Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Kira

Ochroniarz otworzył mi drzwi patrząc na moje ciało tak, jakbym szła nago. W sumie może nago wyglądałabym nieco bardziej stosownie niż teraz? Minęłam go wchodząc od środka, zamknął za mną drzwi zostając na zewnątrz, a spojrzenia wszystkich gości w salonie skupiły się na mnie.

Było ponad dwadzieścia osób – same kobiety w ślicznych, kolorowych sukienkach patrzące na mnie jak na wariatkę.

- Hej - przywitałam się odgarniając włosy – Wpadłam tylko na chwilę, nie przeszkadzajcie sobie…

- Kira! – krzyknęła Livia i podbiegła do mnie obejmując mnie ramionami. Wyglądała cudnie w białej, krótkiej sukience więc czułam się jak najprawdziwsza kretynka – Wspaniale, że przyszłaś…

- Tsaaa… - odpowiedziałam, ale nawet Livia spojrzała ze zdziwieniem na mój strój – Przyniosłam misia - zwróciłam się do kobiety z wielkim brzuchem, która musiała być Beą.

- Och dziękuję…. Kiro – wstała ze sztucznym uśmiechem i podeszła do mnie na bezpieczną odległość. Wyciągnęłyśmy mocno ramiona przekazując sobie torbę z pluszakiem, po czym nastąpiła niezręczna cisza.

- Siadaj Kiro – powiedział Livia łapiąc mnie za rękę. Przysiadłam jak na szpilkach na rogu kanapy, a Cindy która oczywiście była obecna mierzyła mnie zniesmaczonym spojrzeniem.

- Jak ci się żyje w Stanach, Kiro? – spytała z przekąsem jakaś blondynka. – Jest inaczej niż w Rosji, prawda?

- Tak. Zdecydowanie – odparłam marząc o tym, aby przestały się do mnie odzywać tylko wróciły do plotkowania.

- A jak twój brat? Znalazł już sobie zastępstwo za Livię? – spytała kolejna obca baba, a ja przymknęłam powieki.

Chyba nigdy nie pozbędę się tematu Antona z mojego życia. Anton to, Anton tamto. Każdy był go ciekawy, każdy chciał go poznać, każdy pytał mnie o niego lub zwierzał się z zauroczenia jego osobą, a ja… Miałam dość.

- Nie, chyba nie.

- Ponoć jest nieprzyzwoity – zaśmiała się trzecia -  W sensie nieprzyzwoicie przystojny – poprawiła się chichotając dwuznacznie.

- Nieprzyzwoity też – westchnęłam, a dziewczyny spojrzały na mnie z zainteresowaniem. – Tak tylko powiedziałam. Jak wszyscy mężczyźni, nieprawdaż?

- Tak, niby tak… Ale słyszałam o was plotki – kolejna z tych harpii zasłoniła usta dłonią, chichocząc wymownie – To okropne, że ludzie wymyślają takie rzeczy…

- Jakie rzeczy? - spytała Livia mrużąc oczy.

- Och no wiesz… Że Kira i on… - odparła szatynka i znowu się zaśmiały, a ja miałam ochotę komuś przywalić.

- Że co? – wtrąciła się kolejna, wyraźnie podekscytowana niewtajemniczona, przegryzając niskokaloryczną przekąskę.

- Że łączyło was coś więcej… - wypaliła do mnie Cindy - Jesteście do siebie tak bardzo niepodobni, jakbyście byli innej rasy, aż dziw że to twój brat…

Innej rasy. W sumie nawet się nie pomyliła.

- Jak on wygląda? – niewtajemniczona najwyraźniej zamierzała mnie wykończyć.

- Blondyn, niebieskooki. Ale to trzeba zobaczyć, kochana, słowami się go nie opisze – zaśmiała się szatynka wachlując się wymownie dłonią, a pozostałe dziewczyny zawtórowały jej ochoczo.

- Przestańcie – przerwała im wyraźnie zniesmaczona Livia - Jak możecie mówić coś takiego o Kirze i jej bracie? – spytała  poważnym tonem, gromiąc je wzrokiem.

- My tylko mówimy o tym, że to obrzydliwe plotki!  - żachnęła się Cindy.

- Faktycznie obrzydliwe, więc nie rozumiem jak możecie je powtarzać – Livia złapała mnie za rękę patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem, a ja milczałam.

- Przepraszamy Kiro, chodziło nam właśnie o to, że ludzie są tacy podli wymyślając takie rzeczy…

- Tu się zgodzę. Ludzie faktycznie są podli – westchnęłam zerkając na zegarek.

- Zgadzam się. Zmieńmy temat – westchnęła Livia - Bea właśnie opowiadała nam jak urządziła pokoik dla małego Franka.

- Tak jest cudowny… Dodatki sprowadziłam aż z Francji…

I zaczęła się dyskusja o rodzajach pościeli, stopniu twardości materacyka, umocowaniu przewijaka, najlepszych pampersach i mlekach, a potem gładko przeszły na temat porodu -  w której klinice, jaki lekarz, poród w wannie czy na łóżku i tak dalej…

Po niecałej godzinie tego koszmaru stwierdziłam, że nie wytrzymam ani chwili dłużej i już miałam się zbierać do wyjścia, kiedy usłyszałyśmy pieprzone strzały. Na początku myślałam, że to tylko omamy słuchowe po całej godzinie wysłuchiwania tych bzdetów, ale kiedy kobiety zaczęły wrzeszczeć patrząc na siebie w przerażeniu natychmiast porzuciłam tę myśl.

- Na ziemię – warknęłam, a wszystkie padły płasko na podłogę podczas gdy ja przedostałam się do okna. Ochroniarze leżeli martwi na trawniku, a kilkunastu zamaskowanych mężczyzn właśnie rozpieprzało jednych z ostatnich ludzi Castarisa. W tym samym czasie usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi i wchodzi do środka, więc odwróciłam się w stronę intruza. Widząc, że to jeden z napastników rzuciłam w jego stronę moim shuriken, który wbił mu się w głowę. Facet padł martwy na podłogę w akompaniamencie kobiecych pisków i wrzasków. Zaraz za nim wpadło do środka dwóch kolejnych, więc złapałam za dwa kunai rzucając w ich kierunku po czym chwyciłam Abla i skoczyłam na nich wbijając go w pierś kolejnego dupka, którego złapałam za ubranie i wciągnęłam do środka zatrzaskując za nim drzwi.

Zamknęłam je na zamek i spojrzałam na wrzeszczące, spanikowane kobiety.

- Wstawajcie i na górę! – krzyknęłam -  To zasadzka, zapieprzajcie na górę – powtórzyłam widząc ich zapłakane, przerażone i zdezorientowane twarze.

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że zamknięte drzwi nie powstrzymają napastników na długo ale wystarczyło kilka chwil, abym zdążyła gdzieś schować dziewczyny.

- Bea, macie kuloodporne okna?

- Tak - zapłakała łapiąc się za brzuch, a ja dobiegłam do niej aby pomóc jej wstać.

- Szybko – ponagliłam je, aby biegły na piętro – Gdzie możecie się schować? Zabiję ich wszystkich, ale potrzebuję na to trochę czasu, a nie ręczę, że któryś z nich nie będzie próbował się do was przedostać...

- Gabinet Brandona jest najlepiej zabezpieczony… - zachlipała Bea.

- Okej zamknijcie się tam i spróbujcie poinformować mężczyzn o tym co się tu dzieje… – odparłam odprowadzając je na górę – I choćby nie wiem co nie otwierajcie drzwi.

- A co z tobą? – krzyknęła Livia łapiąc mnie za rękę, a ja w tym czasie usłyszałam że napastnicy właśnie przedostali się do domu.

- Jak mówiłam, zabiję ich wszystkich – wyciągnęłam Caina łapiąc go w drugą rękę i wytarłam zakrwawiony policzek, po czym złapałam za kolejny z moich noży i wręczyłam go Livii – Jeśli któryś z nich się do was dostanie nie miej litości, zrób to tak jak cię uczyłam, wbij mu go prosto w serce – dałam Livii nóż i wepchnęłam ją do gabinetu za pozostałymi dziewczynami. Faktycznie był dobrze zabezpieczony, drzwi były kuloodporne, więc te dupki będą potrzebowały kolejnych minut na ich usunięcie. Zatrzasnęłam je i uśmiechnęłam do siebie, kiedy usłyszałam przekręcany zamek.

Zeskoczyłam ze schodów chowając się za obeliskiem, ponieważ napastnicy oczywiście mieli pieprzone pistolety.

- Kurwa Katana na jebanym baby shower!? Miało jej tu nie być, miała być z mężem tam gdzie wszyscy! – wrzasnął jakiś facet, a ja wyciągnęłam kolejną gwiazdkę shuriken i rzuciłam nią w jego łeb patrząc z satysfakcją jak pada martwy na podłogę. Chcieli zabić kobiety, być może część z nich porwać... Dowiedzieli się o tym niedorzecznym przyjęciu, o tym że będą mieli wszytskie żony, córki i siostry swoich wrogów na raz w jednym miejscu. Wiedzieli też że nie będzie miał ich kto obronić, ponieważ mężczyźni byli na spotkaniu, a kilku ochroniarzy którzy zupełnie nie spodziewali się ataku nie stanowiło dla nich problemu.

Najwyraźniej Castaris miał w swoich oddziałach wyjątkowo paskudnego szczura.

Szczura, który nie tylko zdradził i poinformował wrogów o spotkaniu, ale też wpuścił ich na terem posiadłości Brandona, która była strzeżoną fortecą. Musiał być to ktoś zaufany, ktoś z bliskiego kręgu.

Jednak w tym momencie nie był to mój problem. Teraz musiałam skupić się na walce, więc odetchnęłam z ulgą. To było coś co kochałam, coś co znałam, coś czym żyłam i oddychałam przez tak wiele lat. W tym jednym czułam się pewnie. I zamierzałam to wykorzystać.

Siłą rzeczy przypomniałam sobie rzeź, którą zgotował niewinnym rodzinom Santoro i tamtą koszmarną noc.

Dzisiaj jednak nie byłam małą dziewczynką bezbronną w obliczu śmierci.

Dzisiaj to ja byłam śmiercią.

Tchórze i mordercy. Mordercy bezbronnych kobiet i nienarodzonych dzieci. Jebane świnie, wobec których nie miałam nawet namiastki współczucia.

- Wyłaź głupia suko i tak nie zabijesz nasz wszystkich. Mamy pistolety, a ty tylko te głupie, żałosne noże… Nie bądź śmieszna…

- Nie lubię, kiedy ktoś nazywa mnie suką – zaśmiałam się cicho po czym wypadłam z mojej kryjówki robiąc uniki przed pociskami. Dwa z moich kunai poleciały prosto w głowę i klatkę piersiową dwóch napastników, a ja dopadłam do kolejnego podrzynając mu gardło. Kilku z nich zaczęło biec na górę więc rzuciłam w ich stronę shuriken, ale nie wiedziałam czy moim nożom udało się dotrzeć do celu ponieważ właśnie zrobiłam sobie tarczę z ciała zarżniętego dupka ruszając z Ablem na moich wrogów, aby załatwić to jak najszybciej.

Musiałam pobiec za tymi, którzy próbowali przedostać się do dziewczyn, wiec wbiłam Abla w czyjeś udo, zrobiłam unik i przebiłam czyjąś głowę Cainem, kolejny unik, kolejne dźgnięcie nożem. Poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę, więc złapałam jego dłoń i złamałam na pół ramię, poczułam jak ktoś uderza mnie w twarz, a  krew moja i moich wrogów oblepia moje usta, ale nie miałam czasu, one nie miały czasu… Moje noże wykonywały kolejne pchnięcia, przecinały kolejne ciała, wylewały na mnie kolejne strumienie krwi, mimo że jeden z napastników najprawdopodobniej przestawił mi szczękę, inny chyba połamał moje żebra, a kolejny złapał mnie za włosy i próbował skręcić mi kark, więc wywinęłam się wbijając mu Abla w czaszkę i rzuciłam kolejnymi kunai. Zostały mi jeszcze dwie gwiazdki.

Jak wielu ich do cholery było?

Rozejrzałam się po pomieszczeniu wycierając krew z oczu i zobaczyłam, że wszyscy oprócz tych którzy pobiegli na górę nie żyją, ale wtedy poczułam jak pocisk przebija moje udo, więc wrzasnęłam głośno łapiąc się za nogę.

Pierdolone pistolety! Och, jak ja ich nienawidzę!

Dupek, który mnie postrzelił leżał na podłodze w kałuży własnej krwi.

- I tak zdechniesz głupia kurwo … Tak jak one wszystkie – uśmiechnął się podle, więc dokuśtykałam do niego wbijając mój nóż w jego pierś, a potem zaczęłam biec na górę na tyle szybko, na ile pozwalała mi na to przestrzelona noga. Trzech z nich właśnie przedostawało się do gabinetu, więc zjawiłam się w ostatniej chwili. Drzwi otworzyły się z impetem w akompaniamencie kobiecych wrzasków, więc skoczyłam na jednego z mężczyzn przebijając go swoim nożem w tym samym czasie rzucając shuriken w głowę kolejnego. Trzeci złapał mnie w talii i rzucił mną o podłogę zaciskając łapska na mojej szyi, walczyłam pod nim ale ślizgałam się w swojej krwi i dosłownie wszystko mnie bolało. Moje popękane żebra, moja przestawiona szczęka i postrzelona noga, nie byłam też pewna czy nie skręciłam ręki, ale wrzasnęłam uderzając skurwiela kolanem w brzuch jednak jego łapy zaciskały się coraz mocniej, miażdżąc mi tchawice do momentu aż spojrzał na mnie nieprzytomnym wzorkiem i padł martwy prosto na moje ciało. Zrzuciłam z siebie jego ciężar i spojrzałam na Livię stojącą nade mną z zakrwawionym nożem w dłoni.

- Dobra robota – wyrzęziłam wstając na nogi – Schowajcie się, chyba jest czysto, ale nie jestem pewna. Muszę to sprawdzić.

- Kira, ty… Nie dasz już rady – zapłakała Livia.

- Zabiłaś ich wszystkich? – spytała inna dziewczyna.

- Nie wiem kurwa, wypieprzajcie do innego pokoju i zamknijcie się na klucz, idę to sprawdzić.

- Ale ty krwawisz! – wrzasnęła Livia.

- Zauważyłam do cholery, ale krwawiłam już mocniej. Idźcie! – krzyknęłam, a one pobiegły do sypialni zamykając się na klucz, więc znów, gdy tylko usłyszałam odgłos przekręcanego zamka, zbiegłam na dół, ale powoli robiło mi się słabo od ilości krwi, która wylewała się z mojej nogi. Wtedy w drzwiach do domu pojawił się kolejny mężczyzna, więc podniosłam rękę z nożem i wyjęłam kunai gotowa na dalszą walkę, ale kiedy zobaczyłam Leo dosłownie westchnęłam z ulgi. Wpadł do domu rozglądając się po trupach leżących na podłodze, a po chwili jego wielkie oczy skupiły się na mnie.

- Kira – krzyknął i podbiegł do mnie łapiąc w ramiona. – Kira… - odsunął mnie od siebie patrząc na moją twarz i ciało, więc oparłam się na nim oddychając ciężko.

- One są na górze… - powinien do nich iść, ale jedynie pokręcił głową i przytulił mnie mocniej.

- Kira… – usłyszałam głos Antona i zawsze to właśnie w takich sytuacjach przynosił mi on największą ulgę. Tony nie raz uratował mi życie, był silny, mogłam na niego liczyć. Czułam to kiedyś i o dziwo tym razem było tak samo.

- Anton, idź na górę. Są w sypialni. Jedna jest  w ciąży, zajmij się tym, sprawdź czy są bezpieczne… - powiedziałam mu, a on jedynie przytaknął i pobiegł na piętro.

Wiele mogłam powiedzieć o Antonie, ale wiedziałam że z nim one naprawdę będą bezpieczne. Owszem lubił dominować i traktować brutalnie kobiety, ale tylko w sypialni, ponad to większość z nich sama tego chciała – przynajmniej na początku. Na polu walki Anton był bezlitosny tylko dla mężczyzn, ponad to miał słabość do dzieci i nigdy nie zabił kobiety, to była jego zasada, od której wyjątkiem miała być jedynie Alyssa.

- Kira,  kochanie wykrwawiasz się, kurwa dzwońcie po karetkę! – krzyknął Leo patrząc na mnie z uczuciem i przerażaniem. Ależ lubiłam jego oczy. Można by powiedzieć, że je kochałam. Ale najbardziej kochałam jego uśmiech. Był olśniewający.

Absolutnie olśniewający dupek.

- Nic mi nie jest – odparłam, ale wtedy podążyłam za jego zaniepokojonym spojrzeniem i  zobaczyłam, że coś wystaje z mojego brzucha. Odsunęłam się od Leo łapiąc za ostrą końcówkę palcami. Wyciągnęłam ostrze i zaśmiałam się głośno widząc, że to mój shuriken. Jak to możliwe? Któryś z nich musiał złapać mój nóż i wbić mi go w brzuch… Kiedy? Nie miałam pojęcia, nie zarejestrowałam tego i tak wszystko mnie bolało, a adrenalina z reguły mocno znieczula. Znowu się zaśmiałam patrząc na zakrwawioną gwiazdkę, poczułam jak Leo łapie mnie za brzuch i próbuje zatamować krwawienie -  To mój nóż – powiedziałam do niego, a przez myśl przeszło mi że to lepiej, że wolę umrzeć od noża niż pieprzonego pistoletu, po czym zapadłam w ciemność.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro