Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ten w którym Harry wyczarowuje Patronusa


Święta święta i po świętach do zamku wróciliśmy już kilka dni temu, a teraz spędzaliśmy czas na zabawie w eksplodującego durnia. W całym pokoju wspólnych było słychać nasz śmiech, oczywiście najgłośniej było, kiedy ktoś przegrał i karty mu wybuchały. Daphne nie zdążyła złożyć pary i karty wybuchły jej prosto w twarz.

-Aż mi w uchu piszczy no znowu przewaliłam.-Dziewczyna odsunęła się od stołu i oparła o fotel na którym siedział Blaise.

-No i przegrałaś 3 razy z rzędu oddawaj wszystkie słodycze jakie masz.-Draco posłał dziewczynie tej swój wredny uśmieszek wynikający z zadowolenia na myśl o słodyczach.

-Zaraz po nie pójdę macie może już zrobiony referat na transmutacje?

A no tak referat na temat rejestracji animagów w ministerstwie.

-Dokończę go jutro nie mam na to ani sił, ani pomysłu co napisać jeszcze 30cali mi brakuje do zapełnienia rolki pergaminu.-Położyłam się na podłodze i bawiłam flakonikiem który wisiał na mojej szyi.

-Spokojnie Eli na pewno nasza kochana Minnie przymknie oczy jak jej ulubienica da za krotką prace.-W czasie tej wypowiedzi Vivienne zbierała swoje karty do gry a ja tak bardzo lekko kopnęłam ją w łydkę.

-Gadajcie co chcecie, ale Minerwa nie faworyzuje ani lewków, ani nie dyskryminuje nas więc miło.-Powiedziałam i wróciłam do siadu a na moje nogi wskoczył czarny kot.

-O znowu Bulstrode kot uciekł będzie trzeba go odnieść.-Powiedziała Daphne przysuwając się do mnie i głaszcząc kota.

-Jest taki piękny, bo czarny, czyli najlepszy.-Blaise zabrał ode mnie i Daphne kota i go do siebie przytulał.

No słodki widok nie powiem, że nie.

-Dobra idę po słodycze tylko proszę mi tyłka nie obrabiać.-Dziewczyna wyszła, a ja położyłam głowę na kolanach Vivienne.

-A ja co poduszka jestem?

-No jak dla mnie jesteś zbyt koścista, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.

-Słyszeliście Potter dostał błyskawicę?-Pansy zadała pytanie i prawie nie zachciało mi się wymiotować na dźwięk jej głosu.

-Cała szkoła o tym gada ciekawe czy serio dostał ją od Blacka.

Przeszła mnie gęsia skórka myśl że Harry mógłby paść ofiarą jakieś klątwy która by go zabiła ewentualnie mocno skrzywdziła.

-Luzik Eli ten kretyn ma za dużo szczęścia jak widać nawet Śmierć go nie chce.-Chłopaki wybuchnęły śmiechem a my z dziewczynami spojrzałyśmy na nich z politowaniem.

-Ale z ciebie kretyn Draco uważaj czasami co pleciesz tym jeziorem.

Uuuu ostro lecisz Vivienne czyżbyś próbowała wyzbyć się, uczuć. Trzymam za ciebie kciuki.

-Ktoś ci się kazał odzywać nie zmuszam byś mnie słuchała możesz odejść do swojego pokoju.-Oj kuzynku zaraz się wpakujesz w kłopoty.

-Dobra blondi, bo ci się włosy zakręcą i wtedy dopiero tragedia będzie.

-Kłócicie się jak stare dobre małżeństwo urocze to wręcz.-Oj Pansy nie mieszaj się w tę wymianę zdań.

-Mordka Parkinson, bo się zachłyśniesz śliną która ci leci przez smoczka.

Będzie trzeba je rozdzielać już to czuje.

-O tu jesteś Kocie już cię szukałam Zabini oddawaj mi kota.-Nasze przedstawienie przerwała właścicielka wspomnianego kota i siłą wyrwała go chłopakowi który nie chciał go oddać.

-Dobra już ci go oddaję uważaj na siebie mały.-Blaise pogłaskał czule kota i oddał go właścicielce ze smutkiem.

Zabini ma dobre serduszko może i co prawda tylko do zwierząt, ale ma.

Siedzieliśmy razem do pozna co poskutkowało spaniem do południa następnego dnia, ale to już inna historia.

Pov Narrator

Mężczyzna męczony przez koszmary rzucał się po łóżku niczym w konwulsjach próbował wyrwać się z krainy koszmarów, ale bez skutku. Jego ciało było mokre od potu spowodowanego lękiem który zaczął nasilać się z biegiem czasu.

W końcu udało się a czarnowłosy otworzył szeroko oczy łapiąc łapczywie oddech jego serce waliło niczym po maratonie. Złapał za swoje lewe przedramię i sprawdził, czy znak nie dał o sobie znać.

Ale nie, tatuaż był taki sam od 12 lat lekko wyblakły wyglądający jak zwykły mugolski tatuaż.

Piętno na jakie sam siebie skazał sprawiało, że już do końca życia musiał ponosić konsekwencje swoich beznadziejnych decyzji. Nienawidził sam siebie każda jego decyzja wywołała jakieś nieszczęście. Ktoś cierpiał przez jego winy. Jego ukochana Lily którą stracił przez własną głupotę i to jedno słowo które wszystko przekreśliło. Wstał ze swojego łóżka i usiadł przy biurku zapalając świecę.

Spojrzał na zdjęcie stojące na biurku w ramce uśmiechała się do mężczyzny jego największy skarb.

Śliczna czarnowłosa dziewczynka siedziała na kolanach swojej mamy puszczając bańki mydlane.

Pogłaskał czule ramkę i delikatnie się uśmiechnął było mu lżej na sercu wiedząc, że jego córka jest bezpieczna. Wiadomość że będzie ojcem powaliła go na kolana i to dosłownie, bo zemdlał.

Nie planował mieć dzieci zwłaszcza podczas wojny gdzie był pewny, że zginie tragiczną śmiercią.

Wdał się w krótki romans tak to postrzegał aż do chwili gdzie stworzył małego potworka.

Zrozumiał wtedy, że to koniec jego dotychczasowego życia. Nie chciał być taki jak jego ojciec.

Od początku wiedzieli razem z Veronicą,że nie stworzą razem jednego szczęśliwego domu.

Mimo to spróbowali dać tej królewnie bezpieczne i stabilne życie rodzinne mimo trwającej dokoła wojny.

Veronica wraz z dzieckiem żyła we Francji gdzie najczęściej jak mógł odwiedzał ich Severus.

A sam Severus dalej musiał służyć Czarnemu Panu wierząc, że nie polegnie i nie narazi swojej rodziny.

Wtedy też licząc, że zapewni swojej córce bezpieczeństwa doniósł o przepowiedni nie wiedząc że w ten sposób skazuje na śmierć swoją niedoszłą ukochaną.

Jego życie było pasmem porażek i nieszczęścia nie uczył się na błędach tylko dalej w nie brnął.

Serce powoli mu się uspokajało, chociaż dalej biło zdecydowanie za szybko.

Potrzebował alkoholu i to w dużej ilości inaczej może tej nocy nie przetrwać.

Mecz Krukoni kontra Gryfoni

Pov Elizabeth

W końcu na meczu nie było tragicznej pogody może i nie było idealnie, ale dało się przeżyć. Był bezchmurny, zimny dzień, wiał lekki wietrzyk. Nic nie zwiastowałoby któryś zawodnik miał spaść z miotły i się roztrzaskać. Dalej nie mogłam zrozumieć jakim cudem uczniowie w szkole grają na tych samych zasadach co zawodowcy. Zero ochrony dla spadającej młodzieży chcieli grać to musieli pogodzić się z ryzykiem śmierci hmm mądre.

I potem rodzice płaczą nad mogiłą no, chyba że ktoś nie ma rodziców jak Harry albo Neville.

-Ej gdzie Draco nie mogłam go znaleźć przed meczem?-Spytałam się Blaisea.

-A wiesz eee no ten robi coś.-Chłopak się wyraźnie jąkał i chciał coś ukryć co mi się nie podobało.

-Ale co takiego robi?

-No coś ważnego, ale jak skończy to robić to pewnie się z nami spotka.

-Oni coś kombinują mówię ci Eli.-Vin szeptała mi do ucha jednocześnie posyłając w Zabba ostrzegawcze spojrzenie.

I w ten sposób mecz trwał Jordan komentator meczu zachwalał pod niebosa błyskawice tak, że chyba powinni mu zapłacić za reklamę. Oglądałam mecz i było w sumie jak na każdym innym to bardzo monotony sport aż nagle stało się cos niespodziewanego. Harry wyciągnął różdżkę i rzucił jakieś zaklęcie w kierunku czarnych istot których wcześniej nie dostrzegłam,

-Czy to dementorzy?-Vin się spytała jednocześnie się wychylając z trybun a Blaise ją trzymałby debilka nie wypadła.

-Spokojnie to tylko Draco z Crabbem,Goylem i Flintem przebrali się by wystraszyć Pottera.

Oj Blaise chowaj się, bo zaraz Vin cię dojedzie.

-Co ty odjebałeś debilu z kim ja się zadaje, ludzie bez mózgu nie umiesz mu powiedzieć, że jest bezmózgim tlenionym błaznem. Przyjaźnię się z walonym kretynem.

-Uuuu zdenerwowali ją.-Powiedziała Greengrass odsuwając Zabba od Vin.

-O fuj Gryfoni wygrali.-Błagam cię mops nie psuj mi dnia swoją egzystencją.

-Możemy udawać, że ona spadla z trybun a damy ją zjeść zwierzątkom w zakazanym lesie.

Ah jak ja cie kocham Vin jesteś idealna.

-Morda Willims albo sprawie, że będziesz jeszcze brzydsza niż jesteś obecnie.-Parkinson chyba chciała jej zagrozić, ale nie wyszło.

-Dobra dzieciaczki chodźcie lepiej po Dracusia, bo Minerwa im nie odpuści takiej zniewagi.-Zgodnie z uwagą Vivienne udaliśmy się na dol gdzie chłopaki prawie dostali po uszach. Zejście na dół trochę na zajęło więc gdy dotarliśmy przy chłopakach stał już tata z kamienną miną a chłopcy byli wyraźnie niezadowoleni ze swojej porażki.

-Jestem rozczarowana waszym karygodnym zachowaniem liczę na surową karę od waszego opiekunka.

Severusie liczę, że nie potraktujesz ich łaskawie ze względu na to ze twoi wychowankowie.

-Możesz być spokojna Minerwa dostaną odpowiednią karę w stosunku do swojego czynu. A teraz idź pogratuluj swoim wychowankom wspaniałego zwycięstwa i jakże wielkiego czynu Pana Pottera.-Tata wypluł te słowa nie kryjąc pogardy jaką w nie włożył.

-Miłego dnia Severusie i pamiętaj o tym, co ci zaproponowałam.

Profesor odeszła w kierunku szkoły a tata zaczął pouczać chłopaków mimo że wiedziałam, że robi to bardziej by robić.

-Możecie już wrócić do siebie i proszę mi bez takich wybryków do dormitorium już. -Polecenie głowy domu rzecz święta więc moi przyjaciele pobiegli w stronę lochów ja natomiast ruszyłam za tatą.

-Słucham cię Elizabeth o co chodzi córeczko?

-Tato wiesz może co za zaklęcie rzucił Harry na chłopaków nie kojarzę go jakoś.

Tata wziął głęboki oddech i przymrużył lekko oczy nim odpowiedział.

-Zaklęcie Patronusa jest jednym z najstarszych uroków obronnych, znanych dotychczas czarodziejom. Stanowi ono tarczę pomiędzy dementorem a czarodziejem. Patronus jest rodzajem pozytywnej siły, projekcją tego, czym żywi się demon nadziei, szczęścia, woli przeżycia. Nie może odczuwać jednak rozpaczy jak prawdziwy człowiek więc dementor nie jest w stanie mu nic zrobić.

-Brzmi jak jakaś stara potężna magia i 13latek był w stanie tego dokonać no nieźle.-Byłam pod wrażeniem tego, że Harry opanował takie zaklęcie hmm czy mógłby mnie tego nauczyć.

-Nawet zepsuty zegar pokaże dwa razy na dobę prawidłową godzinę. Bardziej wierzę, że to szczęście które go nie opuszczą od lat.

Ależ ty go tatusiu nie trawisz.

-A ty umiesz wyczarowywać Patronusa? -Zapytałam zaciekawiona mimo tak zwykłego pytania tata wyraźnie stracił dobry humor o ile tak można było jego poprzednie samopoczucie.

-Nie byłem zainteresowany nie było mi to potrzebne wolałem się skupić na Eliksirach.

Kiwnęłam głową nie pytając już o nich więcej chociaż czułam że tata zataja jakąś część swojej historii przede mną.

Wesołego dnia zakochanych pamiętajcie najważniejsze by kochać siebie. Miłość do siebie to nie narcyzm ani egoizm, a dbanie o siebie i własne zdrowie psychiczne.

Dbajcie o siebie misiaczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro