Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ten w którym Elizabeth jest mokra


Wbiegłam do swojego pokoju, a Vin nie było co oznacza, że mój tatuś dalej ją gnębi.

Położyłam się z nadzieją do łóżka nawet udało mi się zasnąć sen jednak nie dał mi upragnionego spokoju.

Nie wiem po jakim czasie, ale się obudziłam, a raczej obudziła mnie Vivienne która kolejny raz odprawiała jakiś rytuał na biurku.

-Co ty robisz?

-Ścieram zioła na pył ,a co

Spojrzałam się na dziewczynę coraz mniej dziwiła mnie magia ludowa w którą jak widać zaangażowana była rodzina mojej przyjaciółki.

-I co potem z nimi zrobisz?

-Będę je nosić na szyi i przygonią mi miłość ewentualnie odstraszą złe duchy.

Jak byłoby dobrze, gdyby to podziałało też na Pansy.

Obróciłam się na drugi bok i spróbowałam znowu zasnąć, ale nie było mi to dane.

-Theodor cię szukał coś się stało pokłóciliście się?

Schowałam się pod kołdrę nie będąc pewna czy to dobry pomysł, by mówić dziewczynie co się stało. Ale znałam za dużo historii gdzie zaczynało się od szarpnięcia skończyło zgonem.

-Theo mnie szarpnął kazał związać włosy powiedziałam, że nie i się zdenerwował. Potem ruszyłam przed siebie a on mnie złapał i pociągnął za włosy.

-Czyli chcesz powiedzieć, że on użył wobec ciebie siły, gdy nie postąpiłaś zgodnie z jego oczekiwaniem.

Usłyszałam kroki, a zaraz po tym dziewczyna usiadła na moim łóżku.

-Eli nikt nigdy nie ma prawa na ciebie podnieść ręki. Wiesz co zaraz zrobię?

-Co? -Spytałam i wyszłam spod kołdry a dziewczyna się uśmiechnęła.

Ona nic nie odpowiedziała tylko nakazała mi gestem wstać i iść za nią. Nie do końca rozumiałam czemu idziemy do salonu, ale nie miałam siły na kłótnie w końcu dalej czułam się słaba.

-Siadaj Eliza i teraz ty Nott się tłumacz.-Nakazała Vivienne usadzając mnie na kanapie a reszta ekipy patrzyła się na nas z niezrozumieniem.

-O czym ty mówisz Williams?-Theo wyraźnie był zdenerwowany nie czuł się komfortowo, gdy miał coś wyjaśniać przy ludziach.

-No pochwal się Theosiu co robisz jak dziewczyna nie jest psem, bo się nie słucha.

Theodor dalej nie zamierzał wziąć udziału w dyskusji.

-O skoro wolisz na cicho to dobrze moi drodzy Theodor Nott szarpnął Elizabeth, gdy ona się nie podporządkowała jego woli.

Cisza po tym zdaniu trwała sekundę, bo w drugiej już był wrzask chłopaków którzy rzucili się na Theodora.

-Dobra już dosyć starczy chyba zrozumiał.-Powiedziałam po dłuższej chwili odciągając chłopaków.

-Nie masz prawa jej dotknąć nigdy rozumiesz.-Blaise dalej warczał jak wściekły pies, nawet kiedy Daphne probowała go odciągać jak najdalej.

-Przeprosiłem Eli poniosło mnie każdemu się zdarza, ale to się więcej nie powtórzy.

-Wiesz co Nott czuje się jak najgorsza szlama przez swój wybuch złości, że ją zraniłem, ale nie będę się tłumaczył, że to się zdarza. Próbujesz szukać sobie usprawiedliwienia, a to oznacza jedno że zrobisz to kolejny raz.-Draco popchnął Theodora a on upadł tuż przed kominkiem o mało do niego nie wpadając.

-Nawet was tam nie było skąd macie pewność jak było.

-Wiesz co Nott, ale bym ci chciała przybić w tej chwili piątkę, w twarz, krzesłem to może byś takich głupot nie gadał.

-Przeproś ją dobrze ci radzimy.-Daphne stała przy Vivienne i założyła ręce na piersi.

-Dobrze przepraszam cię Elizabeth wiem, że było to niewłaściwe. Czy mi wybaczysz?

-Nie Thedorze nie wybaczam tego, że zachowałeś się w stosunku do mnie niewłaściwie. Nie żałujesz tego a teraz przepraszasz pod naciskiem. Proszę byś się do mnie nie zbliżał, a jeśli do tego dojdzie idę do naszego opiekuna domu.

Nie miałam obowiązku mu wybaczać nie dam sobie wmówić, że mam wybaczać i zapomnieć.

Moje życie moje decyzje i moja nauka by nie wybaczać pierwszych znaków ostrzegawczych.

Dzisiaj szarpniecie jutro polanie kwasem lub wywarem żywej śmierci. Unikajmy takich atrakcji dla własnego dobra.

Chłopaki wypchnęli Theodora z PW a ja posłałam im uśmiech wdzięczna, że stanęli po mojej stronie.

-Dobrze mieć obok takich ludzi. -Vivienne mnie przytuliła a Blaise podał kubek z czymś ciepłym.

-Mleko z miodem dobre na przeziębienie.

Draco otulił mnie kocem który nie wiem jak znalazł się w jego rekach.

-Jak jeszcze coś zrobi mów nam i uwierz ojciec go nie pozna jak wrócimy do domu.

Zaufałam Daphne która mówiła te słowa oni naprawdę chcieli dla mnie dobrze.

Z takimi ludzmi to czuje się jak w domku u mamusi i dziadków.

Dni mijały Puchoni zdążyli zostać pokonani przez Krukonów na meczu co oznaczało ze Gryffoni mieli szanse na wygrana pucharu o której ciągle mówił kapitan Gryffonów.

Przynajmniej tyle się mogłam dowiedzieć z opowieści Harrego który niestety nadal nie miał możliwości posiąść nowej miotły. I musiał korzystać ze staroświeckiego Meteora.

Siedziałam z Harrym i razem czytaliśmy książkę którą pożyczył od Olivera.

-Ile byś chciał najwięcej wydać na miotle?

-Nie wiem, muszę bardziej dopytać ile kosztuje dobra miotła taka wymarzona to błyskawica. 

-Harry taką błyskawicę mają zawodowi gracze nie dzieciaki ze szkoły.

-No wiem, ale nie zabraniaj marzyć. Może po prostu kupię znowu nimbusa 2000 umiem się nią posługiwać.

-Dobry pomysł poproś McGonagall by ci zamówiła w Hogsmeade pieniądze wypłacisz ze skrytki w święta i jej oddasz.

-Dzięki Eliza, że siedzisz ze mną jak wszyscy wyszli na wycieczkę.

To prawda dzisiaj była przedświąteczną wycieczką do miasteczka, ale ja nie miałam zbytnio na nią ochoty. Wolałam zostać w zamku i spędzić czas z kolegą.

-Psst... Harry!-Usłyszeliśmy za naszymi plecami jakieś głosy.

Odwróciliśmy się a zza naszych pleców wyskoczyły klony.

-Hej zakochańce co tu robicie?

Nie wiem który klon to powiedział, ale już czekałam na jakąś miłosną wyliczankę.

-Siedzimy a co się stało?

-Mamy coś dla ciebie, ale to bez udziału osób trzecich.

Skierowali wzrok na mnie na co ja wstałam ze schodów na których się usadowiliśmy.

-Dobrze zostawię was. Miłej zabawy nie zabijcie mi Harrego jakimś dowcipem.

Ruszyłam przed siebie i postanowiłam ze pora odwiedzić mojego ulubionego futrzastego nauczyciela.

Przemierzałam korytarze, gdy usłyszałam chichot tego wrednego poltergeista Irytka. Ten słowa które nasuwały mi się na język były tak niecenzuralne że ojciec by mi kazał przemyć język szarym mydłem.

ON MNIE OBLAŁ LODOWATĄ WODĄ.

-Mokra Panna Mokra Panna pora się wymyć z brudu węża. Się nie utop no bo szkoda by woźny znowu z mopem latał.

Biegłam do gabinetu Lupina a on dalej polewał mnie wodą. Zostawiałam już za sobą ślady, gdy ktoś wkroczył do interwencji.

-Irytku zostaw uczennice mojego domu w tej chwili.

Nie sądziłam że będę wdzięczna Krwawemu Baronowi który rzadko kiedy był dla nas miły.

-Tak jest Krwawy Baronie pozostawię tę Pannę w spokoju.

Poltergeist mnie zostawił w spokoju i odleciał.

-Dziękuje Krwawy Baronie sama bym sobie nie poradziła.

-Jesteś wychowanką mojego domu mimo że nie jesteś czystej krwi należy ci się szacunek.

-Skąd Baron wie, że nie jestem czystej krwi?

Ruszyłam za nim, bo już chciał odlecieć z miejsca mojej próby podtopienia.

-Wiem kim jest twój ojciec i wiem również jakie są jego korzenie. Ale dostałaś się do mojego domu co oznacza że na to zasługujesz. Wojna w środku na zewnątrz za siebie zabijemy.

-Jeszcze raz dziękuje.

Krwawy Baron odleciał a ja powróciłam do wędrówki pod gabinet wilczka.

Zapukałam w drzwi i czekałam aż uzyskam zgodę na wejście

-Proszę wejść.

Uzyskując zgodę weszłam do gabinetu i siadłam przed profesorem który sprawdzał prace uczniów.

-Witam cię Elizabeth czy mogę ci jakoś pomóc?

-Mam do Pana dwa pytania, czy mogę liczyć na odpowiedz, jeśli je zadam.

Ręce schowane pod biurkiem już zaczęły mi się pocić i chciałam je podrapać dla uspokojenia, ale musiałam wytrzymać jeszcze parę chwil.

-Zadaj mi je i wtedy się dowiemy czy mogę odpowiedzieć.

-Czemu mój tata aż tak za Panem nie przepada bardziej niż za innymi ludźmi.

Profesor odłożył pióro którego używał do sprawdzenia prac i spojrzał się na mnie zmęczonym wzrokiem.

-Elizo nie uważam by twój tata życzyłby sobie bym ci powiedział co się wydarzyło między nami.

-Od niego niczego się nie dowiem ukrywa swoją przeszłość, ale musiało się coś między stać.

-Ahh Elizo twój tata ma pełne prawo by mieć do mnie negatywne odczucia. Znamy się dosyć długo i niestety przez wiele lat nie zachowywałem się w porządku względem niego.

-Gdzie wasze drogi się połączyły?

-Po kim ty taka ciekawska jesteś?

-Z tego, co mama mówiła to po babci i trochę dziadku.

-Chodziliśmy razem do Hogwartu ten sam rok inne domy. I przez te wielką niechęć Gryffonów i Ślizgonów wyszło pewne konflikty.

-I to wystarczyłoby mój tata wyglądał jakby chciał Pana zamordować?

-Kolejne informacje nie są ci na razie potrzebne, gdy twój tata zechce z tobą o tym porozmawiać to się dowiesz więcej.

-No dobrze powiedzmy, że na razie mi tyle wystarczy.-Uśmiechnęłam się a Profesor nalał mi herbaty do filiżanki.

Dzięki ci Merlinie była w torebkach, bo o fusach się nasłuchałam od przyjaciół. Co do herbaty była zwykłą czarną herbatą nie byłam zbyt przyzwyczajona by się jej napić tak po prostu. We Francji jedyną jaką pije to owocowa i to jeden z niewielu nawyków które mi się nie zmieniają, nawet gdy jestem u taty. Nawet w Szkocji czy Wielkiej Brytanii mi się to nie zmienia.

-To jakie jest twoje drugie pytanie też o twojego tatę?

-Nie, to pytanie jest związane z Panem.

-Ze mną zaciekawiłaś mnie zatem słucham.

Zbliżył swoją twarz do mnie i wpatrywał się z zaciekawieniem.

-Jest pan wilkołakiem prawda.

No nie lałam wody tylko zapytałam prosto z mostu.

-Skąd takie pomysły Elizo co wzbudziło twoje podejrzenia.

-Niech Pan nie udaje wypracowanie taty tak odbiegające od lekcji. Choruje Pan, gdy tylko zbliża się pełnia i tata daje Panu Eliksir który sprawdziłam i podaje się na likantropie.

-Jesteś bardzo inteligentna widać, że wdałaś się w tatę musi być dumny,

-Nie bez powodu jestem w domu sprytu potrafię wykalkulować niektóre rzeczy. Podejrzewam że dyrektor wie kogo zatrudnił tak jak nauczyciele, ale rodzice nie.

-Masz rację i co teraz zrobisz doniesiesz na mnie?

-A po co miałabym to robić lubię Pana dobrze Pan uczy. Nie chce by wywalili tak wspaniałego Profesora.

-Więc po co mi mówisz, że się domyśliłaś, by mieć przewagę nad innymi uczniami?

-Bo lubię, gdy ludzie znają moje umiejętności i że potrafię zauważać cos co ludzie przegapiają.

-Doceniam to i uważam, że będziesz kiedyś dobrym politykiem albo może aurorem.

-Będę mistrzynią Eliksirów najlepszą w Europie.

-Wysokie ambicje, ale czuję, że się w tym odnajdziesz.

- Niech się Pan nie obawia nikomu nic nie powiem.

Wypiłam łyk herbaty i zaczęłam oglądać gabinet Lupina. Mój wzrok skupił się na demonie wodnym który omawialiśmy na jednym z lekcji.

-Myślałam, że się go Pan jakoś pozbędzie po lekcji.

-Chyba powinien, ale przywiązałem się jak do zwierzątka domowego przynajmniej nie brudzi jak sowa.

-Dogadałby się Pan z Hagridem, jeśli chodzi o zwierzątka domowe.

-Tak Hagrid ma ciekawe upodobania i to od zawsze tak było jeszcze jak chodziłem do szkoły marzyłby mieć smoka, ale nie da się tego spełnić.

-Hagrid jest naprawdę wyjątkowy i udało mu się spełnić to marzenie udało mu się dwa lata temu mieć smoka nie wiem jak to zrobił, ale się go dorobił. Z tego, co mi opowiadał jest teraz w rezerwacie, czyli pewnie ma się dobrze.

-Dużo wiesz o innych profesorach jak na uczennicę która dopiero dołączyła.

-Wielu nauczycieli się mną opiekowało, gdy tata musiał coś załatwić Albus dawał mi cytrynowe dropsy jak najęty.

-Brzmi na naprawdę udane dzieciństwo przyznam zaskoczyło mnie to.

-Pewnie Pan myślał, że tata zamykał mnie w lochu jak nie pościeliłam łóżka. Ale nie miałam takiej przyjemności.

-Muszę kiedyś poznać twoją mamę co nią kierowało że związał się z Severusem.

-Mhm nie wiem, ale razem tworzą dobry duet. Babcia mówi, że poleciała na jego wredny głos.

-Tak przy tobie mówi?

-Mówi jak nie wie, że słyszę głównie jak powinnam spać.

Niedługo potem skończyliśmy rozmowę a ja postanowiłam, że odwiedzę swojego tatę pora na porcje świeżych plotek.

...

-Czyli uważasz, że powinien iść na tak zwane szybkie randki i znaleźć jakaś czarownice która będzie w stanie mnie znieść.

Tata mieszał w kotle nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem po tym jak powiedziałam swój genialny pomysł.

-Powiedziałam, że powinieneś rozważyć spotykanie się z kimś więcej niż sprzedawczyniami w sklepach.

-Kociołku wspaniale się bawię, że swoimi eliksirami z daleko od wrednych bab. Wystarczy mi, że poznałem jedną kobietę i teraz mam ciebie nikogo więcej nie potrzebuje.

-Tato ja skończę szkołę zamieszkam sama będę pracować może kogoś poznam i co zostaniecie sami.

-Córeczko, jeśli będę chciał to sobie poszukam partnerki to sprawy dorosłych nie baw się w dorosła.

-Nie bawię się jedyne czego chce to by mój tatuś był szczęśliwy.

Siedziałam na oparciu jego fotela, kiedy on sprawdzał prace uczniów i zaznając znając jego największe kretynizmy jakie uczniowie wpisali. Tata odłożył pióro i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

-Jestem szczęśliwy widząc jaką mam wspaniałą córkę.-Pocałował mnie w czoło, a ja przymknęłam oczy kładąc się na jego ramieniu. 

I wtedy tata zaczął śpiewać moją ukochaną piosenkę której specjalnie dla mnie się nauczył, gdy nie mogłam zasnąć w czasie jego opieki.

Allez, venez, Milord!
Vous asseoir à ma table
Il fait si froid, dehors
Ici c'est confortable
Laissez-vous faire, Milord
Et prenez bien vos aises
Vos peines sur mon cœur
Et vos pieds sur une chaise
Je vous connais, Milord
Vous n'm'avez jamais vue
Je n'suis qu'une fille du port
Qu'une ombre de la ruePourtant j'vous ai frôlé
Quand vous passiez hier
Vous n'étiez pas peu fier
Dame! Le ciel vous comblait
Votre foulard de soie
Flottant sur vos épaules
Vous aviez le beau rôle
On aurait dit le roi
Vous marchiez en vainqueur
Au bras d'une demoiselle
Mon Dieu! Qu'elle était belleJ'en ai froid dans le cœurAllez, venez, Milord!
Vous asseoir à ma table
Il fait si froid, dehors
Ici c'est confortable
Laissez-vous faire, Milord
Et prenez bien vos aises
Vos peines sur mon cœur
Et vos pieds sur une chaise
Je vous connais, Milord
Vous n'm'avez jamais vueJe n'suis qu'une fille du port
Qu'une ombre de la rueDire qu'il suffit parfois
Qu'il y ait un navire
Pour que tout se déchire
Quand le navire s'en va
Il emmenait avec lui
La douce aux yeux si tendres
Qui n'a pas su comprendre
Qu'elle brisait votre vie
L'amour, ça fait pleurerComme quoi l'existence
Ça vous donne toutes les chances
Pour les reprendre aprèsAllez, venez, Milord!
Vous avez l'air d'un môme!
Laissez-vous faire, Milord
Venez dans mon royaume
Je soigne les remords
Je chante la romance
Je chante les milords
Qui n'ont pas eu de chance!Regardez-moi, Milord
Vous n'm'avez jamais vue
Mais vous pleurez, Milord?Ça j'l'aurais jamais cruEh ben, voyons, Milord!
Souriez-moi, Milord!
Mieux qu'ça! Un p'tit effort
Voilà, c'est ça!
Allez, riez, Milord!
Allez, chantez, Milord!Pa lalalalala
Lalalala lala
Lalalala lala
Lalalala lala
La lalalalalaMais oui, dansez, Milord!
Pa lalalalala
Lalalala lala
Ta lalalalala
Bravo Milord
Palalala lalaLalalala lala
Palalala lala
Encore Milord
Palalala lala
Lalalala lala
Palalala lalaPa la la la lala
Lalalala lala
Lalalala lala
Ta pa lalalala.

I zmorzył mnie sen niczym za dziecięcia w ramionach taty.

Piosenka Milord autorstwa édith piaf.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro