Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31

Kira

Leo znalazł mi zajęcie. Co prawda nie szalałam z radości chodząc z nim na nudne spotkania, ale on twierdził że moja obecność bardzo pomaga mu w negocjacjach, więc zabierał mnie ze sobą a ja starałam się robić wrażenie jakbym wcale nie umierała z nudów, ponieważ robiąc to mój mąż pokazał mi i swoim ludziom jak bardzo mi ufa i jak bardzo liczy się z moim zdaniem. Starałam się więc to docenić. Ponad to po tym, kiedy wrócił z rozharatanym brzuchem naprawdę czułam się bezpieczniej chodząc razem z nim. Zależało mi na moim mężu bardziej niż umiałam przyznać przed samą sobą, a na myśl że mogłoby spotkać go coś podobnego do tego co stało się moim rodzicom dostawałam uderzeń gorąca.

W między czasie mogłam powoli badać teren i robić rozeznanie w sprawie ludzi którzy zabili moich rodziców. Stwierdziłam że z oczywistych przyczyn najtrudniej będzie dorwać Santoro, ale Moretti, Ferrara i Caruso byli znacznie łatwiejszymi celami. Wykonywali brudną robotę dla tego zwyrodnialca – Lugiego i to zazwyczaj od razu w komplecie. To było aż nazbyt proste – wystarczyło ich śledzić, kiedy udawali się na zlecenie, i pozbyć się wszystkich naraz pozorując wypadek przy pracy.

Trzech morderców kobiet, dzieci i niewinnych ludzi. Trzech tchórzy, których pozbędę się za jednym zamachem – i świat stanie się lepszy.

Santoro musiał poczekać na swoją kolej.

Jednak aby nie działać zbyt pochopnie ja też musiałam czekać, ale z natury byłam dość cierpliwa. W granicach rozsądku – oczywiście.

Tak więc czekałam.

Czasami, kiedy Leo miał luźniejszy dzień zostawałam z Livią ucząc ją nowych rzeczy i radziła sobie coraz lepiej, chociaż nie sądziłam aby prędko osiągnęła poziom, dzięki któremu będzie mogła poradzić sobie z prawdziwym napastnikiem.

Tego dnia starałam się nauczyć ją nowych chwytów z samoobrony, ale jej delikatne drobne dłonie nie radziły sobie najlepiej w starciach z moimi ramionami i kopnięciami.

Po kilku godzinach usiadłyśmy tak jak zawsze na podłodze w sali i piłyśmy wodę.

- Kiro, wiesz że jutro jest baby shower Bei? Jest już w ósmym miesiącu… Urodzi chłopczyka.

- Yhym…

- Przyjdziesz?

- Chyba sobie odpuszczę. Potwornie nie lubię takich przyjęć…

- Proszę… - dotknęła mojej ręki – Będzie fajnie, obiecuję…

- Jutro idę z twoim bratem i pozostałymi facetami na jakieś mega ważne spotkanie – odparłam z ulgą przypominając sobie o tym fakcie. To faktycznie miało być ważne, więc miałam idealną wymówkę.

- Co to za spotkanie?

- Nie wiem, ale będą na nim prawie wszyscy, także sama rozumiesz…

- Rozumiem…

- Ale może następnym razem? – dodałam ze sztucznym uśmiechem.

- Tak, może – Livia odwzajemniła uśmiech i spojrzała na swoje palce. -  Kiro, ja… Przepraszam za to co mówiłam wtedy na balkonie podczas wesela Soterii i Akiego. Zachowałam się nieodpowiednio. Ale twój brat… Działa na mnie trochę ogłupiająco. Nie bardzo umiem się przy nim kontrolować.

- Rozumiem. Działa tak na większość kobiet, i pewnie na całkiem sporą część mężczyzn – zaśmiałam się, a Livia popatrzyła na mnie zaskoczona.

- On… Lubi też mężczyzn?

- Co? Nie, nie o to chodziło. Tak tylko powiedziałam.  Anton podoba się ludziom. Ale dobrze, że sobie go odpuściłaś.

- Tak… Znaczy, tak będzie lepiej prawda? Zresztą… Co to zmieni jeśli powiem, że wolałabym Antona? I tak nie mogę z nim być, więc co to za różnica że o nim myślę. I tak nie jest dla mnie -  wzruszyła ramionami mrugając nieco zbyt szybko.

- Kiedy zaręczyny  z Cassianem? – spytałam chociaż jej smutek trochę mi się udzielił.

Ona chyba naprawdę lubiła Tonego. A co jeśli… Zrobiłaby dla niego to samo co Leo zrobił dla mnie?

Kiedy nie wierzyłam w miłość i wolałam nie kochać - jakoś tego nie widziałam, ale… Z jakiegoś powodu teraz też czułam zawód, że nie będą mieli szansy spróbować.

Choć może faktycznie tak było lepiej.

Nie wiem czy dla niego, ale może dla niej?

- Podobno w przyszłym miesiącu – odpowiedziała siląc się na uśmiech.

- To dobry wybór…

- Szkoda tylko że nie mój, ale będę bezpieczna, prawda?

- Tak. O to możesz być spokojna – odparłam odchrząkując i biorąc kolejnego łyka wody.

- Tak, na pewno…

Kiedy zobaczyłam jej śliczną, smutną i zawiedzioną twarz pomyślałam sobie że tak, faktycznie może być spokojna…. Tylko czy będzie szczęśliwa?

***

Założyłam swój kombinezon bojowy przeglądając się w lustrze. Lubiłam sposób w jaki materiał szczelnie opinał moje ciało, niczym druga skóra. Był wytrzymały i chronił mnie przed napastnikiem, byłam w nim zdecydowanie bardziej bezpieczna niż w zwykłych ciuchach, co prawda nie działał jak kamizelka kuloodporna ale niemal – nie powstrzymałby wystrzelonej kuli ale zniwelowałby jej uderzenie, a był tak wygodny że czułam się jakbym nie miała na sobie dosłownie nic.

Wsadziłam swoje noże w opaskę na udzie ruszając do wyjścia. Leo stał w  salonie ubrany w elegancki garnitur i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

- Wyglądasz pięknie… – powiedział – Ale myślałem, że założysz coś co będzie sugerowało, że jesteśmy nastawieni nieco bardziej… Pokojowo.

- Takie spotkanie często kończą się niezłą rzezią – poruszałam brwiami, a Leo lekko się skrzywił -  Więc muszę być gotowa na wszystko, skoro robię za twojego osobistego ochroniarza… - podeszłam do niego kręcąc biodrami.

- Nie. Nie ochroniarza. Jesteś moją wspólniczką…

- Doprawdy? – spytałam widząc jak jego oczy wędrują po moim ciele. Położyłam dłoń na jego piersi, a potem zsunęłam ją niżej. Znacznie niżej. – W takich sytuacjach wolę czuć się bezpieczna i przygotowana. Tak na wszelki wypadek. Jesteś mi  w końcu bardzo potrzebny – wymruczałam do jego ucha, a on położył dłoń na moich plecach.

- Do czego? – uśmiechnął się ale czułam jak bardzo mnie pragnie, więc pomasowałam go przez materiał spodni.

- Do zaspakajania moich potrzeb. Między innymi. A po wszystkim pozwolę ci spełnić twoją fantazję z naszego pierwszego spotkania – mrugnęłam do niego, a on jęknął w proteście kiedy przestałam go dotykać i odsunęłam się ruszając do wyjścia.

Auto już na nas czekało, więc weszliśmy do niego i zobaczyliśmy Akirę i Erika Vaiarii, którzy siedzieli ramię w ramię na jednym z siedzeń.

- Kiro, wyglądasz obłędnie – Erik rozsiadł się wygodnie rozstawiając szeroko nogi.

- Zgadzam się – dodał Aki, a ja uśmiechnęłam się do niego przelotnie.

- Zapowiada się potwornie nudne spotkanie, aż mnie skręca na samą myśl o tych wszystkich kazaniach… - westchnął młodszy z braci.

- Kazaniach? – spytałam nie wiedząc co ma na myśli.

- No… Sam nasz ojciec ma przygotowane jakieś dwugodzinne kazanie – odpowiedział z przerażoną miną.

- Myślałam, że to spotkanie w interesach…

- Nie. To spotkanie polityczne całej naszej familii. Jeśli myślisz, że przydadzą ci się dzisiaj twoje noże Kiro, to nie licz na to – zaśmiał się cicho Aki – Nikt nie odważy się nas tknąć. Z moim ojcem przyjechało pół armii. Spokojnie…

- Masakra – skrzywił się Erik - No ale w końcu mają być wszyscy, więc trzeba to jakoś przeżyć. Zjawi się nawet twój ojciec i brat – dodał, a ja cała zesztywniałam.

Że co?

- Jak to?

- Normalnie… Ildar i Anton przyjechali wczoraj wieczorem. To najważniejsze spotkanie w tym roku. Jak wszyscy to wszyscy, no nie? – odparł Erik targając swoje brązowe, przydługie włosy.

- O cholera jaka szkoda, że ja jadę na baby shower – wypaliłam patrząc wymownie na Leo. Wolałam przejść po rozżalonych węglach i być przytapiana w smole niż spotkać się z Antonem.

- Na baby… shower?  - powtórzył po mnie Leo, a Aki i Erik zlustrowali moje ciało z konsternacją.

- Tak. Do Bei. Z Livią. Przecież ci mówiłam…

- Och… Okej?

- Nie będę ci potrzebna?

- Nie, przynajmniej nie jakoś bardzo. Oni mają rację, będzie potwornie długo i potwornie nudno, więc spokojnie możesz iść na baby shower… Ale w tym?

- Tak. Lubię ten strój. Jest bardzo wygodny – odrzekłam jak gdyby nigdy nic  zakładając nogę na nogę i poprawiłam włosy.

- Chcesz podjechać, aby kupić coś dla dziecka? – spytał Leo uśmiechając się lekko.

- Jakiego dziecka?

- Bei. Idziesz na baby shower…

- Aaa tak . Tego dziecka. Jasne… - cholera, byłam w dupie. Co kupuje się dzieciom na takie okazje?! Przecież ono się jeszcze nawet nie urodziło!

- Spokojnie zadzwonię do Mario, aby kupił coś po drodze i spotkamy się za piętnaście minut pod domem Bei, okej?

- Genialne – odparłam biorąc głęboki oddech. Aki, Erik i Leo zaczęli rozmawiać a ja zastanawiałam się co do cholery wprawiam?! Może jednak spotkanie z Antonem i mierzenie się z nim na spojrzenia podczas wielogodzinnych kazań byłoby mniej traumatyczne niż to koszmarne przyjęcie. I to jeszcze  w tym stroju?!

Jednak nim zdążyłam to przemyśleć minęliśmy masywne ogrodzenie i zaparkowaliśmy pod domem Bei, a Leo wyszedł ze mną aby odprowadzić mnie do wejścia.

- Jesteś pewna? – zaśmiał się, zerkając na mnie z rozbawieniem.

- To nie jest śmieszne i nie, nie jestem pewna. Ale najwyżej po niecałej godzinie wrócę do domu…

- To przez Antona? – spytał.

- Nie chcę go widzieć – na sam dźwięk jego imienia robiło mi się dziwnie.

- Okej… Zostają z wami ochroniarze, będą stali pod domem. Jeśli będziesz chciała któryś z nich odwiezie cię do domu, okej?

- Jasne – powiedziałam biorąc od poczciwego Mario wielką torbę z misiem.

- Baw się dobrze  - Leo mrugnął do mnie całując w usta, po czym ruszył z szerokim  uśmiechem do auta, a ja wzięłam głęboki oddech udając się na cholerny baby shower.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro