Photos of my soul
Rozczesałam włosy i odłożyłam szczotkę na biurko. Spakowałam książki do plecaka i założyłam go na plecy. Już miałam wyjść z pokoju, ale wróciłam się do okna. Odsłoniłam rolety, aby do pomieszczenia wpadło nieco światła. Rozejrzałam się po podwórku. Moją uwagę przykuł czarny kot, kręcący się koło naszego domu. Takowe ponoć przynosiły pecha.
Tak, tego właśnie potrzebowałam. Więcej pecha.
Zbiegłam na dół, gdzie siedzieli rodzice. Mama robiła mi płatki, tata pił kawę.
- Mogę wrócić sama - stwierdziłam, siadając do stołu - Pamiętam drogę, to pół godziny piechotą. Porobię może jakieś zdjęcia.
- Dobrze, ale nie kręć się za bardzo po mieście - powiedziała kobieta, kładąc przede mną miskę płatków.
Szybko zjadłam, po czym poszłam z mamą do auta. Chwilę później byłam już przed szkołą. Pożegnałyśmy się i wysiadłam z pojazdu. Nieco pewniej niż wczoraj, weszłam do budynku. Starałam się nie myśleć o lalce i drzwiczkach, ale było to cholernie trudne.
- Hej, ty jestes Caroline Jones? - podeszła do mnie jakaś uśmiechnięta blondynka w sukience w kwiatki.
- Coraline Jones - poprawiłam ją, walcząc z chęcią przewróceniem oczami - Tak, to ja.
- Jestem Ally, przewodnicząca kółka fotograficznego - przedstawiła się.
Kółko fotograficzne, no tak. Miało być dziś spotkanie. Kompletnie o nim zapomniałam przez tą cholerną lalkę.
- Kółko. Spotkanie. Wyleciało mi z głowy - przyznałam, uśmiechając się nerwowo i drapiąc się po karku - Pewnie miałam przynieść jakieś portfolio...
- Masz może jakieś fotki w telefonie? Albo chociaż Insta? - zapytała Ally, widocznie trochę zawiedziona.
- blue_red_girl - podałam - Wiem, oryginalnie...
Blondynka wyjęła telefon z plecaka i wpisała moją nazwę. Chwile przeglądała zdjęcia, a ja nie umiałam nic wyczytać z jej twarzy.
- Niezłe - przyznała, uśmiechając się. Spojrzała na mnie - Wybacz, ale zbyt często przychodzą do nas laski, które myślą, że jeśli umiesz zrobić sobie selfie, to już jesteś profesjonalnym fotografem. Ale twoje zdjęcia są naprawdę dobre. Kółko jest po szóstej lekcji w klasie 17C. Opiekunem jest pani Thompson. Uczy literatury. Ale w praktyce rzadko jest na spotkaniach i musi tylko zatwierdzać nasze wystawy.
Nie miałam pojęcia, kim ona jest. Literaturę miałam dopiero w czwartek. Pokiwałam po prostu głową.
- Super! - Ally klasnęła w dłonie - Do zobaczenia!
Po tych słowach odeszła gdzieś, a ja poszłam w kierunku klasy. Była tam już Barb, która uśmiechnęła się na mój widok.
- Hej, co tam? - spytała.
- Nic ciekawego - wzruszyłam, starając się wygadać normalnie - Zwykły poranek, w zwykłej szkole, w zwykłym mieście... Jak zwykle...
Ukrywanie tego nie było tak ciężkie jak myślałam, ale nadal nie należało do łatwych. Część mnie chciała o tym komukolwiek powiedzieć. Ale druga bała się tego wszystkiego. To miało być po prostu małe, nudne miasteczko na które miałam narzekać po kres moich dni.
Nie znałam tutaj nikogo! Nie wiedziałam, komu mogę zaufać. Równie dobrze to Barb mogła podrzucić mi w lesie tą lalkę. No, wyglądała na kogoś, kto bawiłby się w robienie takich lalek.
- Niedługo się do wszystkiego przyzwyczaisz - zapewniła, klepiąc mnie po ramieniu - Jak chcesz, możemy gdzieś razem wyskoczyć w piątek. Większość tygodnia mam niestety zawalone w korepetycjach i innych takimi zajęciach.
- W piątek? - powtórzyłam - W piątek nie mogę. Steve zaprosił mnie na imprezę. Ale pewnie mogłabyś iść ze mną.
- Em... Jeszcze zobaczę. Nie przepadam za takimi rzeczami. Nigdy nie byłam na takiej imprezie - wyznała - Ale zawsze musi być ten pierwszy raz...
Uśmiechnęłam się szeroko i klasnęłam w dłonie ze szczęścia, naśladując Ally. Może chociaż przez chwilę poczuje się normalnie?
Większość lekcji minęło mi szybko. Strasznie nie mogłam się doczekać kółka. Może poznam tam też jakiś spoko ludzi? Miałam taką nadzieję. Potrzebowałam chociaż namiastki normalności. A gdzie by jej indziej szukać, niż w pomieszczeniu pełnym aesthetic dziwaków.
Idąc do szafki, zobaczyłam Steve'a, który przy niej stał. Uśmiechnął się na mój widok, a ja to odwzajemniłam.
- Hej, Jones - przywitał się, opierając o szafki - Wracasz?
- Nie, mam jeszcze kółko fotograficzne - wyjaśniłam, podchodząc do szafki i otwierając ją.
- Kółko fotograficzne? W sumie, wyglądasz jak ktoś, kto lubi sztukę - stwierdził, a ja spojrzałam na niego, wyjmując książki z plecaka i wsadzając je do szafki.
- Bo mam niebieskie włosy? - zakpiłam - Poza tym, nie było za bardzo z czego wybierać. Nie jestem materiałem na cheerleaderkę. A ty? Król Steve chodzi na jakieś kółko, czy ma immunitet?
Chłopak roześmiał się.
- Głupia ksywka - stwierdził, drapiąc się po karku - Tak, chodzę na kosza. Wpadnij kiedyś na trening. Bywam tam bez koszulki, będziesz miała na co popatrzeć. Na zdjęcia też zezwalam.
Przewróciłam oczami, starając się ukryć uśmiech.
- Pomyślę o tym - zamknęłam szafkę i westchnęłam - Moja wena na zdjęcia została chyba w Chicago, ale zobaczę co da się zrobić.
- Chętnie pomogę twojej wenie na zdjęcia - zaproponował brunet - Odprowadzić cię?
- Nie trzeba. Mam tylko pytanie. Mogę zabrać Barb ze sobą? Na imprezę, w piątek. Jeśli zaproszenie jest nadal aktualne...
- Em...Tak. Możesz. Jasne. - powiedział trochę nerwowo - I zaproszenie jak najbardziej aktualne. Trzeba cię trochę rozruszać, Jones.
- I rozumiem, że pomoże mi w tym Król Steve? - podeszłam do niego z lekkim uśmiechem.
- Zobaczę co da się zrobić - powtórzył moje słowa, mrugnął i odszedł.
Odprowadziłam go wzrokiem do końca korytarza. Mimowolnie spojrzałam na jego tyłek, a po chwili otrząsnęłam się. Znam go przecież dopiero dwa dni! Muszę się ogarnąć, a widok nerdów z kółka na pewno mi w tym pomoże.
Poprawiłam sweter i ruszyłam w stronę sali. Była to jedna ze średnich klas, a krzesełka były ustawione w kółko. Było już paru uczniów, Ally stała w kącie i z kimś rozmawiała przez telefon. Kiedy mnie zauważyła, uśmiechnęła się delikatnie, po czym wróciła do rozmowy.
Dostrzegłam również drugą znajomą twarz. Jonathana, robiącego coś w swoim aparacie. Postanowiłam usiąść obok niego. Zdziwił się na mój widok i znowu wlepił wzrok w aparat. Zignorowałam to i położyłam plecak obok siebie, czekając, aż cyrk się zacznie.
Ally schowała telefon do kieszeni i podeszła do nas.
- Witajcie! - zaczęła z uśmiechem na twarzy - Miło mi was znowu widzieć! Dziś mamy przyjemność gościć tutaj nową artystyczną duszę, Caroline Jones.
Przewróciłam oczami na te słowa. No czego ja się spodziewałam... Pomachałam do nich z lekkim uśmiechem.
- Może powiesz coś o sobie? - zaproponowała Ally - Skąd jesteś, co lubisz...
Westchnęłam. Znowu ta szopka? Może zamiast na kółko poszłam do klubu Anonimowych Alkoholików.
- Więc... Nazywam się Coraline Jones... - zaczęłam, robiąc nacisk na moje imię - Wcześniej mieszkałam w Chicago... Lubię robić zdjęcia i oglądać sitcomy... I to tyle. Cała Coraline Jones.
- Miło cię poznać, Coraline - blondynka podeszła do swojej torebki i wyciągnęła z niej plik zdjęć. Od razu zrozumiałam o co chodzi i przełknęłam ślinę, mając ochotę zapaść się pod ziemię - Mam tutaj parę jej zdjęć z Instagrama, możecie je przejrzeć.
Ludzie wzięli zdjęcia, a ja westchnęłam. Nie czułam się z tym bardzo komfortowo, pomimo tego, że głównie je chwalili. Zerknęłam na Jonathana, patrzącego na moje zdjęcia. Kiedy to dostrzegł, bez słowa przekazał je komuś innemu.
Yh, co z nim było nie tak?
Ally objaśniła mi na czym ma polegać kółko. Co tydzień jest nowy temat zdjęć, o których dyskutujemy i je oceniamy. W tym tygodniu była to Jesienna Depresja.
Przeglądając zdjęcia innych poczułam się zazdrosna. Byli ode mnie o wiele lepsi! Czułam się jak totalny amator. Może jednak cheerleaderki były lepszym pomysłem...
- No proszę, Jonathan. Twoje zdjęcie chyba znowu będzie najlepsze - stwierdziła Ally z uśmiechem.
Rzeczywiście, było chyba najlepsze ze wszystkich. Przedstawiało jesienne liście powiewające na wietrze, który został niesamowicie złapany. Chłopak miał talent, musiałam to przyznać. Zerknęłam na niego. Na słowa dziewczyny lekko zaczerwienił się i spuścił głowę. Musiał być nieprzyzwyczajony do komplementów.
Kiedy spotkanie dobiegało końca, Ally zapowiedziała następny temat. Miał być to Strach, ale nie w formie jakiegoś obrazka z horroru. Mieliśmy użyć kreatywności, jak ona to powiedziała.
Zapowiadało się ciekawie.
Odłożyłam krzesło na miejsce i wyszłam z innymi z klasy. Poszłam szybko do szafki po kurtkę, po czym wyszłam ze szkoły. Na jednej z ławek obok dostrzegłam Jonathana, zamykającego plecak.
Może on będzie coś wiedział na temat lalki? Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby za tym stać. Pokusa, aby komuś o tym powiedzieć była zbyt silna. Nie mogłam z tym zwlekać, musiałam się czegokolwiek dowiedzieć.
- Jonathan? - podeszłam do niego, a ten odwrócił się, lekko zdezorientowany - Wracasz? Mamy do domu w tą samą stronę i pomyślałam...
- Mam samochód - wyjaśnił, a po chwili dodał - Ale mogę cię podwieźć, jeśli chcesz...
Pakowanie się do jednego auta z praktycznie obcym creepem nie brzmiało rozsądnie. Ale musiałam się dowiedzieć o co chodzi z lalką, musiałam o tym komukolwiek powiedzieć. Mogłam poświęcić dla tego myślenie o rozsądku. Najwyżej skończę w lesie, ciekawy sposób na śmierć.
- Jeśli to nie jest problem... - powiedziałam, a ten szybko pokręcił głową.
Poszliśmy do jego samochodu. Usiadłam obok niego, na miejscu pasażera i ruszyliśmy. Blondyn wydawał się trochę spięty. Od razu było po nim widać, że jest typem introwertyka.
- Twoje zdjęcie było bardzo dobre - zaczęłam, postanawiając od razu nie przechodzić do kwestii mojego znaleziska w lesie - Naprawdę dobre. Z nudnego i powtarzalnego motywu zrobiłeś coś pięknego. Bardzo pięknego.
Tym razem nie spuścił głowy, ale lekko się zarumienił. To było urocze, musiałam przyznać.
- Twoje zdjęcia też są dobre - stwierdził - Znaczy bardzo dobre.
Uśmiechnęłam się i wsunęłam kosmyk włosów za ucho.
- Dzięki. Tylko zdecydowanie brakuje mi ostatnio chęci - wyjaśniłam, opierając się o siedzenie - Moje życie wywróciło się do góry nogami, odkąd przeprowadziliśmy się do Hawkins. To miasto jest inne niż jakiekolwiek miejsce w jakim byłam. Tylko nie wiem czy w dobrym, czy złym sensie...
- Ma czasem swoje uroki - powiedział Jonathan - Nie powiem, że to nie jest zadupie, ale... Jeśli się dobrze przyjrzy... Można dostrzec coś wartego uwagi.
Zerknął na mnie, po czym znowu skupił się na drodze.
Po parunastu minutach dojechaliśmy pod mój dom. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego.
- Mam sprawę - powiedziałam - Mógłbyś chwilę zaczekać? Muszę pójść po to do domu.
Jonathan, lekko zmieszany, pokiwał głową. Wysiadłam z auta i wbiegłam do domu. Rodziców na szczęście nie było. Szybko wyjęłam lalkę z szafy i wybiegłam z domu. Z powrotem weszłam do samochodu i pokazałam mu lalkę.
- Znalazłam to wczoraj, w jakiś krzakach w lesie - wyjaśniłam - Jest ubrana dosłownie jak ja wczoraj. Ma nawet niebieskie pasemka tak samo zrobione jak ja!
Jonathan patrzył to na zabawkę, to na mnie, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć. No cóż, nie mogłam mu się dziwić. Na jej widok prawie omdlałam.
- Czy znasz kogoś w okolicy, kto mógłby być za to odpowiedzialny? - zapytałam - Bo co będzie dalej? Zdechłe myszy pod moimi drzwiami?
- Mój młodszy brat, Will, ze swoimi przyjaciółmi robi często głupie rzeczy, ale coś takiego.... - pokręcił głową i spojrzał na mnie - Zapytam go. To dobry dzieciak, nawet jeśli to zrobili to powie mi prawdę.
- Dziękuję - westchnęłam z ulgą. Miałam już otworzyć drzwi, kiedy spojrzałam na niego - Tak myślę... Czy to możliwe, żeby Vicky i Aaron za tym stali? Ci, z którymi siedziałam wczoraj na lunchu, przyjaciele Steve'a... Ale z drugiej strony, to takie dziecinne...
- To w sumie mogli być oni. Tej trójce często się zdarza robić różnym ludziom różne niemiłe rzeczy - wyjaśnił Jonathan.
Przez chwilę byłam zdezorientowana, kiedy mówił o "trójce", ale zrozumiałam, że mówi też o Steve'ie. On miałby robić rzeczy tego typu? Był dla mnie taki miły! Zaprosił mnie na imprezę, można by powiedzieć, że wręcz mnie podrywał... Czy to naprawdę było na żarty? Poczułam okropne ukłucie w sercu.
- Jakiego typu "różne rzeczy"? - zapytałam - Coś właśnie typu zostawienia identycznej do kogoś lalki w środku lasu?
Blondyn patrzył na mnie, jakby zastanawiając się nad czymś.
- Zanim Aaron zaczął spotykać się z Vicky, chodził z taką jedną. Susan, chyba tak było jej na imię. Vicky była okropnie zazdrosna, nawet jeśli Aaron spotykał się z tamtą tylko dla seksu. Więc pewnego dnia dorwała ją po szkole i ogoliła jej głowę. A Aaron, kiedy się o tym dowiedział i zobaczył praktycznie łysą Susan i zerwał z nią, a zaczął chodzić z Vicky.
- O mój Boże... - zasłoniłam usta dłoniom, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę - Jak... W sensie... Co za potwory... Nie mogę w to uwierzyć... I co się z nią stało? Z Susan? Musiała przecież o tym powiedzieć nauczycielom...
- Przeprowadziła się gdzieś z rodzicami - powiedział szybko Jonathan - Nigdzie tego nie zgłosiła, bała się zemsty.
- Nie mogę w to uwierzyć... Biedna dziewczyna... - pokręciłam głową i wzdychając - Będę już lecieć. Daj mi jutro znać, jeśli czegoś się dowiesz. Albo napisz mi na Messengerze.
Blondyn pokiwał głową. Pożegnałam się z nim, wyszłam z samochodu, a ten odjechał. Kiedy odwróciłam się w stronę domu, potknęłam się o coś i prawie wywaliłam. Spojrzałam w dół. Był to ten sam czarny kot, którego widziałam rano. Ale nie patrzył na mnie. Tylko na lalkę.
- Znajdź sobie inną zabawkę - prychnęłam i wróciłam do środka.
To było okropnie ironicznie, że krótki czas później wysyczałam te same słowa pewnej zniekształconej kobiecie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro