~5.
W bibliotece co raz roznosił się głos zamiatania, szeleszczenia, a do tego doszło stukanie i jakieś skrzypienie. Gerald zabrał się za naprawienie radia, ponieważ zepsuło się parę dni temu. Kiedy jednak tak grzebał w tych kablach, nie mógł oszczędzić sobie spoglądania na Ruth, która zacięcie sprzątała półki z książkami. Była tu zaledwie kilka dni, a już kończyła odrestaurowywanie tej rudery. Kiedy tak kręciła się po pomieszczeniu, mężczyzna dostrzegł, że nie jest tak smutna jak w każdym innym miejscu tego więzienia. Nie wygląda na wystraszoną. Jakby nagle znalazła się zupełnie gdzie indziej, nie była tak speszona, nie widział dokładnie jej oczu, ale nawet z daleka dostrzegł, że emanowały pozytywnością. Dostrzegł, że musi naprawdę kochać ten świat, w którym teraz się znajduje. To było dla niego trochę dziwaczne, ale na swój sposób przyciągało go do dziewczyny. Od zawsze uznawał, że im większą zagadką jest, tym bardziej dziewczyna jest pożądana.
Tak bardzo zagapił się na dziewczynę, że nagrzebał coś w przewodach i kopnął go prąd. Radio się włączyło, a Gerald pisnął jak mała dziewczynka, czym przyciągnął uwagę Ruth. Obróciła się gwałtownie w jego stronę i podbiegła, widząc, że coś się stało. Uklękła przed nim i złapała go za dłoń, całkowicie zapominając, jak bardzo boi się dotyku.
-Nic się nie stało, tylko kopnął mnie prąd... - wyszeptał, sam nie wiedząc czemu. To był pierwszy raz, kiedy ta dziewczyna dotknęła go dobrowolnie.
-Oparzyłeś się. – stwierdziła. Gerald nawet tego nie czuł. Spojrzał na palec i faktycznie, był zaczerwieniony i lekko zraniony. Ale to nic takiego.
Ruth wstała i puściła jego dłoń. Nagle poczuł ból, w momencie, w którym go puściła. Jesteś miękką pizdą, Gerald – pomyślał. Pierwszy raz zabrakło mu bliskości. Pierwszy raz, i tym pierwszym razem była Ruth, która właśnie wróciła do niego z apteczką i wyciągnęła z niej żel na oparzenia. Niby nic się nie stało, jednak Ruth była na tym punkcie przewrażliwiona.
Natomiast Gerald przyglądał się jej lekko rozchylonym, jasnoróżowym ustom, kiedy wycisnęła trochę maści z tubki i zaczęła go rozprowadzać po sparzonej skórze. Był zamroczony jej osobą i choć nie zdawał sobie z tego sprawy, zauroczyła go. W jego typie zawsze były czarnowłose dziewczyny o kobiecych kształtach, natomiast Ruth była chudziutka, miała delikatnie zaokrąglone ciało i te swoje niezwykłe, białe włosy.
Kiedy znów zabrała rękę i przetarła swoje palce w gazik, żeby pozbyć się maści, Gerald ocucił się z przemyśleń. Patrzył na nią, gdy odsuwała się powoli i nie myślał długo, wstał z krzesła i złapał ją za dłoń. W radiu zaczęła się akurat piosenka „Thinking Out Loud" – Eda Sheerana.
Ruth zastygła, czując rękę Geralda, ale nie wyrwała jej. Czuła się jednak nieswojo.
-Dziękuję – powiedział. Ruth uśmiechnęła się i tym jeszcze bardziej zamroczyła Gilluma. Pomyślał... - Zatańcz ze mną. – I wypowiedział swoje myśli. Na twarzy Ruth najpierw zamajaczyło zdezorientowanie.
-Ja... Nie umiem. – szepnęła, a jej blade policzki zaróżowiły się.
-Nauczę cię, to proste. – Przyciągnął ją lekko do siebie. – Musisz ułożyć drugą dłoń na moim ramieniu. – dziewczyna wyciągnęła dłoń niepewnie i ułożyła na ramieniu strażnika. Była spięta, co mężczyzna wyczuł. – Rozluźnij się... Ja ułożę swoją na twojej talii, dobrze? – Ruth skinęła, jednak jej źrenice zwęziły się z przerażenia, kiedy Gerald ułożył dłoń nad jej biodrem.
-Ja... Ja nie... - zaczęła, lecz mężczyzna nie pozwolił jej dokończyć.
-Nic ci nie zrobię, Ruth, obiecuję. – szepnął, po czym wykonał pierwszy krok. – Spójrz. Robisz krok w tył po skosie, w bok, dostawiamy nogę. Teraz w przód, bok, dostaw. Widzisz? – Dziewczyna patrzyła pod nogi i nie wierzyła, że to się dzieje.
Nie była tak blisko żadnego mężczyzny jeszcze nigdy. I nigdy nie tańczyła. Naprawdę zaczynała wierzyć, że strażnik Gillum jest dobry. Dobroć kryła się w takich właśnie małych gestach. Poczuła nić porozumienia między nią i tym człowiekiem, który obronił ją przed złym mężczyzną, pilnował, aby nie stała się jej krzywda, był uprzejmy, a teraz sprawił jej radość tak miłym gestem, jak nauczenie ją... tańca. Uśmiechnęła się. Drugi raz w przeciągu paru chwil. I bała się mniej. Dotykał jej ciała, a ona nie była już tak przerażona. I tańczyła.
I tańczyli. I tańczyli, aż nie usłyszeli otwierających się drzwi, w których stanął ten brunet z głębokim głosem, który miał cele naprzeciwko Ruth. Dziewczyna odskoczyła gwałtownie od strażnika, a ten, zdenerwowany do granic możliwości, odwrócił się, by spojrzeć na chłopaka.
-Co ty tu robisz? – wycedził. Brunet oblizał wargę i spojrzał zuchwale na mężczyznę. Był zbyt pewny siebie, co zaniepokoiło Geralda.
-Jest po dziesiątej, czas wolny. – uśmiechnął się kpiąco, spoglądając przelotnie na Ruth, która nie wiedziała co się dzieje, po czym wrócił wzrokiem do Geralda. – A pan, panie Gillum, powinien być na straży, żeby nikt nie uciekł, jak reszta roboli.
Jeżeli ktokolwiek to czyta, to chcę mu życzyć Wesołych Świąt i przeprosić, że tak długo nic tu się nie pojawiało ;c Już powoli będę tu wracać :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro