając się dymem.

Już chwile później byłam w Pubie który nie zachwycał wyglądem, ale od razu poczułam zapach potraw które wyraźnie można było tu zjeść i mocny odór alkoholu tu podawanego.

Po około minucie dołączył do mnie Draco i ruszyłam za nim by zobaczyć jak za pomocą różdżki otwiera ścianę z cegły.

No MAGIA inaczej tego się nie da nazwać.

-To co najpierw wolisz książki czy szaty?-Spytał wyciągając z kieszeni swojej szaty kolejne jabłko Merlinie nie karmią go w domu że bierze jedzenie na wynos.

-Czuje ze Szaty zejdą dłużej to chodź po nie od razu.

-To kierunek Madame Malkin tylko uważaj, bo zdarza się jej wbijać igły za mocno.

-I co zraniła twoją biedna arystokratyczną skore jak to przeżyłeś.

Jak ja kocham mu dogryzać i oglądać jego miny, kiedy nie wie jak mi odpowiedzieć.

-Chodź, bo nas wieczór zastanie a lepiej tu nie chodzić, gdy jest późno obok jest Nokturn a tam są różne świry.

I zaprowadził mnie do sklepu gdzie zauważyłam przysadzistą uśmiechnięta kobietę ubraną na różowo.

Kobieta spojrzała na mnie i wypowiedziała jedno zdanie.

-Szaty do szkoły mam rozumieć.

Kiwnęłam głową i podeszłam na wskazane przez nią miejsce.

Po informacji że potrzebuje wszystkich szat jakie są potrzebne w Hogwarcie zabrała się do pracy.

Całość zajęła jej jakieś pół godziny a po tym czasie byłam już pokuta jakieś 10 razy, ale przynajmniej wiedziałam że na przyszły rok szaty tez się sprowadza, bo zrobiła je odrobinę większe w razie, gdybym urosła.

No mam nadzieje że urosnę, a nie zostanę przy swoim zwykłym 155 cm proszę niech geny taty mi się uruchomia i będę wysoka jak on.

Wychodząc ze sklepu podałam torbę z ubraniami Draco by ją niósł jak przystało na prawdziwego Gentelmana.

-No to co po książki teraz prowadź mnie przyjacielu.

I wyszłam na przód nie czekając na blondi zaczęłam zwiedzać Pokątna obserwując jej piękne sklepy.

W końcu po zakupie wszystkich niezbędnych przyborów szkolnych zaproponowałam, że potrzebuje porcji cukru. Co oznaczyło jedno pora na Lodyyyyyy i mam nadzieje, że będą moje ulubione lody cytrynowe z posypką. Mistrzostwo świata w dziedzinie lodów.

Znając drogę do lodziarni wyprzedziłam Dracona i pobiegłam do miejsca, gdzie obsługiwał przemiły Pan Florian Fortesue który idealnie pasował do swojej lodziarni.

Będąc wspaniała kuzynka postawiłam ze zakupie temu kretynowi jego ulubione świderki mieszane.

A gdy on doszedł na miejsce co zajęło mu wyjątkowo długo może jakaś fanka go złapała ja już siedziałam w wydzielonym miejscu z jego słodyczami które powoli się topiły.

-A niby masz taka dobra kondycje chodź i jeść nim jeszcze bardziej zbledniesz.

-Jak ja czasami cie nienawidzę młoda wiesz. -Powiedział i usiadł obok mnie jednocześnie odbierając swoją słodycz.

-Jestem starsza szmulo więc zryj i nie szczekaj, bo ci miska ucieknie.-Spojrzał się na mnie z nienawiścią w oczach, a potem razem wybuchnęliśmy śmiechem pogrążając się w rozmowie o nowym modelu miotły która była po prostu idealna.

I nagle Dracuś stracił dobry humor a jego wzrok skierował się za mnie odwróciłam się zgodnie z jego kierunkiem wzorku i zobaczyłam wysokiego szczupłego chłopaka którego czarne włosy rozwalone w 4 strony świata.

Jego wzrok skierował się w moją stronę i poczułam jak przeszywa mnie swoimi oczami których kolor był podobny do zaklęcia uśmiercającego.

Nasz wzrok się połączył a ja poczułam cos co trudno mi było określić jakby iskra przeszła po moim ciele.

-Widzę, że wpuszczają tu każdą hołotę kończ już to jedzenie nie chce zarazić się debilizmem od bliznowatego.

Gdy tylko zjadłam lody arystokrata siłą wyciągnął mnie z lodziarni i pociągnął nimi za sobą jak szmacianą laleczkę.

-Bardzo nie lubisz tego chłopaka co nie?-Spytałam, gdy odbierałam od niego swoje zakupy, gdy już weszliśmy do dziurawego kotła.

-Nienawidzę tego zbawcy świata uważa się za nie wiadomo kogo wielka gwiazda a znaczy tyle, co każda szlama.-Wypluł te słowa z taką nienawiścią jakby ten chłopak zabił mu rodziców albo zrobił równie straszna rzecz.

-Obiecaj mi Elizo, że nie splamisz naszego domu zadając się z kimś jego pokroju.-Warknął tonem pełnym pogardy.

A ja nie wiem, czy z przerażenia czy stresu kiwnęłam tylko głową i razem wróciliśmy do mojego domu gdzie już nie poruszaliśmy tego tematu.

Czyli już wiem kogo w szkole mam unikać i się nie zadawać teraz tylko tego nie zepsuć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro