Ten w którym cofamy się w czasie
Stałam razem ze złotą trójką przed Ministrem magii i dwójka mężczyzn z komisji Likwidacji niebezpiecznych stworzeń i szczerze dziwne to było uczucie. Nie sądziłam, że dane mi będzie spotkać się z takimi personami i to jeszcze ze świadomością, że za chwile wykonują wyrok na niewinnym zwierzęciu i to z winy mojego przyjaciela.
-Ajaj, robię się już na to za stary ... więc o drugiej, tak, panie Knot?
Mężczyzna z wąsikiem pomacał za pasem gdzie mogliśmy ujrzeć jak przesuwa grubym kciukiem po lśniącym ostrzu topora. Ron ewidentnie chciał coś powiedzieć, ale Hermiona szturchnęła go mocno w żebra.
I miała rację przy szefie swojego ojca lepiej nie pyskować, bo oberwiemy nie my, ale ktoś nam bliski.
-Będę już uciekać, ale wiecie co wierzę, że stanie się cud i nie wiem ten topór magicznie zniknie albo cos takiego.-Westchnęłam przygnębiona wizja ze Hagrid straci swojego przyjaciela rozwala moje serce.
-Wiesz w Hogwarcie potrafią dziać się cuda.-Harry próbował mnie pocieszyć za co byłam wdzięczna oddaliłam się od nich i udałam na obiad, gdy siadałam przy swoim stole każdy poruszał temat egzaminów ja jednak nie byłam chętna do rozmowy.
-Elizabeth musisz coś zjeść no już otwieramy buzię.-Vivenne wzięła łyżkę zupy cebulowej i próbowała mnie nakarmić jak dziecko. Odepchnęłam jej rękę i jedynie nalałam sobie odrobinę wody mój i tak fatalny humor po zobaczeniu Bogina był teraz w opłakanym stanie.
-Dobra to chociaż musisz poczęstować się czekoladą Mama Draco ją wysłała.-Daphne podała mi tabliczkę czekolady którą z chęcią przyjęłam. A mówiąc o Draconie nie mogłam nigdzie go zauważyć.
-Szukasz Malfoya? -Blaise wyraźnie dostrzegł moje rozglądanie się po sali.-Jest w dormitorium słabo się poczułam po Boginie powiedział, że chce się zdrzemnąć.
Kiwnęłam wdzięczna głowa i po dojedzeniu słodyczy udałam się do blondi dać mu opieprz i przy okazji zobaczyć jak się czuję. Ale tego, co ujrzałam po otworzeniu drzwi się nie spodziewałam. Draco leżał na łóżku blady nawet jak na niego do tego oczy miał opuchnięte a jego palce wystukiwały ciągle jeden ten sam rytm.
-Jak się czujesz już lepiej?-Usiadłam na jego łóżku a on tylko wpatrywał się w płonąca świecę.
-Jakoś żyje zmęczyłem się egzaminem to nic takiego.-Kłam kłam, ale mnie nie okłamiesz.
-Draco powiedz co się stało ten Bogiń był aż tak przerażający. -Położyłam się obok niego patrząc w sufit.
-Był realny to wystarczyło zbyt realny.-Chłopak się trząsł więc przykryłam go mocniej kołdrą, bo wierzyłam, że jakkolwiek mu to pomoże.
-Posłuchaj, jeśli wystarczy jedno zaklęcie to naprawdę taki strach jest do pokonania. Co to było powiesz mi?
-Ojciec mnie wydziedziczył odebrał każde prawo dziedzica Malfoyów. Matka nawet na mnie nie patrzyła a wzrok ojca był pełen pogardy mówił, że jestem za słaby. Prawdziwy Malfoy powinien triumfować nad mieszańcem.-Z trudem łapał kolejne oddechy a ja jedyne co mogłam zrobić to go przytulić i pomoc mu odliczać do 10 by chociaż odrobinę się uspokoić.
-Zaufaj mi Draco kto jak kto, ale twoja mama nigdy by do tego nie dopuściła jesteś jej całym światem. Wuj może jest ostry, ale nie byłby w stanie odciąć się od swojego pierworodnego.-Głaskałam go po plecach i czułam jak serce mu wali było to niepokojące.
-Dzisiaj zabiją to ptaszysko.-Przerwał naszą ciszę, a jego głos był niepewny.
-Wiem twój ojciec o to zadbał wy zawsze musicie postawić na swoim.
-Jeśli komuś się uda to zatrzymać to tylko Potterowi on umie pokrzyżować mój każdy plan. Ten na pewno też mu się uda i dostanie jakieś 100 punktów od Dropsa.
Obyś miał rację Dracusiu, ale teraz skupiamy się na tobie. Pewnie byśmy tam zasnęli, gdyby nie Zabini który miał mi do przekazania jedną wiadomość.
-Twój ojciec cię wzywa i to jak najszybciej do jego gabinetu.
-Zostań z nim i dopilnuj by coś zjadł.-Przekazałam tylko chłopakowi i pobiegłam niczym struś pędziwiatr.
Nawet nie trudziłam się z pukaniem tylko weszłam jak do siebie.
-Powiedziałbym coś o dobrym wychowaniu, ale to moja rola więc przemilczę. Cieszę się, że się zjawiłaś tak szybko mam ci coś do przekazania. I liczę ze mnie posłuchasz, chociaż z charakterem matki bywa różnie.
No dzięki tato wierzysz we mnie. Usiadłam na krześle przed nim hmm, czyli to widzą uczniowie którzy mają kłopoty nie zazdroszczę widoku.
-Apelację Hagrida odrzucili Hardodziob został skazany na śmierć wyrok mają wykonać dzisiaj o zachodzie słońca.
-Czemu mi to mówisz tato mogłam iść i sama się dowiedzieć.-Spojrzałam mu w oczy i ujrzałam lęk czego on się boi.
-Nigdzie nie idziesz rozumiesz po pierwsze jesteś za młoda, by widzieć takie rzeczy. Po drugie nawet nie wolno ci być przy tym wpakowałabyś się w kłopoty. Wezwałem cię tu by cię powiadomić że zgłosiłaś się pomoc profesor McGonagall przy sprawdzaniu prac pierwszorocznych. I wypuści cię dopiero po egzekucji zresztą sam cię odbiorę.
No chyba sobie żartujesz ojcze.
-Ale tato Hagrid to mój przyjaciel nie chce go zostawiać w takiej chwili samego.
-Elizo to jest dorosły człowiek, który sam musi sobie poradzić. 14Letnia dziewczynka nie może być kołem ratunkowym. Będziesz mogła go odwiedzić jutro na herbatę, ale to ja zadecyduje czy jest w odpowiednim stanie.-Wiedziałam, że przegrałam tę potyczkę, kiedy jego głos miał ten ton.
-Kiedy mam się stawić u cioci Minerwy.-Ależ ja ją kocham tak nazywać.
-Za godzinę i chciałbym ci pogratulować bardzo dobrze napisałaś egzaminy.-Uśmiechnął się lekko wyraźnie usłyszał o wynikach od innych profesorów.
-Dobrze tato skoro tak sobie życzysz będę grzeczną córką i się posłucham.
No ten ostatni raz, ale posłucham. Podeszłam do niego i się przytuliłam a mój kochany tatuś wziął mnie na kolana. No teraz poproszę różowy atrament i mogę pracować.
-Uważaj na siebie kociołku dobrze co by się nie działo pamiętaj o tej zasadzie.
-Dobrze tato obiecuję, że będę ostrożna i nie zabiję się wpisując jakiemuś dzieciaczkowi trolla.
Tak cos mam po tatusiu. Nawet dużo po nim mam tylko nosek zgrabniejszy. Jeszcze chwila wakacje i znowu będę miała swojego tatę który bez przydomku profesora będzie mógł się rozerwać. Czas mijał i wylądowałam u Minni tylko zamiast sprawdzania prac wyjadałam ciastka.
-Mhm uważam, że nie wypełniasz swój obowiązków.-Zwróciła się do mnie, gdy oglądałam zachód słońca i wiedziałam co on oznacza.
-Boję się ciociu. To już ten moment albo Hardodziob już stracił życie albo ostrzą topór. A jeśli Hagrid z nerwów się na nich rzuci i go skażą za atak albo wydarzy się coraz jeszcze gorszego.
Ciocia odłożyła pióro i odsunęła pracę na bok. Wpatrywała się we mnie z nie bywałą łagodnością.
-Elizo nie zawsze mamy możliwości, by zmienić bieg wydarzeń. Najczęściej w ogóle nie mamy takiej możliwości, ale wszystko dzieje się w życiu po coś. Wiem że to nie sprawiedliwe co spotyka Hagrida jednak tak musi być. Nie można zatrzymać czasu.-Na wspomnienie o czasie na chwile zmieniła się jej mimika, ale kontynuowała.-Masz dobre serce i to dobrze o tobie świadczy, że się martwisz, ale nie możesz brać na siebie poczucia kata. Hagrid poradzi sobie może i jest impulsywny, ale ma serce po dobrej stronie i wie co jest dla niego najlepsze. Co powiesz na kakao do ciasteczek?
Kiwnęłam głową to już chyba mój nawyk po czym ciocia klasnęła trzy razy a przed nami ukazał się skrzat.
-Czym mogę służyć Droga Profesor McGonagall?-Skrzat ukłonił się nisko i oczekiwał na polecenie.
-Poprosimy o dwa kakao i kilka ciastek czekoladowych.-Skrzat ukłonił się ponownie i zniknąłby wykonać polecenie.
I tak po chwili piłyśmy kakao a ja się przeniosłam do dzieciństwa brakowało mi tylko książeczek z podstawami magii dla najmłodszych.
-Wyrośniesz na wspaniałą czarownicę jestem tego pewna i będziemy się szczycić, że ukończyłaś akurat naszą szkołę.-Te słowa wywołały w moim sercu uczucie ciepła to było naprawdę miłe.
Czas mijał robiło się już naprawdę późno, a taty dalej nie było zaczynałam się martwić.
-Chyba zamienie twojego ojca w zegar już powinnaś być w łóżku. -Ciocia była wyraźnie zdenerwowana, ale jej kolejne wywody przerwał wchodzący do gabinetu dyrektor.
-Elizo chciałbym cię zawiadomić, że twój ojciec nie może cię teraz odebrać rozmawia właśnie z ministrem. Odprowadzę cię do niego zdaje mi się, że jest pod skrzydłem szpitalnym.
Chwila coo znaczy wiedziałam, że minister jest w szkole, ale czemu poszedł się zobaczyć z moim ojcem.
-Albusie co się stało?-Czybym słyszała przerażenie w jej głosie.
-Miał spotkanie z Syriuszem Blackiem, ale spokojnie nic poważnego mu się nie stało.
Mój mozg po słowach Syriusz Black nakazał mi zrobić jedyną prawidłową rzecz pobiec i zobaczyć czy z tatusiem wszystko w porządku. Jak pomyślałam tak też zrobiłam i pobiegłam, a kochany dyrektor powoli za mną podążał. Nie czułam zmęczenia chyba adrenalina podziałała, bo z moją kondycją bywało różnie. Ujrzałam te czarne szaty i gdy tylko do niego dobiegłam rzuciłam się by go przytulić.
-Elizabeth co ty tu robisz? Dziecko drogie.-Był zszokowany skąd się tam wzięłam, a ja jedynie czego chciałam to upewnić się, że jest cały.
-Dyrektor powiedział, że miałeś spotkanie z Blackiem nic ci nie zrobił? -Zaczęłam go oglądać i usłyszałam śmiech spojrzałam się za siebie i faktycznie przypomniało mi się, że stoi tam minister.
-Rozumiem Severusie, że to twoja córka bardzo podobna do ciebie. Powiem ci droga Damo masz bardzo dzielnego ojca. Myślę że order merlina 1klasy będzie dla niego idealnym wyróżnieniem.-Posłał mi ciepły, ale wyraźnie sztuczny uśmiech.
-Ale co się stało czy Black znów probował się włamać do wieży i zaatakować Harrego?
-Potter razem z Granger i Weasleyem próbowali sami powstrzymać Blacka zaczarował ich i twierdzili, że jest niewinny. Ale na szczęście zdążyłem by im uratować skórę.-Tata wyraźnie cieszył się, że ze swojego triumfu.
-Czy wszystko z nimi dobrze Black nie zdążył zabić Harrego?-Nie sądziłam że mogę tak się bać o ludzi których parę miesięcy temu jeszcze nie znałam.
-Spokojnie Panienko wszystko w porządku jedynie muszą odpocząć.
Nagle usłyszeliśmy hałas i wbiegliśmy do sali gdzie jak widać Harry bardzo dobrze się czuł skoro zaczął się kłócić z innymi. Wykrzykiwał coś o niewinności Blacka, ale co dziwie nie wyglądał na kogoś przeklętego. Mówili z naprawdę dużym sensem Peter miał być animagiem który 12 lat ukrywał się pod postacią szczura. W sumie jaki szczur żyję 12 lat. W końcu dotarł Dumbledore zaskakująco długo mu to zajęło.
Chwila krzyków i dyrektor przerwał tymi oto słowami.
-Chciałbym porozmawiać z Harrym, Hermioną oraz Elizabeth na osobności Korneliuszu, Severusie, Poppy... proszę nas zostawić.
-Dyrektorze oni wymagają opieki medycznej, potrzebują odpoczynku...
-To nie może czekać jestem zmuszony nalegać.
-A po co w tej rozmowie moja córka?
Sama nie wiem tato, ale lekko boję się.
-Uwierz mi Severusie, gdyby nie była niezbędna nie prosiłbym by została. Proszę zostaw nas samych.
Tata posłał mi zdziwione spojrzenie, ale z wolą dyrektora opuścił skrzydło szpitalne razem z Knotem.
-Panie profesorze, Black mówi prawdę... widzieliśmy Petera Pettigrew...-Harry i Hermiona zaczęli mówić razem.
-... On uciekł, kiedy profesor Lupin zamienił się w wilkołaka...
O KURWA no to chyba Vivienne miała rację, ale nikt nie ucierpiał więc dobrze.
Kolejne wymiany zdań słuchałam jednym uchem dalej nie wiedząc co tu robię ok Black jest niewinny, ale grupa nastolatków tego nie odmieni tego losu. Ani nauczyciel wilkołak który biega po lesie.
-Potrzebujemy więcej czasu i sprytu w tej misji.-Teraz Albusik spojrzał się prosto na mnie i Hermione.
Wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia jednak do dziewczyny po chwili dotarło o co chodzi. Jednak ja dalej nie wiedziałam co robić.
-Zaufaj mi Elizo wiem co robię Panno Granger zna pani zasady nikt nie może was zobaczyć, póki toczy się gra. Syriusz jest zamknięty w gabinecie Profesora Flitwicka na siódmym piętrze 13 okno na prawo dziś w nocy będziecie mogli uratować więcej niż jedno życie. A teraz zamknę was na klucz jest za pięć dwunasta. Panno Granger, trzy obroty powinny wystarczyć. Powodzenia.
-Powodzenia?-Powtórzyliśmy razem z Harrym. Kiedy drzwi zamknęły się za dyrektorem. -Trzy obroty? O czym on mówił? Co mamy zrobić?
Hermiona wyciągnęła spod szaty bardzo długi, misterny złoty łańcuszek, oplatający jej szyję.
-Chodźcie tutaj -Wyszeptała -Szybko!
Podeszliśmy do niej, a ja ujrzałam, że na łańcuszku zwisała złota klepsydra. No ładne cacko nie powiem, że nie.
-Poczekaj-Zarzuciła nam łańcuszek na szyję.
-Gotowi?
Kurwa nie.
-Co my robimy? -Zdziwił się Harry, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi też nie nadążam za fabułą.
Hermiona obróciła klepsydrę trzy razy. Ciemna sala szpitalna rozpłynęła się. Doznałam uczucia, jakby leciał bardzo do tyłu. Migały mi przed oczami jakieś zamazane kształty i barwy, w uszach łomotało. Próbowałam krzyknąc, ale nie słyszałam własnego głosu...
A potem poczuliśmy twardy grunt pod stopami i obraz nagle się wyostrzył. Staliśmy obok Hermiony w opustoszałej sali wejściowej Hogwartu. Na kamienną posadzkę padał z otwartych drzwi strumień złotego słonecznego światła. Spojrzałam nieprzytomnie na Hermionę, a cienki łańcuszek wpił mi się w szyję.
-Hermiono, Co...
-Szybko! -Hermiona złapała nas za ręce i pociągnęła do drzwiczek komórki na miotły, otworzyła je, wepchnęła nas między kubełki i mopy, potem sama wcisnęła się do środka i szybko zatrzasnęła za sobą drzwi.
-Co... Jak ... Hermiono, co się dzieje?
-Powrót do przeszłości-Wyszeptała Hermiona, zdejmując nam z szyi łańcuszek.-Jest o trzy godziny wcześniej...
To sen to nie może być prawda.
To jednak była prawda i to niestety smutna i dosyć boląca prawda.
Przez ten czas zobaczyłam jak wyglądała wizyta u Hagrida. Nie widziałam jeszcze Hagrida tak załamanego.
Ciekawie było oglądać ludzi którzy stali koło mnie. Dalej nie wiedziałam co tu robię skoro oni radzili sobie radę we dwójkę.
-Wy macie pelerynę niewidkę?-Spytałam zszokowana ja też chceeeee.
-Kiedyś ci pożycze najpierw uratujmy mojego ojca chrzestnego.
-Twojego kogo przepraszam bardzo dobra potrzebuję wprowadzania do tej historii.
-Opowiemy ci wszystko, ale chodź.-Obserwowaliśmy sytuację, aż w końcu Harry ruszyłby uwolnić Hardodzioba.
Ciągnął on za sznur, ale zwierzę było uparte wiedziałam, że jeden niewłaściwy ruch a z chatki nas dojrzą.
Podbiegłam do zwierzęcia i razem daliśmy rade go wyprowadzić ze strefy śmierci. Był bezpieczny jedno życie uratowane mam nadzieję. Schowani słyszeliśmy jak Hagrid się raduje z tego jakże cudownego przypadku. Robiło się coraz później i zimnej a dobro duszny dał mi swój sweter. Przytuliłam go by również nie zmarzł.
-Jest Ron!-Szepnął nagle Harry.
Tak mogłam ujrzeć scenę która się wydarzyła te parę godzin temu, czy może jednak działa się teraz. Podróż w czasie jest skomplikowana.
-Czyli ten czarny pies to Black ok ja cię, ale was drzewo walnęło dobrze, że nic poważnego się wam nie stało.
-Mądrego masz tego kota skoro potrafi zatrzymać wierzbę bijąca-Powiedziałam, a Hermiona łagodnie się uśmiechnęła. Usłyszeliśmy blisko siebie kroki Dumbledore, i Knot i typki z komisji wracali do zamku.
Znowu odczekaliśmy kilka minut i mogliśmy dojrzeć Lupina zmierzającego do chaty.
-Słuchaj, gdybym teraz wyskoczył i porwał pelerynę Snape by jej nie znalazł i...
-Harry Potterze ani mi się waż skoro tak się stało to musiało tak się stać siedź na dupie.-Wrzasnęłam a Harry wrócił na swoje miejsce.-Na wszelki wypadek trzymałam go za szatę i dobrze, bo gdyby się wychylił na pewno dostrzegłby nas Hagrid, który szedł powoli do zamku podśpiewując i zataczając się lekko. W ręku miał wielką butlę.
-Widzisz co by się stało zobaczyłby nas. Musimy się schować! Hardodziobie, nie!
Hipogryf na widok Hagrida zaczął się szarpać. Harry musiał mocno go trzymać, żeby go powstrzymać. Dopiero gdy Hagrid znikł z pola widzenia zwierzę się uspokoiło. I zwiesiło smętnie głowę.
Mogłam ujrzeć jak mój tata podnosi pelerynę Harrego.
-Nie dotykaj jej swoimi brudnymi łapami-Warknął cicho Harry.-Wybacz Eli wiem że to twój ojciec.
-Też nie lubię jak dotyka moich rzeczy więc rozumiem.
-Czyli teraz czekamy na rozwiniecie akcji?-Spytałam, a Harry kiwnął głową. Wtuliłam się w niego i tak czekaliśmy.
Nie uczestniczyłam w rozmowie dwójki, chociaż uważnie słuchałam Harry miał widzieć swojego tatę który wyczarował mu patronusa. Duchy umieją takie rzeczy?
-Nie wpadłeś w obłęd w świecie magii chyba wszystko jest możliwe.-Pogłaskałam go po plecach.
Jak przez mgłę pamiętam następne wydarzenia. Wiedziałam jedno udało się Harodziob i Syriusz żyją szczur uciekł, ale wierzę, że go złapią. Jedyne wyraźnie wspomnienie to gdy Harry wyczarował pięknego pełnego Patronusa.
-To było piękne Harry musisz mnie tego nauczyć.
-Da się zrobić zobacz uratowałem nam życie przed dementorami.-Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek. Dementory mi szkodzą ewidentnie.
Black jak na groznego mordercę którym jednak nie był okazał się całkiem miły. Zmartwił się o Rona no miło skoro to on mu złamał nogę.
-A ciebie nie znam, ale wierzę, że skoro tu jesteś to mój chrześniak może na ciebie liczyć. Kogoś mi przypominasz, ale nie jestem w stanie stwierdzić kogo. No dobrze pilnujcie mi Harrego mądre z was dziewczyny. Do zobaczenia.
Syriusz odleciał na Hardodziobie a my w ciągu 10 minut musieliśmy dobiec do skrzydła szpitalnego.
Biegnąc minęliśmy mojego ojca z knotem i Irytka mamy zdecydowanie za dużo szczęścia.
Jedna minuta, ale się udało cudem prawdziwym cudem.
-No i jak? -Zapytał cicho.
-Już po wszystkim! Syriusz odleciał na Hardodziobie.
-Dobra robota udało się wam no już do środka zaraz was zamknę.
Wslizgneliśmy się do sali a ja szybko oddałam Harremu sweter, bo byłby przypał. Na sali nie było nikogo oprócz Rona, który nadal leżał nieruchomo na ostatnim łóżku. Hermiona zdążyła schować zmieniacz czasu i pojawiła się Pani Pomfrey.
-Dyrektor poszedł wreszcie? Mogę zając się moimi pacjentami?
Oj ta kobieta była zdenerwowana, ale przynajmniej dostałam czekoladę za darmo. Jedliśmy ją nasłuchując czy ktoś nadchodzi i w końcu dotarł do naszych uszu ryk wściekłości.
-Co to było?
-Chyba mój tata radziłabym się schować. -Ugryzłam kolejny kawałek czekolady.
-No nie... wszystkich pobudzą! Co oni sobie myślą.
Głosy były coraz bliżej ratuj się kto może. Pozwólcie że skrócę tę historię tatuś obwinia Harrego i Hermionę za ucieszę Blacka. Minister uznał, że jest niezrównoważony, ale Dumbi go uspokoił. Dementorki robią papa i wracają do Azkabanu. Chyba jest dobrze.
-Elizabeth chodź odprowadzę cię do pokoju pora by ten okropny dzień się zakończył.
-Wpadnę do was jutro zdrowiejcie.-Pożegnałam się z nimi i razem z tatą wróciłam do lochów. Oj wkurwienie to lekkie określenie na jego stan.
-Dobranoc tato położ się wcześniej.-Przytuliłam go i uciekłam do siebie.
No to był drugi dzień i chyba dalej wszystkiego nie rozumiem i trzeba mi to wytłumaczyć.
Ale to już jutro teraz pora na spanko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro