Girls like dolls
Po obiedzie oraz krótkiej rozmowie z rodzicami ruszyłam do pokoju. Popisałam chwilę z Noah i Zoey, którzy zaspamili mi Messengera memami, śmiesznymi sytuacjami ze szkoły i głosówkami. Napisałam im co się działo, po czym zajęłam się lekcjami.
Kiedy skończyłam, ogarnęła mnie ogromna nuda. Internet niby działał, a jednak nie. Nie miałam czego tu robić zdjęć, wszędzie leżały jeszcze kartony. No, za sprzątanie i rozpakowywanie na pewno się nie wezmę.
Postanowiłam zejść do kuchni, aby wziąć sobie wodę i coś słodkiego. Nie było tam nikogo. Zajrzałam do salonu, ale tam też były same pustki. Westchnęłam cicho. Podeszłam do kominka i spojrzałam na nasze wspólne, rodzinne zdjęcie. Zrobiliśmy je dwa lata wcześniej. We Wigilie. Kiedy wszystko jeszcze było dobrze, kiedy byliśmy blisko.
Co się zmieniło? Nie wiedziałam. Po prostu się od siebie oddaliliśmy. Żadna ze stron nie potrafiła tego naprawić. Wszystko pogorszył jeszcze ten przeklęty wypadek.
Odłożyłam zdjęcie i nagle coś przykuło moją uwagę. Początkowo myślałam, że to pęknięcie w ścianie, ale to nie była jedna kreska, tylko cztery. Drzwiczki, małe drzwiczki.
Szybko podeszłam do nich i uklęknęłam przy nich. Nie było żadnej klamki, natomiast była dziurka do klucza. Spróbowałam je otworzyć, ale były zamknięte.
Normalnie, poszłabym sobie, zlewając temat. Ale z nieznanego mi powodu, musiałam się dowiedzieć co tam jest. Zaczęłam za nie szarpać, ale nie chciały się otworzyć. Przeklnęłam pod nosem.
Po chwili usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach. Wstałam, otrzepałam kolana i udałam się do kuchni. Stał tam tata, w swoim ulubionym czerwonym szlafroku, robiąc sobie kawę.
- Koralina - powiedział na mój widok, z taką ekscytacją jak ja, na wieść o przeprowadzce. Złapał czajnik i nalał wody do czerwonego kubka z jakimś logiem - Jak pierwszy dzień w szkole?
- Dobrze - stwierdziłam i szybko przeszłam do tematu - Tato, w salonie są drzwiczki.
- Nie wiedziałem - jego głos nie zdradzał zdziwienia.
- Co za nimi jest? - spytałam stanowczo.
- Nie wiem. Nie sprawdzaliśmy - wyjaśnił, mieszając bardzo namiętnie łyżką kawę. Emocje jak na grzybach.
- Macie do nich klucz? - dalej drążyłam temat.
- Wszystkie są w szafce - wskazał na jedną z kuchennych szafek, po czym wziął kawę i wyszedł z kuchni - Odrób lekcje!
Kiedy opuścił pomieszczenie, od razu zabrałam się za szafkę. Było tam dużo, bardzo różnych kluczy. Zapowiadało się ciekawie...
Jeden z nich szczególnie przykuł moją uwagę. Był trochę większy niż poprzednie. Nie był metalowy, ale cały czarny. Przy końcu był w kształcie guzika. Z jakiegoś powodu poczułam, że to ten klucz. Złapałam go i zamknęłam szafkę.
Z szybko bijącym sercem podbiegłam do drzwiczek. Odkluczenie ich było ciężkie, ręce drżały mi z ekscytacji. Po chwili udało mi się i szybko je otworzyłam, a mój uśmiech zmienił się w grymas rozczarowania.
Betonowa ściana. Za nimi była betonowa ściana. I nic więcej. Przejechałam po niej palcami. Była gładka, betonowa. Jak betonowa ściana.
Westchnęłam i zamknęłam drzwiczki, po czym je zakluczyłam. Miałam się już kierować w stronę kuchni, ale cofnęłam się i spojrzałam na klucz. Nie wiem dlaczego, ale schowałam go do kieszeni. Może rzucę go jakimś kotom do zabawy.
Podeszłam do schodów i krzyknęłam:
- Idę się przejść, wrócę za pół godziny!
- Tylko ubierz kurtkę - usłyszałam cichy głos taty.
Ubrałam się, po czym wyszłam. Było zimniej niż wcześniej, ale dało się żyć. Szłam w stronę lasu, który był dosyć niedaleko. Było to cicho i bardzo ładnie. Obiecałam sobie, że następnego razu wrócę tu z aparatem, aby uwiecznić piękno tego miejsca.
Szłam tak między drzewami kilka, kilkanaście minut. Dopiero po tym czasie dostrzegłam, że zapomniałam telefonu. I słuchawek. Świetnie.
Nagle coś niebieskiego mignęło mi przed oczami. Niepewna, zamrugałam kilka razy. Nadal widziałam coś niebieskiego, jak moje włosy, wśród krzaków. Podbiegłam tam. Wsadziłam rękę w rośliny, czując ukłucie małych gałęzi. Po chwili moja ręka złapała coś dziwnego, miękkiego. Wyciągnęłam przedmiot z krzaków, aby chwilę później upuścić go na ziemię.
Mimowolnie odsunęłam się parę kroków w tył i zaczęłam szybciej oddychać. Przedmiotem skrytym w krzakach była lalka. Lalka o moim wyglądzie. Wyglądająca zupełnie tak, jak ja.
Po jakiś dwóch minutach patrzenia na nią, jakby była co najmniej Jeffem the Killerem, znowu ją podniosłam. Lalka miała jasną cerę i brązowe włosy do ramion z niebieskimi końcówkami i grzywką. Ubrana była dokładnie jak ja teraz. Odrobine za duża, niebieska, jeansowa kurtka, zielona bluzka, niebieskie spodnie i czerwone trampki. Ale jej oczy... Miała zamiast nich guziki. Takie same jak guzik u klucza otwierającego tamte drzwiczki.
To musiał być jakiś żart. Może to był jeden z mieszkających chłopców. Vicky, Aaron i Steve byli za starzy na takie żarty. Ale skąd mogli wiedzieć, że tak się ubiorę? I że pójdę do lasu? I że klucz też ma guzik. A może to ten Jonathan?
Lalkę schowałam pod kurtkę. Zaczęło się robić ciemno, więc postanowiłam wrócić.
Kiedy weszłam do domu, mama robiła coś w kuchni. Oświadczyłam, że nie jestem głodna i pobiegłam od razu do swojego pokoju. Nie chciałam, aby zobaczyła lalkę.
Małą Coraline wrzuciłam do szafy. Po tym wszystkim nie wiedziałam co ze sobą zrobić, to było rodem jak z horroru. Sprawdziłam szybko telefon, nie mogąc się na niczym skupić. . Parę memów od Zoey i Noah. Wiadomość od Steve'a dosyć mnie zdziwiła. Zapytał co tam u mnie, jak dzień w szkole. Chwilę z nim popisałam o niczym, a na koniec odezwała się także Barb z pytaniem, czy nie pomóc mi z zadaniu z algebry.
W końcu podłączyłam telefon do ładowania i poszłam się wykąpać, a następnie spać. Ciężko mi się spało. Moje myśli skupiały się na drzwiczkach, kluczu i lalce. Szczególnie na jej oczach, które miały narobić sporo zamieszania w moim życiu.
Nie zapomniałam o tej książce, przysięgam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro