~2.
Kiedy Gerald odprowadził Ruth do celi, nie mógł się napatrzeć na jej nienaturalne włosy. Dziewczyna czuła się skrępowana jego natarczywym spojrzeniem i ciało zaczynało jej drżeć z przerażenia. W tej sytuacji, w jakiej się znalazła, brakowało jej jeszcze tylko strażnika, który będzie się zachowywał jak Deacon. Zanim zmarł.
W jej głowie stał obraz mężczyzny. Nie czuła do niego tych uczuć, które odczuwa się zazwyczaj do tak bliskiej osoby. Nienawidziła go. Zraził ją do mężczyzn i, choć ona nie zdawała sobie z tego sprawy, to właśnie on wywołał u niej te stany lękowe, z którymi musiała się teraz zmagać. W żaden sposób nie czuła, że strażnik może być inny.
-Masz 10 minut na przygotowanie się do kąpieli. – Obok Geralda nagle stanął mężczyzna, niestety, wyższy rangą. Ruth zgarbiła się, a Gillum widzący jej postawę, zwrócił się do Dave'a, bo tak miał na imię:
-Ja ją tam zaprowadzę. – rzekł pewnie. Widział, jaka Ruth jest przestraszona. Ojciec wyraźnie powiedział, tylko jemu ufa. Nie może jej odstąpić na krok.
-A to niby dlaczego? – starszy mężczyzna fuknął na Geralda. – Bycie synalkiem naczelnika nie upoważnia cię do robienia tego, czego chcesz.
-Ale to mi przydzielił nadzór nad tą dziewczyną. Opanowałbyś się, Dave, nie musisz zaliczyć każdej skazanej.
Dave poczuł się bardzo urażony słowami Geralda. Chciał mu sprzedać porządnego sierpowego, ale nie mógł. Nie chciał narazić się szefowi. Wyburczał coś pod nosem i przeszedł obok chłopaka, spluwając mu obok buta.
-Kutas. – żachnął się Gillum, spoglądając na Ruth. Stała przy ścianie celi, patrząc ze strachem na to co się działo. – Weź piżamę, czyli te dwie szmaty, które leżą na pryczy i chodź.
Nie chciał być wobec niej opryskliwy, ale to wszystko miało początek w jego głowie. Sam nie wiedział jak okazywać komuś uczucia, z wyjątkiem gniewu. Choć w środku bardzo chciał, to nie umiał, a przy Ruth pierwszy raz od bardzo dawna poczuł swoje serce. A dokładnie wyrzuty sumienia, przez to, że jest dla niej taki, jak dla innych. A ona nie jest jak inni, ona, według niego, na to wszystko nie zasługuje.
***
Specjalnie opóźniając pójście pod prysznice, Gerald dotarł tam z Ruth w momencie, gdy reszta kobiet stamtąd wychodziła. Dave, który prowadził za ramię dziewczynę z góra dwudziestoma wiosnami na karku, posłał dla syna naczelnika złośliwy uśmiech i wepchnął skazaną do schowka na miotły. Dziewczyna próbowała się szarpać i uciekać, ale była na przegranej pozycji. Gerald, naprawdę zdenerwowany zachowaniem współpracownika chciał pośpieszyć Ruth, więc położył rękę na jej plecach. Nie spodziewał się reakcji, jaka nastąpiła. Dziewczyna skuliła się pod wpływem jego dotyku i odskoczyła z przerażeniem w bok, zderzając się przy tym z innym strażnikiem. Pech chciał, że była to osoba pokroju Dave'a. Stanley okręcił się i spojrzał pustym wzrokiem na blondynkę, która w tym momencie była spłoszona i nie wiedziała co dzieje się wokół. Gerald ruszył do przodu, kiedy zobaczył, że mężczyzna wyciągnął zza paska pałkę, taką, jaką noszą policjanci. Zamachnął się, ale w ostatniej chwili brunet zatrzymał jego rękę.
- Odsuń się, Gillum. Mam zamiar sprać niewdzięcznicę. – wysyczał, a w jego oczach ukazywała się furia. Jednak Gerald się nie bał. Nie takie manewry już przerobił.
-Wpadła na ciebie z mojej winy, jeżeli ją uderzysz, wykorzystam swoje względy rodzinne. – szepnął, spoglądając w oczy Stanley'a z całą pewnością siebie. Serce ani na chwilę nie zmieniło tempa, z czoła nie spłynęła stróżka potu, nie bał się. Chciał chronić Ruth, choć sam jeszcze o tym nie wiedział.
-Gdyby nie twoje względy rodzinne... - warknął łysy, średniej wielkości mężczyzna. – Ona leżała by nieprzytomna, a tobie dałbym w psyk. – Odepchnął się i odszedł, a Gerald dopiero dostrzegł, że zostali sami. Ze schowka na miotły dochodził szloch i męskie warknięcia, ale strażnik w ogóle się tym nie interesował. Zwrócił się z powrotem do Weasley i spojrzał w jej piękne, brązowe oczy, które nie wyrażały nic więcej niż strach. Można by rzec, że przerażenie.
Ale nie bała się Geralda. Jednak przez lęk spowodowany niedoszłym do skutku pobiciem nie potrafiła zidentyfikować, jak bardzo była wdzięczna dla mężczyzny, który nie ma w obowiązku ratować więźniów przed karą. Gdyby nie jej parszywa fobia, a konkretnie lęk przed jakąkolwiek bliskością, czyli Chiraptofobia, nie odskoczyłaby od Gilluma, gdy tylko dotknął jej pleców na wysokości łopatek.
Istniał jeden, bardzo ważny problem. Ruth nie miała pojęcia, że cierpi na tę przypadłość. Bo kto miałby zadbać o to, kiedy nikt się z nią nie liczył? Jednak do historii jej dzieciństwa dojdziemy później.
- Ruth? – głos Gilluma odbił się echem po ścianach łazienki. Dziewczyna odwróciła się, spoglądając na niego w miarę spokojnym wzrokiem. Uśmiechnął się do niej. Koślawo odwzajemniła gest. – Wszystko w porządku?
-Nie musiał pan... Ja... Dziękuję. – szepnęła, opatulając się rękami.
-Musiałem, Ruth, byłaś niewinna. – odparł, podając jej mydło. Ich palce zetknęły się, ale tym razem dziewczyna nie przestraszyła się aż tak bardzo. Poczuła dyskomfort, jednak... Była mu wdzięczna, nie chciała, żeby odczytał z jej zachowania odrazę. Zabrała rękę i odeszła w stronę prysznica.
-Jestem niewinna. – szepnęła ledwo słyszalnie. Kiedy stanęła przy nieosłoniętym prysznicu, odwróciła się do obserwującego ją strażnika. – Będzie tak pan patrzył? – Zapytała, trochę pewniejszym już głosem.
-Odwrócę się. – odparł i faktycznie się odwrócił. Ale kiedy usłyszał cieknącą wodę, spojrzał ukradkiem na ciało dziewczyny.
To, jak cudowne miała ciało, już go nie szokowało, dostrzegł coś innego. Na idealnych, według niego nogach widniały sinoczerwone ślady, gdzieniegdzie miała zaschnięte rany cięte i kłute, tak samo na żebrach i ramionach, czego wcześniej nie przyuważył. Ślady zanikały, musiały zostać zrobione jakiś czas temu, to definitywnie nie był wypadek. Ponadto umiał już rozpoznać ślady molestowania. Te na jej ciele widocznie wskazywały, że to nie był jednorazowy incydent.
-Ruth... - wyrwało mu się. Odwrócił głowę, żeby dziewczyna nie zorientowała się, że patrzył.
-Hm? – jej cieniutki głosik nim wstrząsnął. Ona jest zbyt bezbronna.
-Yhm... Pospiesz się troszkę... Muszę cię odstawić w przeciągu piętnastu minut... - wydukał, mając nadzieje, że nic nie podejrzy.
-Jasne, już kończę. – odparła, a po chwili zakręciła wodę. Kiedy się ubrała, Gillum zaprowadził ją do celi i po pożegnaniu się i zamknięciu jej, popędził do gabinetu ojca, licząc na to, że jeszcze go tam zastanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro