Rozdział 36
Leo
Mówiłem do niej, ponieważ lekarz powiedział, że to pomaga.
Tak więc godziny mijały, a ja mówiłem. Kira poruszała się i reagowała, czasami nawet wymawiała pojedyncze słowa, kiedy dotykałem jej, szeptałem od ucha że ją kocham i że musi się obudzić, ponieważ czekam na nią i nie wyobrażam sobie bez niej życia.
Oparłem się o jej łóżko, przytuliłem się do niej wtulając nos w jej szyję i czekałem, a po jakimś czasie poczułem jak cicho wzdycha. Cały zesztywniałem w oczekiwaniu i odsunąłem się spoglądając w jej twarz.
Skrzywiła się i rozchyliła usta unosząc minimalnie powieki, a moje serce prawie eksplodowało w piersi.
- Kochanie, właśnie tak. Otwórz oczy, jestem tu czekam na ciebie. No już…
Podniosła powieki mocniej i zamrugała, a ja pocałowałem ją bardzo delikatnie w policzek, a później w usta.
- Leo… - wyszeptała zachrypniętym głosem.
- To ja skarbie. Jestem tu. Wszystko będzie dobrze, jesteś w szpitalu, ale niedługo zabiorę cię do domu… Obudź się…
Otworzyła oczy i skupiła na mnie spojrzenie uśmiechając się lekko, więc westchnąłem z ulgą w końcu mogąc normalnie oddychać.
- Jestem – powiedziała uspakajająco, kładąc rękę na mojej głowie, kiedy znowu przytuliłem się do jej szyi.
- Kocham cię – wyszeptałem. – Boże, prawie umarłem czekając na ten moment…
Osunąłem się patrząc jej w twarz, a ona położyła dłoń na moim policzku.
- Ja ciebie też.
- Też…? – spytałem czując jak serce wali mi w piersi. O ile ja często mówiłem Kirze o swoich uczuciach, o tyle ona nigdy nie powiedziała nic o tym co do mnie czuje. Dlatego te słowa naprawdę wiele dla mnie znaczyły i chciałem usłyszeć je jeszcze raz.
- Też cię kocham – uśmiechnęła się do mnie, więc zaśmiałem się cicho i pocałowałem delikatnie jej usta. Muskałem je swoimi, składałem na nich lekkie pocałunki ledwo dotykając jej poranionych warg, ale kiedy je rozchyliła wyciągnąłem język i przesuwałem nim po nich, a potem zsunąłem się na jej szczękę i żuchwę, później na szyję i z powrotem wróciłem do ust, a ona zachichotała. - Właśnie tego mi brakowało… - westchnęła.
- Brakowało…? – spytałem nie odrywając ust od jej skóry.
- Tak. Wtedy kiedy spałam. Tak jest lepiej. Z tobą jest lepiej – powiedziała, więc przytuliłem ją mocniej.
- Będzie lepiej, kochanie. Zabiorę cię gdzieś daleko. Tylko ja i ty gdzieś na końcu świata. Przez miesiąc lub dwa, albo dłużej, ile będziesz chciała. Tylko tego chcę. Chcę być z tobą, daleko stąd, chcę żebyśmy się nacieszyli sobą i spędzili razem mnóstwo czasu w domku na plaży. Będziemy kochać się przez cały dzień i rozmawiać całymi nocami. Będzie cudownie… Polecisz ze mną? – spytałem z nadzieją bo zamierzałem ją zabrać do naszego własnego miejsca na ziemi i mimo że widziałem iż kiedyś będziemy musieli wrócić do rzeczywistości, zamierzałem dać nam tak wiele czasu ile tylko ona zapragnie.
- A twoje obowiązki? – uniosła brew, dotykając z czułością mojej twarzy.
- Pieprzyć moje obowiązki. Zasłużyłem na długi urlop. Tylko ty się dla mnie liczysz. Powiedz, że uciekniesz ze mną, proszę – wyszeptałem, a ona zaśmiała się cicho.
- Ucieknę z tobą, Leo – odrzekła ze śmiechem – Jak tylko znowu dam radę się ruszać.
- Lekarz powiedział, że niebawem wrócisz do siebie. Musisz tylko leżeć, odpoczywać i niedługo staniesz na nogi… Byłaś taka dzielna, skarbie. Jestem ci tak bardzo wdzięczny… – odparłem całując jej poranione dłonie.
- Zrobiłam tylko to, po co się urodziłam – wzruszyła ramionami przymykając oczy.
- Nieprawda – zaprzeczyłem, więc zerknęła na mnie z uwagą – Urodziłaś się dla mnie. Żebym mógł cię kochać – dodałem, a ona rozchyliła usta i zamrugała.
- Taka perspektywa podoba mi się bardziej - odpowiedziała, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, więc wytarłem ją swoimi ustami.
***
Wszedłem do domu chcąc się przespać kilka godzin, zjeść i wracać do Kiry. Miałem nadzieję, że niebawem wypuszczą ją ze szpitala, ale póki co zamierzałem spędzać z nią czas i pilnować aby doszła do siebie. Kiedy się obudziła kamień spadł mi z serca, ale wciąż cierpiała, więc tak czy inaczej bardzo się martwiłem.
Musiałem pamiętać też o tym że zdrajca, który nas sprzedał czekał na przesłuchanie, chociaż w takich sytuacjach czas działał na moją korzyść. Dupek pewnie umierał ze strachu w oczekiwaniu na moje odwiedziny, które z jednej strony miały zakończyć jego katusze, ale też być ich apogeum.
Chciałem wiedzieć wszystko, kto maczał w tym palce i kto wymyślił ten obrzydliwy plan.
Nie umiałem wyobrazić sobie jakim trzeba być skurwielem, aby zaplanować jatkę na niewinnych, bezbronnych kobietach i nienarodzonych dzieciach.
Nawet teraz, mimo że nienawiść wrzała pod moja skórą, nie mściłbym się na niewinnych – choćbym miał wszystkie kobiety ważne dla Costy pod nosem, nie tknąłbym żadnej z nich małym palcem. Tylko ten gnój i jego współpracownicy odpowiadali za swoje grzechy. Nie kobiety i dzieci - nie ważne czy jego, czy nasze.
Tym bardziej nie mogłem doczekać się przesłuchania. Zaprosiłem na nie nawet Antona, aby swoją kreatywnością wyciągnął jeszcze więcej informacji.
Ale póki co najważniejsza była Kira. Musiałem się ogarnąć, wrócić do niej i dopiero później udać się na „spotkanie” z Woobenem.
Lekarz dał jej kroplówki po których usnęła, po czym pojawiła się Livia i wygoniła mnie do domu, abym doszedł chociaż odrobinę do siebie. Powiedziała, że w takim stanie nie przydam się Kirze i miała rację. Musiałem być silny, aby ją wspierać i być dla niej oparciem, dlatego posłuchałem mojej siostry.
Nie chciałem nawet myśleć o rozmowie z moim ojcem i o tym że miałem ochotę go zabić.
Nalegał na ślub Antona i Livii, a ja… Czułem się bezradny. Plusem było jedynie to że istniał cień szansy, iż Livia mimo wszystko będzie szczęśliwa. Anton był specyficzny, ale może faktycznie nie zamierzał jej skrzywdzić.
Jednak nie byłem tego pewien, więc musiałem coś wymyśleć, aby choć po części mieć wpływ na to co spotka moją siostrę.
Zdjąłem koszulę wchodząc do salonu i stanąłem skonsternowany na widok faceta leżącego na mojej kanapie z czymś puchatym na twarzy. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to mój przyjaciel więc podszedłem do niego, trącając go w nogę.
Ezra chrapnął cicho, po czym zdjął z twarzy coś co wyglądało na termofor w futerkowym opakowaniu.
- Czy ty spałeś z termoforem na twarzy? – spytałem z konsternacją.
- Stary… - skrzywił się – Chyba mam migrenę. Głowa napieprza mnie tak jakbym miał w niej dziurę. To pewnie ze stresu – dodał odkładając termofor i stęknął cierpiętniczo.
- Nawet mnie nie denerwuj. Nie spałem i nie jadłem od ponad doby bo umierałem ze stresu martwiąc się o moją żonę…
- Kira jest ważna też dla mnie. To moja przyjaciółka…
- Wiem, ale chyba muszę się położyć.
- Jasne. Ja do niej pojadę.
- Ona musi odpoczywać, Ezra.
- Będę tylko siedział koło niej. Nawet nie będę nic jadł. Obiecuję.
- Okej… W sumie chyba będę spokojniejszy jeśli ty zostaniesz z nią pod moją nieobecność. Livia też tam jest, no i pilnują ich uzbrojeni po zęby ochroniarze, ale póki co jestem lekko przewrażliwiony.
- Ale masakra co?
- Ta…
- Gdyby nie Kira stracilibyśmy… Ponad dwadzieścia dziewcząt, plus dziecko jednego z naszych braci. Nie może to do mnie dotrzeć…
- Mojemu ojcu i tak to nie wystarcza. Słyszałeś o Antonie i Livii?
- Tak, właściwie byłem przy tym jak ojciec poinformował Antona o ślubie. Bardzo się zdziwiłem, bo wydawał się wściekły. Zdawało mi się, że on ma fioła na punkcie twojej siostry. To jak na nią patrzył na weselu Akiego… I później, zresztą też. Ciężko to opisać, ale wyglądał jakby chciał ją zjeść. Widać, że ona bardzo mu się podoba więc nie bardzo rozumiałem jego wzburzenie…
- Nie próbuj zrozumieć Antona Aristova, Ezra – powiedziałem i popatrzyłem na mojego najlepszego przyjaciela w skupieniu. Przeżuwał marchewkę, a jego mocno zarysowana żuchwa pracowała miarowo. I nagle mnie oświeciło. Jak mogłem wcześniej nie wpaść na coś tak genialnego?
Ezra był najlepszym wojownikiem z jakim kiedykolwiek miałem okazję się zmierzyć – oczywiście nie licząc mojej żony. Był silny i szybki, jego ojciec zwykł mawiać, że nauczył swego syna najpierw się bić, dopiero później chodzić. Specjalizował się we wschodnich sztukach walki i potrafił kopnięciem urwać komuś głowę.
Może i sprawiał wrażenie uroczego, ale na polu walki niewielu mogło się z nim równać.
Ponad to był dobry, szczery i opiekuńczy. Zabawny, szczodry i wrażliwy, a jednocześnie silny, odważny i honorowy. Kiedy powierzyłbym mu życie mojej siostry oddał by za nie swoje własne bez cienia wahania – podobnie jak za moje. Jeśli Aristov ją zrani, Ezra będzie przy niej, aby skopać mu dupę, bronić ją i pocieszyć.
W całym swoim życiu on i moja siostra zamienili ze sobą może jedno zdanie, ale byłem pewien, że się dogadają. Muszą.
Ezra był idealny dla mojej Livii.
- Co się tak na mnie patrzysz? Kira powiedziała mi że mam to jeść, a odkąd prawie wykorkowała wziąłem sobie do serca jej słowa, okej? Nie czepiaj się…
- Ezra - przerwałem mu – Polecisz z Livią na Syberię. Z Livią i Aristovem. Będziesz przy niej, będziesz nad nią czuwał, będziesz jest osobistym ochroniarzem. Tylko z tobą będzie bezpieczna. To prawie tak, jakby była tam ze mną…
- Zaraz, zaraz – przerwał mi – Że co?
- Po ich ślubie Anton zabierze ją na Syberię. Moja siostra ma prawo do jednego osobistego ochroniarza, tak jak każda z żon zabieranych od swoich rodzin. Kira z niego nie skorzystała, ponieważ nie chciała, ale Kira i Liv to inna bajka. Nikt nie polemizował z moją żoną bo sama mogłaby robić za ochroniarza, ale Livia jest tak delikatna i krucha…
Zerknąłem z nadzieją na Ezrę czekając na jakąkolwiek reakcję ale on milczał i wyglądał jakby ktoś dał mu w twarz. Po chwili przełknął, pokręcił głową z niedowierzaniem i zaśmiał się niepewnie.
- Żartujesz?
- Nie żartuję, stary. To cholernie ważne. Proszę…
- Leo, kurwa, nie. Nie rób mi tego, bracie…
- Ezra, błagam… - spojrzałem w jego czarne oczy i złapałem go za ramie – Wiem o jak wiele cię proszę, ale…
- Znajdziesz kogoś innego…
- Nie, nikt nie będzie tak dobry jak ty… Nikomu nie ufam tak jak tobie. Ciebie nie da się kupić, czy zmanipulować. Tylko tobie powierzyłbym swoje życie bez chwili wahania, widząc że jest w dobrych rękach…
- Ale to Syberia! Odludzie po środku lasu i pieprzący się na okrągło Anton z Livią. Nie będę miał tam jakiejkolwiek szansy na swoje życie, ani odrobinę normalności.… Nie będę mógł się wyrwać, mieć własnego mieszkania, nic… Umrę tam! – wykrzyknął dramatycznie.
- Wiem, rozumiem, ale nie wysyłam cię tam na zawsze… Moglibyśmy się umówić tylko na pierwsze kilka miesięcy ich małżeństwa. Wybadasz teren, może faktycznie Aristov sprawia tylko wrażenie takiego potwora i pokocha Livię? Sprawdź to, posiedź tam trochę, w razie potrzeby będziesz mnie informował… Jeśli się dogadają, będą razem szczęśliwi wrócisz do Kalifornii po upływie pół roku. Jeśli nie i Anton zgotuje wam piekło, to ściągnę was stamtąd choćby za cenę wojny…
Ezra wziął głęboki oddech i przymknął oczy, ale pokiwał głową.
- Niech ci będzie. Zadbam o twoją siostrę, ale mam kurewsko złe przeczucia… - powiedział, więc objąłem go ramieniem czując jak kamień spada mi z serca.
- Jesteś najlepszy…
- Ja pierdole. Mam z nim mieszkać? W jednym domu?
- Jeśli to chata pośrodku niczego, to nie pozwolę abyś spał w jakiejś leśniczówce, tam bywa po – 70 stopni… Zamarzłbyś w ciągu pięciu minut.
- Dzięki za pocieszenie, dupku. Wiesz, że w tym ciele… – przesunął dłońmi po swojej klatce piersiowej - …płynie gorąca krew? Fatalnie znoszę zimno i jestem do niego nieprzyzwyczajony - dodał zapewne nawiązując do tego że był po części Brazylijczykiem. Jego ojciec – Darren Lewis, prawa ręka mojego ojca - to Amerykanin, ale matka miała mieszane pochodzenie i urodziła się w Manaus, mieście w bezpośrednim sąsiedztwie Amazonii, u podnóża rzeki Rio Negro, absolutnie niesamowitym miejscu w którym Ezra wychował się i spędził ponad połowę swojego życia. Pamiętałem kiedy odwiedzałem ich rodzinne strony i naprawdę byłem pod wrażeniem – to był raj na ziemi, gdzie Ezra wracał jak bumerang, bo właśnie tam czuł się najbardziej jak u siebie – cudowni, zawsze uśmiechnięci ludzie, gorący klimat, wszechobecna muzyka, Amazonia wdzierająca się do miasta, zieleń i słońce. A ja wysyłałam go na pieprzoną Syberię… Nie żebym nie miał wyrzutów sumienia, ale w grę wchodziła Livia, więc nie miałem wyjścia - Przecież wiesz, że przy piętnastu stopniach zakładam kurtkę, a w tej cholernej Rosji prawie odpadł mi tyłek, mimo że założyłem na siebie jakieś trzydzieści warstw! Ten blond gnojek w tym samym czasie miał na sobie tylko pieprzoną skórę i rozciągnięty T-shirt, to jakiś wybryk natury. Może wyciosali go z lodu?
- Mówiłeś, że łowiłbyś z nim ryby w przeręblu – dodałem zachęcająco.
- Kłamałem – zmrużył na mnie oczy. – Poza tym chodziło mi o to, że owszem może i tak, ale tylko jeśli w między czasie ogrzewałby mnie na różne sposoby, ale kiedy będzie mężem twojej siostry, nawet nie będę mógł na niego popatrzeć…
- Ezra... to tylko kilka miesięcy. Chodzi żebyś był cały czas blisko. To będzie mój warunek. Oddam moją siostrę, ale pod warunkiem że jej osobisty ochroniarz będzie cały czas przy niej. Oczywiście dostaniesz swój własny pokój, dasz im prywatność i przestań…. Nie będziesz wtrącał się w ich pożycie małżeńskie, nie będziesz się narzucał… Będziesz jak cień…
- Ja? Jak cień? Powaliło cię?
- Nie interesuje mnie to, że jesteś najgłośniejszą osobą na świecie, masz być jak cień, proszę cię… To tylko kilka miesięcy… - powtórzyłem dosadnie
- Dobra, będę jak cień – westchnął z rezygnacją - Ale jak będą się na okrągło bzykać, mam mieć nieograniczony dostęp do wódki i netflixa!
- Załatwię to…
- Gówno prawda – bąknął z naburmuszoną miną.
- Kocham cię, bracie – objąłem go mocniej.
- Wal się. Wysyłasz mnie na Syberię. Będę tam jak na wygnaniu. Dwójka najseksowniejszych osób na planecie, które będą uprawiać seks podczas swojego miesiąca miodowego i kurwa ja, najbardziej samotny facet na świecie - popatrzyłem na niego, a on westchnął i pokiwał głową - Ale wiem, wiem że Anton może okazać się pojebem i w razie czego obronię Livię, przysięgam. Tyle ci mogę obiecać.
- Odwdzięczę ci się…
- Zobaczymy. Na razie idę do Kiry, a ty się kładź bo wyglądasz jak kupa gówna.
- Mówiłem ci już, że jesteś najlepszy?
Wsadził marchewkę do ust i pokazał mi środkowy palec wychodząc z mojego domu, a ja wziąłem głęboki oddech i zasnąłem na kanapie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro