Rozdział 7
Leo
Nie mogłem uwierzyć, że mój ojciec mi to robi.
Zaprosił Lorenzów na moje pieprzone przyjęcie zaręczynowe.
Cindy miała być świadkiem wręczania przeze mnie pierścionka zaręczynowego obcej kobiecie, miała być zmuszona by na to patrzeć, a ja musiałem robić to wszystko na jej oczach.
Pewnie ojciec wyśmiałby mnie gdyby dowiedział się jak bardzo mnie to rusza – mężczyzna nie powinien ulegać słabościom i nigdy nie okazałbym tego co czułem. Ale jednocześnie nic nie mogłem poradzić na moje uczucia. Wciąż pamiętałem to jak strasznie płakała i dręczyły mnie wyrzuty sumienia.
Moja siostra złapała mnie pod rękę, ubrana w białą sukienkę i lekko przezroczystego materiału, która podkreślała jej filigranową, dziewczęcą sylwetkę, a ja pociłem się w trzyrzędowym garniturze patrząc na tłum gości, którzy przyszli świętować razem ze mną ten koszmarny dzień.
Brakowało tylko Aristovów, ale nie łudziłem się i byłem pewien że za chwilę się zjawią.
Wcześniej jednak zobaczyłem wchodzącą do sali Cindy z ojcem i matką u boku.
To powinien być nasz dzień, nasze święto. Jej ojciec, powinien wejść tutaj z dumą oddając swoją córkę w moje ręce, a ja z radością miałem przyjąć ten dar obiecując jej opiekę i bezpieczeństwo.
Ale nasze życie nie było bajką, mimo że Cindy wyglądała jak księżniczka.
Założyła bladoróżową sukienkę, a krótkie, jasne włosy uczesała w małego koczka. Wyglądała naprawdę ładnie, długa suknia z delikatnym trenem powiewała za nią jakby unosiła się nad ziemią.
Jej brązowe oczy spotkały moje i poczułem jakbym dostał w twarz. Skrzywiła się wymownie i odwróciła ode mnie wzrok, więc spojrzałem na moją siostrę aby przypomnieć sobie dlaczego to zrobiłem. Właśnie nakręcała na palec swojego kasztanowego loka zerkając ze smutną miną na Cindy, ale po chwili jej wielkie oczy powędrowały w stronę wejścia, a pełne usta rozchyliły się w zdziwieniu i czymś na kształt zachwytu.
Podążyłem za jej spojrzeniem i zobaczyłem ze do Sali wkroczył nie kto inny jak Ildar Aristov, a tuż za nim podążali Kira i Anton.
Wszystkie spojrzenia natychmiast skupiły się na rodzeństwie, tym bardziej że Kira i Anton jak wspomniałem znani byli z tego że wszędzie chodzili w tych irytujących maskach, więc nie każdy mógł pozwolić sobie na zaszczyt oglądania ich twarzy.
Oboje ubrani byli na czarno, Anton miał dopasowany kruczoczarny garnitur i czarną koszulę, a Kira… Cholera. Mając za nic obowiązujące konwenanse i wymogi etykiety założyła na sobie czarny kombinezon który przylegał do jej ciała jak druga skóra. Ale nie był taki jak tamtego dnia w schronie gdy uratowała mi życie. Ten który założyła dzisiaj zadawał się być lekko przezroczysty, a materiał był elegancki i delikatny – nie znałem się na tym ale wyglądało jak utkana z nocy i gwiazd czarna tkanina, która podkreślała jej doskonałe ciało w taki sposób, że szczeka opadała ci do podłogi. Stój nie pozostawiał za wiele wyobraźni, a jednocześnie nie prezentował się tanio ani wulgarnie - sprawiał że wyglądała jak bogini księżyca, jakby jej jasna skóra obleczona była w czarną noc upstrzoną gwiazdami. Głębokie, trójkątne wycięcie dekoltu odsłaniało jej aksamitną, bladą skórę kończąc się między doskonałymi półkolami sterczących piersi, więc większość gości zapewne nie wiedziała gdzie patrzeć, ale moją uwagę najmocniej przykuła jej twarz.
Bez cienia wątpliwości była najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem. Jedwabiste, czarne włosy, pełne czerwone usta w kształcie serca i szafirowe oczy. Była zjawiskowa, więc szepty przybrały na sile, a moi bracia zaczęli mnie poklepywać z niedowierzaniem, szeptając mi do ucha że jestem jebanym farciarzem.
- Wiedziałeś, że ona tak wygląda?
- No nieźle się ustawiłeś bracie…
Nie mogłem wyobrazić sobie że ta dziewczyna o twarzy anioła to ta sama wojowniczka, która walczyła ze mną w schronie, ta sama której ciało czułem na swoim, bezwstydnie poruszając pod nią biodrami, aby sprawdzić jej granice, ta sama która była moim najlepszym przeciwnikiem i żonglowała nożami wbijając jeden z nich w głowę Ortiza.
Kira i Anton szli sztywno nie oglądając się wokół siebie, a ich piękne twarze wyglądały beznamiętnie niczym maski które zwykli nosić, ale za to ich dłonie wyrażały nieco więcej uczucia. Spletli palce jak dwoje kochanków którzy idą na skazanie, i bardzo mi się to nie podobało, ale w naszym świecie tylko jeden mężczyzna mógł bezkarnie dotykać kobiety nawet jeśli nie był jej mężem – brat.
Dlatego nikt nie mógł powiedzieć słowa protestu widząc ten intymny dotyk, nawet ja.
Ildar stanął przede mną i właśnie wtedy fiołkowe oczy Kiry spoczęły na mnie. Patrzyliśmy na siebie, obserwowaliśmy swoje twarze i z tej odległości wydawała się jeszcze piękniejsza.
Nie była nawet trochę podobna do brata lub ojca. Nie mogłem dostrzec w twarzy Antona nic co mogłoby choć odrobinę przypominać Kirę.
Dziewczyna miała w urodzie coś egzotycznego, nie potrafiłem tego nazwać… Malutki nosek, blada skóra, kruczoczarne proste włosy i to delikatne, kobiece ciało kojarzyło mi się z Japonkami, ale miała też wielkie oczy w ciemnoniebieskim odcieniu i wysokie kości policzkowe - jakby była jakąś mieszanką rasową.
Może była z innej matki? Może była bękartem, córką Aristova i jego kochanki, z jakiegoś powodu przygarniętym pod skrzydła Alyssy, żony Ildara i matki Antona?
Tak czy inaczej na pierwszy rzut oka widać byłą jej egzotyczną urodę i całkowity brak podobieństwa do rodziny Aristovów.
- Witaj Leo – głęboki bas Ildara sprawił, że odkleiłem oczy od Kiry i skupiłem wzrok na jej ojcu.
- Witaj Ildarze. To zaszczyt gościć cię tutaj… Dziękuję ci że przeprowadziłeś ze sobą moją narzeczoną, Kirę. Przysięgam ci otoczyć ją należytą opieką i zadbać o jej potrzeby.
- Dziękuję synu – Ildar pochylił się i uścisnął mi rękę – Nie mogłem wydać mojej córki lepiej. Jestem z dumny z was obojga – poklepał mnie po ramieniu i zerknął na mojego ojca.
- Oddajesz ją w dobre ręce, przyjacielu – wtrącił się Gabriel i podali sobie dłonie. – Kira jest zjawiskowa. To najpiękniejsza dziewczyna jaką wdziałem, tuż obok mojej córki Livii – dodał z uznaniem, a Aristov pokiwał głową z dumą - Ależ będziemy mieć piękne wnuki – zaśmiał się buńczucznie ojciec, Aristov zawtórował mu ochoczo, a Kira wywróciła oczami zerkając na mnie ze zniesmaczeniem.
Zmrużyłem powieki posyłając jej wredny uśmieszek.
Następnie mój wzrok powędrował do Antona, który standardowo mordował mnie spojrzeniem, więc do niego również się uśmiechnąłem – bezczelnie i z niemałą satysfakcją.
- Rozgośćcie się, bracie, napijcie się czegoś , odpocznijcie po podróży, a kiedy będziecie gotowi ogłosimy zaręczyny i datę ślubu.
- Wspaniale – odparł Ildar i pstryknął palcami na swoje dzieci. Dosłownie pstryknął na nich palcami a oni ruszyli w tym samym czasie jak dwa idealnie zaprogramowane roboty w stronę baru, odprowadzani przepełnionymi zachwytem i ciekawością spojrzeniami.
- Ależ oni piękni – westchnęła z rozmarzeniem Livia, więc zgromiłem ją wzrokiem. Jeszcze gotowa zadurzyć się w tym rosyjskim cyborgu, mimo że zapłaciłem za jej wolność swoją własną.
- Przestań, Livie. To psychopaci…
- Ale ona jest… wow. Wygląda jak bogini księżyca – odpowiedziała z zachwytem a ja zerknąłem na nią, ponieważ właśnie wypowiedziała moje myśli na głos.
Być może dlatego przyszło nam obojgu do głowy właśnie to porównanie, ponieważ nasza mama uwielbiała opowiadać nam legendę o bogini księżyca, przepięknej Selene w sukni utkanej z nocy i gwiazd, z włosami czarnymi jak krucze skrzydła i oczami jak dwa świecące szafiry. Była samotną wojowniczką przemierzająca nocne niebo na swym srebrnym rydwanie zaprzężonym w parę świetlistych koni, oszałamiając swym blaskiem zwykłych śmiertelników. Mama opowiadała nam o jej skrzydłach i świetle które rozsiewała po niebie, o tym jak kapała się w Oceanie ubrana w jaśniejące szaty. Wybranka Zeusa, która zamiast wielkiego potężnego króla piorunów, wolała zwykłego śmiertelnika – Endymiona. Mama uwielbiała zachwycać się ich niespotykaną, romantyczną miłością oraz tym jak bogini pokochała zwyczajnego, ludzkiego chłopca. Ponoć Selene ujrzała go po raz pierwszy przemierzając nocne niebo na swym srebrzystym rydwanie i urzeczona jego pięknem przyglądała mu się gdy spał szepcząc nad nim zaklęcia, chcąc obudzić go, dotknąć i złączyć się z nim w jedność.
Nasza mama była cudowną osobą opowiadająca najpiękniejsze historie. To właśnie ona nauczyła mnie wrażliwości i dobra mimo że ojciec chciał wytępić we mnie każdą z tych cech zanim zdążyła zakiełkować w moim sercu. Jednak jej nauki były silniejsze, a to dlatego że chłonąłem je całym sobą ciesząc się choć najmniejszym okruchem światła, które mi dawała.
- Być może tak właśnie wygląda – odrapałem zerkając na moją bliźniaczkę i uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Och, mama byłaby zachwycona gdyby ją zobaczyła – dodała Livia z rumieńcami na policzkach – Kira jest uosobieniem Selene. Twojej narzeczonej brakuje tylko srebrzystego rydwanu i skrzydeł – zaśmiała się słodko – Będziesz jej Endymionem, pięknym chłopcem, którego pokochała wbrew swojej woli i na przekór gwiazdom – złożyła dłonie i wpatrywała się w Kirę z zachwytem a ja przewróciłem oczami.
- Livio, życie to nie jest bajka. I nigdy więcej nie nazywaj mnie pięknym chłopcem bo to zrujnuje moją reputację rozumiesz? – odparłem półżartem.
- I tak każdy widzi jak wyglądasz – zerknęła na mnie i powróciła spojrzeniem do Aristovów tym razem skupiając swoje sarnie oczy na Antonie - Anton wygląda inaczej, ale... Spójrz na niego, również jest piękny.. I taki… Męski. Jak Hades, przystojny i mroczny.
No teraz to przesadziła.
- Livio przestań się na nich gapić i gadać te wszystkie bzdury – warknąłem i złapałem ją za ramię - To źli ludzie, może i są atrakcyjni, ale ich uroda jest niczym w porównaniu do ich ciemnego wnętrza, rozumiesz? Dziękuj Bogu, że uchronił cię od losu żony Antona.
Livia spojrzała na mnie i pokiwała posłusznie głową spuszczając wzrok więc westchnąłem głośno.
Kira i Anton stali sztywno zerkając co jakiś czas na siebie z żalem i uczuciem, ale przede mną pojawiała się Cindy, więc natychmiast przerzuciłem na nią całą swoją uwagę.
- Jest zachwycająca – odparła martwo, patrząc na mnie z urazą – Widziałeś ją wcześniej? Zrobiłeś to specjalnie?
- Zwariowałaś? – spytałem pochylając się nad nią – Przecież wiesz dlaczego to robię…
Odeszliśmy kilka kroków, aby Livia nie mogła nas usłyszeć i spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Mówiłeś, że chcesz uchronić siostrę od potwornego małżeństwa… Z kim? Z tym młodym, piekielnie przystojnym chłopakiem? To miał być taki koszmar? Bo większość dziewczyn, które znam zapłaciłoby za ślub z kimś takim – warknęła z wyrzutem – Myślałam że to jakiś gruby, ruski oblech, a tymczasem… Livia sama patrzy na niego maślanym wzrokiem…
- Nie miałem pojęcia jak on wygląda dopóki nie spotkałem go kilka dni temu na pierwszym spotkaniu z Aristovem, i do cholery nie ma to przecież najmniejszego znaczenia, ważne jest natomiast to kim on jest. To psychol i sadysta który wywiózłby ją do Rosji…
- I co z tego?! Daj jej w końcu dorosnąć! Sama na pewno z chęcią wyjechałaby z Antonem Aristovem choćby na koniec świata uciekając przed tobą i waszym ojcem, nadopiekuńczymi samcami alfa sprawującymi nad nią władzę i kontrolę. On pieprzyłby ją nocami, a dniami załatwiłby interesy, miałaby własny dom, własne życie, własnego, wręcz nieludzko przystojnego męża, a tym czasem znowu została uziemiona z wami…
- Uważaj na słowa – warknąłem pochylając się nad nią – Nic kurwa nie wiesz o Aristovach. Nie wiesz co robią swoim kobietą, biją je i zamykają w domach, gwałcą i traktują jak szmaty. Wiem co mówię, to nie jakieś kretyńskie plotki, tylko pieprzone fakty.
- On na takiego nie wygląda, sama chętnie wyjechałabym z nim do Rosji – żachnęła się, a ja obrzuciłem ja zszokowanym spojrzeniem. Nie wierzyłem że ona mówi takie rzeczy i chyba zrobiło mi się niedobrze. Naprawdę tak niewiele potrzeba było, aby kobieta porzuciła zdrowy rozsądek i oddała się w ręce demona? Przystojna twarz i męskie, wysportowane ciało wystarczyło aby zapominały co jest cenne i szły z ochotą jak owieczki na rzeź? Nie mogłem w to uwierzyć… – Przepraszam, Leo wcale tak nie myślę – Cindy spuściła wzrok widząc moją reakcję – Jesteś przystojniejszy od niego… – dodała jedynie pogarszając swoją wypowiedź. Jakby tylko to się liczyło, pieprzony wygląd – Po prostu cierpię… Mogliśmy być tacy szczęśliwi, Leo. Wciąż cię kocham – dodała ze łzami w oczach, więc skrzywiłem się czując się rozdarty.
- Zadbam, abyś trafiła na dobrego człowieka…
- Och, zamknij się – przerwała mi, a ja zerknąłem na Kirę i Antona, którzy patrzyli na nas z zainteresowaniem i wrednymi uśmieszkami. – Chcę ciebie, nie jakiegoś „dobrego człowieka”. Ciebie! Kocham cię odkąd…
- Nie rób przedstawiania – wtrąciłem się gromiąc ją wzrokiem – Złamane serce to nic w porównaniu do piekła jakie mógłby zgotować Aristov Livii, albo tobie mąż który traktuje kobiety tak jak większość mężczyzn w naszym świecie. Wiesz jak wiele z nich jest bite i gwałcone? Odbierane swoim rodzinom, wywożone do obcych domów gdzie nie mają żadnych praw? Przykro mi że złamałem ci serce, ale jesteś tak krótkowzroczna że zastanawiam się co musiałby się stać abyś dostrzegła co się wokół ciebie dzieje. Żyjesz w bańce, a ja chciałem zadbać o to być z niej nie wychodziła, ale otwórz oczy i zobacz co spotyka inne dziewczyny. Anton jest piekielnie przystojny, zapewne obie z moją siostrą macie co do tego rację, ale nauczony jest być okrutnym i bezwzględnym. Livia to twoja przyjaciółka i powinnaś cieszyć się że zostanie z nami, bo uwierz życie to nie jest bajka, a Aristov nie jest pierdolonym księciem – warknąłem i odszedłem szybkim krokiem od Cindy kończąc tę niedorzeczna dyskusję będącą pożywką dla Aristovów.
Zerknąłem na nich z niechęcią - szeptali między sobą, a ich ciała stały zdecydowanie zbyt blisko siebie. Anton muskał palcem jej biodro, a ona uśmiechała się do niego z uczuciem.
Podszedłem do mojej siostry i chwyciłem jej dłoń porywając ją do tańca. Livia zaśmiała się głośno, więc poprowadziłem ją na parkiet i zaczęliśmy tańczyć, a kiedy melodia dobiegła końca odsunąłem się od niej całując ją w czoło w tak dobrze mi znanym, opiekuńczym geście, po czym zerknąłem na Cassiana, który patrzył na nią z uczuciem.
Cass był jednym z moich najlepszych przyjaciół i godnym zaufania, porządnym chłopakiem. Miał odziedziczyć władzę nad Południową częścią Stanów i był niesamowicie szanowanym człowiekiem, ponad to kochał się w Livii od wielu lat. Dosłownie szalał na jej punkcie, a mi wydawało się że ona odwzajemniała jego uczucie. Popatrzyli na siebie, a ja pomachałem na mojego przyjaciela który podszedł do nas szybkim krokiem.
- Już się bałem, że nie zdążysz – poklepałem go po ramieniu.
- Na zaręczyny mojego najlepszego kumpla? Chyba sobie żartujesz… - zaśmiał się poprawiając swoje jasne włosy. – Wow Kira Aristov jest porażająco gorąca, stary… - dodał z uznaniem, a ja jedynie pokiwałem głową - Kto by pomyślał…
Na pewno nie ja. Ponad to nie była tylko porażająco gorąca ale też porażająco przerażająca. Jednak przy mojej siostrze i Cassianie zamierzałem udawać zachwyconego.
- Jest piękna – skwitowałem, aby zakończyć jej temat – Może zaopiekujesz się moją siostrą Cassianie? Muszę ogarnąć pewne kwestie, a będę spokojniejszy jeśli ona zostanie z tobą…
- Jeśli tylko Livia zechce mi towarzyszyć – odparł uśmiechając się do niej nieśmiało.
Kolejna rzecz, którą w nim lubiłem. Był delikatny i rozważny. Szanował kobiety i zawsze pytał je o zdanie lub pozwolenie. Nawet gdy ojcowie zabierali nas na prostytutki, które traktowali jak przedmioty, on z nieśmiałością pytał: Mogę cię pocałować? Wzbudzał tym w nich prawdziwe rozrzewnienie i zachwyt - przystojny, delikatny i subtelny kochanek proszący prostytutkę o zgodę na pocałunek lub dotykanie – taki właśnie był Cass.
- Oczywiście – odparła Livia, więc znowu poklepałem Cassiana po ramieniu i ruszyłem na spotkanie ze swoją narzeczoną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro