Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~6.

-Doprawdy – rzekł Gerald, robiąc krok w stronę Schistada. Młody osobnik zagryzł policzek od środka i patrzył odważnie w jego oczy, jednak sierżant widział w nich majaczący się strach. Ruth uciekła między regały, spłoszona jak sarna. Gerald chciał ruszyć za nią, lecz teraz miał za zadanie wyrzucić stąd seryjnego mordercę i gwałciciela. Nieświadomie chciał za wszelką cenę bronić młodej Weasley. – Mi się wydaje, że to właśnie ty zaraz stąd wyjdziesz tak szybko, że nie zdążysz kwiknąć.

Christoffer spoważniał. Chytry uśmiech zniknął z jego twarzy, widząc, że jego plan nie szedł tak jak powinien. Cofnął się krok do tyłu, ale kiedy miał już wyjść, spojrzał na Ruth wyglądającą zza półki z literaturą piękną.

-Do zobaczenia wieczorem, kwiatuszku – mrugnął i wybiegł za drzwi. Gerald poluźnił pięści, zdając sobie sprawę z tego, jak wkurwiony był. Wziął głęboki wdech i wypuścił go, odwracając się do Ruth, która stała i patrzyła na niego jak ciele.

-Boję się go – powiedziała po chwili ciszy. Gerald odchrząknął i usiadł na krześle, ściszając trochę radio. Był zdenerwowany do granic możliwości i nie chciał, żeby Ruth wyczuła w jego głosie jakiekolwiek negatywne emocje, bo mogłaby się przestraszyć. Schistad wszystko spierdolił – pomyślał, po czym zamknął oczy, chwytając się za czoło i opierając łokieć na stole. Odetchnął głęboko i spojrzał na Ruth.

Dziewczyna patrzyła na Geralda i nie wiedząc czemu, uśmiechnęła się delikatnie. Żadnego faceta oprócz swojego brata jeszcze nie potraktowała szczerym uśmiechem. To w pewnym sensie był przełom.

Mierzyli się spojrzeniem i oboje poczuli, że coś pękło. Gerald wstał powoli i ruszył w jej stronę, chcąc zadać jedno, ważne pytanie. Liczył w środku na to, że uzyska odpowiedź w sprawie, która nurtuje go od dawna.

-Ruth... - zaczął, stając obok dziewczyny. Zastanawiał się czy może chwycić ją za dłoń. Drgnął ku temu, jednak zabrał ją, kiedy dziewczyna wzdrygnęła się przy dotyku. – Czemu tak bardzo boisz się dotyku? – zapytał po cichu, mając nadzieję jej nie wystraszyć. – Co się stało?

Po policzku dziewczyny spłynęła łza. Czuła się atakowana mimo tonu i delikatnej postawy strażnika, którego faktycznie obchodziła. Było to dla niej dziwne i smutne, bo nikt nigdy nie przejmował się jej osobą. Oprócz pani Donnovan i brata, który i tak niewiele mógł dla niej zrobić, będąc jedynie trochę starszy.

-To trudny temat – odezwała się, pewnym, jednak trochę przyciszonym głosem. Gerald nie wiedział jak, ale chciał pokazać jej, że może na niego liczyć. – Wszystko zaczęło się od dzieciństwa i myślę, że... - zacięła się. Nie czuła się na siłach, aby móc mu to powiedzieć. – Przepraszam. Nie potrafię ci tego teraz wytłumaczyć, Gerald. – spojrzała mu w oczy, a jego serce zabiło mocniej na to spojrzenie. – Nie odrzucam cię, jeżeli tak teraz pomyślałeś. Pewnie jesteś zdziwiony, że mówię normalnie, nie jak potłuczona, ale taka już jestem. W pewnym sensie ci ufam – Gerald patrzył osłupiały w jej oczy. – Ty chyba jako jedyny w moim dotychczasowym życiu widzisz we mnie człowieka.

Z głośników wydobył się dźwięk mówiący o tym, że więźniowie mają być odprowadzeni na obiad. Jednak Gerald ani drgnął, patrzył wciąż w brązowe oczy dziewczyny, która przed chwilą dogłębnie poruszyła jego serce.

-Dla Ciebie jestem pewnie wariatką. Albo może i nie, nie wiem. Wiem tylko, że to wszystko... To co jest teraz jest o wiele lepsze, niż to, co miałam na wolności, Gerald – zadrżał, w jej ustach jego imię brzmiało jak najpiękniejsza muzyka. – Ja nawet nie wiem co to szczęście... - ponownie łza spłynęła po jej policzku, a Gerald nie wiedząc co zrobić, przyciągnął ją do siebie i przytulił. Ruth zesztywniała.

-Nie skrzywdzę cię – szepnął, gładząc jej plecy. – Po prostu oddaj uścisk, Ruth. To nie boli.

Dziewczyna drżącymi dłońmi objęła mężczyznę przed sobą i załkała, opierając głowę na jego klatce. Przytuliła mężczyznę. Mężczyzna przytulił ją.

-Jesteś dziwna, ale nie ze swojej winy – powiedział, dalej ją przytulając. – Jesteś dziwna, choć określenie 'dziwna' do ciebie nie pasuje – gładził jej włosy. – Jesteś inna Ruth, ale to chyba właśnie przez to czuje, że jesteś wartościowa. Nie miej mnie za strażnika, który ma najebane w głowie – powiedział, a ona parsknęła cichutkim śmiechem. – Jestem kimś na kim możesz polegać. I może uznasz mnie za debila, ale mi na tobie zależy.

-Jesteś tak samo dziwny jak ja – odparła, odsuwając się lekko, bo jednak nadal czuła dyskomfort tej bliskości. – I możesz to uznać za głupie, ale przywróciłeś mi wiarę w to, że... - urwała, spuszczając wzrok. – W to, że mogę być normalna.


//

Powiem szczerze, że wenę na Convicted mam tylko wtedy jak mi się coś w życiu pieprzy. A we wtorek idę odebrać diagnozę i cholernie mnie to stresuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro