Rozdział 8
Kira
Mój narzeczony prezentował się jak pieprzony książę z jakiejś niedorzecznej bajki. Tańczył ze swoją siostrą bliźniaczką – śliczniutką jak porcelanowa laleczka – wywołując jej śmiech i zachwyt. Na pierwszy rzut oka widać było jak bardzo są zżyci, a byli do siebie tak podobni że zdawało się to wręcz nierealne. Dziewczyna była słodka i niewinna, wtulała się w brata który tańczył z nią tak jakby byli na tym przyjęciu tylko we dwoje. Był znakomitym tancerzem, prowadził i podrzucał swoją siostrą jakby nic nie ważyła, i zdawał się napawać jej szczęściem
Oczywiste było dlaczego młody Castaris zdecydował się na ślub z popierdoloną Kataną, mając do wyboru Różową Landrynę śliniąca się na niego jak buldog na kabanosa, która prawie popłakała się podczas ich rozmowy kilka minut temu, lub jakiś tuzin wpatrzonych w niego z zachwytem fanek.
- Nie chciał żebyś ożenił się ze słodziutką siostrzyczką - mruknęłam do Antona. – To pewne.
- Podejrzewałem to, ale nie mogłem uwierzyć w jego głupotę i słabość. Myślałem, że gdzieś cię zobaczył, albo że jest psycholem który chce cię ujarzmić, ale wygląda na pieprzonego kochasia i braciszka na medal. Będziesz miała z nim używanie – zaśmiał się wrednie, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- Jeśli myśli że oddam mu się jak jakaś ofiara, to jest w pieprzonym błędzie. Ale… - spojrzałam na jego ciało z zainteresowaniem – Zabawię się z nim.
- W jakim sensie?
- A jak myślisz do cholery? Zrobię sobie z nim sesję zapasów w parterze – zaśmiałam się wrednie. Osobiście uważałam, że kobiety mają takie samo prawo wykorzystywać do własnej przyjemności atrakcyjnych mężczyzn jak to mieli w zwyczaju faceci i zamierzałam się tego trzymać. – Zobaczymy czy to ogarnie.
- Wątpię – odparł z przekąsem Anton popijając swój rum.
- Tak czy inaczej możesz pogrzebać swoje teorie spiskowe. Siostrzyczka jest powodem – dodałam widząc jak dziewczyna wpatruje się z miłością w brata, a on składa pełen uczucia pocałunek na jej czole, jakby pokazywał wszystkim że zamierza ją chronić za wszelką cenę.
- Szkoda, że jej nie dostanę. Jest śliczna, chętnie rżnąłbym ją jak jedną ze swoich dziwek – warknął z wyrzutem Anton – I pokazałbym jebanemu Castarisowi jak jego mała, cenna siostrzyczka jest traktowana niczym zwykła ulicznica – uśmiechnął się psychotycznie zerkając na Livię z chorą żądzą.
Myślę, że Livia nawet nie podejrzewała przed jakim koszmarem uchronił ją jej brat, sam wpakowując się w niezłe gówno. Nie byłam lepsza od Antona. A przynajmniej niewiele lepsza.
Poczułam jego dużą ciepłą dłoń na swoich lędźwiach, a gorący oddech musnął moje ucho. Ja potrafiłam dostrzec potwora który czyhał pod jego skórą. Potrafiłam z nim walczyć, a czasami nawet nim zawładnąć, ale on bywał uległy tylko i wyłącznie dla mnie. Nie interesowała go jakakolwiek inna kobieta, każda która miała być jego żoną lub kochanką miała stać się również ofiarą jego okrutnych praktyk i sadystycznych zapędów. Mój „braciszek” miał nieźle nasrane w głowie, a powodem jego niestabilnej i mrocznej osobowości był nie kto inny jak jego ojciec.
Anton był biologicznym synem Ildara, podczas gdy ja byłam jedynie jego protegowaną i przygarniętą sierotą. Córką zamordowanego zdrajcy. Bronią wykuwaną w ogniu walki w miejscu w którym to ile krwi przelejesz i jaką pozycję sobie wywalczysz definiowało całe twoje jestestwo. Ból, dyscyplina, reżim i spartańskie warunki wychowania mające na celu wyhodować najlepszych i najtwardszych wojowników, w tym mnie – sierotę półkrwi, która walczyła bardziej zażarcie niż inni, ponieważ była obca nawet wśród wyrzutków. Aristov znalazł mnie ledwo żywą, ale wcześniej widział jak walczę. Podejrzewam iż myślał że jestem chłopcem, ponieważ miałam krótkie włosy i zachowywałam się jak chłopak, ale gdy dowiedział się że jestem dziewczynką jedynie krzywo się uśmiechnął.
- A więc córka, a nie syn… - odparł patrząc na mnie dziwnie.
- Myślałem, że z niej zrezygnujesz gdy dowiesz się że to dziewczyna…
- O nie. Już wybrałem. Walczy jak anioł zemsty zrodzony z krwi i bólu. Jest doskonała…
Później „ojciec” często używał tego idiotycznego tekstu, a ja zawsze wywracałam na niego oczami.
Tamtego dnia byłam zbyt dziecinna, aby zrozumieć do jakiego świata zostałam oddana. Jednak i tak był on lepszy od miejsca z którego pochodziłam.
Ze Stowarzyszenia brakować mi miało jedynie jednej osoby o której istnieniu mimo upływu lat nie zapomniałam. Osoby która jako jedyna okazała mi uczucie w tamtym okrutnym, zimnym, bezwzględnym świecie. Jednak już nigdy miałam nie zobaczyć Kima, mojego jedynego przyjaciela a moment w którym opuszczałam Stowarzyszenie zerkając w jego dziecięcą, zaniepokojoną twarz miał prześladować mnie przez dekady.
Na miejscu Kima i jego pyzatej buzi oraz szczerbatego uśmiechu pojawił się innych chłopiec. Białowłosy i jasnooki, ponoć okrutny jak swój ojciec, przerażający i fascynujący zarazem. Zaopiekował się mną i tym samym zdobył moje serce.
Był bardzo zainteresowany, kiedy ojciec ofiarował mu w darze nową „siostrę” Patrzył na mnie z uwagą oczami, które kojarzyły mi się z wilkami po czym uniósł moją brodę przyglądając mi aż nazbyt intensywnie. Powiedział mi wtedy coś co pamiętałam do tej pory – „Tylko ty nie musisz się mnie bać.”
To nie do końca była to prawda – bałam się go i miałam ku temu swoje powody. Ale Anton uważał że wcale tak nie jest, że tylko ja mam jego czułość, jego uśmiech, ciepło jego ust, dotyk jego dłoni. Owszem miałam to, choć nie zawsze mi się to podobało, ale miałam też sporo pamiątek w postaci blizn i siniaków. To jednak faktycznie było nic w porównaniu do tego jak traktował innych. Właściwie nie umiał uprawiać normalnego seksu, dla niego jeśli nie polała się krew to w sumie do niczego nie doszło. Anton był bestialski i brutalny z natury, a podsycany bezwzględnymi praktykami ojca powoli stawał się bezdusznym sadystą, którego większość osób miała za wariata.
Jedynie ze mną pozawalał sobie na co nieco czułości. Nie mógł odebrać mi dziewictwa, to było bezwzględnie wymagane przez jego ojca i wiedział, że gdyby podczas badania wyszło że nie jestem już „czysta” ojciec zabiłby mnie dla zasady bez względu a to jak bardzo byłam mu potrzebna. A Anton nie chciał mojej śmierci – chciał mnie żywą.
Natomiast robiliśmy inne rzeczy. Dużo innych rzeczy – byle by tylko nie naruszyć „procedury”. Dlatego nie byłam jak inne – niewinna i nieśmiała. Byłam przynajmniej po części doświadczona i zamierzałam z tego skorzystać. Zawsze miałam tendencję do przekuwania moich słabości w siłę i tego również zamierzałam się trzymać.
Anton był moim towarzyszem niedoli i jedyną bliskość jaką miałam – miałam właśnie z nim. Oboje byliśmy zniszczeni i zepsuci przez nasze dzieciństwo i popieprzone zasady wpajane nam przez Aristova, oboje byliśmy samotni i odrzuceni, uważani za innych, za gorszych i przerażających.
No i podobaliśmy się sobie. Szybko zaczęły nas fascynować nasze ciała, nasz dotyk - to było intensywne i uzależniające. Potrafiło oderwać nasze myśli od codzienności, chociaż ja zazwyczaj po wszystkim czułam się zazwyczaj wykorzystana i pusta – ale i tak godziłam się na każdy następny raz. Różniło nas natomiast to, że Anton mógł mieć mnóstwo kobiet, za to ja byłabym skazana na samotność gdyby nie on.
Miałam dziesięć lat gdy się poznaliśmy, Anton trzynaście. Od tamtej pory byliśmy niemal nierozłączni, chociaż dotknęliśmy się pierwszy raz po moich osiemnastych urodzinach. W dniu kiedy myśleliśmy że się straciliśmy i musieliśmy walczyć z wrogami Aristova niemal do ostatniego oddechu.
Gdy zobaczyłam, że Anton przeżył prawie popłakałam się z ulgi.
Zawsze wiedziałam że coś do niego czuję, ale wtedy… Wtedy to zrozumiałam.
Zmywaliśmy z siebie krew wrogów własnymi łzami i po raz pierwszy nasze usta złączyły się w pocałunku.
Nie uważałam tego za niewłaściwe. Nigdy nie traktowałam Antona jak mojego brata, całą rodzinę straciłam dawno temu. On był jedynie chłopcem z którym mieszkałam. Synem obcego mężczyzny z odległego kraju który z jakiegoś powodu zechciał mnie przygarnąć.
Ale jeśli w ogóle można było nazwać miłością – lub raczej jej namiastką - to co do niego czułam, to z pewnością sposób w jaki go kochałam nie był oczywisty. Antona nie dało się kochać czystą miłością, było w nim zbyt wiele mroku. Nasza miłość nie była romantyczna – miał zbyt wiele innych kobiet i gdybym pozwoliła sobie na taką słabość, bez wahania zmiażdżyłby mi serce. Nasza miłość nie była rodzajem miłości w jaki kocha się rodzinę, ale… Może przyjaciela? Być może i bez względu na to jak bardzo gardziłam jego uczynkami i czarnym, czarnym sercem.
- Nie mogę znieść tego, że cię nie będzie – wyszeptał.
- To tylko przejściowe. On nie wytrzyma ze mną długo, pewnie po jakimś czasie odeśle mnie do Rosji – zaśmiałam się wzruszając ramionami.
- Kiedy wrócisz będę mógł mieć cię całą… - jego ręka zacisnęła się na moim biodrze zdecydowanie zbyt mocno.
Spojrzałam na niego uśmiechając się krzywo.
Tak, faktycznie mogło tak być. Mało kto wiedział, że nie byliśmy biologicznym rodzeństwem, więc wciąż mogliśmy zostawać sam na sam udając rodzinę. Nie byłam tylko pewna, czy podoba mi się ten pomysł.
Ildar nikomu nie pokazywał swoich dzieci, Antona ukrywał przed światem latami, więc nikt nie dziwił się że nagle znikąd pojawiła się dziesięcioletnia córka - skoro skrywał syna, to co dopiero dziewczynkę. Jednak problemem miało być to że nie jestem ani odrobinę podobna do Aristovów. Byłam biała - i na tym podobieństwa się kończyły. Dlatego kazał nosić nam maski rozsyłając idiotyczne wiadomości, że nosimy je ponieważ niegodni nie mogą oglądać naszych twarzy
Co za niedorzeczność.
- Zobacz, mała Livia jest zakochana – odparłam patrząc na to jak chłopaczek o wyglądzie Kena podchodzi do Livii wpatrując się w nią z uczuciem, a Leo niczym swatka poklepuje po plecach przystojnego blondyna i zostawia go z bliźniaczką.
- Jakie to romantyczne - parsknął Anton ale kiedy zobaczył, że Leo idzie w naszym kierunku cały się spiął.
Młody Castaris stanął przed nami i pochylił lekko głowę, a później spojrzał w moją twarz. Wydawał się jeszcze wyższy niż Anton a jego włosy w intensywnym kasztanowym odcieniu, pełne czerwone usta, piegi i wielkie orzechowo-zielone oczy sprawiały że dosłownie nie mógł bardziej różnić się od mojego przybranego brata. Byli jak ogień i lód.
- Kiro, zechciałabyś ze mną zatańczyć? – spytał z delikatnym uśmiechem przez który zobaczyłam, że ten dupek ma dołeczki w policzkach. Pieprzone dołeczki, jakby i tak nie był wystarczająco idealny.
Zerknęłam na Ildara, który stał koło Gabriela i pokiwał głową z surową miną sugerując mi że o cokolwiek poprosi mnie Leo, mam być mu posłuszna.
- Skoro nalegasz – westchnęłam z niechęcią i dotknęłam jego wyciągniętej dłoni. Miał ciepłe ręce, a jego dotyk był zaskakująco delikatny. Poprowadził mnie na parkiet i obijał subtelnie talię, przysuwając się blisko mojego ciała. Mimo moich kilkunastocentymetrowych szpilek byłam od niego sporo niższa, ale ta różnica nie przeszkadzała mu aby prowadzić mnie niczym zawodowy tancerz – Gdzie się nauczyłeś tak tańczyć? – wyrwało mi się pytanie zdradzające moje zaciekawienie, ale była to niespotykana umiejętność. Mężczyźni w naszym świecie byli wojownikami, nie kochankami lub tancerzami.
- Taniec przychodzi mi bardzo łatwo – wzruszył ramionami - Moja matka była tancerką, więc poczucie rytmu mam we krwi. Zresztą wiele sztuk walki opartych jest na tańcu, więc to dla mnie naturalne – odparł uśmiechając się słodko. Dupek. - Ty też sobie świetnie radzisz… - dodał z udawanym uznaniem
- Wal się. I jeśli wydaje ci się, że zakopaliśmy topór wojenny to grubo się myślisz. To dopiero początek – warknęłam gromiąc go wzrokiem.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, Kiro – odpowiedział sunąc ze mną po parkiecie, a ja czułam się niedorzecznie, ale jedocześnie było to zaskakująco przyjemne. Czasami widziałam jak ludzie tańczą i się śmieją, choćby dzisiaj obserwując Leo i Livię, widziałam też jak dzieci biegają dla zabawy, skaczą lub huśtają się na huśtawkach i… Nie rozumiałam tego. Bezsensowny proceder. Co w tym zabawnego? Z czego się tak cieszyli? Ale teraz gdzieś w głębi poczułam to w momencie, kiedy unosząc mnie lekko w ramionach Castaris wirował ze mną w rytm muzyki. Trochę tak jakbym latała.
Natychmiast skarciłam się w myślach i odepchnęłam go lekko, akurat w momencie w którym piosenka dobiegała końca. Leo pochylił się biorąc moją dłoń i przystawił ją sobie do ust w starym zwyczaju podziękowania za taniec, a ja niemal prychnęłam z zażenowania. Jednak po chwili jego oczy powędrowały w innym kierunku, a jego łagodna twarz skrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Podążyłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam że Anton nie stał już samotnie w rogu sali, ale rozmawiał z Livią pochylając się nad nią w dość intymny sposób. Uniosłam brwi w zdziwieniu i zaśmiałam się cicho. Ciekawe co kombinował.
Ruszyliśmy razem z Leo w kierunku Livii i Antona, który uśmiechał się olśniewająco dyskutując z Livią na temat tańca, a kiedy zobaczył że się zbliżamy zerknął na nas z udawanym zaskoczeniem.
- Gdzie Cassian? – spytał Castaris gromiąc bliźniaczkę wzrokiem.
- Poszedł do łazienki… - odpowiedziała spuszczając wzrok, a Leo wywrócił oczami.
- Och, bracie – odezwał się Anton i położył dłoń na ramieniu mojego narzeczonego posyłając mu paskudny, krokodyli uśmiech, który tak dobrze znałam – Chciałem zrobić wymianę. No wiesz Kira za Livię – dodał łapiąc delikatną dłoń Livii w swoje wielkie pobliźnione ręce. Dziewczyna patrzyła na jego palce z rozchylonymi ustami i rumieńcami na policzkach – Oczywiście mam na myśli taniec. Chciałem poprosić twoją prześliczną siostrę o ten jeden raz – dodał z dwuznacznym grymasem – Ale mówi, że ty musisz się zgodzić…
Leo już miał coś odpowiedzieć wyraźnie poddenerwowany, ale Anton nie zamierzał dać mu dojść do słowa.
- Przecież nie masz prawa odmawiać mi tańca z Livią, nieprawdaż? W końcu ja oddaje ci moją siostrę nie tylko na parkiecie ale i w sypialni. Zaufałem ci na tyle, że oddaję ci ją za żonę – mówił niby łagodnym głosem ale miał taką minę jakby chciał odgryźć Leo głowę.
- Kirę oddał mi twój ojciec, nie ty.
- Więc mam iść do twego, aby poprosić go o Livię? Na twoim miejscu radziłbym ci być nieco grzeczniejszym i bardziej uprzejmym dla przyszłego szwagra, w końcu lada chwila będziemy rodziną. A kto wie co może przyjść mi do głowy kiedy będę już rozmawiał z waszym ojcem… – podniósł dłoń Livii i delikatnie przyłożył ją do ust ale zamiast pocałować lekko podgryzł jej skórę. Ostrzeżenie które wyglądało na jak pełen szacunku pocałunek. Dziewczyna lekko podskoczyła, a on skupił na niej wzrok i uśmiechnął się słodko. Leo natomiast wyglądał jakby zaraz miał zwymiotować.
- Jeden taniec… Bracie – odparł dyplomatycznie i spojrzał na rozedrganą Livię, która w tej białej sukni wyglądała naprawdę pięknie - jak rusałka – eteryczna, czysta, niewinna i delikatna niczym piórko.
Wiedziałam co myśli Anton - tak łatwo było ją zniszczyć, tak łatwo było ją ubrudzić, skalać jej niewinność, złamać ją i zanurzyć we krwi. Uwielbiał niszczyć to co piękne, niewinne i kruche. Kochał przejmować władzę nad poddanymi mu kobietami, a z całą pewnością jeszcze nigdy nie miał do dyspozycji tak kuszącej perspektywy. Ale Livia w przeciwieństwie do innych ofiar Antona miała Leo, który obserwował każdy jego krok.
Wielkie, zielono-bursztynowe oczy Livii skupiły się na twarzy mojego przybranego brata, a jej ciemnokasztanowe loki i połyskująca, biała sukienka kontrastujące z jego odzianą w czerń muskularną sylwetką, bielą jego włosów i surowością rysów twarzy sprawiało że tworzyli doprawdy niecodzienne widowisko.
Anton szeptał coś do ucha Livii sprawiając że rumieniła się coraz bardziej. Jego wielkie dłonie zaciskały się na jej wąziutkiej jak gałązka talii, sunęły po filigranowej sylwetce w sposób przez który z pewnością dostawała dreszczy, jednak teoretycznie nie przekraczał żadnej wyznaczonej nam granicy dobrego smaku.
Jednak ja widziałam jak jego dotyk działa na tę niewinną dziewczynę. Sama kiedyś byłam niewinna – przynajmniej w tym sensie. Widziałam, że stanęły jej sutki zwieńczające niewielkie, okrągłe piersi, które uwidoczniły się pod cienkim materiałem sukienki, widziałam że jej bordowe usta rozchylają się coraz bardziej i bardziej w odpowiedzi na każdy jego dotyk i wyszeptane do ucha słowo, widziałam jak jej drobne, smukłe dłonie zaciskają się coraz mocniej na jego muskularnych ramionach. Widziałam to i rozumiałam ją aż za dobrze. Sama nie umiałam mu się oprzeć.
Jednak Anton miał być czuły tylko do czasu, a Livia zdecydowanie powinna słuchać swojego brata jeśli nie chciała skończyć zanurzona w swojej krwi zapominając czym jest dobro i niewinność – a i jedno i drugie było luksusem na który mi nikt nigdy nie pozwolił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro