Rozdział 31
Kira
Leo znalazł mi zajęcie. Co prawda nie szalałam z radości chodząc z nim na nudne spotkania, ale on twierdził że moja obecność bardzo pomaga mu w negocjacjach, więc zabierał mnie ze sobą a ja starałam się robić wrażenie jakbym wcale nie umierała z nudów, ponieważ robiąc to mój mąż pokazał mi i swoim ludziom jak bardzo mi ufa i jak bardzo liczy się z moim zdaniem. Starałam się więc to docenić. Ponad to po tym, kiedy wrócił z rozharatanym brzuchem naprawdę czułam się bezpieczniej chodząc razem z nim. Zależało mi na moim mężu bardziej niż umiałam przyznać przed samą sobą, a na myśl że mogłoby spotkać go coś podobnego do tego co stało się moim rodzicom dostawałam uderzeń gorąca.
W między czasie mogłam powoli badać teren i robić rozeznanie w sprawie ludzi którzy zabili moich rodziców. Stwierdziłam że z oczywistych przyczyn najtrudniej będzie dorwać Santoro, ale Moretti, Ferrara i Caruso byli znacznie łatwiejszymi celami. Wykonywali brudną robotę dla tego zwyrodnialca – Lugiego i to zazwyczaj od razu w komplecie. To było aż nazbyt proste – wystarczyło ich śledzić, kiedy udawali się na zlecenie, i pozbyć się wszystkich naraz pozorując wypadek przy pracy.
Trzech morderców kobiet, dzieci i niewinnych ludzi. Trzech tchórzy, których pozbędę się za jednym zamachem – i świat stanie się lepszy.
Santoro musiał poczekać na swoją kolej.
Jednak aby nie działać zbyt pochopnie ja też musiałam czekać, ale z natury byłam dość cierpliwa. W granicach rozsądku – oczywiście.
Tak więc czekałam.
Czasami, kiedy Leo miał luźniejszy dzień zostawałam z Livią ucząc ją nowych rzeczy i radziła sobie coraz lepiej, chociaż nie sądziłam aby prędko osiągnęła poziom, dzięki któremu będzie mogła poradzić sobie z prawdziwym napastnikiem.
Tego dnia starałam się nauczyć ją nowych chwytów z samoobrony, ale jej delikatne drobne dłonie nie radziły sobie najlepiej w starciach z moimi ramionami i kopnięciami.
Po kilku godzinach usiadłyśmy tak jak zawsze na podłodze w sali i piłyśmy wodę.
- Kiro, wiesz że jutro jest baby shower Bei? Jest już w ósmym miesiącu… Urodzi chłopczyka.
- Yhym…
- Przyjdziesz?
- Chyba sobie odpuszczę. Potwornie nie lubię takich przyjęć…
- Proszę… - dotknęła mojej ręki – Będzie fajnie, obiecuję…
- Jutro idę z twoim bratem i pozostałymi facetami na jakieś mega ważne spotkanie – odparłam z ulgą przypominając sobie o tym fakcie. To faktycznie miało być ważne, więc miałam idealną wymówkę.
- Co to za spotkanie?
- Nie wiem, ale będą na nim prawie wszyscy, także sama rozumiesz…
- Rozumiem…
- Ale może następnym razem? – dodałam ze sztucznym uśmiechem.
- Tak, może – Livia odwzajemniła uśmiech i spojrzała na swoje palce. - Kiro, ja… Przepraszam za to co mówiłam wtedy na balkonie podczas wesela Soterii i Akiego. Zachowałam się nieodpowiednio. Ale twój brat… Działa na mnie trochę ogłupiająco. Nie bardzo umiem się przy nim kontrolować.
- Rozumiem. Działa tak na większość kobiet, i pewnie na całkiem sporą część mężczyzn – zaśmiałam się, a Livia popatrzyła na mnie zaskoczona.
- On… Lubi też mężczyzn?
- Co? Nie, nie o to chodziło. Tak tylko powiedziałam. Anton podoba się ludziom. Ale dobrze, że sobie go odpuściłaś.
- Tak… Znaczy, tak będzie lepiej prawda? Zresztą… Co to zmieni jeśli powiem, że wolałabym Antona? I tak nie mogę z nim być, więc co to za różnica że o nim myślę. I tak nie jest dla mnie - wzruszyła ramionami mrugając nieco zbyt szybko.
- Kiedy zaręczyny z Cassianem? – spytałam chociaż jej smutek trochę mi się udzielił.
Ona chyba naprawdę lubiła Tonego. A co jeśli… Zrobiłaby dla niego to samo co Leo zrobił dla mnie?
Kiedy nie wierzyłam w miłość i wolałam nie kochać - jakoś tego nie widziałam, ale… Z jakiegoś powodu teraz też czułam zawód, że nie będą mieli szansy spróbować.
Choć może faktycznie tak było lepiej.
Nie wiem czy dla niego, ale może dla niej?
- Podobno w przyszłym miesiącu – odpowiedziała siląc się na uśmiech.
- To dobry wybór…
- Szkoda tylko że nie mój, ale będę bezpieczna, prawda?
- Tak. O to możesz być spokojna – odparłam odchrząkując i biorąc kolejnego łyka wody.
- Tak, na pewno…
Kiedy zobaczyłam jej śliczną, smutną i zawiedzioną twarz pomyślałam sobie że tak, faktycznie może być spokojna…. Tylko czy będzie szczęśliwa?
***
Założyłam swój kombinezon bojowy przeglądając się w lustrze. Lubiłam sposób w jaki materiał szczelnie opinał moje ciało, niczym druga skóra. Był wytrzymały i chronił mnie przed napastnikiem, byłam w nim zdecydowanie bardziej bezpieczna niż w zwykłych ciuchach, co prawda nie działał jak kamizelka kuloodporna ale niemal – nie powstrzymałby wystrzelonej kuli ale zniwelowałby jej uderzenie, a był tak wygodny że czułam się jakbym nie miała na sobie dosłownie nic.
Wsadziłam swoje noże w opaskę na udzie ruszając do wyjścia. Leo stał w salonie ubrany w elegancki garnitur i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
- Wyglądasz pięknie… – powiedział – Ale myślałem, że założysz coś co będzie sugerowało, że jesteśmy nastawieni nieco bardziej… Pokojowo.
- Takie spotkanie często kończą się niezłą rzezią – poruszałam brwiami, a Leo lekko się skrzywił - Więc muszę być gotowa na wszystko, skoro robię za twojego osobistego ochroniarza… - podeszłam do niego kręcąc biodrami.
- Nie. Nie ochroniarza. Jesteś moją wspólniczką…
- Doprawdy? – spytałam widząc jak jego oczy wędrują po moim ciele. Położyłam dłoń na jego piersi, a potem zsunęłam ją niżej. Znacznie niżej. – W takich sytuacjach wolę czuć się bezpieczna i przygotowana. Tak na wszelki wypadek. Jesteś mi w końcu bardzo potrzebny – wymruczałam do jego ucha, a on położył dłoń na moich plecach.
- Do czego? – uśmiechnął się ale czułam jak bardzo mnie pragnie, więc pomasowałam go przez materiał spodni.
- Do zaspakajania moich potrzeb. Między innymi. A po wszystkim pozwolę ci spełnić twoją fantazję z naszego pierwszego spotkania – mrugnęłam do niego, a on jęknął w proteście kiedy przestałam go dotykać i odsunęłam się ruszając do wyjścia.
Auto już na nas czekało, więc weszliśmy do niego i zobaczyliśmy Akirę i Erika Vaiarii, którzy siedzieli ramię w ramię na jednym z siedzeń.
- Kiro, wyglądasz obłędnie – Erik rozsiadł się wygodnie rozstawiając szeroko nogi.
- Zgadzam się – dodał Aki, a ja uśmiechnęłam się do niego przelotnie.
- Zapowiada się potwornie nudne spotkanie, aż mnie skręca na samą myśl o tych wszystkich kazaniach… - westchnął młodszy z braci.
- Kazaniach? – spytałam nie wiedząc co ma na myśli.
- No… Sam nasz ojciec ma przygotowane jakieś dwugodzinne kazanie – odpowiedział z przerażoną miną.
- Myślałam, że to spotkanie w interesach…
- Nie. To spotkanie polityczne całej naszej familii. Jeśli myślisz, że przydadzą ci się dzisiaj twoje noże Kiro, to nie licz na to – zaśmiał się cicho Aki – Nikt nie odważy się nas tknąć. Z moim ojcem przyjechało pół armii. Spokojnie…
- Masakra – skrzywił się Erik - No ale w końcu mają być wszyscy, więc trzeba to jakoś przeżyć. Zjawi się nawet twój ojciec i brat – dodał, a ja cała zesztywniałam.
Że co?
- Jak to?
- Normalnie… Ildar i Anton przyjechali wczoraj wieczorem. To najważniejsze spotkanie w tym roku. Jak wszyscy to wszyscy, no nie? – odparł Erik targając swoje brązowe, przydługie włosy.
- O cholera jaka szkoda, że ja jadę na baby shower – wypaliłam patrząc wymownie na Leo. Wolałam przejść po rozżalonych węglach i być przytapiana w smole niż spotkać się z Antonem.
- Na baby… shower? - powtórzył po mnie Leo, a Aki i Erik zlustrowali moje ciało z konsternacją.
- Tak. Do Bei. Z Livią. Przecież ci mówiłam…
- Och… Okej?
- Nie będę ci potrzebna?
- Nie, przynajmniej nie jakoś bardzo. Oni mają rację, będzie potwornie długo i potwornie nudno, więc spokojnie możesz iść na baby shower… Ale w tym?
- Tak. Lubię ten strój. Jest bardzo wygodny – odrzekłam jak gdyby nigdy nic zakładając nogę na nogę i poprawiłam włosy.
- Chcesz podjechać, aby kupić coś dla dziecka? – spytał Leo uśmiechając się lekko.
- Jakiego dziecka?
- Bei. Idziesz na baby shower…
- Aaa tak . Tego dziecka. Jasne… - cholera, byłam w dupie. Co kupuje się dzieciom na takie okazje?! Przecież ono się jeszcze nawet nie urodziło!
- Spokojnie zadzwonię do Mario, aby kupił coś po drodze i spotkamy się za piętnaście minut pod domem Bei, okej?
- Genialne – odparłam biorąc głęboki oddech. Aki, Erik i Leo zaczęli rozmawiać a ja zastanawiałam się co do cholery wprawiam?! Może jednak spotkanie z Antonem i mierzenie się z nim na spojrzenia podczas wielogodzinnych kazań byłoby mniej traumatyczne niż to koszmarne przyjęcie. I to jeszcze w tym stroju?!
Jednak nim zdążyłam to przemyśleć minęliśmy masywne ogrodzenie i zaparkowaliśmy pod domem Bei, a Leo wyszedł ze mną aby odprowadzić mnie do wejścia.
- Jesteś pewna? – zaśmiał się, zerkając na mnie z rozbawieniem.
- To nie jest śmieszne i nie, nie jestem pewna. Ale najwyżej po niecałej godzinie wrócę do domu…
- To przez Antona? – spytał.
- Nie chcę go widzieć – na sam dźwięk jego imienia robiło mi się dziwnie.
- Okej… Zostają z wami ochroniarze, będą stali pod domem. Jeśli będziesz chciała któryś z nich odwiezie cię do domu, okej?
- Jasne – powiedziałam biorąc od poczciwego Mario wielką torbę z misiem.
- Baw się dobrze - Leo mrugnął do mnie całując w usta, po czym ruszył z szerokim uśmiechem do auta, a ja wzięłam głęboki oddech udając się na cholerny baby shower.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro