Epilog
5 lat później...
— Moi drodzy, przed wami państwo Gerda i Kaiden Hayes! — wykrzyknął urzędnik.
Wśród gości rozległy się głośne wiwaty oraz oklaski. Spojrzałam na wszystkich zgromadzonych w ogrodzie. Hariette, Joy, Laya i Gina, które zostały moimi druhnami, siedziały w pierwszej ławce, wrzeszcząc najgłośniej ze wszystkich. Ich jednakowe jasnobłękitne sukienki mieniły się pięknie w promieniach letniego słońca. Gdzieś pod nimi, na trawniku spokojnie spał sobie Bob, który ze względu na wiek cierpiał już na niedosłuch i panujący wokół gwar kompletnie mu nie przeszkadzał. Dalej mogłam dostrzec wielu byłych mieszkańców farmy.
Przez te pięć lat udało się zlikwidować to miejsce, a White'a posadzić za kratkami. Teraz wszyscy, którzy tkwili tam przez wiele lat, zostali uwolnieni i rozpoczęli nowe życie. Bogacze z South San Francisco jeszcze długo byli niezadowoleni z takiego obrotu spraw. Ciągle próbowali pokrzyżować nasze plany. Na szczęście nie udało im się. Musieli pogodzić się z tym, że era wykorzystywania innych dla własnej wygody skończyła się raz na zawsze.
Joy ukończyła studia z wyróżnieniem i została działaczem na rzecz ochrony klimatu oraz naszej planety. Laya wraz z Giną, po przywyknięciu do nowej rzeczywistości, dobrze odnalazły się w gastronomii, zakładając własną cukiernię, do której ustawiały się całe kolejki ludzi chcących spróbować cudownych słodkości. Hariette pozostała sobą. Wraz z Hadrianem wciąż tworzyła zgrane, szczęśliwe małżeństwo i nie wydawało mi się, by potrzebowała czegoś więcej. Regularnie widywałyśmy się, by wspólnie wypić herbatę lub jakiegoś drinka.
Ja za to zmieniłam po raz kolejny swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Porzuciłam kompletnie Walker Company, oddając firmę Kevinowi. Tak samo zrobiłam też z willą na obrzeżach miasta. Wraz z Kaidenem kupiliśmy własny dom, w którym zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Ku naszemu zadowoleniu składał się z dwóch oddzielnych mieszkań, więc przeprowadziliśmy się tam razem z Sorą oraz Joy, którzy zajęli jedną połowę. Dzięki temu miałam zawsze obok dwie najważniejsze osoby — przyjaciółkę oraz męża.
Gdy wesele trwało w najlepsze, a goście zdążyli się podpić, postanowiłam na chwilę się wymknąć. To oczywiście nie umknęło uwadze Kaidena.
— Gdzie uciekasz, kochanie? — Objął mnie w talii i pocałował w skroń.
— Nic się przed tobą nie ukryje. — Zaśmiałam się.
— Twoją białą suknię widać nawet w ciemności. Nie przejdziesz niezauważona. Dokąd chciałaś pójść?
— Do Allisson. W tym szczególnym dniu bardzo chciałabym z nią porozmawiać.
— Pójdę z tobą.
— Chcę pobyć z nią sama.
— Rozumiem. Będę tu na ciebie czekał.
— Zaraz do ciebie wrócę. — Posłałam mu uśmiech.
Kamiennymi schodami zeszłam do tylnej części ogrodu. Na samym końcu rosło duże drzewo. Podeszłam do niego, dotknęłam kory i spojrzałam w dół na kamienną tablicę.
— Cześć, Ally.
Po dwóch latach przyznałam w się w końcu publicznie, kim byłam naprawdę, i usunęłam implant z mojego mózgu. Kaiden w międzyczasie załatwił, by legalnie zabrać ciało Allisson z lasu, w którym zakopali je Walkerowie. Wiedzieliśmy, że dziewczyna nie chciałaby spocząć w jednym grobie z tymi ludźmi, więc pochowaliśmy ją tutaj, by na zawsze mieć ją przy sobie. W końcu przez tyle czasu pozostawałyśmy nierozłączne. Na stałe stała się jakąś cząstką mnie, od której nie potrafiłam się tak po prostu odciąć.
Często pisałam do niej listy, które przynosiłam tutaj i zostawiałam, by mogła je przeczytać. Dzięki temu wciąż czułam więź, która łączyła nas do tej pory. Tym razem również przyniosłam pokrytą tuszem kartkę papieru, którą ułożyłam pod kamieniem.
— Nie wiem, czy uwierzysz, Ally, ale zostałam mężatką — zaczęłam. — Mam nadzieję, że nie gniewasz się za to, że wyszłam za twojego narzeczonego — dodałam ze śmiechem.
Odpowiedział mi jedynie wiatr. Przymknęłam na chwile oczy, wsłuchując się w niego tak, jakby niósł ze sobą słowa dziewczyny.
Tyle czasu obie udawałyśmy kogoś, kim nie byłyśmy. Grałyśmy rolę w przedstawieniu, która miała nam zapewnić przetrwanie. Teraz nie musiałyśmy udawać. Nareszcie mogłyśmy pokazać innym swoje prawdziwe oblicza. Ja temu światu, a ona tamtemu, gdzie na mnie czekała.
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro