Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ten w którym Elizabeth zaprzyjaźnia się z Harrym


Czas mijał dzień za dniem a ja coraz bardziej czułam się w Hogwarcie jako szkole jako w swoim domu. Poznanie nowych ludzi bywało fascynujące jedni od razu byli pozytywni z tego, co wiem to z powodu nazwiska. Ale oczywiście nie zawsze jest kolorowo i nie raz słyszałam wyzwisko za po pierwsze nazwisko Snape i bycie żmiją. Powoli się do tego przyzwyczajałam ważne by się cieszyć z małych rzeczy, nawet jeśli duże sprawiają przykrość. Zmierzałam do gabinetu taty licząc, że poratuje mnie w tej jakże trudnej sytuacji życiowej. Zapukałam do jego drzwi czekając na pozwolenie, chociaż ledwo stałam na nogach.

Po usłyszeniu WEJŚĆ wparowałam mu do gabinetu i usiadłam na krześle kładąc głowę na biurku.

-Co się dzieje kociołku?-Spytał się tata, kreśląc coś po wypracowaniach uczniów.

-Daj eliksir przeciwbólowy proszę tatusiu.-Poprosiłam dalej nie podnosząc głowy z biurka.

-Niech zgadnę okres?-Zadał pytanie a ja tylko kiwnęłam głową i usłyszałam jak tata odsuwa się od biurka.-Jadłaś coś dzisiaj?-Pokiwałam głową na nie a on westchnął mrucząc coś pod nosem.-Dam ci zioła pomoże, ale musisz coś zjeść.

Podał mi kubek do którego wlał herbatę razem z miksturą z ziółek. Wzięłam łyk i poczułam że to sama natura Jemioła pospolita, kozłek, malina właściwa, rumianek i jeszcze nagietek lekarski fuj.

-Pij do dna pomoże, a nie uzależni jak eliksir.

Pokiwałam głową i piłam po łyku czułam że tata dolał mi do herbaty jeszcze soku malinowego jak zawsze babcia robi.

-W noc duchów jest pierwsza wycieczka do Hogsmeade masz pieniądze?

-No mam, ale dasz mi trochę proszę nie wydam wszystkiego obiecuję.-Zrobiłam wielkie oczy a tata lekko się uśmiechnął.

-Dobrze dam ci, ale nie wykup wszystkich słodyczy i przypilnuje czy zjesz obiad.

-Co tu ważysz?-Spytałam widząc kocioł z którego się dymiło nie wyglądało to zachęcająco.

-Eliksir dla Profesora Lupina na jego problemy zdrowotne biedaczek.-Tata naprawdę nie lubił Profesora Lupina od dawna nie słyszałam w jego głosie tyle jadu i nienawiści.

-Na pewno nie chcesz go otruć widzę tu tojad.-Powiedziałam, gdy zauważyłam jakiego składniku używał tata.

-W tym przypadku jest niezbędny cały tydzień co miesiąc i nic nie mam w zamian a mógłbym, chociaż podwyżkę.

Cały tydzień co miesiąc jaki Eliksir się tyle stosuje naprawdę muszę to sprawdzić.

-Nie wygląda apetycznie bez cukru w życiu bym tego nie wypiła.

-Cóż niestety nie da się dać cukru, bo zniweluje on jego właściwości.

Dopiłam zioła do końca i się przytuliłam do taty a on wziął mnie na kolana jakby to nie zabrzmiało.

-Wszystko w porządku kociołku?-Zapytał tata, otulając mnie peleryną.

-Tak, ale zmęczona jestem lekko mam na numerologie wypracowanie i jeszcze się za nie, nie zabrałam.

-Kociołku nie będę cię tłumaczył, że lekceważysz nauką więc proszę mi iść robić lekcje.

-No idę idę papa.

Wyszłam kierując się do biblioteki po potrzebne mi książki. Moje plecy tego pożałują, ale warto.

Wybierałam poszczególne książki chwytając je w swoje dłoni i pojawił się pewien problem mój wzrost.

Nie byłam w stanie dosięgnąć księgi o eliksirach i niezbyt miałam kogoś prosić o pomoc.

-Pomoc ci?-Usłyszałam głos Harrego za swoimi plecami i się do niego odwróciłam.

-Jakbyś mógł wzrost nie pomaga, gdy coś jest wyżej niż 160 cm.

Harry poszedł do mnie i stając na palcach podał mi lekturę której potrzebowałam w swoim małym śledztwie.

-Dziękuje miły z ciebie Lew a słyszałam, że wasza cecha to też nienawiść do węży.-Założyłam ręce na piersi i oparłam się o regał.

-Coś mówiłaś, że ciebie ludzie oceniają po domu i nazwisku a teraz sama to robisz nie miło.

Zaśmialiśmy się a ja wywróciłam oczami no tak Potter według taty zawsze umie się wybronić.

-Hermiona ma rację naprawdę zawsze umiesz się wybronić już wiem czemu mój tata ma takie zdanie o tobie.

-Profesor Snape jest naprawdę unikatowy tego mu nie odmówię.

-Tak tata ma swój styl bycia i jestem pewna że jest nie do podrobienia.

-Robiłaś już zadanie na OPCM czym najlepiej karmić gumochłony?

-Chciałam się teraz za nie zabrać, jeśli nie boisz się ze żmija ukąsi możemy zrobić je razem i szybciej skończymy.

-Z chęcią przynajmniej wyrwę się od kłótni Rona i Hermiony o szczura i kota.

Spojrzałam się na niego z nierozumieniem jaki kot i szczur co mnie ominęło.

Usiedliśmy przy stoiku a Harry streścił mnie historię konfliktu między dwójką jego przyjaciół.

-Hermiona nie wspominała, że jej kot terroryzuję szczura i to naprawdę wiekowego już.

-Nie wiem po czyjej stronie stanąć w tym konflikcie i kto ma racje.

-Uważam ze Hermiona powinna uważać w końcu kot w naturze poluje na szczury a Ron niech chowa swojego zwierzaka zasługuje na spokój.-Powiedziałam swoją opinię jednocześnie ukrywając trik nerwowy pod stołem. Rozmawianie z obcą osobą jeszcze jak to płeć przeciwna to dla mnie duży stres.

-Hermiona mi powiedziała, że na numerologii tworzycie dobry duet skąd masz taką wiedzę magiczną chyba na wszystkim dobrze ci idzie.

-Przeceniasz mnie i to mocno uczę się tego, co mnie ciekawi i tam się staram. Reszta to tak byle było dobrze na przykład na Historii Magii usypiam jak chyba każdy. A Runy mimo że mnie ciekawią są dla mnie wyjątkowo ciężkie i muszę włożyć w nie dużo pracy. A jak kocham patrzeć w gwiazdy tak nie przepadam za szukaniem konstelacji.

-Czemu się przeniosłaś do Hogwartu teraz, a nie uczyłaś się tu od początku?

-Moja rodzina od strony mamy mieszka we Francji i tam zdecydowali się mnie posłać, ale to nie było moje miejsce.-Wyjęłam z torby torebkę cukierków i położyłam je na biurku.

-Cytrynowego Dropsa?-Zaproponowałam częstując się jednym mmm pycha uwielbiam te cukierki dziękuje ci dyrektorze za zarażenie mnie tą miłością.

-O dziękuję-Harry poczęstował się cukierkiem i zabraliśmy się do pracy a ja o mało nie wylałam atramentu na pergamin.

-Dobrze że nie chodzisz na wróżbiarstwo Profesor Trelawney powiedziałaby że jesteś gorszym omenem niż ponurak.

Na wspomnienie o widmie czarnego psa wyraźnie pogorszył mu się humor. Słyszałam od Dracona ze Potter miał już wywróżoną śmierć.

-Nie wiem, czy cię to interesuje, ale ja nie wierzę we wróżbiarstwo inaczej to bardzo ciężkie by spotkać prawdziwego wróżbitę. Z tym trzeba się urodzić żadna książka nauki czy praktyka ci tego nie da.

A ponurak nie umiem tego określić to nie dementor którego musisz się bać traktuje to niejako jako legendę.

-Czyli nie wierzysz że to omen śmierci?

-Myślę że póki nie wiesz co to ponurak to on na ciebie nie wpływa boisz się tego w co wierzysz. Mugole nie wierzą w magie więc pewnie swoje wróżby traktują jako zabawę.

-Może masz rację dobra zacznijmy pisać te pracę nim doczekamy się ciszy nocnej.

Zabraliśmy się do pracy wymieniając się uwagami co można dać pupilom Hagrida.

-Ja bym im dawała czekoladowe żaby czekolada poskromi każdą bestię.

-Nie jestem bestią a też bym chętnie zjadł jedną.

Już widać, że dobry chłopak jak docenia moc czekolady.

Gdy skończyliśmy Harry musiał już iść a ja starałam się nie zasnąć robiąc prace dla Profesor Vector. Pobrudziłam sobie całe palce czując, że już tego nie domyje przez najbliższy tydzień.

Zrobiło się już naprawdę późno, gdy skończyłam swoje zadanie domowe i wyszłam z biblioteki planując przeczytać książkę o Eliksirach jeszcze tego samego wieczoru.

Wchodząc do pokoju wspólnego ujrzałam moich przyjaciół siedzących na kominku. Dosiadłam się do nich siadając dosłownie naprzeciw kominka opierając swoją głowę o ramie Teo.

-Jak się czujesz Snape dał ci eliksir przeciwbólowy?-Spytał się Draco któremu trochę wybaczyłam, ale dalej byłam zła za jego karygodne zachowanie i czekałam az pójdzie po rozum do głowy i ruszy tym, co ma zamiast mózgu.

-Nie, ale dał mi ziołka trochę gorzej działają, ale zdrowsze nie mogę co miesiąc pic litry Eliksiru.-Odpowiedziałam otwierając książkę i zaczęłam ją kartkować w poszukiwaniu interesującego mnie tematu.

-A ty znowu się uczysz nie masz czegoś lepszego roboty. -Odezwała się do mnie Mopsica jak ja nią gardzę.

-W przeciwieństwie do ciebie Pansy mam plan który nie zakłada wyjście bogato za mąż i być ładnym dodatkiem.

-A ciebie kto zechce żaden porządny czarodziej cie nie weźmie ani nazwiska, ani bogactwa. Bękart półkrwi miejsce takich jak ty jest daleko pod czarodziejami.-Wypluła te słowa jakby trzymała je od lat w swoim małym móżdżku.

Każdego zamurowało w pokoju zrobiło się dziwnie cicho. Minęło może z 30 sekund i Parkinson leżała na ziemi a Vivienne z Daphne delikatnie rzecz mówiąc uczyły ją, że tak się nie odnosi do ich przyjaciółki.

Tak nazwalam Vivienne przyjaciółka mimo że znam ją wyjątkowo krótko, ale czułam, że mogę ją tak określić.

Wracając one ciągle sprawiały, że jej twarz pokryła się krwią a Draco z Blaisem próbowali je odciągać by nie zabiły dziewczyny.

-Dobra już przestańcie, bo będziecie mieć kłopoty nie warto jebać sobie życie przez kogoś takiego.-Powiedział Draco, kiedy cudem odciągał Vivienne i dalej ją trzymał, bo się rzucała.

-Uwierz mi Parkinson twojej rodzinie podwinie się kiedyś noga i zobaczysz kto jest twoim wrogiem kto przyjacielem.-Powiedziała Daphne i starała z rąk krew Pansy.

Pansy przerażona tym atakiem uciekła do swojego pokoju a my wróciliśmy do rutyny siedzenia przy kominku.

Zauważyłam jedną rzecz Theodor przy całym zamieszaniu spokojnie siedział obok mnie i nie odezwał się nawet słowem naprawdę spokojny człowiek.

Gdy rozchodziliśmy się do pokojów Teo zatrzymał mnie i zadał mi dosyć ciekawe pytanie.

-Wiesz w noc duchów jest wyjście do wioski może skoczysz ze mną na piwko kremowe?

-O jasne pewnie wszyscy na nie skoczymy słyszałam, że jest pyszne.

-Znaczy chodziło mi ze byśmy poszli tak we dwójkę no wiesz razem.

O KURWA CZY ON MNIE ZAPRASZA NA RANDKĘ?

-Eee no z chęcią wiesz, że bardzo lubię z tobą spędzać czas.-Posłałam mu uśmiech i poczułam, że jestem cała czerwona mimo zimna panującego w lochach.

-No to widzimy się jutro dobranoc.-I po tych słowach pobiegłam do swojego pokoju w którym była już Vivienne.

-Co robisz? -Spytałam dziewczyny patrząc jak ta pisze coś na kartce przy czarnej świecy.

-A taki jeden rytuał praktykowany w mojej rodzinie.

-Na co rytuał?-Dopytałam się usiadłam na swoim łóżku.

-A takie problemy w życiu prywatnym nic szczególnego nie chce o tym rozmawiać.

-No dobra, jeśli tak wolisz to nie przeszkadzam, ale jak cos możesz mi mówić o wszystkim pamiętaj.

Nie czekając na odpowiedz dziewczyny wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki, by zmyć z siebie mój ból brzucha i nie tylko.

Gdy wróciłam do pokoju Vivien zamknęła się w łazience a ja spojrzałam na kartkę która była zapisana.

„Wady tego debila"

-Arogancki

-Dzieciaczek który nie chce dorosnąć

-Nie zauważa mnie

-Wybujałe ego

-Traktuje mnie jako koleżankę

Chyba nie powinnam tego czytać widać to rytuał, by cofnąć to złe zakochanie. Odeszłam od jej biurka, ale nie wiem jakim cudem mój szlafrok strącił świecę która upadla na podłogę i się złamała a wosk rozlał.

-Co się stało?-Krzyknęła Vivien wybiegając z łazienki w samym ręczniku, a gdy ujrzała świeczkę padła na kolana.

-Vivienne ja przepraszam naprawdę nie chciałam.-Zaczęłam ją przepraszać i poczułam się wyjątkowo głupio.

-Nie jestem zła Eliza napisze do mamy i poproszę by przesłała mi jeszcze jedna. Nie dziś to za tydzień ten rytuał może poczekać. To tylko uczucia które i tak nic nie znaczą.-Podeszła do bałaganu jaki uczyniłam i zaczęła go sprzątać a resztki świeczki postawiła na swoim biurku.

-Jutro ją spale nic już nie ruszaj bardzo proszę.

I ruszyła z powrotem do łazienki a ja poczułam się jak ostatnia kretynka jedyne co mi zostało to ją wspierać w tym fatalnym zauroczeniu.

Położyłam się do łóżku i zasnęłam, a kiedy usypiałam Vivienne dalej nie wróciła do pokoju.

A z tego, co się dowiedziałam później rytuału już nie miała odwagi przeprowadzić, bo uczucia były silniejsze.

Noc Duchów/Wyjście do wioski.

Wyruszyliśmy do wioski grupą a ja słuchałam jak Draco znowu naśmiewa się z Harrego który musiał zostać w zamku, bo nie miał zgody na wycieczkę.

-Dobra Draco chcesz zepsuć sobie całą wycieczkę wspominając ciągle o Potterze.-Powiedziała Vivienne która jak się domyślałam, bo się nie przyznawała, że rytuał był skierowany do Draco.

-Dobra już kończę temat to, dokąd idziemy najpierw?-Spytała się Daphne.

-My z Teo idziemy do miodowego królestwa.-Powiedziałam a Draco zrobił wielkie oczy.

-No to zobaczymy się później.-Teo pociągnął mnie za rękę w stronę królestwa.

Szliśmy mijając dorosłych czarodziejów, jak i innych uczniów którzy rozkoszowali się chwilami wolności.

-Wnioskując po minie Draco raczej nie jest zbyt zadowolony z tego, że tu się ze mną wybrałaś.

-Ma syndrom starszego brata, chociaż jest ode mnie młodszy, ale co poradzisz przywyknie.

Wchodząc do sklepu prawie poleciała mi ślinka na widok tych wszystkich cudów.

-Trochę tu spędzimy czasu nie spiesz się.-Powiedział Teo a ja zauważyłam jak pakował do swojej torby Kandyzowane ananasy nawet dla mnie taka słodycz to za dużo.

-No co pyszne są a ananas ma dużo dobrych zastosowań.

Przewróciłam oczami i zaczęłam wybierać sobie słodyczy skończyło się to tak że miałam wypchana całą torbę pełną między innymi karmelkowych muszelek, kociołkowych piegusków, cukrowych piór i lodowych myszy.

-To co Piwko kremowe?-Spytałam a Teodor kiwnął głowa i ruszyliśmy do Pubu delektując się wybuchającymi cukierkami.

Na miejscu wypiliśmy po jednym piwie dalej oddając się przyjemnej rozmowie. Może wyjdzie z tego coś więcej kto wie ważne, że dobrze razem spędzamy czas.

I oby to się nigdy nie popsuło z nim ani z żadnym z moich przyjaciół.

Niestety później dowiedziałam się, że życie ma na mnie inny plan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro