Rozdział 38
Kira
Dni mijały, a ja czułam się coraz lepiej. Lada chwila mogłam wracać do domu, ale póki co jeszcze leżałam na szpitalnym łóżku pod kroplówkami. Leo spędzał ze mną właściwie cały czas. Nie wiem kiedy spał i zajmował się interesami, ale chyba po tym co się stało pozwolono mu trochę przystopować i zając się naszym związkiem i mną.
Planował nasz wyjazd i sporo na ten temat rozmawialiśmy. Szczerze mówiąc cieszyłam się, że uciekniemy przynajmniej na kilka tygodni. Tylko ja, on i jakieś miejsce na ziemi gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał i będziemy mogli nacieszyć się sobą.
Livia odwiedzała mnie niemal codziennie, ponad to zjawił się nawet Anton, co naprawdę wiele dla mnie znaczyło. Głównie milczeliśmy ale trzymał mnie za rękę i mimo że było zapewne trochę dziwne to nie czułam skrępowania.
Po śnie który miałam przedstawiającym moją przeszłość zdałam sobie sprawę, że nie chcę pozbywać się Antona z mojego życia. Przypomniało mi się to co było wcześniej, to jak wiele nas łączyło, to że za mocno go kochałam i za wiele dla mnie znaczył, aby skreślać naszą relację. Chciałam być dla niego kimś kim powinnam być zawsze – przyjaciółką i powierniczką – nie daj Boże kochanką – to w przeciwieństwie do całej reszty wychodziło nam fatalnie.
Tak więc siedzieliśmy prowadząc cichą, dość milczącą rozmowę. Był lekko poobijany, zresztą jak zwykle, miał nieco za długie włosy i wydawał się trochę zaniedbany i bardzo zmęczony. Dopasowana koszulka przylegała do jego umięśnionego ciała, a kiedy się przeciągnął doskonale widziałam jego żebra i ścięgna. Był zbyt szczupły i nie wyglądał zdrowo.
- Kiedy spałeś i jadłeś? – spytałam na co zmrużył swoje jasne oczy.
- Wczoraj? – odpowiedział pytaniem, a ja pokręciłam na niego głową ale nie było przecież szans aby mnie posłuchał, zjadł normalny posiłek, wyspał się albo zrelaksował.
- Kiedyś się wykończysz, a to złamie mi serce – odparłam zupełnie poważnie, a on westchnął głośno i obiecał o siebie zadbać, chociaż wiedziałam że mówi to tylko aby mnie uspokoić.
Pytałam go jak się trzyma, co czuje, jak sobie radzi. Uśmiechałam się do niego, kiedy odpowiadał pojedynczymi słowami jak to miał w zwyczaju.
- Nastraszyłaś mnie, ptaszku – powiedział po francusku bawiąc się moimi palcami.
- Jesteś jak kot, Tony. Masz siedem żyć i chyba właśnie oddałeś mi jedno – potargałam go po włosach odpowiadając mu również po francusku, więc zaśmiał się i przytaknął.
- Oddałbym ci wszystkie – dodał, a ja poczułam się niecodziennie wzruszona.
- Kocham cię. Jak najlepszego przyjaciela. Zawszę będę cię kochała – wyszeptałam czując że jedna, pojedyncza łza spływa mi po policzku, ponieważ byłam rozdarta i trochę smutna. Bałam się o niego – Chcę tylko żebyś był szczęśliwy – dodałam na co spojrzał na mnie i wytarł łzę palcem.
- Nie troszcz się o mnie - pokręcił głową i uśmiechnął się krzywo – Nie złamałaś mi serca, jeśli to cię martwi. Brakuje mi ciebie, ale przecież mnie znasz. Jesteś moją jedyną przyjaciółką, dlatego tęsknię, ale właściwie… Wolę być sam.
- Będziesz miał Livię – odparłam niepewna jego reakcji, ponieważ jeszcze nie rozmawialiśmy o tym co wymyślili nasi ojcowie.
Anton skrzywił się i cmoknął z rezygnacją.
- To będzie tak bardzo trudne.
- Nie krzywdź jej. Ona jest dobra, Tony. Uratowała mi życie – dodałam z powagą na co Anton zmrużył brwi, a ja opowiedziałam mu co zdarzyło się wtedy przed gabinetem Brandona. Tony słuchał mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a później wypuścił ciężki oddech.
- Nie umiem nie krzywdzić ludzi, ale postaram się jej nie dotykać….
Popatrzyłam na niego z rezerwą i uniesionymi wymownie brwiami.
- No co? Nie da się jej dotknąć żeby jej nie zniszczyć, więc lepiej nie robić tego wcale.
- Przed chwilą opowiedziałam ci że zadźgała dla mnie nożem wielkiego dupka, więc chyba nie jest aż tak krucha… Zresztą co z nocą poślubną? Oni chcą wnuka. Nie możesz jej sobie tak po prostu nie dotykać.
- Nie wiem. Coś wymyślę. I cholera, nie, żadnych dzieci. To za wiele i dla mnie i dla niej.
- A co jeśli będą tego żądać i nie uda wam się wywinąć? Bądź dla niej delikatny, przynajmniej na tyle na ile umiesz, proszę cię…
- Nie rozumiem…
- Nie pieprz jej jak swoich dziwek.
- A co jest nie tak z pieprzeniem moich dziwek?
- Jeszcze pytasz?
- Odpuszczę sobie noże i krew, co mam jeszcze zrobić?
- Cokolwiek robisz, Tony, robisz to zbyt brutalnie. Wszystko robisz za mocno.
- One to lubią – wzruszył ramionami.
- To doświadczone kochanki. Masochistki, sadystki, z wielkimi cyckami i tyłkami, które przed tobą miały wielu facetów, Anton. Nie porównuj ich do Livii która jest delikatna, drobna i na dodatek jest dziewicą... To będzie twoja żona, matka twoich dzieci. Szanuj ją…
- Kira… Ja pierdole nie wiem czego ona może ode mnie chcieć i cokolwiek to jest nie będę umiał jej tego dać. Nie chcę jej tego dawać. Nie potrafię i nie proś mnie o takie rzeczy. Dlatego właśnie w ogóle nie chcę jej dotykać. Mówiłem, że tylko ją popsuję…
- Wcześniej chciałeś zabrać ją na Syberię i pokazać jej jak wygląda seks ciesząc się, że Leo i Gabriel już jej nie pomogą…
- Bo to przecież oczywiste, że taka księżniczka nie byłaby zadowolona z tego co robię z kobietami…
- Ale chciałeś tego.
- Och kurewsko mocno tego chciałem. Prawdę mówiąc nadal chcę. Chcę ją wziąć na Syberię i pokazać jej wszystko co miałbym ochotę z nią zrobić, a moja wyobraźnia podsuwa mi naprawdę kreatywne pomysły. Wolałabyś, abym sobie na to pozwolił?
- Nie o to chodzi… Chodzi o to, że nie rozumiem co się zmieniło. Już nie nienawidzisz Leo? Nie wściekasz się na mnie? Nie chcesz dowalić Livii za brata i ojca?
- Już nie – odpowiedział tylko. – Już nie – powtórzył widząc moją minę i wzruszył ramionami. – Póki co nie jestem na ciebie wściekły bo za bardzo cieszę się, że żyjesz. Oczywiście wciąż nie znoszę Leo i oczywiście przeleciałbym Livię na każdy ze znanych sobie sposobów, rżnąłbym ją całe dnie i noce, aż miałaby dość i prosiłaby abym przestał. Pieprzyłbym ją ciesząc się każdą chwilą, w każdej pozycji, w każdym pokoju, i tak tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu – uśmiechnął się krzywo tak jak miał w zwyczaju – Ale… Masz rację ona się do tego nie nadaje. Nie jest jedną z moich dziwek.
Westchnęłam wywracając oczami.
- Też nie byłam jedną z twoich dziwek.
- Oczywiście, że nie byłaś – powiedział z uczuciem, a po chwili skrzywił się widząc moją reakcję - No co? Przecież nie narzekałaś, kiedy się dotykaliśmy…
- Anton. Robisz wszystko za mocno – powtórzyłam dosadnie żałując, że wcześniej nie poruszyłam z nim tego tematu.
- Bo nie umiem inaczej! Myślałem, że chcesz…
- Chciałam. Tylko… Nie tak. Znaczy nie wiedziałam jak, ale…
- Nie nadaję się do tego - przerwał mi - Nie rozumiem kobiet. Inaczej, nie tak ale nie wiesz jak… To skąd ja mam wiedzieć? Skończmy ten temat, okej? Nie dotykam jej i już. Po sprawie. Mam gdzieś czego chcą chodzące trupy. Przecież to tylko chwilowe. Niedługo oddam ją bratu. Nie twierdzę, że to nie będzie trudne, ale kilka tygodni jakoś wytrzymam – wiedziałam do czego Anton nawiązuje więc poczułam ucisk w gardle na myśl, że może mu się nie udać…
- Tylko błagam uważaj na siebie. I jeśli będziesz potrzebował pomocy…
- Nie będę. Zajmuj się sobą i nie martw się o mnie.
- To nie takie proste – dotknęłam jego policzka, a on znowu uśmiechnął się lekko. – Ale wierzę w ciebie – dodałam i na tym skończyliśmy naszą rozmowę.
Pomilczeliśmy jeszcze chwilę, a wtedy do mojej sali jak torpeda wpadł Ezra niosąc ze sobą wielki bukiet kwiatów plus plecak wypełniony jedzeniem i uśmiechał się tak szeroko jak chyba tylko on umiał.
- Cześć cukiereczku, tęskniłaś? – wykrzyknął na powitanie i pochylił się aby pocałować mnie w policzek, a ja zamarłam na widok jego zmasakrowanej twarz.
Złapałam za okulary przeciwsłoneczne, które miał na nosie i zdjęłam je z niepokojem. Miał rozwalony łuk brwiowy, krew rozlaną na białku w jednym oku i gigantycznego siniaka pod drugim. Usta były mocno obite, a na szczęce miał rozcięcie.
- Kto ci to zrobił do cholery? – zapytałam czując jak zaczyna robić mi się gorąco.
- Och to? – spytał pokazując na swoją twarz i opadł na krzesło po drugiej stronie mojego łóżka – To tylko moja nowa dziewczyna. Trochę ja poniosło, kiedy zabawialiśmy się na podłodze – zaczesał palcami swoje czarne włosy do tyłu i uśmiechnął się głupkowato do Antona, który patrzył na niego jakby miał do czynienia z totalnym idiotą.
- Że co?! Nie możesz pozwalać się tak traktować, Ezra. Ja nie będę na to pozwalała. Kim ona w ogóle jest?
- To totalna wariatka, mówię ci. Ale przy okazji cholernie seksowna, no i seks jest niesamowity więc chyba to powtórzymy… - dodał zerkając to na mnie to na Antona.
- Nie wierzę… - westchnęłam z trwogą - Wyznacz jakiś granice, do cholery! Przecież ona zmasakrowała ci twarz!
- Niech się cieszy, że jego dupa również nie została zmasakrowana – warknął Anton, a ja spojrzałam na niego karcącym wzrokiem.
- Oj co mi się wydaje, że do czasu – Ezra mrugnął do niego na co Tony skrzywił się z niedowierzaniem i zniesmaczeniem, po czym odchrząknął wstając z krzesła.
- Okej, mam dosyć – powiedział podczas gdy Ezra zaczął wyciągać z plecaka chrupki, sok owocowy, orzeszki i pączki.
- Racja, spadaj. Zawsze rezerwuję Kirę od piętnastej do osiemnastej – odparł z pełnymi ustami, pokazując na zegarek.
- Zapamiętam żeby nie zjawiać się tu więcej o tej porze… - bąknął do niego po czym wziął moją rękę przystawiając ją do ust. Pocałował mnie delikatnie, a później cmoknął mnie w głowę – Dbaj o siebie, ptaszku.
I wyszedł, a ja przeniosłam wzrok na Ezrę zupełnie zdezorientowana.
- Nie podoba mi się to – powiedziałam tylko i zabrałam paczkę orzeszków – Kupiłeś moje ulubione?
- Cztery opakowania.
- Jesteś najlepszy… Powiedz tej suce że jak zrobi ci coś takiego jeszcze raz, to rozniosę ją jak szmatę - pokazałam na niego palcem.
- Moja kochana. Zawsze tak się o mnie troszczysz.
- Nie żartuję. Popieprzona psychopatka.
- Tu się z tobą zgodzę.
Westchnęłam kręcąc głową.
- Kiedy stąd wyjdę odbijemy sobie. Co prawda wyjeżdżam z Leo na jakiś czas ale jak tylko wrócę…
- Kiedy wrócisz mnie już nie będzie – odparł dramatycznym tonem, a ja spojrzałam w jego czarne przekrwione oczy z dezorientacją.
- Co ty pieprzysz?
- Jadę na miesiąc miodowy z twoim Tonym i naszą Livia. Będzie gorrrrąco – powiedział, a ja zamarłam.
- Że co?
- Słyszałaś…
- Kto to wymyślił?
- Twój mąż
- Powariowaliście? Przecież to fatalny pomysł! Pozabijacie się…
- Ja też będę tęsknił – pochylił się nade mną więc westchnęłam z irytacją patrząc w jego czarne oczy i czując dziwny niepokój. Objęłam go ręką, a on przytulił się do mnie delikatnie.
- Nie rób nic głupiego Ezra. Trzymaj Antona na dystans. Nie pij aby przypadkiem nie powiedzieć czegoś głupiego. Staraj się wyjść z tego żywy.
- To mnie pocieszyłaś – parsknął śmiechem.
- Nie zamierzam cię pocieszać. Faktycznie przydasz się Livii, więc nie będę narzekała, ale… Bądź ostrożny.
- Dobra koniec z tymi smutkami. Mamy serial do obejrzenia i jedzenie do zjedzenia.
- Nie będę z tym polemizowała – odparłam wsypując sobie orzeszki do buzi.
***
Kochani
Kolejne rozdziały ( nie licząc dwóch ostatnich napisanych z perspektywy głównych bohaterów drugiej części) będą już poświęcone przede wszystkim relacji Leo i Kiry, ponieważ zbliżamy się powoli do końca jedynki.
Ale tak jak w Daisho było sporo nawiązań do innych postaci, tak w Hanami będzie dużo właśnie Kiry i Leo, więc ich historia nie kończy się z pierwszą częścią - ciężko byłoby mi zmieścić w jednym tomie wszystkie ponapoczynane wątki dotyczące tej pary.
Podejrzewam, że będzie jeszcze 6, maksymalnie 7 rozdziałów, zobaczymy jak wyjdzie, no a później dwójka, na którą chwilę trzeba bedzie poczekać:)
Muszę mieć napisanych chociaż kilka, kilkanaście rozdziałów aby ją wrzucić, a mam jeszcze rozpoczętą drugą książkę na którą niektórzy czekają i muszę w końcu troszkę z nią ruszyć 🤭
Dziękuję Wam za Waszą uwagę i czas ❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro