Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ten w którym Dracuś jest fretką


Rano burza ucichła, choć sufit w Wielkiej Sali wciąż był wyraźnie ponury. Jedni jedli śniadanie inni porównywali swoje plany zajęć. Ale zdecydowana większość omawiała jak ominąć ograniczenia turnieju i jednak wziąć udział.

-Myślicie, że kto zostanie wybrany, by reprezentować Hogwart? -Vivienne wyrwała mnie z zamyślenia jednak i tak potrzebowałam chwili by jej odpowiedzieć.

-No jak to, kto oczywiście, że Harry Potter. -I, gdy tylko wypowiedziałam to nazwisko prawie cały stół spojrzał się na mnie jak na wariatkę.

-Jeśli Dumbledore go w to wciągnie to już w tej szkole będzie wszystko możliwe. Ale może miałbym szczęście i Potter w końcu skręciłby kark ojciec mówił, że prawie w każdej edycji ktoś ginął. -Dracuś miał rozmarzoną minę jakby co najmniej opowiadał o ulubionych lodach.

-Gdyby to był jakiś Ślizgon, który godnie reprezentowałby nasz dom w końcu odzyskalibyśmy dawną chwałę. -Ah Dafne jest w krainie fantazji, ale kto jej zabroni.

-A teraz wracając do poważnych tematów to mamy dzisiaj ONMS z lewkami więc uzbrójmy się w ciepławość. Cała godzina widzenia Pottera Merlinie za jakie winny. -Pogłaskałam Blaisea po plecach w celu pocieszenia go.

Wyczułam że ktoś się na mnie gapi próbowałam odszukać tę osobę i udało mi się. Jawnie i bez żadnej skruchy Harry Potter obserwował mnie mhmm chyba muszę z nim porozmawiać. Widząc że został zauważony natychmiastowo odwrócił wzrok i wgapiał się w sufit. No cóż, nie każdy ma odwagę utrzymywać kontakt wzrokowy. Już po chwili swoją uwagę skupiłam na sowach, które zaczęły roznosić paczki. Gdy sowa Dracona dostarczyła mu paczkę słodyczy od razu ją otworzyłam i przejęłam.

-Oooo paszteciki dyniowe doceniam no to biorę dla siebie. -Posłałam w stronę Blondyny najbardziej nieszczery uśmiech jaki posiadałam i zaczęłam zajadać się smakołykami.

-Złodziejka. -Wyszeptał licząc, że nie usłyszę, jednak dałam rade i pokazałam mu język.

-Jak dzieci naprawdę z kim ja się zadaje.-Vivienne załamała się widząc nasze wygłupy, ale widziałam, że się uśmiecha.

Oj kochana sama się w to wpakowałaś no dobra przyjaźń ci się przyśniła, ale blondynę wybrałam sama.

-O nie tylko nie wróżbiarstwo z tą wariatką błagam niee. -Dafne się załamała no cóż, a mogła iść na numerologie.

-Powodzenia wam życzę w użeraniu się z nią ja posiedzę nad czymś przydatnym.

-Dobra słonko nim się naćpasz szczęściem chodź na zaklęcia i uroki, bo nasz kochany profesor już na wstępie wlepi nam jakąś karę. -I zostałam wyciągnięta z sali przez moją jakże cudowną ekipę.

Flitwick jak zwykle nie zawiódł i nasze pierwsze zajęcia były bardzo udane. Pokazywał nam zaklęcie odsyłające. Przygotował dla nas poduszki jednak jakiś debil ekhem Zabini próbował je wykonać na doniczce. I co rzucił nią o ścianę geniusz normalnie.

-Nic się nie stało Panie Zabini proszę jednak czarować przedmioty, które wam wskazałem już jeden uczeń ćwiczył na nożu ah tak ciężko było ponownie wyczarować mu nos.

Tak mogłam nie jeść tego śniadania chyba je zwrócę.

-O bardzo dobrze Panie Malfoy tylko nadgarstek proszę wyprostować.

Oj Dracuś kochał, gdy ktoś go chwalił jego ego rosło wtedy niczym moje zapotrzebowanie na jedzenie w czasie okresu.

Vivienne wyraźnie nie szło to zaklęcie co wywoływało u niej wyraźnie smutek.

-Tez mi nie chce wyjść spokojnie razem je opanujemy. -Rzekłam do niej i wskazałam na poduszkę, która ani drgnęła.

Tak czasami potrafiłam rzucać zaklęcia bez różdżki, ale z różdżką już czegoś nie łapie.

-No cóż, zawsze zostaje skrzat, by rzucać i przynosić rzeczy. -Posłała mi lekki uśmiech i zamknęła swój podręcznik z instrukcją zaklęcia.

-No jeszcze kiedyś może męża uda się tak wychować. -Dała mi z bara i się roześmiałyśmy.

-Panienki proszę brać się do roboty jestem pewny, że referat o zaklęciu na pierwszych zajęciach to nie szczyt marzeń.

-No dobrze przepraszamy profesorze zabieramy się za to. -Grzecznie przeprosiłyśmy i wróciliśmy do pracy. Może i dalej bez rezultatów, ale Rzymu też w jeden dzień nie zbudowali.

Chwile potem ujrzałyśmy jak Pansy rzuciła swoją poduszką w Zabba, który chyba się śmiał że jej nie wychodzi. I tak oto rozpętała się bitwa na poduszki, której profesor nie był w stanie przerwać przez dobre 10 min.

Wychodząc z klasy nie opuszczały nas dobre humory i wiara że kiedyś uda się to powtórzyć.

-A teraz główna atrakcja pora by zobaczyć tego głąba i liczyć, że w końcu go wyleją. -Nie wiem, czy po to by zamknąć czy bo chciała, ale doceniam ze Vin zamknęła mu usta. Gorzej ze pocałunkiem, ale dobra przywyknę do tego.

Gryffoni już na nas czekali wyraźnie Hagrid nie chciał rozpocząć lekcji bez nas. Błagam tylko nic co mogłoby nas zabić nie chce mi się drugi raz cofać się w czasie.

Byliśmy już naprawdę blisko i mogliśmy ujrzeć to coś. Wyglądało to jak zdeformowane homary blade i oślizgłe, z mnóstwem nóżek sterczących w dziwnych miejscach. Nie widziałam głowy ciężko ją było zlokalizować. Nawet z odległości czułam zapach zgniłych ryb.

-Dopiero co się wylęgły więc będziecie mogli je sami hodować! Możemy z tego zrobić taki mały projekcik!

-A niby po co mielibyśmy je hodować? -Zapytał Draco, a jego goryle zarechotali.

Ale raz się zgodzę z kuzynkiem jakby po co i w jakim celu.

-No, co one robią? Jaki jest z nich pożytek?

No i brawo Dracuś Hagrid nie wie co ci odpowiedzieć.

-To będzie na następnej lekcji,Malfoy. Dzisiaj będziemy je tylko karmić.

Mamy to coś karmić zajebiście o tym właśnie marzyłam dzięki Hagrid. Jestem córką mistrza eliksirów nie mogę się obrzydzać na widok ohydnych składników, nawet jeśli to były wątróbki żabie.

Z każdą minutą było coraz ciekawiej nie dość że pluły jakąś substancją to jeszcze miały żądła. Czy mogę jednak chodzić na coś innego?

Sukces nie straciłam palców w czasie tej jakże fascynującej lekcji i choć darze Hagrida szczerą przyjaźnią najchętniej rozwaliłabym te stworki jednym ruchem młotka.

Widząc że Harry na chwile oddalił się od reszty niezauważona udałam się w jego kierunku. Stał za drzewem i trzymal się za bliznę.

-Wszystko w porządku znowu dokucza ci blizna? -Spytałam i oparłam się o drzewo stając ramie w ramie z Potterkiem.

-To nic takiego zaraz przestanie. Można przywyknąć jeszcze raz dziękuję za słodycze na urodziny były przepyszne. -Oj Harruś nie zmieniaj tematu.

-Drobiazg babcia kocha piec zwłaszcza dla rodziny i przyjaciół. Jak usłyszy, że ci posmakowało pewnie upiecze ci z 5 kartonów ciastek.

-Tyle nie potrzebuje, ale bardzo dziękuje za dbanie o mnie pewnie Ron by mi je wyjadł.

-Wiesz można dorzucić jakąś słodką truciznę do jednej partii wtedy podjadacz już nigdy nikomu nic nie wyje. -Gdy tylko skończyłam mówić Harry spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem.

-Czasami się ciebie boję Eliza.

No i słusznie.

-Chcesz może spotkać się po lekcjach wiesz pogadać o wakacjach i te sprawy. -Nie odważyłam spojrzeć mu się w oczy bojąc się, że stanę się czerwona niczym flaga domu Lwa.

-Z chęcią się z tobą spotkam to co koło 19?

-Tak dla mnie idealnie. -I uciekłam dosłownie uciekłam od niego co się ze mną dzieje.

-Gdzieś ty była już się bałam, że coś cie zjadło? -Vivienne wyglądała na zdziwioną moich zniknięciem.

-Hagrid wziął mnie na słówko na osobności i prosiłbym później do niego wpadła.

-No dobra tylko nie wróć późno, bo zarobisz szlaban już w pierwszy dzień tatuś nie będzie zadowolony.

-Spokojnie wrócę o czasie.

Po obiedzie udałam się na numerologie i jak zwykle przysiadłam się do Hermiony.

-A teraz masz podręcznik? -Spytała nawiązując do naszego pierwszego spotkania.

-Zaskoczę cię Hermiono Jean Granger mam. -I na dowód wyciągnęłam z torby podręcznik.

-Jestem pod wrażeniem naprawdę brawa dla ciebie.

-Ah wystarczą owacje na stojąco złotko.

-Duże ego nie boli prawda?

-Nie wiem spytam Dracona.

Nasza rozmowę przerwała profesor Vector, która właśnie weszła do sali.

-Witam drodzy uczniowie liczę ze wakacje minęły wam dobrze i jesteście gotowi na kolejny rok ciężkiej pracy.

Jedyną odpowiedzią jaką uzyskała była cisza.

-No dobrze zacznijmy i wtedy liczę, że się ożywicie dzisiejszą lekcją będą anielskie liczby. Myślę że możecie się zaskoczyć, ale nawet mugole w nie niejako wierzą. Oczywiście głównie odbierają to jako przesądy jednak mają one o wiele więcej do powiedzenia o naszym życiu niż nam się wydaje. Czy wiecie czym są anielskie cyfry?

Nikogo nie zdziwiło, że rękę podniosła tylko Hermiona.

-Dobrze Panno Granger słucham zatem.

-Anielskie liczby są zestawami cyfr, które pojawiają się przed nami w różnych kontekstach, takich jak zegary, tablice rejestracyjne, numery telefonów czy inne codzienne sytuacje. To wyjątkowe kombinacje, które często powtarzają się, co sprawia, że zwracają naszą uwagę. Ich istotność wynika z przekonania, że duchowy świat komunikuje się z nami poprzez tę liczbę, przekazując nam wskazówki, wsparcie lub przesłania.

Często ludzie widzą takie liczby na swojej drodze w momentach, gdy potrzebują odpowiedzi, pocieszenia lub kierunku. Nastroje, które towarzyszą pojawieniu się anielskich liczb, są często pozytywne i pełne nadziei. Osoby interpretujące te liczby są przekonane, że otrzymują przesłanie, które ma na celu wskazać na zbliżającą się zmianę, pozytywny kierunek czy potwierdzić poprawność podjętych decyzji.

-Oczywiście masz racje Panno Granger. A teraz każdy z was obliczy swoją Anielską liczbę. Oto jak należy tego dokonać. Krok 1: Zapisz swoją datę urodzin Zacznij od zapisania swojej daty urodzin, używając trzech elementów: dzień, miesiąc i rok. Dla przykładu, weźmy datę 13 czerwca 1999 (13.06.1999).Krok 2: Dodaj wszystkie cyfry 1 + 3 + 0 + 6 + 1 + 9 + 9 + 9 = 38Krok 3: Zredukuj do pojedynczej cyfry. Jeśli suma cyfr jest większa niż 9, zredukuj ją do pojedynczej cyfry, dodając poszczególne cyfry do siebie. W naszym przypadku 38 = 3 + 8 = 11 I znowu: 11 = 1 + 1 = 2 Krok 4: Twoja Anielska Liczba Oto masz swoją Anielską Liczbę! W przypadku daty urodzenia 13 czerwca 1999, Anielską Liczbą jest 2 (czyli 222).

Wykonałam polecenie profesorki i wyszło mi, że jestem 6. Czyli anielską liczbą dla mnie jest 666.

-TO chyba pechowa liczba dla mugoli coś z diabłem tak?

-No aniołkiem to ty raczej nie zostaniesz.

-Pokażcie mi dziewczyny co tu macie. Profesor wzięła mój pergamin i go czytała. -Ciekawe naprawdę ciekawe.

-Co jest takie ciekawe Pani Profesor?

-Ta liczba mimo że źle kojarzona jest jedna z ciekawszych znaczeń, Pozytywne znaczenie: Anielska liczba 666 może być postrzegana jako przypomnienie o potrzebie skupienia się na komunikacji i uczciwości w relacjach z innymi. To zachęta do okazywania życzliwości, wspierania innych i angażowania się w dobroczynność. Może również oznaczać konieczność uwolnienia się od materializmu i skoncentrowania się na duchowości oraz szukaniu harmonii wewnętrznej.

Negatywne znaczenie: Czasami liczba 666 jest kojarzona z negatywnymi wibracjami i może być postrzegana jako znak ostrzegawczy. Może to wskazywać na potrzebę zwrócenia uwagi na zbyt duże przywiązanie do materialnych rzeczy lub na skupienie się na własnych korzyściach kosztem innych. Może również sygnalizować, że nasze myśli i działania są zdominowane przez negatywne emocje, takie jak egoizm, zazdrość czy agresja.

I odeszła tak po prostu no dobra pora się zagłębić w znaczenie tej liczby.

-Od dziś nazywam cie moim diabełkiem.

-Jakoś to przeżyję prymusko.

I w końcu udałyśmy się na kolacje, gdzie już odgrywał się teatr, który oczywiście zapoczątkował Draco.

Draco czytał Proroka Codziennego i z tego, co zrozumiałam wyśmiewał rodziców Rona.

-Ach tak przecież ty, Potter, mieszkałeś u nich w lecie, prawda? To może mi powiesz, czy jego matka naprawdę jest taka gruba czy tylko tak wyszła na tym zdjęciu.

-Znasz swoją matkę, Malfoy, prawda? Ma minę jakby jej ktoś podsunął łajn pod nos... Czy ona zawsze ma taki wyraz twarzy, czy może tylko wtedy kiedy ty jesteś w pobliżu?

Po pierwsze nie wali się komuś po matce. Po drugie już wiedziałam, że draco mu tego nie podaruje wszystko mógł znieść, ale nie ubliżanie Narcyzie.

-Nie waż się obrażać mojej matki, Potter.

-To nie otwieraj tej swojej parszywej gęby.

Harry wyraźnie chciał skończyć tę potyczkę słowną, odwrócił się plecami i wtedy Draco stracił resztkę honoru. Rzucił na niego zaklęcie, gdy ten nie miał szansy na obronę.

No i gdzie są nauczyciele w takich chwilach.

I nagle jak na moje wołanie usłyszeliśmy Bang. A w miejscu, gdzie stał Draco na podłodze leżała biała fretka.

Dobra odwołuje słowa o nauczycielach. Naprawdę musiał tu przyjść Moody.

-Trafił cię?

Nie, chybił.

I dobrze, bo chyba, gdyby trafił Harrego to już leżałby poćwiartowany.

-ZOSTAW TO -Krzyknął Moody.

Ała moje uszy i mój kuzyn.

Crab próbował podnieść fretkę, ale teraz stał w bezruchu. Czy oko profesora widziało nawet to co jest za nim?

Draco próbował zwijać do lochów, ale mu się nie udało. Moody ponownie wycelował różdżką we fretkę, która wyleciała w powietrze na jakieś dziesięć stóp, upadła z trzaskiem na posadzkę i znowu podskoczyła.

-NIECH PAN GO ZOSTAWI.- Nie mogłam dłużej stać i nic nie robić. Podbiegłam do Profesora i złapałam Dracona w ręce.

-Odważna jesteś albo bardzo głupia. Nazwisko. W tej chwili. -Niecierpliwił się, gdy nie odpowiadałam.

-Snape Elizabeth Snape, -Coś się zaświeciło w jego oczach.

-Snape bardzo ciekawe więc Panienko Snape popierasz taki sposób walki. Jak ostatni tchórz, atakując plecy. Nie lubię takich co nie mają honoru. I nie lubię takich co bronią ludzi bez honoru.

-A ja nie lubię, gdy emerytowany auror traktuje ucznia jak przestępcę. To nie jest przesłuchanie o tortury, a szkolny wybryk.

-Słyszałem o córeczce naszego szanownego nauczyciela Eliksirów. Muszę powiedzieć mieli racje mówiąc że będę pod wrażeniem. Cóż mogliby być z ciebie ludzie, gdyby nie zadawanie się z takimi szumowinami i tchórzami.

-Cóż profesorze dziękuje za troskę, ale wiem jak dobierać sobie przyjaciół.

-Profesorze Moody. -rozległ się przerażony głos.

Profesor McGonagall schodziła po marmurowych schodach, dźwigając w ramionach stos książek.

Rozkojarzona przybyciem Minerwy nie zdążyłam złapać Dracona, który ponownie wpadł w sidła tego wariata.

-Witam, profesor McGonagall. -Moody ponownie wniósł fretkę wyżej w powietrze.

-Co pan wyprawia!

-Uczę -odrzekł Moody.

-Moody, czy to jest uczeń? -No i książki jej się wysypały z rąk.

-Zgadza się.

I w końcu Minnie cofnęła zaklęcie tego szaleńca. I powrócił Dracuś.

Gdy Minerwa udzielała reprymendy nauczycielowi Draco dochodził do siebie i powiedział jedno zrozumiale słowo, czyli Ojciec.

-Tak? Cóż, chłopcze od dawna znam twego ojca... Możesz mu powiedzieć, że Moody ma oko na jego syna... Tak, powiedz mu to ode mnie. A opiekunem waszego domu jest twój ojciec prawda Panno Snape.

Jego spojrzenie znów przeniosło się na mnie to było bardzo niekomfortowe.

-Tak zgadza się.

-Kolejny stary znajomy z chęcią z nim porozmawiam. I opowiem jaką ma waleczną córeczkę.

Złapał Malfoya za ramie i pociągnął do lochów. Minerwa pognała za nimi wcześniej podnosząc swoje książki za pomocą zaklęcia.

-Wiesz, że będzie teraz na ciebie cięty. -Powiedziała Vivienne jakiś czas później przy naszym stole.

-Przynajmniej coś zrobiłam jak zamieni mnie teraz w jakiegoś borsuka będę wiedziała, że było warto.

Zbliżała się godzina spotkania z Harrym więc przeprosiłam towarzystwo i udałam się na błonia.

Było już dosyć chłodno, alee nie zwracałam na to uwagi. Dalej roznosiły mnie emocje po konfrontacji z nauczycielem.

Nie trzeba było długo czekać, bo po 6 minutach zjawił się Harry z uśmiechem na ustach.

-No dawaj powiedz to, że mu się należało i powinien jeszcze dostać Crucio. -Położyłam sobie pod głowę torbę i tak leżałam, a Harry położył się obok.

-Zasłużył i to będzie moje szczęśliwe wspomnienie jedno ze szcześliwszych. Ale nie powinnaś była tak naskakiwać na nauczyciela.

-Jesteś Gryfonem to wy słyniecie z tego że się poświecicie dla większego dobra. Zresztą jesteś przykładem poświęcenia i oddania.

-No właśnie ja i tylko ja powinien dostawać za nie swoje winy. Nie ty i to jeszcze od byłego aurora.

-A czy ja czymś dostałam, bo jak nic nie czuję chyba że dorobił mi ogon. -Dla pewności spojrzałam na swój tyłek czy czegoś nie mam.

-Nie masz, ale pomyśl czy on by się wstawił za tobą?

-Kolejne pytanie Potter odmawiam udzielenia odpowiedzi na poprzednie. -Spojrzałam na niebo, wydawało się teraz takie spokojne.

-A jego matka serio ma taką mine tylko przy nim?

-Draco to ukochany jedynak zaufaj mi nic nie jest ważniejszego dla jego rodziców niż jego dobro.

-No widziałem pełno tam miłości i czułości. -Wyczułam ten sarkazm i ironie.

-Oni inaczej okazują mu miłość np. Draco ciągle dostaje słodycze z domu, bo te w Hogwarcie mu nie podchodzą.

-Rozpieszczony bachor.

-Dokładnie na tym to polega zaufaj mi, gdybyś go poznał bliżej dalej byś tak uwazał, ale da się przywyknąć.

-Podziękuje wystarczy mi, że mieszkamy w jednym zamku. Chyba lepiej, że jednak nie wylądowałem w twoim domu.

Chwila coo

-A co było ryzyko, że nie będziesz dzielnym Gryfonem. -Spojrzałam mu głęboko w oczy.

-Tiara chciała mnie tam wysłać, ale się nie zgodziłem, bo wcześniej poznałem Draco i jakoś tak wyrobiłem sobie opinie.

Dzięki Draco wybraniec byłby z nami, gdyby nie ty.

-Zaufaj mi nie każdy wąż jest śmiertelnym zagrożeniem są też takie które można tulić.

-On też tam był Voldemort. -Jego brak lęku przed tym imieniem mi imponował.

-Skąd wiesz znalazłeś o nim jakieś informacje? -Byłam zaciekawiona skąd Harry ma taką pewność, ja w żadnych księgach nie znalazłam takich szczegółów.

-Dumbledore mi o nim opowiadał przynajmniej kilka ważnych informacji. Był prawdziwą potęgą.

-I pokonało go roczne dziecko zaufaj mi Harry masz w sobie coś, czego nie miało wielu lepszych czarodziei od ciebie. Ten teatr na mistrzostwach ma sprowadzić na nowo strach. -Wiedziałam, że teraz kłamie, bo wiem, że zbierają siły ponownie, ale musiałam uspokoić Harrego, chociaż na chwilę.

-Już się z nim zmierzyłem w pierwszej i drugiej klasie może do końca szkoły skończę już na zawsze. -Próbował żartować z tak poważnej sytuacji doceniam.

Poprawiłam mu włosy, które zaszły na oczy i miałam okazje zobaczyć bliznę z bliska. Była taka na pozór zwykła, a jednak przemawiała za nią niesamowita historia.

-Jesteś niezwykły Harry Potterze.

-Bo pokonałem Voldemorta.

-Nie bo wyrwałeś się z kolacji by pogadać ze Ślizgonką i to córką profesora, który cię nienawidzi.

-Bo nie jestem normalny.

No nie jesteś. Ani trochę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro