Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Gertie

Kiedy powróciłam do przygnębiającej rzeczywistości, w pokoju było już jasno. Pierwszy raz od dawna udało mi się spokojnie przespać kilka godzin, z pewnością dzięki obecności Kaidena, który wciąż drzemał wciśnięty w oparcie kanapy. Ciemne włosy opadły mu na czoło, a brwi pozostawały zmarszczone tak, jakby nawet teraz czymś się irytował. Chciałam jeszcze na chwilę zamknąć oczy i zapomnieć o otaczającym mnie świecie, ale dzwonek domofonu skutecznie pogrzebał moje plany. Wysunęłam się spod koca, którym potem szczelniej okryłam Hayesa. Ten jedynie mruknął coś niezrozumiale i odwrócił się do mnie plecami. Wcisnęłam guzik otwierający drzwi na dole, nawet nie pytając, kto postanowił nas odwiedzić.

Stojąc przed lustrem, przetarłam dłońmi zaspane oczy. Odkryłam wtedy, że miałam na sobie samą bieliznę, bo przecież sukienkę zrzuciłam z siebie, zanim położyłam się do łóżka. To oznaczało, że tak kuso ubrana przywędrowałam w nocy do salonu i wcisnęłam się Kaidenowi pod koc. Momentalnie poczułam gorąco wpełzające na policzki. Co za wstyd.

Wróciłam do sypialni mężczyzny i choć nie wypadało mi tego robić, otworzyłam jego szafę. Wygrzebałam jakieś najmniejsze spodnie dresowe oraz koszulkę, w które postanowiłam się ubrać. Później się z tego wytłumaczę. Wolałam chodzić w tym, bo gdy tylko patrzyłam na rzuconą w kąt suknię, przypominałam sobie wszystkie wydarzenia minionego wieczoru. Zacisnęłam usta, które zaczęły niebezpiecznie drżeć, i szybko wyszłam z pomieszczenia. Akurat w momencie, gdy ktoś zapukał do drzwi. Przeszłam przez korytarz, nacisnęłam klamkę, a na widok gości westchnęłam zaskoczona.

— Widzę, że czujesz się tu jak u siebie. — Hariette uśmiechnęła się uroczo, tak jak miała to w zwyczaju.

— Mieszkałam u Kaidena przez kilka miesięcy — odpowiedziałam. — Jeszcze wiem, jak działa domofon i gdzie są drzwi.

— Gdzie on właściwie jest? — zapytała, gdy razem z mężem wchodzili do środka.

— Jeszcze śpi, zresztą Kevin i Joy także. Ja dosłownie przed chwilą wstałam. Nawet nie wiem, która godzina.

— Ekipa śpiochów z was — zażartowała. — Jest południe, słoneczko.

— Pamiętaj, że pół nocy spędziliśmy na przesłuchaniu — mruknęłam.

— Wiem, wiem. Uwierz mi, że ja sama nie mogłam spokojnie zasnąć. Musiałam sprawdzić, jak się czujesz.

— Chciała mnie tu już ciągnąć o ósmej — wtrącił się Hadrian. — Cudem udało mi się ją przekonać, żeby poczekała do popołudnia.

— To bardzo szlachetne z twojej strony — parsknęłam.

Poprowadziłam ich w głąb mieszkania. Nawet nie zdążyłam zauważyć momentu, w którym Hayes wstał i przeniósł się do kuchni. Gdy weszliśmy do pomieszczenia, postawił przede mną kubek gorącej herbaty. Podziękowałam mu skinieniem głowy.

— Wam też coś zrobić? — zwrócił się do gości.

— Dwie kawy, jakbyśmy mogli prosić — odpowiedziała Hariette.

Przez chwilę mężczyzna krzątał się przy blacie.

— To ja was zostawię — rzucił Hayes, gdy już nalał kawy do filiżanek.

— Zostań — poprosiłam cicho.

Mężczyzna bez słowa usiadł na jednym z krzeseł. Po wydarzeniach ostatniego wieczoru wciąż nie potrafiłam do końca trzeźwo myśleć. Liczyłam, że Kaiden zostanie moim rozumem na te kilka chwil.

— Wybacz, że zawracam ci głowę w takim momencie — zaczął Hadrian — ale to nie mogło czekać. Pojawił się przełom w sprawie handlu kobietami z Whinu i ogromnie potrzebuję twojej pomocy.

— Zamieniam się w słuch. — Pochyliłam się nad stołem, odwzajemniając jego poważne spojrzenie.

— Mamy już dość informacji, by traktować całość poważnie, ale niestety musimy złapać White'a na gorącym uczynku, jeśli chcemy pociągnąć do odpowiedzialności.

— Dobrze, ale gdzie w tym wszystkim ja? — zapytałam. — Wszyscy widzą we mnie Allisson Walker, raczej nikt nie postanowi mnie sprzedać.

— Nawet jeśli istniałaby taka możliwość, Hariette prędzej udusiłaby mnie w nocy poduszką, niż pozwoliła cię narazić. — Na jego twarzy zaczął błąkać się cień uśmiechu. — Masz dobry kontakt z dyrektorem, więc bez problemu wpuści cię na teren placówki. Chcę, żebyś znalazła jakąś dziewczynę, która zgodzi się zbliżyć do White'a, żeby nam pomóc. Gdy ten postanowi się jej pozbyć, złapiemy ich podczas transportu do któregoś z domów publicznych.

— Skąd będziesz wiedział, kiedy postanowią taką osobę wywieźć z terenu farmy? — Uniosłam brew.

— Założysz jej nadajnik i podsłuch. — Wzruszył ramionami.

— A co jeśli ją na tym złapią? — Kaiden wydawał się zdenerwowany. — Gertie, nie możesz się tak narażać.

— Kai, proszę — szepnęłam, na co mężczyzna momentalnie umilkł. — Tu chodzi o los więcej niż jednej osoby. Po tym, jak wiele złego zrobiłam, chcę pomóc.

— Dlaczego nie bierzesz pod uwagę tego, że znajdziesz się w niebezpieczeństwie? — jęknął. — White może zrobić ci krzywdę, jeśli odkryje intrygę.

— Gdy wyciągaliśmy stamtąd Joy, nie patrzyłeś na niebezpieczeństwa. Skupiałeś się tylko na tym, żeby ją uratować.

— I skończyłem wtedy z dziurą w nodze — fuknął.

— Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Zależy mi na tym, żeby plan się powiódł, i jestem w stanie podjąć ryzyko. Gdybyś był teraz mną, postąpiłbyś inaczej?

Hayes westchnął.

— Masz przez cały czas się ze mną kontaktować — rzucił. — W innym przypadku wpadnę tam, nie przejmując się tym, czy przez to całe przedsięwzięcie zakończy się porażką.

— Jesteście przesłodcy. — Hariette zaczęła chichotać.

Kaiden momentalnie odpuścił i wpatrzył się w zawartość swojego kubka. Mnie samą zatkało. Między naszą dwójką nastało krępujące milczenie, które na szczęście szybko zostało przerwane przez Joy, która weszła do kuchni.

— Nie przeszkadzam? — zapytała niepewnie, wyraźnie zaskoczona taką ilością osób.

— Miło cię widzieć, Joy. — Hariette wstała i objęła ją.

— Ciebie również, Hattie — odpowiedziała. — Nie spodziewałam się, że zrobi się tutaj jakieś zgromadzenie. Gdybym wiedziała, zmieniłabym piżamę na coś bardziej odpowiedniego.

— Daj spokój. — Hariette machnęła dłonią. — Uroczo wyglądasz w tych spodenkach w kaczuszki. Choć nic nie przebije Gertie topiącej się w męskich dresach.

— Przestańcie mnie zawstydzać — jęknęłam, chowając czerwieniejącą twarz w dłoniach. — Nie chciałam ubierać drugi raz tamtej balowej sukienki. Do wyboru miałam paradowanie w bieliźnie albo ciuchy Hayesa.

— Zawsze mogłaś przyjść do mnie i coś pożyczyć — odparła Joy.

— Nie chciałam cię budzić.

— Przyznaj po prostu, że przyjemność sprawia ci okradanie mojej szafy. — Kaiden przyłączył się do żarcików.

— Ty też jesteś przeciwko mnie?! Jak chcesz, mogę ci to oddać. Nawet teraz.

Chwyciłam za brzeg koszulki, ale szybko moja dłoń została pochwycona przez drugą, większą.

— Nie — zaprotestował Kai. — Oddam ci te ubrania, tylko się nie rozbieraj przy wszystkich.

— Szkoda, bo chciałam popatrzeć. — Hariette teatralnie udała rozczarowanie.

Chociaż denerwowałam się, gdy wprawiali mnie w takie zakłopotanie, to z drugiej strony byłam im ogromnie wdzięczna za to, że odciągali moje myśli od nieprzyjemnych wspomnień. Zorientowałam się, że dzięki nim mój humor stawał się lepszy.

— Wystarczy — ucięłam. — Wróćmy do głównego tematu. Hadrian, czy policji nie przeszkadza, że w akcji weźmie udział zwykły człowiek?

— Cóż, w zasadzie to przedstawiłem im plan w taki sposób, że nie wspomniałem o tobie. Może proszę się o spory ochrzan, jeśli to się wyda, ale naprawdę chcę doprowadzić całą sprawę do końca. Wiem, że twoja pomoc jest naprawdę kluczowa w całej kwestii.

— Czyli policja o niczym nie wie? — Kaiden zaczął nerwowo kręcić się na krześle. — To jak mają ją osłaniać, gdy coś pójdzie nie tak?

— Niestety trzeba trochę zaryzykować — odpowiedział Hadrian. — Sam nie jestem do końca z tego zadowolony, ale na ten moment nie ma innej opcji.

— Coraz mniej mi się to podoba — mruknął Hayes.

— Pakowałam się już w gorsze kłopoty — westchnęłam. — Teraz plan przynajmniej opracował detektyw współpracujący z policją, który trochę bardziej zna się na tego typu akcjach. Co by się nie działo i tak w to wchodzę.

— Nie brak ci odwagi — zauważyła Hariette.

— I lekkomyślności. — Uśmiechnęłam się do niej. — Ale taka właśnie jestem i nic na to nie poradzę.

Hadrian i Hariette postanowili nie zabierać nam dłużej czasu i wrócili do siebie. Przed wyjściem mężczyzna napomknął jedynie, że niedługo się ze mną skontaktuje, by przekazać mi szczegółowe informacje oraz wskazówki. Oczywiście pięć sekund po tym, jak zamknęłam drzwi, zostałam napadnięta przez Kaidena, który usilnie chciał mi pokazać, jak bardzo głupio postępowałam.

— Na bazie własnych doświadczeń możesz powiedzieć, jak wielu niebezpiecznych sytuacji nie dasz rady przewidzieć, Gertie.

— Życie to jedno wielkie ryzyko. — Skrzyżowałam dłonie na piersi. — Przez te kilka miesięcy zrobiłam wiele złego, a teraz, gdy to sobie dobitniej uświadomiłam, zaczęły mnie trawić wyrzuty sumienia. Chcę jakoś odkupić swoje winy.

— Ale nie rzucając się lwu na pożarcie! — Hayes wyglądał, jakby za chwilę miała mu zacząć lecieć gorąca para z uszu. — Myślałem, że skoro jesteś tutaj, to nie będę musiał więcej się bać o twoje bezpieczeństwo.

— W takim razie wybacz mi, że przysparzam ci tyle kłopotów.

Jego spojrzenie momentalnie złagodniało.

— Wiesz, że nie o to mi chodzi. Po prostu się o ciebie martwię.

— Nie wiem, dlaczego. Nie zasłużyłam na to.

— Bo cię kocham.

— Na to też nie zasłużyłam. Powinieneś mnie nienawidzić, po tych wszystkich okropnych słowach, które ci mówiłam, i rzeczach, które robiłam, żeby zniszczyć ci życie.

— Wiesz, dużo ludzi mówi mi, co powinienem, ale ja ich nie słucham. Może nie zawsze to dla mnie dobre, jednak nie zamierzam żyć pod czyjeś dyktando.

Z tymi słowami zostawił mnie samą.

Wciąż nie wiedziałam, jak się przy nim zachowywać. Zanim zaczęliśmy drzeć koty, przez te kilka miesięcy był moim najbliższym przyjacielem oraz jedyną osobą, której mogłam bezgranicznie ufać. Skupiłam się jednak tak bardzo na innych rzeczach, że nie zauważyłam, kiedy z jego strony nasza znajomość stała się czymś więcej. Miałam wyrzuty sumienia po wszystkim, co narobiłam. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo Kaidena musiały boleć wszystkie te okropne słowa oraz widok mnie szczęśliwej z innym facetem. Mimo to starał się przemówić mi do rozsądku i to nie dlatego, by mieć z tego korzyści. Zwyczajnie chciał, żebym nie narażała się na niebezpieczeństwo. Do końca życia to nie wyjdzie mi z głowy.

Hayes zaszył się w pokoju, z którego zrobił sobie gabinet, Joy zniknęła u siebie, a Kevin wciąż nie wyściubił nosa ze swojej sypialni. Zajęłam więc salon, gdzie chwyciłam za smartfon, by oddać się bezmyślnemu przeglądaniu internetu. Od razu dostałam w twarz informacjami o śmierci Connora. Mimowolnie po raz kolejny powróciłam do wydarzeń, które miały miejsce zaledwie kilkanaście godzin temu. Momentami wydawało mi się, że minęła cała wieczność, co zapewne było jakąś swoistą reakcją obronną organizmu. Podświadomie chciałam wyprzeć to, że zabiłam człowieka, oraz dodatkowo fakt, że ktoś, kogo kochałam, cały czas mnie oszukiwał.

Mimo to znalazłam w sobie resztki odwagi, by przejrzeć opublikowane artykuły. Ich treść wyraźnie sugerowała, że nikt nie podejrzewał nawet, co mogło się tam stać. To z kolei oznaczało, że Eva Winston, która nagle zniknęła zrozpaczona śmiercią kochanka, nie postanowiła puścić w świat tożsamości osoby odpowiedzialnej za cały wypadek. Gdzieś w głębi czułam jednak, że ta kobieta powróci. A wraz z nią kłopoty.

Odłożyłam telefon, gdy zaczęły mi drżeć ręce. Próbowałam się jakoś trzymać w kupie, ale kolejne spojrzenie na zdjęcie czarnego worka czy zakrwawionego chodnika sprawiły, że niemalże się rozpłakałam. Ulica, przy której mieściła się siedziba Walker Company, była dosyć ruchliwa. Wzdłuż niej nieustannie przemieszczali się piesi. To prawdziwy cud, że Connor nie spadł na jakiegoś niewinnego człowieka. Wtedy wyrzuty sumienia chyba nie pozwoliłyby mi żyć. Już teraz ciągle podpowiadały, że powinnam skończyć tak samo.

— Gertie? — Joy pojawiła się w progu. — Zbladłaś. Coś się stało?

— Nic. Jest okej.

Dziewczyna podeszła bliżej i usiadła obok.

— Znów myślisz o tym, co się stało? — Uważnie przyjrzała się mojej twarzy, szukając na niej odpowiedzi.

— Zbyt dobrze mnie znasz. — Parsknęłam.

— Wiesz, że nie powinnaś się zadręczać, prawda? Connor był zwykłą świnią. — Zmarszczyła wściekle nos. Złość w jej wykonaniu wyglądała absolutnie uroczo.

— Ale to nie oznacza, że powinien umrzeć — odpowiedziałam. — Nieważne, jak złym człowiekiem się okazał.

— Pamiętaj, że to on wycelował w ciebie pistolet. Gdyby pocisk trafił — zacisnęła dłonie na materiale spodni — to dzisiaj ja płakałabym z rozpaczy. I nie tylko ja.

— Nachodzą mnie takie myśli, że może tak byłoby prościej — mruknęłam. — Wyrzuty sumienia mnie przygniatają.

— Nie myśl o tym nawet! Nie wybaczę ci, jeśli postanowisz mnie opuścić szybciej, niż gdy obie staniemy się siwe i pomarszczone! — wykrzyczała.

— Przepraszam cię, Joy.

— Za co?

— Za każdą chwilę, słowo i czyn, którymi sprawiłam ci przykrość.

— Daj spokój, bo się rozkleję. — Na jej twarzy zaczął błąkać się nieśmiały uśmiech.

— I dziękuję. Za to, że wciąż przy mnie jesteś.

Dziewczyna bez słowa przysunęła się bliżej i mnie objęła. Tak zwyczajnie, bez zbędnych słów. Odwzajemniłam uścisk. Czując ciepło, zrozumiałam, jak bardzo brakowało mi jej przez cały ten czas. Najlepszej przyjaciółki, z którą spędziłam praktycznie całe swoje dotychczasowe życie. Żałowałam, że kiedykolwiek zwątpiłam w nią czy w jej zamiary.

Po raz kolejny przekonałam się, że ludzie uczyli się na błędach, a ja za każdym razem musiałam popełnić trzykrotnie więcej, by faktycznie coś zrozumieć. Teraz doskonale wiedziałam, którą ścieżką podążyć.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro