Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~3.

Ruth po zamknięciu drzwi przez Geralda przysiadła na pryczy i spojrzała w stronę zakratowanego okienka. Miała ochotę się rozpłakać, ale jakby jakiś inny więzień to usłyszał, zapewne nie potraktowaliby jej zbyt łagodnie. Miała dziś już okazję doświadczyć zachowania strażników obecnych w tym miejscu, więźniowie wychowani w takich warunkach nie należeli pewnie do osób przyjaznych.

-Niewiarygodne. – męski głos dochodzący z przeciwnej strony korytarza przebił głuchą ciszę, płosząc myśli z głowy Ruth. – Możesz podejść do drzwi?

Brązowowłosy mężczyzna przyglądał się dziewczynie, nonszalancko opierając się o kraty. Irytującym było to, że więźniowie mieli praktycznie zero prywatności, przez to, że cele były tylko i wyłącznie zakratowane. Chcieli mieć nad nimi pełną kontrolę, jakby byli teraz już nie ludźmi, a marionetkami, z którymi można zrobić wszystko.

-Um... Po co? – zagarnęła niesforne kosmyki włosów za ucho, stresując się lekko. Nie widziała jego twarzy. Jedynie brązowe kosmyki włosów opadające mu na czoło.

-Podejdź, proszę. – Głęboki, acz spokojny głos zachęcił Ruth do wstania z pryczy. Podeszła do krat i położyła na nich dłonie, spoglądając na widoczną już dla niej twarz sąsiada. Oddzielały ich tylko dwa metry korytarza.

Miał wydatne kości policzkowe i seksownie odznaczającą się żuchwę. Oczy lekko podpuchnięte, świadczące o jego długotrwałym braniu narkotyków. Jednak ich kolor odwracał uwagę od sińców. Mianowicie bardzo ciemny zielony odcień, jakby pomieszany z brązem. Jednakże Ruth tego nie dostrzegała. Bała się mężczyzn. Nie przyglądała się zbytnio jego urodzie, zaciekawił ją bardziej... Jego głos.

-Na pewno nie są naturalne, co? – zapytał, po czym lekko zacisnął szczęki, jakby coś żuł. Ruth po chwili zrozumiała, że chodzi o jej włosy.

-Naturalne. – odpowiedziała, lekko niepewnie. Chłopak tylko zmrużył oczy, nic nie odpowiadając. A ona chciała słuchać jego głosu. – Dlaczego tu jesteś? – zadała pytanie, nie zastanawiając się długo i wbiła wzrok w podłogę. Zazwyczaj zadając niewłaściwe pytanie zostawała karcona. Zdziwiła się, gdy chłopak zachichotał, po czym znów się odezwał, z czego cieszyła się w duchu.

-Chyba zrobiłem coś złego. – odparł, prostując lekko plecy, jednak pozostał oparty o kraty. – Zastanawia mnie bardziej, co taka krucha samica jak ty, robi w tak beznadziejnym miejscu jak to.

-Jestem niewinna. – szepnęła, nadal na niego nie patrząc. Chwilę milczeli, on przyglądał się jej idealnej buzi i lekko rozchylonym, różowym wargom, a ona nadal wpatrywała się w podłogę. – Jesteś szczęśliwy. – bardziej stwierdziła, niż zapytała. Chłopak znów się roześmiał, ale nie kpił z niej, bawiła go jej postawa.

-Po czym tak wnioskujesz? – uniósł brwi, jednak ona tego nie widziała. Podczas przysłuchiwania się jego głosowi, wyodrębniła nutę norweskiego akcentu.

-Nie smucisz się. Nie boisz. Dlaczego? – pytanie padło z jej ust i pierwszy raz od początku ich konwersacji spojrzała na niego. Jednak nie w oczy, a na usta. Miał pełne, jasnoróżowe wargi.

-Nauczyłem się umierać w sobie. – odpowiedział, po czym usłyszeli kroki strażnika. – Radzę ci się schować, mała.

-Ruth. – szepnęła, a chłopak uśmiechnął się i puścił jej oczko.

-Chris. – odparł i skąpał się w mroku celi. Białowłosa cofnęła się w głąb pomieszczenia i położyła na pryczy, która była nędznym substytutem łóżka, ale nie miała prawa narzekać. Przecież każdy skazany tracił człowieczeństwo, stawał się odosobnioną jednostką, która kiedyś była częścią społeczeństwa. Teraz jest nikim.

***

Światła były już zgaszone, kiedy Gerald dotarł do gabinetu swojego ojca. Przeklął pod nosem i odwrócił się z zamiarem powrotu. Zaczął się zastanawiać, co tak właściwie powinien teraz robić. Wziął kilka głębszych wdechów i poszedł w stronę pokoju dla strażników, aby sprawdzić, gdzie powinien się teraz znajdować. Może akurat czas na sen?

W pokoju dla strażników paliło się światło, a włączone radio emitowało piosenkę Linkin Park – „Castle of glass". Gerald otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia, gdzie ku jego zaskoczeniu, na krześle siedział Nate.

-Ojcze, szukałem cię. – powiedział od razu, zwracając uwagę mężczyzny na siebie. Ten pogłaskał się po wysiwiałych włosach i wstał, obchodząc stół dookoła. Stanął w odległości metra od syna i spojrzał mu głęboko w oczy, przymrużając powieki. Gerald wiedział, że współpracownicy na niego donieśli, czekał tylko na reprymendy od ojca, aby móc porozmawiać z nim na temat, który naprawdę nie dawał mu spokoju.

-Dave i Stanley zrobili krzywdę dla panny Weasley? – z ust naczelnika padło pytanie, które zbiło Gilluma z tropu. Wykrzywił twarz w grymasie zdziwienia, po czym ułożył usta w małą literkę 'o'. Ojciec ponaglił go spojrzeniem. – Miałeś jej pilnować.

-Pilnuję, nie zrobili jej nic... - wydukał, nie mogąc wyjść z szoku.

-Dobrze. – odparł jego ojciec, po czym założył kapelusz na głowę i wziął do ręki teczkę.

-Ojcze, mógłbyś mi wyjaśnić, co tu się do kurwy dzieje? – Gerald zatrzymał go, gdy ten chciał się odwrócić do drzwi i wyjść.

-Po pierwsze Gerald, wyrażaj się, a po drugie... Sam chciałbym to wiedzieć. W tej kwestii liczę na ciebie bardziej, niż kiedykolwiek – westchnął mężczyzna i udał się do wyjścia. – Jadę do domu, chcesz coś?

-Nie. Pozdrów mamę. – brunet zaczesał niesforny kosmyk włosów jednym ruchem ręki w tył. Kiedy jego ojciec wyszedł, podszedł do rozpiski z zadaniami. Wisiała na tablicy korkowej, która z kolei była umieszczona z prawej strony od wejścia do pomieszczenia. Na jego szczęście, miał dziś wolną noc. Wyszedł więc z pokoju, mijając się w wejściu z Williamem, po czym skierował się do windy i pojechał na drugie, najwyżej położone piętro, gdzie były łazienki i łóżka dla strażników. Nie brał nawet kąpieli, zdjął z siebie niebieski mundur, założył zwykły, biały podkoszulek i położył się do łóżka.

Mimo tego, że był wykończony, z początku nie mógł zasnąć. Przed oczami wciąż stała mu Ruth. Z ciemnobrązowymi, prawie czarnymi oczami, alabastrową cerą, jasnoróżowymi ustami i tymi nienaturalnie białymi włosami. Po prostu stała, nie robiła nic, oprócz mrugania.

Dopiero po parunastu minutach, które dłużyły się jak godziny, młody strażnik zasnął. A Ruth mu się śniła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro