Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

━━ 52. NIGDY WIĘCEJ


ostatnio miałam sytuację jak coraline i wypiłam za dużo wina — naprawdę nie polecam nikomu ://

ogólnie to tłumaczyłam ten rozdział na kacu, także niezła ironia XDDDD





                Obudziłam się z bólem głowy — wino pozostawiło po sobie ślad. Z jękiem usiadłam. Łapy Chili uderzały o podłogę, więc na nią popatrzyłam. Stała przed łóżkiem i się we mnie wpatrywała, jakby miała do mnie wyrzuty.

– Oj, nie patrz tak na mnie. – Przetarłam oczy, ponownie opadając na materac. – No chodź.

Poklepałam miejsce obok mnie. Zaledwie kilka sekund później piesek zwinął się w kulkę, a ja oparłam dłoń na jego futrze i go przytuliłam. Gdy już prawie zasypiałam, rozbudził mnie dzwonek telefonu informujący, iż otrzymałam nową wiadomość. Po raz kolejny jęknęłam zirytowana, po czym sięgnęłam na szafkę nocną. Po krótkich poszukiwaniach uniosłam urządzenie ponad twarz.

Wybacz, wczoraj byliśmy na afterparty. Później do ciebie zadzwonię.

Ten SMS był od Damiano. Otworzyłam rozmowę i przypomniałam sobie, że wczoraj po powrocie z restauracji oraz po zakończeniu ich koncertu próbowałam do niego zadzwonić. Domyśliłam się, że był na jakiejś imprezie, więc nie myślałam o tym zbyt wiele — byłam na to zbyt pijana, a poza tym miał wszelkie prawo świętować po występie.

Okej, to nic – odpisałam i dodałam serduszko. Chili oparła łeb na mojej piersi. Zachichotałam, gdy popatrzyła na mnie zmęczonymi oczami. Zrobiłam zdjęcie psiaka leżącego na łóżku, by wysłać je do Damiano, następnie wyłączając komórkę i wracając do głaskania Chili. Zwracałam uwagę tylko na nią przez co najmniej pół godziny, zanim w końcu postanowiłam wstać. W końcu była smutna z powodu nieobecności pozostałych, potrzebowała trochę miłości. Zaczynałam mieć przeczucie, że naprawdę będziemy się dogadywać.

W kuchni spotkałam Rosę, która wydawała się być w naprawdę dobrym stanie.

– Jak możesz mieć taki dobry humor? – zapytałam marudnie, pocierając swoje czoło, na co się wyszczerzyła.

– Lata wprawy. – Po prostu musiałam się zaśmiać. – Jacopo i Alice jedzą śniadanie na zewnątrz. Możesz do nich pójść, są na tarasie.

Kiwnęłam głową i przeszłam obok niej. Para spędziła tu noc, ponieważ po naszym powrocie było już bardzo późno, a poza tym oboje pili.

– Dzień dobry – powitał mnie chłopak, gdy wyszłam na dwór, musząc kilka razy zamrugać, aby przyzwyczaić się do jasnego światła. Chili jak szalona wybiegła do ogrodu.

Usiadłam na ławce obok Alice, która nie wyglądała lepiej niż ja — przynajmniej nie cierpiałam jako jedyna.

– Przysięgam, ta rodzina musi mieć coś w genach. Nigdy nie widziałam, żeby mieli kaca – wymamrotała ponuro i położyła na swoim talerzu kolejną kromkę chleba, rozsmarowując na niej grubą warstwę jakiegoś dżemu.

Zrobiło mi się trochę niedobrze na widok jedzenia, więc postanowiłam wyłącznie napić się kawy.

– To naprawdę nienormalne – odpowiedziałam z dość sporym opóźnieniem, a ona szeroko się uśmiechnęła.

– Wcześniej mówili o Måneskin w radiu.

Podniosłam wzrok na jej słowa.

– Naprawdę? O czym?

– Głównie o trasie. Nie mówili o niczym, o czym byśmy nie wiedzieli – odparła, biorąc gryz kanapki. – Nie będziesz jadła?

Lekko pokręciłam głową, przez co Jacopo zmierzł mnie surowym wzrokiem, ale nic nie powiedział. Mój telefon ponownie zaczął dzwonić, więc wyjęłam go z kieszeni dresów. Wiadomość od Damiano pojawiła się na ekranie blokady.

Teraz o wiele bardziej wolałbym zamienić się miejscami z Chili.

Wysoko uniosłam kąciki ust, po czym wyłączyłam telefon. Wtedy też Rosa wyszła na taras z listem w dłoni.

– Do ciebie. – Podałam i go.

Kiedy zobaczyłam nadawcę, rozerwałam kopertę. Korespondencja pochodziła z sądu.

– Co napisali? – spytała zaciekawiona kobieta. Stała po drugiej stronie tarasu i mnie obserwowała, przez co znowu poczułam się, jakby była moją matką.

– Przypomnienie o spotkaniu, została ustalona godzina. Muszę być tam godzinę wcześniej – wymamrotałam po pobieżnym przeczytaniu kilku linijek.

– O której?

– O dziesiątej rano.

– To świetnie, specjalnie idę na wieczorną zmianę.

Ponownie podniosłam wzrok.

– Dlaczego?

– Bo idę z tobą. Myślisz, że Daniele i ja pozwolimy ci iść tam samej? – Brzmiała prawie pobłażliwie. – Sama w to nie wierzysz, Cora.

Mimowolnie się uśmiechnęłam.

– Dziękuję – powiedziałam jedynie i odłożyłam list na stół.

Godzinę później Alice i Jacopo się z nami pożegnali, a Damiano do mnie zadzwonił. Brzmiał, jakby się spieszył, poza tym w tle słyszałam jego kroki.

– Idziesz gdzieś?

– Do pokoju hotelowego. Właśnie zjedliśmy obiad na mieście, jest tam mnóstwo fanów. Jakimś cudem dowiedzieli się, w jakim hotelu jesteśmy. – Westchnął.

– Fani dowiedzą się o wszystkim, zawsze tak było i zawsze będzie – zauważyłam. – Jak było wczoraj na koncercie? Fajnie?

Zadałam to pytanie, ponieważ od tamtej pory tak naprawdę ze sobą nie rozmawialiśmy.

– Tak, było naprawdę fajnie. Bilety się wyprzedały i atmosfera była świetna – odpowiedział, po czym usłyszałam, jak zamknął za sobą drzwi. – A ty dobrze się bawiłaś?

– Tak, ale mogłam mniej wypić. Ciągle boli mnie głowa.

Damiano się zaśmiał.

– Ostrzegałem cię przed Alice.

– Twoja mama jest o wiele gorsza. Każdy zielenieje z zazdrości, kiedy widzi, ile jest w stanie wypić – zauważyłam rozbawiona, na co zareagował parsknięciem.

Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut o tym, jakie zespół miał plany na ten dzień — mieli udzielić kolejnego wywiadu w Berlinie, natomiast wieczorem wyjechać do Monachium.

– Życie w trasie musi być ekscytujące – wymamrotałam w pewnym momencie, opadając na łóżko.

– Tak, ale jest też stresujące.

– Domyślam się. Słyszę stres w twoim głosie.

– Aż tak łatwo potrafisz mnie rozgryźć?

Uśmiechnęłam się.

– Nie, po prostu bardzo dobrze cię znam.

Kiedy się rozłączyliśmy, jeszcze przez chwilę leżałam na łóżku, aż w końcu postanowiłam się ogarnąć i spędzić resztę dnia, pomagając Rosie w ogrodzie.





                Dni mijały bardzo wolno, o wiele wolniej niż wcześniej, ponieważ nie miałam zbyt wiele zajęć — jedynie siedziałam i się nudziłam. Jednak w wieczór przed pierwszą rozprawą sądową chętnie zatrzymałabym czas.

Przez cały czas byłam spięta, nawet Rosa i Daniele nie byli w stanie mnie uspokoić, Måneskin zaś mieli koncert, więc nie mogłam porozmawiać z Damiano aż do późnego wieczora, jeżeli już w ogóle. Przez ostatnie kilka dni nie rozmawialiśmy zbyt wiele, ponieważ zespół ciągle był w trasie, Sophia opowiadała mi, jak bardzo byli wykończeni, jednak i tak się dobrze bawili.

Chodziłam w tę i we w te po salonie, Chili dotrzymywała mi kroku oraz jęczała z powodu mojego niepokoju. W pewnym momencie wzięłam ją w ramiona i pocieszająco przytuliłam, nadal chodząc.

– To bez sensu, skarbie. Usiądź i spróbuj się uspokoić. Musisz pozwolić jutru nadejść, zamartwianie się ci nie pomoże – zauważyła Rosa, patrząc na mnie zmartwiona.

– Wiem, Rosa. To po prostu mnie przeraża. Nie wiem, co się jutro wydarzy.

– Ale przecież omówiłaś dzisiaj po południu wszystko ze swoim prawnikiem, prawda?

Kobieta położyła dłoń na mojej, kiedy usiadłam obok niej na kanapie i odstawiłam Chili.

– Tak. Nie wiem. Po prostu się stresuję.

– Czy coś mogłoby cię uspokoić?

Tylko jedno wpadło mi do głowy. Damiano. Ale go tutaj nie było i nie mogłam do niego zadzwonić, więc postanowiłam nic o nim nie wspominać.

– Pewnie sen. Powinnam pójść się położyć i przynajmniej spróbować zasnąć.

Rosa kiwnęła głową, po czym pogłaskała mnie po plecach.

– To dobry i sensowny pomysł. Jutro rano musisz być wypoczęta, żebyś nie spadła z ławki.

Uśmiechnęłam się.

– Tak, chyba pójdę już na górę. Dobranoc.

Wysoko uniosłam kąciki ust, by ukoić ich nerwy, jednak nie wiedziałam, czy to zadziałało. Na piętrze wpuściłam Chili do pokoju oraz położyłam się na łóżku. Było ciemno, księżyc był tylko trochę widoczny i kąpał pomieszczenie w, choć przeraźliwym, to dziwnie pięknym świetle.

Gdybym tylko mogła teraz porozmawiać z Damiano... – pomyślałam i uśmiechnęłam się w poduszkę, która jeszcze kilka dni temu tak bardzo pachniała nim. Teraz cała była przesiąknięta mną. Nie pozostało nic po nim. Ta myśl mnie zaniepokoiła, choć nie wiedziałam dlaczego. W końcu między nami było wszystko dobrze.

Leżąca na swoim posłaniu Chili wydawała się zauważyć, że nie czułam się najlepiej. Obserwowała mnie z przechyloną głową. Podziwiałam to, jak mądre były psy, od razu zauważały, kiedy ludzi coś zadręczało.

– Chodź, Chili – wyszeptałam. Kiedy poklepałam materac obok siebie, mały pies się tam pojawił.

Skuliła się w tym samym miejscu co zwykle przez ostatnie kilka dni. Nabyłam nawyk wołania jej do mojego łóżka — dzięki temu czułam się mniej samotna.

– Przynajmniej ty tu jesteś.

Pogłaskałam ją, a ona polizała moją dłoń, na co się uśmiechnęłam. Światło księżyca padało na łóżko, moja skóra wydawała się o wiele bledsza niż zwykle, prawie odchodziła od normy, więc patrzyłam na nią skołowana.

Niewielka blizna błyszczała na moim nadgarstku, przez co przypomniałam sobie dzień, w którym ją sobie zrobiłam. Uciekłam ze szkoły z Victorią, razem pojechałyśmy busem do miasta i przez cały dzień wydawałyśmy nasze oszczędności na ubrania, następnie wyszłyśmy jeszcze na wspólny obiad.

Gdy wróciłam do domu, było już późno. Mój ojciec siedział na kanapie w salonie z butelką whiskey w jednej dłoni oraz pustą szklanką w drugiej. Powiedział, że dzwonili do niego ze szkoły i ich okłamał. Powiedział im, iż leżałam chora w domu, chociaż wcale tak nie było. Dawno nie widziałam go aż tak wściekłego. Było to niedługo po tym, jak został zwolniony z pracy, poza tym wtedy nie był w najlepszej formie.

Kiedy rzucił we mnie butelką, wzdrygnęłam się i padłam na podłogę. Cierpki, tani trunek przesiąkł moje nowe ubrania. Obawiałam się, że nigdy nie dam rady pozbyć się tego zapachu, właściwie to nawet teraz wciąż go czułam. Po tym, jak rzucił również szklankę, ponownie wylądowałam na ziemi i zahaczyłam o duży odłamek.

Pomiędzy mnóstwem małych zadrapań spowodowanych rozbitym szkłem, nawet nie zauważyłam głębokiego rozcięcia. Adrenalina wyciszyła wszelki ból, ale dopiero kiedy już w moim pokoju rana nie przestawała krwawić, uświadomiłam sobie powagę sytuacji. Nie mogłam pójść do szpitala ani do lekarza, ponieważ wtedy musiałabym opowiedzieć im o tym, co się stało, więc samodzielnie oczyściłam ranę, mającą pozostawić po sobie bliznę.

Uśmiechnęłam się gorzko, przekręcając dłoń w stronę światła księżyca, chcąc popatrzeć na zabliźnione miejsce pod innym kątem. Nie zamierzałam już nigdy pozwolić, by coś takiego mi się przytrafiło.

Myśl o tym nagle mnie uspokoiła, wszelki ciężar zniknął z moich ramion, a ja podjęłam decyzję. Ojciec musiał za to zapłacić, za wszystkie blizny, które spowodował zarówno na moim ciele, jak i na mojej psychice. Zamierzałam tego dopilnować.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro