━━ 49. POŻEGNANIE
Dzień pożegnania nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. W nocy leżałam w łóżku z Damiano, nasze nagie ciała się ze sobą stykały, a jego ciepło mnie ogrzewało. Trzymał mnie w swoich ramionach i gładził moją skórę, jakby chciał zapamiętać każdy jej centymetr, jakby nie chciał mnie zapomnieć. Patrzyłam na niego przez wiele godzin, podziwiając rzęsy okalające jego ciemne oczy. Śledziłam wzrokiem linię jego żuchwy i napawałam się jego perfekcją.
Na zewnątrz padał deszcz, przez co czułam się jak podczas naszego ostatniego wieczoru w Rotterdamie. Powietrze było ciepłe, a ja cieszyłam się przyjemną bryzą wpadającą do naszego pokoju przez otwarte okno. Kiedy chłodne usta Damiano błądziły po mojej skórze, po raz kolejny zapragnęłam zatrzymać czas. Opuszki moich palców tańczyły na jego ciele, śledząc kontury i dokładnie je zapamiętując.
Tamtej nocy wydawało się, iż leżeliśmy w łóżku przez wiele lat, ale w tym samym czasie następnego poranka otworzyłam oczy zdecydowanie zbyt wcześnie. Damiano już nie spał, gładził mnie po plecach. Leżałam jeszcze dłuższą chwilę, oddając się jego dotykowi, jednak w końcu byliśmy zmuszeni wstać.
Zespół miał napięty harmonogram — o dziesiątej miała podjechać po nich taksówka, a była już ósma trzydzieści. Kiedy zeszliśmy do kuchni po śniadanie, wszyscy milczeli. Nikomu nie podobała się wizja zostawienia mnie samej, a w szczególności ze zbliżającą się rozprawą sądową. Victoria nieustannie proponowała przełożenie trasy. Sophia z kolei wcale nie chciała jechać, a w zamian zostać ze mną, ale udało mi się ją przekonać.
Rosa planowała przyjechać po mnie samochodem, gdy pozostali już wyjadą. Nie miałam zostać sama na długo, maksymalnie na pół godziny.
– Cieszycie się? – zapytałam przyjaciół siedzących przy stole. Vic podniosła wzrok z szerokim uśmiechem.
– Bardzo. Będzie niesamowicie.
Sophia, która właśnie weszła do pomieszczenia, zmierzyła mnie wzrokiem. Nic nie powiedziała, lecz widziałam, iż nie była w dobrym nastroju. Wyglądała, jakby niedawno płakała. Mimo wszystko nie chciałam poruszać tego tematu.
Musiałam przełknąć gulę w gardle na jej widok. Nigdy nie rozstawałyśmy się na dłużej niż dwa tygodnie, więc to miało być trudne — być może nawet gorsze od rozstania z Damiano, bo nie umiałam żyć bez Sophii u mojego boku. Zawsze poprawiała mi humor swoim szaleństwem i luźnym podejściem do życia.
Odchrząknęłam.
– Spakowałaś wszystko? – zwróciłam się do niej. – Ubrania, szczotkę do włosów, szczoteczkę do zębów?
– Tak – przerwała mi z wymuszonym uśmiechem. – Jeśli czegoś zapomnę, będę mogła to kupić na miejscu.
– Och, na pewno o czymś zapomniałaś. Zbyt dobrze cię znam – stwierdziłam rozbawiona i potargałam jej włosy, na co się skrzywiła.
– Nie rób tak – poprosiła, odpychając moją dłoń. Posłałam jej szeroki uśmiech.
Podczas śniadania trochę rozmawialiśmy, po czym razem z Damiano poszłam na górę, aby spakować resztę moich rzeczy — w końcu ja również opuszczałam ten dom. Chłopak już zabrał wszystkie swoje bagaże, więc jedynie leżał na łóżku i obserwował, jak pakuję kilka pozostałych w szafie koszulek do walizki.
– Dziwnie będzie opuścić Włochy na tak długo – wymamrotał brunet, przez co na niego popatrzyłam.
– Byłeś już wcześniej na trasie po Europie, co nie?
– Ale nie trwała tak długo. Wtedy mieliśmy mniej koncertów.
– Wrócisz za trzy tygodnie, nawet jeśli tylko na dwa dni – zauważyłam, a on powoli kiwnął głową.
– Tak, ale to się nie liczy.
Za trzy tygodnie ustalona była data drugiej sprawa sądowej z pierwszym świadkiem. W przyszłym tygodniu zaś miała odbyć się pierwsza rozprawa, na której miałam pojawić się tylko ja i mój tata, bez żadnych świadków.
– Ale cieszysz się z trasy, prawda?
– Jasne, na pewno będzie świetnie, ale chciałbym móc zabrać ze sobą moją dziewczynę.
Kiedy to powiedział, nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta. Ponownie poczułam ciepło rozlewające się po mojej klatce piersiowej.
– Jesteś uroczy – stwierdziłam i przeszłam z mojego miejsca przy szafie bliżej łóżka, następnie rzucając się na chłopaka. Jego pierś zaczęła wibrować od cichego śmiechu, a on owinął wokół mnie ramiona.
– Będę za tym tęsknić – mruknął w moje włosy.
– Za czym? – ciągnęłam, podnosząc wzrok. Miał spojrzenie wbite we mnie, jego usta wyginały się w zbolały uśmiech.
– Możliwością dotknięcia cię, kiedy tylko chcę.
Wydałam z siebie cichy i chrapliwy odgłos, który usłyszał i ponownie parsknął śmiechem.
Ostatnie chwile były bardzo trudne. Wiedziałam, że zobaczymy się ponownie za trzy tygodnie, ale tylko na krótki okres czasu, z pozostałymi miałam w ogóle się nie spotkać.
Tego wydarzenia również nie pamiętałam zbyt dobrze. Nie wiedziałam, czy było to spowodowane łzami zbierającymi się w moich oczach, czy ogromnym bólem z powodu wyjazdu moich bliskich.
Pamiętałam, że Victoria naprawdę długo mnie przytulała i gładziła po plecach, jakby chciała mnie uspokoić, choć ona sama płakała. Ujęła moją twarz w dłonie, intensywnie się we mnie wpatrując.
– Jeśli będzie ci źle, jeśli będziesz czuła się samotna i będziesz kogoś potrzebowała, to nam powiedz. Wstrzymamy trasę, kiedy tylko będziesz nas potrzebowała, Cora. Jesteś dla nas najważniejsza.
W milczeniu kiwnęłam głową. W tym czasie łzy spływały mi po policzkach.
– Tak bardzo cię kocham, Cora – wymamrotała dziewczyna i po raz kolejny owinęła wokół mnie ramiona. Zaciągnęłam się jej perfumami, jednocześnie zamykając oczy, by pozbyć się łez.
– Ja też cię kocham, Vic – szepnęłam, gdy się od siebie odsunęłyśmy. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, jednak z tego zrezygnowała. W zamian pocałowała mnie w policzek, po czym poszła pożegnać się z Chili.
Podczas uścisku z Sophią obie niekontrolowanie płakałyśmy. Miałyśmy nie widzieć się przez przynajmniej trzy miesiące, a to wydawało się być całą wiecznością.
– Zostaję tutaj – powiedziała z twarzą przyciśniętą do mojego ramienia.
W odpowiedzi pokręciłam głową.
– Przestań, Sophia – poleciłam, na co głośno zaszlochała.
– Nie dam rady bez ciebie, Cora.
Gdy popatrzyłam jej w oczy, były one całe czerwone i spuchnięte z płaczu.
– Dasz radę. Jesteś silna, Sophia, a na trasie będzie świetnie. Tylko pomyśl o tym, co zobaczysz. Poza tym będziemy mogły codziennie rozmawiać przez telefon.
Nadal płakała, ale pewnie kiwnęła głową.
– Lepiej, żebyś dzwoniła przynajmniej raz dziennie.
– Obiecuję. – Lekko się uśmiechnęłam. – Nie waż się robić nic głupiego, nie pij zbyt dużo alkoholu, bo inaczej powiem reszcie, żeby ci go zabrali.
Cicho się zaśmiała, choć nadal drżała od płaczu.
– Będę grzeczna, nie martw się.
Wysoko uniosłam kąciki ust.
– Mam taką nadzieję. Wysyłaj mi zdjęcia wszystkiego, co zobaczysz, jakbym była obok.
Kiwnęła głową, łzy znowu zaczęły płynąć jej po policzkach, gdy rzuciła mi się w ramiona. Mocno ją przytuliłam, a ona do mnie przylgnęła, jakby już nigdy nie chciała mnie puścić. W końcu uścisnęłam Ethana na pożegnanie i poprosiłam go, by przypilnował Sophię.
– Jeżeli będzie wymagała zbyt wiele opieki, to przyślij mi ją kurierem – zażartowałam, na co się zaśmiał.
Thomas przytulał mnie dłużej niż Ethan, gładził mnie po plecach i życzył powodzenia z moim ojcem. Jego słowa były pocieszające, dzięki nim udało mi się powstrzymać od płaczu, kiedy przyjechała po nich taksówka.
Pożegnanie z Damiano różniło się od tych pozostałych. Żadne z nas nie płakało, chociaż prawdopodobnie oboje próbowaliśmy się od tego powstrzymać.
– Opiekuj się Sophią i Vic, dobrze? – poprosiłam, na co odpowiedział przytaknięciem.
– Oczywiście.
Jego zapach dotarł do moich nozdrzy, gdy pozwoliłam sobie wpaść mu w ramiona. Dotyk jego ust na moich był niczym echo cichej melodii.
– Już za tobą tęsknię – przyznałam.
– Ja za tobą też, ale nie zapominaj, że zobaczymy się za trzy tygodnie – przypomniał mi, a ja kiwnęłam głową. Trzy tygodnie to i tak długo.
Ponownie mnie pocałował, dlatego zamknęłam oczy. Nawet ta pieszczota była pożegnaniem. Musiałam przełknąć gulę w gardle po tym, jak się od siebie odsunęliśmy.
– Zleci szybciej, niż myślimy – stwierdził. – Oboje jesteśmy bardzo zestresowani, na pewno nawet nie zauważymy, kiedy miną te trzy miesiące.
Nie byłam pewna, czy to tyczyło się mnie, ale i tak kiwnęłam głową.
– Kiedy trasa się skończy, chcę mieć cię całą dla siebie. – Uśmiechnął się, mówiąc to.
– Ach, tak? – Uniosłam brwi. – Możesz mnie mieć.
Ucałował moje czoło, a wtedy za nami rozległ się klakson taksówki. Pozostali siedzieli już w środku.
– Musisz już iść – zauważyłam cicho, na co kiwnął głową.
– I tak będę miał cię przy sobie. – Wskazał na swoją klatkę piersiową, gdzie znajdował się reprezentujący mnie tatuaż fali.
Przewróciłam oczami z uśmiechem.
– Kocham cię.
Następnie popchnęłam go w stronę pojazdu.
– Kocham cię, Coraline. – Po raz kolejny się do mnie odwrócił.
– Dobrej zabawy. Tylko o mnie nie zapomnij.
– Jak mógłbym o tobie zapomnieć?
Popatrzyłam w jego piękne, brązowe oczy po raz ostatni, zanim wsiadł do taksówki i zniknął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro