Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Kira

Poważnie?

Na serio?

A może to jakieś żarty?

Może ten meksykański palant, który wpadł tutaj gdy obserwowałam schron był w błędzie?

Leo Castaris, który miał czelność i odwagę zarządać mojej ręki, słynący z siły i bezwzględności...

Niemal parsknęłam śmiechem widząc chłopaka, którego mogłabym używać jako prywatny wibrator to robienia mi dobrze w długie, zimowe wieczory.

Ten idiota prawie go wydupczył, chociaż przerwałam im ich pasjonującą wymianę charczenia i rzężenia zirytowana niewyparzonym jęzorem tego gbura. Gdyby nie to, hmmm… Kto wie może mój Romeo by mnie zaskoczył?

Albo i nie.

- Schowaj ten pistolet synku, bo wepchnę ci go w dupę i spełni się marzenie nijakiego Pablo, niech mu ziemia lekką będzie – odparłam zerkając na rękojeść meksykańskiego noża obsydianowego  z wygrawerowanym imieniem jego (byłego) właściciela. Był piękny… Oczywiście nóż, a nie ten gruby Robocop z dziurą w głowie. Schowałam Abla i zerknąłem z uczuciem na to cacuszko – Będzie ci ze mną dobrze, maleńki – powiedziałam do niego z czułością i obróciłam nożem w  dłoni. Jego ciężar przynosił mi ukojenie. Uśmiechnęłam się do siebie i wzięłam głęboki oddech znowu odwracając się w stronę chłopaka.

Patrzył na mnie wielkimi oczami w kształcie migdałów w kolorze orzechowego brązu. Miał długie rzęsy, pełne usta, kasztanowe włosy i był ładniejszy od większość dziewczyn jakie znałam. Przynajmniej ciało miał męskie, był chyba tak wysoki jak Anton, ale ta buźka. Błagam!

Niedorzeczne.

Rozchylił usta patrząc na mnie z wyraźną konsternacją.

Rany, jeśli to naprawdę on to wnoszę podwójne zażalenie do „ojczulka”

- Mam nadzieję, że doszło tu do jakiejś zabawnej pomyłki i to nie ty nazywasz się Leo Castaris? – spytałam zaplatając ramiona na piersi - Bo jeśli ojciec oddał mnie takiej laleczce, to chyba muszę sobie z nim ponownie porozmawiać na ten temat.

- Że co? - warknął niskim, głębokim głosem i zrobił minę dzięki której jego twarz nabrała ostrości i charakteru. Podeszłam bliżej przyglądając mu się z zainteresowaniem.

Okej, nie był zły. Miał męską, mocno zarysowaną szczękę i  dość ostre rysy. Cholera o czym ja w ogóle myślałam?! To jak on wyglądał nie miało żadnego znaczenia -  owszem nie tego się spodziewałam, ale w dupie miałam jego twarz, choć siłą rzeczy i tak ją oceniałam.

- To co słyszałeś – odwarknęłam mrużąc na niego oczy – Jak śmiałeś żądać mojej ręki, jak śmiałeś namówić mojego ojca, aby obiecał ci ślub ze mną?

- Och to było aż nazbyt proste, Kiro. Ojciec pozbył się ciebie z chęcią, oddając cię w moje posiadanie – jego przystojną twarz wykrzywił dziwny, brzydki uśmiech, przez który wygadał bardziej mrocznie i być może mogłoby mi się to spodobać, gdyby nie słowa jakie wypłynęły z jego ust.

- W twoje posiadanie? – wybuchłam gromkim śmiechem i pokręciłam na niego głową – Zabawny jesteś, Leo, jeśli myślisz że możesz mnie posiąść.

- Już cię posiadłem – schował pistolet w spodnie i przejechał wzrokiem po moim ciele, więc zacisnęłam szczęki z żądzą mordu

- Nie tkniesz mnie małym palcem, śmieciu – wypaliłam ściskając rękojeść swojego noża. – Gdyby nie ja, byłbyś teraz pieprzony przez Pabla, więc okaż choć namiastkę wdzięczności, laleczko – znowu zaśmiałam się głośno, a on zacisnął zęby poruszając miarowo szczęką.

- Gdybyś go nie zabiła, kretynko, w tym momencie siedziałby przywiązany do krzesła, a ja wyciągałbym od niego szczegółowe zeznania…

- O tak, na pewno. Albo śpiewalibyście  teraz arie operową na dwa głosy. On jęcząc z przyjemności, ty jęcząc z bólu jak na „małą dziwkę” przystało – rzuciłam swoim nożem łapiąc go w powietrzu i podeszłam do tego gnojka mierząc go wzrokiem i uśmiechając się kpiąco. Niewiele widział przez moją maskę, ale wydawał się wściekły, więc to mi wystarczyło.

- Odszczekasz to kiedy ja będę pieprzył ciebie – parsknął szyderczym śmiechem więc niewiele myśląc złapałam go za szyję i uderzyłam w brzuch. Dupek napiął mięśnie i przyjął cios, a później chwycił mnie i wygiął moją rękę, jednocześnie rzucając moim ciałem o podłogę. Zaskoczył mnie ale zrobiłam obrót i wylądowałam na nogach. Castaris rzucił się na mnie wyprowadzając idealnie sprecyzowane ciosy z niespotykaną wręcz siłą. Był cholernie wysoki, miał długie ręce i nogi, i mimo szczupłej budowy ciała musiał pod tym ciuchami ukrywać żelazne mięśnie ponieważ moje uderzenia odbijały się od twardej muskularnej ściany jego ciała nie przynosząc niemal żadnych efektów. Ledwo sprawowałam jego potężne uderzenia oraz kopnięcia, i mimo mojej odporności na ból miałam ochotę wrzasnąć kiedy kolejny z nich trafił prosto w moje żebra. To co wkurzyło mnie chyba jeszcze bardziej to to, że sprawiał wrażenie jakby mnie oszczędzał. Gdy uderzył mnie w żebra zrobił to ewidentnie delikatnie, jakby nie chciał mnie połamać, a mimo to i tak bolało jak cholera. Gdybym tylko wyjęła swój nóż…

Ale nie mogłam tego zrobić, nie mogłam go sprowokować i narobić bałaganu. Radziłam sobie, byłam cholernie szybka i zwinna, zdawałam sobie doskonale sprawę z moich ograniczeń czyli drobnego, kobiecego ciała, które choćby nie wiem ile trenowało nie potrafiło równać się siłą z niemal dwumetrowym, wyćwiczonym mężczyzną, ale za to on nie był tak szybki jak ja. Zrobiłam obrót w tył uciekając przed jego uderzeniami za pomocą uników, a następnie wyprowadzałam celne kopnięcia. Walczyliśmy naprawdę dynamicznie, chociaż ja przez większość czasu byłam zmuszona do wykonywania przeróżnych manewrów w celu zachowania odpowiedniej odległości – gdyby chwycił mnie w swoje łapy byłoby po mnie. Udało mi się go kopnąć w twarz ale wtedy złapał moją nogę w kostce i rzucił mną o podłogę przyszpilając do niej swoim ciałem. Usiadł mi na biodrach dysząc ciężko, a krew z jego pełnej wargi kapnęła na moją maskę.

- Wygrałem – warknął szczerząc zęby, a ja poruszyłam się pod nim wyczuwając lufę pistoletu wbijającą się w moje biodro. Niestety miał rację. Do tej pory jedynym mężczyzną który pokonał mnie w walce wręcz był Anton.

- Nie wyciągnęłam żadnego z moich noży, laleczko – odwarknęłam, a on docisnął mnie mocnej do podłogi.

- Nie nazywaj mnie tak, bo wyrwę ci język, zrozumiałaś?

Zaśmiałam się głośno i pokręciłam głową.

- Niewdzięczny dupek. Jesteś taki sam jak cały twój gatunek. A raczej powinnam powiedzieć, podgatunek. Gdybym chciała cię zabić leżałbyś martwy na podłodze z moim nożem w piersi.

Rozsunęłam nogi i poruszyłam biodrami, a on rozchylił usta najwyraźniej zachwycony sposobem w jaki wiło się pod nim moje ciało.

Dokładnie taki sam jak wszyscy.

- Fascynujące wydarzenia miały miejsce dzisiejszego wieczora, nieprawdaż Leo? Mam rozumieć że nasz uroczy Pablo to wypadek przy pracy, czy też u was to standard że dajecie się rżnąć i zażynać odwiedzającym was gościom?

Leo warknął w odpowiedzi mrużąc złowrogo swoje wielkie, ciemne oczy.

- A więc to normalka tak? Hmm w takim razie mój ojciec chyba powinien się o tym dowiedzieć…

- Zamknij się - przerwał mi - Nie masz pojęcia co potrafię i do czego jestem zdolny - wyszeptał, a ja znowu się zaśmiałam.

- Mam za to pojęcie, że coś co uważałam za twój pistolet jest chyba czymś nieco bardziej narażonym na ból – kopnęłam go w jego irytujący wzwód co z pewnością zabolało jak cholera, po czym przerzuciłam na podłogę wyciągając mój nóż i przystawiając go do jego szyi usiadłam na nim okrakiem.

- Teraz ja wygrałam, dupku. Masz potencjał, ale waszym problemem jest myślenie fiutem zamiast mózgiem – pochyliłam się nad nim i powiedziałam to dość cicho jakbym wyjawiała mu jakąś tajemnicę.

Leo poruszył pode mną biodrami kładąc ręce na moich udach, więc zesztywniałam i przycisnęłam ostrze mocniej do jego skóry.

- Powiedz ojcu, że rezygnujesz z tego niedorzecznego małżeństwa, a pozwolę ci żyć – syknęłam lekceważąc dotyk jego dużych, ciepłych dłoni.

- Nigdy – uśmiechnął się krzywo.

- To nie jest prośba, dupku…

- To nie ma znaczenia – przerwał mi – Nigdy nie zrezygnuję z tego ślubu.

- Dlaczego?! - wrzasnęłam – Po co ci to? Mogę ci uroczyście obiecać że zamienię twoje życie w piekło. Pożałujesz że mnie poznałeś, przeklniesz chwilę w której poprosiłeś o moją rękę, znienawidzisz mnie tak bardzo że nie będziesz przez to mógł spać jeść i oddychać, zrobię wszystko abyś pożałował swojej decyzji, zniszczę cię, rozumiesz? – krzyczałam dociskając nóż do delikatnej, pokiereszowanej skóry jego szyi.

- Brzmi zachęcająco – wzruszył ramionami i uśmiechnął się idiotycznie. – A tak naprawdę, Kiro… Chodzi o ślub ze mną, czy o to że zabiorą cię od twojego kochanka? – spytał oblizując krew z dolnej wargi która znowu zaczęła wyciekać z płytkiej rany.

- Co ty pieprzysz?

- Anton. Wszyscy wiedzą co was łączy – znowu poruszył pode mną biodrami ale tym razem zrobił to inaczej. Ocierając się o mnie w dziwny sposób, więc cała zesztywniałam – Czy on cie tak dotyka? Umie zrobić ci dobrze? – jego wzwód znowu przesunął się po moim najbardziej wrażliwym miejscu i miałam ochotę go zabić za to co te powolne, dokładne ruchy robiły ze mną i moim ciąłem. – Możesz być pewna, że ja będę umiał…

- Przestań – odparłam ostrzegawczym tonem.

On jednak jedynie uśmiechnął się bezczelnie, po czym zrobił minę jakby moje ciało sprawiało mu naprawdę dużą przyjemność, więc zaczęłam oddychać z trudem.

- Podniecasz mnie w tym, kochanie – odpowiedział zaczepnie, przesuwając dłońmi po moich udach, i chuja sobie robił z tego że mój nóż właśnie przeciął pierwszą warstwę jego skóry na szyi, wykonując kolejne delikatne ruchy – Założyłaś to dla mnie? Widzę w tym całe twoje ciało, każdy najmniejszy szczegół i kręci mnie to jak cholera… Obiecaj że będziesz to zakładała kiedy będę się z tobą kochał, dobrze?

Miałam ochotę kopnąć go w jego głupiego fiuta, ale zamiast tego warknęłam i zeskoczyłam z jego bioder. Och dlaczego nie mogłam go uszkodzić?! Idiotyczne procedury.

- Nienawidzę cię – krzyknęłam – Pożałujesz tego.

- Chyba nie zamierzasz mnie tak teraz zostawić, żoneczko? – odparł irytująco i parsknął śmiechem.

- Jeśli nie odszczekasz tego w co nas wpakowałeś zniszczę ci życie.

- Nie mogę się doczekać – odpowiedział wstając z podłogi.

- Pierdol się. Przetnę cię na pół moją kataną. Ciebie i wszystkich których kochasz – krzyknęłam odchodząc, a kiedy byłam już wystarczająco daleko zrzucałam tę idiotyczną maskę i wrzasnęłam na całe gardło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro