~4.
Stołówka więzienna już w czasie pierwszej wizyty nie przypadła Ruth do gustu. Była to duża sala, w której stały dwa rzędy sześcioosobowych stolików, a na jej końcu była lada do której więźniowie ustawiali się w kolejce i odbierali jedzenie.
Do obecności Geralda już przywykła, dziwiło ją trochę, że ona dostała coś w rodzaju prywatnego strażnika. Kiedy jednak przychodzili na stołówkę, stawał z innymi mundurowymi i pilnował porządku, a ona musiała radzić sobie sama.
Kiedy już odebrała swoją porcję, to jest dwa bochenki chleba posmarowane masłem i dwa plasterki sera, ruszyła niepewnie w poszukiwaniu miejsca do spokojnego spożycia tego, co dostała. Dojrzała w końcu pomieszczenia stolik, przy którym nikt nie siedział, więc tam się wybrała. Nie chciała się do nikogo przysiadać, to byłoby dla niej niezręczne. Kiedy przechodziła czuła na sobie wzrok innych więźniów, bała się również na nich spojrzeć, bała się kontaktu wzrokowego. Ktoś potrącił ją ramieniem, ktoś mruknął komentarz na jej temat, ale ignorowała to. Doszła do stolika i przysiadła na ławie po jednej stronie, tyłem do wszystkich, po czym starała się wcisnąć w siebie tej nie pierwszej świeżości jedzenie. Gerald, który stał pod skosem do jej osoby przypatrywał się tylko Ruth, co nie umknęło jej uwadze.
Kiedy ugryzła kanapkę po raz drugi, ktoś usiadł tuż przed nią. Uniosła lekko wzrok w górę, wciąż trzymając w zębach bochenek z serem. Jej oczom ukazał się szeroko uśmiechnięty brunet o mocno zarysowanej szczęce. Skojarzyła go, ale nie była pewna.
-Cześć, białogłowa. – rzekł. Teraz już była pewna, to jej sąsiad, którego poznała zeszłego wieczoru. Jego charakterystyczna barwa głosu zapadła jej w pamięć.
-Hej. – odparła niepewnie. Nagle straciła apetyt, ale musiała się czymś zająć, w trakcie gdy Chris przyglądał się jej włosom.
-Naprawdę nie wierzę, że są naturalne. – powiedział w końcu, sprawiając, że Ruth jeszcze bardziej się speszyła. – Ej, co ty taka małomówna? – zaśmiał się cicho, a dziewczyna przełknęła kawałek kanapki.
-Nie odzywam się, kiedy nie odczuwam takiej potrzeby. – wzruszyła ramionami, gryząc znów kanapkę i wbiła w nią wzrok.
-Wow, mamy progres, ale serio, nie gryzę. – Ruth uniosła na niego wzrok znad posiłku.
-Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, to mów o czymś interesującym. – blask jej brązowych tęczówek zainteresował Christoffera, ale szybko znikł, ponieważ dziewczyna nie wytrzymała wewnętrznej walki i znów spuściła wzrok.
Tej całej sytuacji bacznie przyglądał się Gerald. Wiedział dokładnie, za co posadzony był Schistad, więc bardzo stresowała go jego obecność przy Ruth. Chociaż... Od kiedy obchodzą go tak zwykli więźniowie?
Od kiedy nawet mojego ojca interesuje przypadek tej dziewczyny – odpowiedział sobie w myślach.
Chciał niezauważenie przedostać się bliżej nich, więc ruszył w stronę ich stolika, jednak od tej strony, do której Ruth siedziała plecami. Białowłosa siedziała niczego nieświadoma i przeżuwała niezbyt dobrą kanapkę, w trakcie gdy jej towarzysz coś do niej mówił.
Młoda dziewczyna patrzyła na to jak Chris jadł, nie spoglądała mu w oczy, gdy ten usilnie szukał z nią kontaktu wzrokowego. Kiedy była młodsza, miała całkiem normalne kontakty z ludźmi, widziała we wszystkich dobre intencje, jednak pani Donnovan kiedyś powiedziała jej, że jeżeli będzie wierzyła w to, iż każdy człowiek jest dobry, sama złamie sobie serce na milion kawałeczków. Ruth dość dobitnie przekonała się, że kobieta miała rację. Tyle, że zamiast podochodzić do wszystkiego z odpowiednim dystansem, ona zakładała, że wszyscy są źli. Z wyjątkiem Bernadetty.
-Jesteś tu od niedawna, prawda? – padło pytanie, więc dziewczyna przełknęła kawałek skórki od chleba, zanim zabrała głos.
-Od przedwczoraj – odparła cicho. – A ty?
-Trzy lata. – burknął, rzuciwszy okiem na Geralda, jednak nie przejmował się strażnikami. – Gdzie cię przydzielili? Każdy tu jakoś pracuje, wiesz. Ja robię przy kafejce. – brunet zobaczywszy zaskoczoną minę Ruth, wyjaśnił szybko: - Naczelnik więzienia to spoko gość. Próbuję nam tu jak najbardziej odzwierciedlić normalne życie, czy coś. Ale to nie zmienia faktu, że jesteśmy w pudle i nie mamy życia. – zaśmiał się, co przyprawiło dziewczynę o lekkie ciarki na plecach. Wydawał się przyjazny. – Ale mniejsza. To gdzie wylądowałaś, Ruth?
-Biblioteka. – odpowiedziała tylko, kończąc swoje jedzenie. Chciała wstać, ale jedna myśl nie dawała jej spokoju. A ona należała do osób, które chciały wiedzieć możliwie najwięcej. – Przepraszam, że pytam, ale... Za co cię tu zamknęli? – zarumieniła się, kiedy chłopak oblizał usta w momencie, gdy udało mu się wyłapać jej wzrok.
-Ciekawość zabiła kota, Weasley. – uśmiechnął się, unosząc tylko jeden kącik ust, po czym uniósł do ust kanapkę. Ruth zdziwiła się, skąd zna jej nazwisko, co Christoffer wyczytał z jej wyrazu twarzy. – Spokojnie, duszyczko. Chciałem się tylko dowiedzieć, kto będzie mi towarzyszył przy nocnych kontemplacjach na różne tematy, a wiem, że należysz do mądrych osób. – Ruth wstała, będąc naprawdę skonsternowaną przez swojego nowego znajomego. Odwróciła się z zamiarem odejścia, przez co wpadła prosto na tors Geralda i odskoczyła jak oparzona. – Do zobaczenia wieczorem, mała. – dodał Schistad, zanim Weasley oddaliła się do okienka zwrotu naczyń.
Gerald, choć nie wiedział zupełnie czemu, był naprawdę zdenerwowany tym, jak bardzo Christoffer Schistad interesował się panną Ruth. Oparł się obiema rękoma o blat stołu, patrząc na zupełnie niewzruszonego mężczyznę, który leniwie podniósł wzrok na strażnika.
-Nie waż się nawet kombinować, Schistad – wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym odepchnął się i wyprostował.
-Od kiedy tak bardzo interesuje się pan zwykłą skazaną? – Chris oblizał wargi, co stało się jego bezwarunkowym odruchem. Patrzył na strażnika wyczekując odpowiedzi, ten jednak nie wiedział, co mógłby odrzec.
-A od kiedy ty masz prawo wtrącać się w moje interesy? – splunął i nie wyczekując odpowiedzi, odwrócił się na pięcie i poszedł po Ruth, aby doprowadzić ją do biblioteki.
>!<
Zapraszam do zapoznania się z obsadą :>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro