Rozdział 29
Leo
Przez następne dni Kira wracała na niedługo przede mną, ponieważ trenowała Livię, i chyba naprawdę jej się to spodobało. Tak czy inaczej potraktowała sprawę poważnie, stwierdzając że Livia musi umieć się obronić w razie gdy stanie się coś złego.
Widać było, że kiedy Kira była dzieckiem od razu weszła w świat dorosłych - rygor, treningi, dyscyplina, brak bliskich. Chłonęła mój łagodny dotyk jak gąbka, kiedy ją do tego przyzwyczaiłem.
Było nam razem zaskakująco dobrze, więc kiedy szykowaliśmy się na ślub Akiego spojrzałem na nią ubraną w piękną, czarna suknię, mocno dopasowaną do jej sylwetki.
- Wyglądasz jak bogini księżyca – podszedłem do niej i pochyliłem się całując ją w szyję.
- Ty i te twoje niecodzienne komplementy – zaśmiała się – Dziękuję, doceniam je – zerknęła w moje lustrzane odbicie i uśmiechnęła się promiennie.
- Ja… Wiem, że będzie tam Anton i chciałem o tym z tobą porozmawiać – powiedziałem, a ona obróciła się w moją stronę patrząc na mnie z uwagą. – Kira, czy… Daję ci szczęście?
Zamrugała jakby zaskoczona moim pytaniem.
- Tak… - odpowiedziała po dłuższej chwili.
- Czujesz coś do mnie?
- Oczywiście.
- To tylko pożądanie, czy coś więcej?
- Leo… Coś więcej. Jesteś moim mężem… - spuściła wzrok próbując uniknąć poważniejszej rozmowy, jak to miała w zwyczaju.
- Zakochałem się w tobie – powiedziałem wprost, więc spojrzała na mnie z konsternacją – Bardzo. Może za bardzo… Ale stało się i to chyba dobrze, skoro jestem twoim mężem, tak?
Pokiwała głową przełykając ślinę.
- Nie zniosę widoku ciebie z nim. Nie mogę na to pozwolić. Wiem, że wciąż jest ci bliski, ale nie zgodzę się na to, abyście zostali sam na sam. Nie rozmawialiśmy od tamtego incydentu o tym co was łączyło, a ty… Nigdy mi nie powiedziałaś. Chciałbym wiedzieć, o ile jesteś w stanie o tym mówić...
Popatrzyła na mnie swoimi wielkimi oczami, po czym wzięła głęboki oddech.
- Poznałam go kiedy miałam dziesięć lat. Tony miał trzynaście. Był… Inny ale ja też byłam inna. Nasze zbliżenia były gwałtowne i nieprzemyślane, właściwie nie ma o czym mówić… W moje osiemnaste urodziny dotknęliśmy się pierwszy raz w intymny sposób, wcześniej nie robiliśmy nic podobnego…
- Dlaczego to zrobiliście…? – zapytałem mając nadzieję, że otworzy się przede mną trochę bardziej.
- Byliśmy ciekawi. On miał wiele kobiet, ja nie miałam nikogo, ponieważ ojczym nigdy by na to nie pozwolił. Anton był pierwszym mężczyzną z którym pozwoliłam sobie na bliskość, ale… To zdecydowanie wypaczyło mój obraz bliskości.
Zacisnąłem zęby wyobrażając sobie po raz tysięczny jak morduję Antona Aristova w wyjątkowo brutalny sposób.
- Nie rozumiem dlaczego się na to godziłaś… - westchnąłem starając się uspokoić moje krwawe wyobrażenia, a Kira zamyśliła się jakby analizowała moje pytanie.
- Ponieważ… Myślę, że po prostu byłam w nim zadurzona. Dawno temu, na samym początku. Czasami kiedy ktoś podoba ci się za bardzo, nie myślisz o konsekwencjach. Poza tym… On nie jest zły, ale nie umie inaczej. Mówi okropne rzeczy, robi okropne rzeczy, ale… bronił mnie przed Ildarem, troszczył się o mnie. Anton to nie tylko to co widzisz na pierwszy rzut oka. To znacznie więcej… W głębi ma swoje zasady i potrafi kochać mimo, że w to nie wierzy. Umie okazać współczucie, potrafi poświecić się dla drugiej osoby, potrafi sam skazać się na ból, aby ktoś zaznał go mniej…To świadczy o tym jaki jest empatyczny i silny – powiedziała, a ja poczułem… Zazdrość. Kochała go. Mimo wszystko. I z pewnością była gotowa go bronić. Ale z tego co mówiła… Czy miałem prawo mieć jej to za złe?
- Rozumiem…
- Leo, nie kocham Antona jak mężczyznę, ale jak przyjaciela. Jak kogoś kto zrobił dla mnie naprawdę wiele przez te wszystkie lata. Nie powinniśmy nigdy dotykać się w ten sposób, to wszystko między nami popsuło.
- Ale jak to się między wami zaczęło? Ta intymna relacja?
Nie mogłem tego zrozumieć. Wcześniej wychowywali się razem, spędzali ze sobą czas od dziecka, z tego co mówiła dbali o siebie i wspierali się w trudnych chwilach. Dlaczego nagle, po tych wszystkich latach zrobili coś takiego?
Byłem zły, ponieważ Kira i tak wystarczająco wiele wycierpiała. Po co była jej ta kolejna toksyczna relacja, która sprawiła jej tyle bólu i na swój sposób odebrała resztki kontroli nad własnym życiem?
- Pewnej nocy po moich osiemnastych urodzinach mieliśmy najazd, była niezła jatka, ledwo uszliśmy z życiem i byliśmy cholernie zmęczeni. Zazwyczaj mieliśmy jeden pokój, znaczy później w okresie dorastania dostaliśmy osobne, ale często spaliśmy w tym jednym z przyzwyczajenia. Wzięłam prysznic, ale nie mogłam doczyścić krwi, więc Anton mi pomagał, ja pomogłam jemu… No wiesz dotykaliśmy się… Zrobiło się intymnie, to było dziwne, ale przyjemne więc nim się obejrzałam poczułam jak mnie całuje i przenosi na łóżko. Tam oczywiście nie mogliśmy uprawiać seksu, więc ocieraliśmy się o siebie, ale bez… - zrobiła wymowną minę, a ja przełknąłem ślinę chcąc nie chcąc wyobrażając sobie tą scenę. – ...Bez jakiejkolwiek penetracji. Powiem jeszcze tylko tyle, że na tym i na seksie oralnym się skończyło, jeśli to cię uspokoi. Wiem, że to i tak dużo, ale nie zmienię przeszłości i wolałabym nie mówić już więcej…
- Tak, zdecydowanie. Właściwie nie powinienem pytać, przepraszam – odchrząknąłem wstając z łóżka. Spokojnie, przecież sam chciałem. Wścibski głupek.
- Leo… - złapała mnie za rękę – Jeśli to ma znaczenie… Z tobą jest dużo lepiej…
Zamrugałem czując jak ciepło rozlewa się po mojej piersi.
- To ma ogromne znaczenie. I… Może my też moglibyśmy spróbować czegoś podobnego?
I może jeśli będzie robiła to ze mną przestanie się jej kojarzyć z tym podłym, wstrętnym, irytująco przystojnym, rosyjskim dupkiem.
- Jeśli chcesz… - odparła mrużąc na mnie oczy.
Położyłem dłonie na jej biodrach i zacisnąłem lekko palce.
- Dzisiaj w nocy. Ale jeśli znikniesz gdzieś z Antonem...
- Nigdzie z nim nie pójdę - przerwała mi. - Będę cały czas z tobą – dodała patrząc mi w oczy.
Pokiwałem głową biorąc ją za rękę .
***
Kira
Uroczystość była naprawdę ujmująca. Soteria była piękna, najładniejsza ze wszystkich córek Vana, które uchodziły za śliczne.
Dziewczyna szła przez ołtarz sprawiając wrażenie wniebowziętej, patrzyła na Akire z wyraźnym zauroczeniem i chyba mieli spore szanse na sukces.
Na przyjęciu weselnym cały czas stałam blisko Leo, ale nie widziałam Antona do momentu aż wpadł do sali weselnej w nieco rozchełstanej koszuli jakby ubierał się w biegu. Dopiero po moim ślubie zaczęliśmy uczestniczyć w takich uroczystościach, ponieważ Ildar zawsze wcześniej chodził na przyjęcia sam z Alyssą więc ciekawa byłam jak Tony odnajduje się w takich okolicznościach. Poprawił zmierzwione włosy rozglądając się po sali i szybko odnalazł mnie spojrzeniem. Podszedł jednak do Akiry i Soterii najwyraźniej składając im życzenia. Mówił coś poklepując pana młodego po ramieniu, Aki uśmiechał się kiwając głową i uścisnęli sobie ręce, a potem Anton spojrzał na Soterię która zrobiła zakłopotaną minę ale uśmiechnęła się z przejęciem, kiedy objął ją szeptając życzenia prosto do ucha.
- Przedstaw mnie! – cała podskoczyłam na dźwięk głosu Ezry.
- Jesteś jedyną osobą, która nawet szepcze głośno – warknęłam wywracając oczami.
- Cicho. Zachowuj się naturalnie – uśmiechnął się zdecydowanie zbyt szeroko zerkając na Antona.
- Sam zachowuj się naturalnie. Wyglądasz jakbyś dostał skurczu twarzy…
- Powiedz coś miłego na mój temat. Później ja sam dalej zbadam teren. Potrafię wyczuć takie rzeczy.
- Tylko bez głupich pomysłów, proszę cię…
- Nie chcę tego widzieć – Leo przetarł dłonią oczy i westchnął głośno.
Tony odszedł od pary młodej kierując się w nasza stronę, a ja lekko się spięłam.
- Siostro, bracie – przywitał nas kłaniając się lekko.
- Anton… Szukasz kogoś? – zapytał Leo widząc, że Tony wciąż rozgląda się po sali.
- Ojca. Zaraz go znajdę, spokojnie. Powiedziecie mi lepiej jak wam się żyje. Kira…? - spojrzał na mnie z oczekiwaniem.
- Bardzo dobrze - odpowiedziałam, a on pokiwał głową i tylko po mocno zaciśniętej szczęce mogłam dostrzec jak bardzo jest wściekły
- Kalifornijskie słońce ci służy… Nie jesteś taka blada – dotknął mojego policzka przesuwając palcem na brodę - Nie tęsknisz za domem? – spytał z wyrzutem.
- Czasami tęsknię, ale tak jest lepiej – wypaliłam czując się coraz bardziej dziwnie.
- Lepiej…? – powtórzył po mnie martwym tonem.
- Staramy się dbać o jej potrzeby, no i chyba się zaprzyjaźniliśmy, prawda? – wtrącił się Ezra, Anton powoli przechylił głowę w jego stronę, a ja być może nieco za bardzo wzięłam sobie do serca te komplementy, ponieważ odchrząknęłam starając się wymyślić na szybko coś przekonującego.
- Tak. Fakt. To jest Ezra… Świetny facet, naprawdę. Rewelacyjnie gotuje i ma wspaniałe poczucie humoru, właśnie rzucił palenie, trochę nadużywa cukru, ale w granicach rozsądku… - spojrzałam na Ezre, który szczerząc się idiotycznie zerknął na mnie, jakby chciał powiedzieć, abym się zamknęła – Motocykle! – krzyknęłam nieco zbyt głośno - To taka wasza wspólna pasja. Tony też uwielbia motocykle – powiedziałam do sztucznie uśmiechającego się Ezry i przeniosłam spojrzenie na Antona, który gapił się na mnie jakbym postradała rozum.
- Jesteś trzeźwa? – wypalił krzywiąc się lekko, na co wywróciłam oczami.
- Wiesz, że nie piję.
- Może zaczęłaś? - zmierzył Leo oskarżycielskim spojrzeniem i zacmokał wymownie.
- Nie. Po prostu nawiązuję rozmowę – zgromiłam Antona wzrokiem.
- Skoro tak… - westchnął i przesunął błękitne oczy na Ezrę - Jakie lubisz i którego masz?
- Ale co?
- Motocykle – odpowiedział z miną jakby rozmawiał z bandą głupków.
- Aaa. Motocykle. Jasne… Mam Indiana Spiringfield Dark V-twin 116.
Anton zagwizdał z uznaniem.
- Ładnie. Ja na co dzień jeżdżę Cvo Street Glide.
- Marzę o nim. Piękna maszyna – Ezra znowu uśmiechnął się głupkowato, a Anton pokiwał głową.
- Nie zaprzeczę…
- Anton… - przywitała się nieśmiało Livia, która podeszła do nas z delikatnym uśmiechem – Dobrze cię wiedzieć…
- Wzajemnie… - odpowiedział nieco zbyt mocno zaintrygowany i natychmiast skupił na niej swoją uwagę z uznaniem lustrując ją wzrokiem – Pięknie wyglądasz. Jak zawsze.
- Dziękuję… Cieszę się, że przyjechałeś…
- Raczej nie miałem wyjścia.
- Przerwałam wam rozmowę…
- Kira tylko przedstawiała mnie nowemu przyjacielowi – wykrzywił twarz w złośliwym uśmieszku, po czym przeniósł wzrok na Leo klasycznie mordując go spojrzeniem.
- My też się zaprzyjaźniłyśmy – powiedziała Livia uroczo podekscytowana.
- Naprawdę? O proszę jak miło… - odparł z udawanym uznaniem.
- Kira uczy mnie sztuk walki i samoobrony.
- Poważnie? – Anton zerkał to na mnie to na Livie z diabelskim uśmieszkiem – To… Takie słodkie – wypalił pochylając się w stronę Livii. – Założę się, że wszystko w tobie jest słodkie, Livio – zaśmiał się – Zatańczysz ze mną?
- Oczywiście - westchnęła łapiąc jego wyciągniętą dłoń.
- Porywam twoją siostrę, bracie. Skoro ty tak wspaniale opiekujesz się Kirą, czuję się w obowiązku aby się odwdzięczyć – jego krzywy uśmieszek chyba nie mógłby być bardziej wymowny.
- Anton…
- Jeden taniec… Zanim wrócisz do Rosji – przerwał mi Leo.
- Pozwalają nam tylko na jeden taniec – zwrócił się do Livii z niewinną, lekko zawiedzioną miną wzruszając ramionami jakby był uroczym, zadurzonym chłopcem z sąsiedztwa po czym poprowadził ją na parkiet, a ja westchnęłam z rezygnacją widzą jej rozanieloną twarz.
- Chyba faktycznie jest stu procentowym hetero – westchnął Ezra wciągając orzeszki z kieszeni spodni.
- Czy ty trzymałeś orzeszki w spodniach od garnituru? - spytałam z niedowierzaniem.
- Idę się upić – odpowiedział tylko i ruszył w stronę baru, a my zerknęliśmy na siebie z Leo i parsknęliśmy śmiechem.
- Właściwie to nie jest śmieszne, raczej tak straszne, że aż zabawne – odpowiedział Leo i pochylił się, aby mnie pocałować. – Zatańczysz?
Przyjęłam jego dłoń i dałam poprowadzić się na parkiet. Tańczyliśmy i rozmawialiśmy, później wzięliśmy do siebie Livię, poniważ Anton poszedł do ojca, wiec sytuacja mocno się uspokoiła. Ezra jak obiecał tak zrobił – upił się i podrywał dziewczyny tańcząc z jakąś setką z nich na parkiecie. Swoją drogą był rewelacyjnym tancerzem i jeszcze nie widziałam, aby facet tak się ruszał, a dziewczęta były zachwycone bo większość mężczyzn przynudzało podpierając ściany z drinkiem w dłoni.
Wesele przebiegało całkiem przyjemnie. Ezra poszedł gdzieś z jakąs długonogą blondynką tuż przed tym jak para młada zniknęła w sypialni, w akompaniamencie wiwatów i oklasków, a my spędziliśmy jeszcze parę chwil na dyskusjach z gośćmi po czym również zapragnęliśmy odpocząć.
- Liv, może pójdziemy już do naszych sypialni? – spytał Leo.
- Ale… Nie jestem jeszcze zmęczona… Wy możecie przecież iść sami…
- Możemy zostać jeszcze chwilę. Później pójdziemy razem co ty na to?- przerwał jej, a ona wywróciła oczami z irytacją.
- Traktujesz mnie jak małe dziecko. Nie opuszczasz mnie na krok, Leo. To wkurzające! Może przypomnę , że mam już dwadzieścia lat – odezwała się z wyrzutem.
- Livie…
- Mogę pobyć chwilę sama czy do łazienki też za mną pójdziesz? - zwróciła się do brata i odeszła szybkim krokiem, a mój mąż wetchnął ze zmęczeniem
- Leo, wyluzuj się. Musi sama zrozumieć, co jest dla niej dobre…
- Wiem… - odpowiedział, ale kiedy nie wróciła po półgodzinie sama zaczęłam się zastanawiać gdzie się do cholery podziała.
- Chcesz się przejść, aby jej poszukać?
- Nie wiem. Chyba ma rację i muszę przestać traktować jej jak dziecko… Przecież nie możliwe, aby teraz była z Antonem prawda?
Zrobiłam minę sugerującą, że nie byłabym tego taka pewna. Pamiętałam co mówił do mnie Anton na moich zaręczynach i domyślałam się, że tylko czyha aby złapać Livię na osobności.
- Okej, przejdźmy się – odpowiedział z rezygnacją, więc ruszyliśmy przechadzając się po hotelu. Był wielki i teoretycznie Livia mogła być wszędzie, dlatego po kilkunastu minutach już mieliśmy odpuścić idąc do swojej sypialni kiedy przechodząc opustoszałym korytarzem tuż przy balkonowym tarasie, usłyszeliśmy szepty i cichy kobiecy śmiech. Popatrzyliśmy sobie w oczy, teoretycznie to mógł być każdy ale i tak poszłam to sprawdzić.
Całe szczęście, że to zrobiłam ponieważ kiedy wyszłam na taras moim oczom ukazał się nie kto inny tylko Anton w białej, lekko rozpiętej koszuli, która opinała jego muskularne ciało wręcz w nieprzyzwoity sposób i Livię uśmiechającą się do niego trak promiennie jakby właśnie wyznał jej miłość. Stali bardzo blisko siebie i patrzyli sobie w oczy, ale przynajmniej rozmawiali, a nie uprawiali seks, więc nie było tak źle.
- Livia… – powiedziałam patrząc jak Tony szepcze coś do jej ucha muskając niby przypadkiem pierś przez cienki materiał sukienki.
Oboje spojrzeli na mnie, ale nie odsunęli się od siebie.
- Tylko rozmawiamy – powiedział Anton uśmiechając się niewinnie, jakby nieco zaskoczony, kiedy Leo wyminął mnie podchodząc do niego szybkim krokiem.
- Myślisz, że jestem ślepy? Posłuchaj dupku, nie dostaniesz mojej siostry. Wiem co kombinujesz, ale nigdy na to nie pozwolę, rozumiesz?
- O co ci chodzi, Leo? Zwariowałeś? Stoimy tu dopiero od kilku minut, poza tym co cię obchodzi!? - warknęła Livia gromiąc brata wzrokiem.
- Po prostu nie powinnaś spędzać z nim czasu…
- Niby dlaczego?
- Bo on nie jest dla ciebie.
- A kto o tym decyduje? Ty?
- Nie będziemy teraz o tym rozmawiać, po prostu chodź ze mną i nie rób żadnych głupstw…
- Mam nie robić głupstw, tak? Czyli moje życie ma być tylko nudną monotonią, wysłuchiwaniem waszych rozkazów, spełnianiem waszych oczekiwań i siedzeniem w klatce, w zamkniętym domu z dala od wszystkiego co może sprawić mi radość i od wszystkiego co mogłabym szczerze pokochać tylko dlatego, że mam być bezpieczna i grzeczna?! Pieprzę bycie grzeczną i bezpieczną, Leo. Wolę żyć, niż być bezpieczna. Wolę kochać, czuć, czasami cierpieć, czasami nienawidzić, wolę żeby mnie bolało, ale chcę coś w końcu poczuć, rozumiesz?! Nie jestem taka jaką chcesz abym była, a jedyne co robię w życiu to ciągła walka o to aby być doskonałą, i aby wykonywać perfekcyjnie wszystko to, czego ode mnie żądacie. Mam tego dosyć…– krzyknęła, a ja chyba po raz pierwszy uświadomiłam sobie że być może życie Livii Castaris nie było tak idealne jakim wydawało się być do tej pory.
Okej, może i było bajką w porównaniu do tego co spotkało mnie, ale ona też miała swoje problemy. Zapewne mniejsze niż moje lub Antona, ale za to jej własne. Despotyczny ojciec, nadopiekuńczy brat, śmierć matki, zamknięcie w czterech ścianach – przecież ona nawet uczyła się w domu. Brak kontaktu ze światem, brak prawdziwych przyjaciół - do ludzi wychodziła tylko podczas przyjęć lub kiedy piła poranną kawę z bandą harpii, które w ogóle do niej nie pasowały.
I na swój sposób rozumiałam jej wzburzenie.
Widać było, że nie zwykła mówić o swoich uczuciach i że jest jej wstyd za to że tak wybuchła ponieważ rozchyliła rubinowe wargi i zerknął przepraszająco na Antona który wydawał się bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy, słuchał uważnie opierając się nonszalancko o ścianę i uśmiechał się do niej jakoś dziwnie. Mimo tego ile lat go znałam, nawet ja nie miałam pojęcia co teraz chodzi mu po głowie.
- Livia… - westchnął Leo – Nie dramatyzuj, proszę cię. Poza tym możemy o tym porozmawiać, ale na osobności….
- Nie ma o czym rozmawiać. Po prostu zacznij żyć własnym życiem i daj mi odetchnąć.
- Chcę tylko twojego dobra…
- A może ja nie chcę?! Może chcę właśnie jego! – krzyknęła machając dłonią w kierunku Antona, który uniósł brwi w zdziwieniu.
- Nie bądź do cholery dzieckiem! Nie możesz kurwa wiecznie dostawać tego co chcesz! To nie pieprzona zabawka, to dorosły mężczyzna który może zrobić ci krzywdę! Nie będzie się z tobą bawił w dom. Ogarnij się i zastanów nad sobą – krzyknął na nią Leo, a Livia zamknęła oczy – A ty… - pokazał na Antona.
- Dosyć – przerwał mu Anton. – Przestań zanim znowu obrazisz swoją siostrę, która niczym nie zasłużyła na te wszystkie niestosowne insynuacje. Nie zrobiliśmy nic złego, a twoja reakcja jest doprawy niedorzeczna, Leo. Jednak z szacunku do Livii i Kiry odejdę, aby nie generować niepotrzebnych konfliktów – ukłonił się lekko i odszedł rzucając mi dyskretnie wymowne spojrzenie i krzywy uśmieszek sugerujący, że ta zabawa naprawdę mu się spodobała.
- Gdybyś ją szanował nie obmacywałbyś jej na pieprzonym balkonie, dupku. Jeśli jeszcze raz dotkniesz moją siostrę to co zrobiłem ci ostatnim razem będzie tylko pieprzonym preludium do prawdziwej masakry, zrozumiałeś? – warknął za nim Leo, ale Anton najwyraźniej wolał udać, że go nie słyszy i zniknął w mroku nocy.
Nie do wiary…
- Mam cię dosyć – krzyknęła Livia odpychając od siebie brata – Jakie obmacywać?! To ty jesteś nienormalny, a nie on! Ja i Anton powinniśmy być razem. On jest mój, powinien być mój rozumiesz?! Dlaczego ciągle nas rozdzielasz?!
- Liv, on jest…
- Wiem jaki jest! Kocham go właśnie takiego!
- Co?! Zwariowałaś?! Ile razy go widziałaś? Trzy? Ile zdań z nim wymieniłaś?
- Wystarczająco – warknęła - Mam prawo do szczęścia. Byliśmy sobie przeznaczeni, byłam mu obiecana…
- Anton to trudny partner, Livie – wtrąciłam się – Jest specyficzny, bywa okrutny, teraz tego nie widzisz, ale Leo ma rację, w ogóle go nie znasz…
- To ze jest okrutny jest normalne. Wszyscy mężczyźni z mojego świata tacy są. Ale dla mnie jest delikatny i tylko to się liczy…
Wyminęła nas odchodząc szybkim krokiem, a ja westchnęłam z rezygnacją.
- Ależ jest do bólu naiwna… - Leo przysiadł na ławce biorąc głęboki oddech.
- Pójdę z nią porozmawiać, odprowadzę ją do jej pokoju i pogadamy. Ty idź do naszej sypialni, za dwadzieścia minut przyjdę – odparłam chcąc iść za Livią ale przystanęłam widząc minę mojego męża. Wyglądał jakby bał się, że za chwilę, na następnym balkonie, natknie się na mnie z Antonem między nogami – Zaufaj mi, okej?
- Ufam ci... Dziękuję, że chcesz z nią porozmawiać…
- W porządku.. – odeszłam od niego, a po chwili zobaczyłam Livię, która najwyraźniej zmierzała donikąd idąc powoli pustym korytarzem.
- Chodź ze mną do swojego pokoju – powiedziałam do niej i ruszyłam przed siebie, a kiedy weszłyśmy do jej sypialni usiadłam na łóżku biorąc głęboki oddech.
- Twój brat to dobry człowiek. Nienawidziłam tego, że muszę wyjść za obcego faceta, bo widziałam jak mężczyźni traktują kobiety, ale on… Jest dobry. Po prostu, taką ma naturę. Chciałam zniszczyć mu życie, być dla niego cholernie podła, taki miałam plan, ale już nie chcę, bo jest jedyną osobą z kręgosłupem moralnym jaką poznam w ciągu ostatnich… Kilkunastu lat. Wiem, że jest nadopiekuńczy, sama też już to odczułam na własnej skórze ale robi to z miłości. Ja nie miałam kogoś takiego jak ty, dlatego umiem go docenić.
Livia spuściła wzrok siadając koło mnie na materacu.
- Anton ma inną naturę, chociaż… To też w dużej mierze wina drogi jaką przebył. Wy mieliście kochającą matkę, normalny dom, my mieliśmy tylko to potworne zamczysko, okrutnego ojca, kary i dyscyplinę… Nikt nigdy nie nauczył nas miłości. Nie sądziłam, że odnajdę się w waszym świecie, ale dopiero teraz po raz pierwszy w życiu czuję jakbym miała … Dom. To… Dziwne, ale dobre.
- Może ja mogłabym go nauczyć? Mogłabym dać dom twojemu bratu, skoro nigdy go nie miał…
Pokiwałam głową tak bardzo chcąc w to uwierzyć.
- Tak… Wydaje ci się że go zmienisz, że dla ciebie będzie dobry, ale Anton nie ma takiej natury, Livie. Owszem jest na swój sposób dobry, ma swoje zasady, ale… Niewiele osób obdarza jakimkolwiek uczuciem. On lubi dominować, torturować, knuć i spiskować. Lubi ostry, brutalny seks…
- Nie przeszkadza mi to… Też to polubię. Ponad to… Pragnę go jak niczego na świecie… Polubię wszystko co jest z nim związane…
- Okej, rozumiem cię… – westchnęłam bo sama też pożądałam kiedyś Antona, wydawało mi się że to czego ode mnie chce będzie mi się podobało, no bo to przecież on, idealny w każdym calu, myślałam dokładnie to samo co Livia. A później czułam jakbym straciła przyjaciela, i tak bardzo żałowałam… Ale oczywiście nie mogłam jej tego powiedzieć. – …Jednak ciekawość to często pierwszy stopień do piekła… Wiem od dziewczyn z którymi sypiał, że nie potrafi być czułym kochankiem… Wydaje ci się że jego mrok jest fascynujący, pożądanie zaciemnia ci umysł, ale kiedy przekonasz się jaki on jest uznasz to za idiotyczne mrzonki. Z Cassianem możesz mieć rewelacyjny seks, nie skreślaj go… Z tego co wiem jest łagodny i dba o kobiety… Tacy mężczyźni są dobrymi kochankami Livie. Tacy jak Anton może działają na wyobraźnię, ale czuli chłopcy są najlepsi, zaufaj mi.
- To znaczy, że mam zlekceważyć moje uczucia? Pożądanie nic nie znaczy?
- Pożądanie można wypracować. Z Cassianem też będziesz to miała. Ale jeśli popełnisz ten błąd i przekonasz się na własnej skórze jak brutalny jest Tony, będzie już za późno. Utkniesz w Rosji z dala od brata i ojca którzy już nie będą mogli cię ochronić. Wtedy zrozumiesz ze to całe pożądanie tak naprawdę niewiele znaczy.
Livia patrzyła na mnie ze smutkiem.
- Może mogłabym go zmienić…?
- Może. Bardzo bym chciała w to wierzyć. Ale szanse na tą są bliskie zeru. Nie chcę skreślać Antona, modlę się aby znalazł kogoś kto będzie dla niego dobry i odmieni jego podejście, wynagrodzi mu choć po części wszystkie krzywdy których zaznał, ale traktuję cię jak przyjaciółkę i wolę żebyś zdawała sobie sprawę z tego jak mało jest to prawdopodobne. – wstałam i popatrzyłam na jej zamyśloną twarz tak bardzo podobną do twarzy jej bliźniaka – Mam to z twoim bratem… – uśmiechnęłam się do niej – Pożądanie. Wcześniej uznawałam to za niedorzeczne, ale teraz… Cieszę się że to on. Moja rada? Znajdź sobie kogoś podobnego do Leo i uwierz, Anton nie jest kiś takim. Dobrej nocy.
Wyszłam z jej sypialni oddychając z ulgą i z zamiarem powrotu do swojej sypialni, kiedy drogę zatarasował wysoki mężczyzna patrząc na mnie z urazą.
- Gdzie tak się spieszysz, siostrzyczko?
- Pieprz się Anton. Nie chcesz mnie zdenerwować, dobrze ci radzę
- Chyba jednak chcę… – odparł wrednie i zbliżył się do mnie o kilka kroków.
- Wiec chcesz tu walczyć? Przed pokojem Livii, na hotelowym korytarzu? Cóż za rozmach – parsknęłam śmiechem – Możesz być pewien że nie będę cię oszczędzać za to co zrobiłeś po moim ślubie. Mógłbyś czasami przestać myśleć fiutem i użyć mózgu?! Gdyby ci na mnie zależało nie zrobiłbyś czegoś takiego… Mogłeś nas zabić, idioto! Co ty sobie do cholery myślałeś?! – wyrzuciłam z siebie, ponieważ cała ta sytuacja wciąż nie dawała mi spokoju i nigdy nie miałam szansy porządnie na niego nawrzeszczeć za to jak się zachował. – Wiem, że jest ci ciężko, ale…
- Dlaczego? – przerwał mi, a w jego oczach mogłam dostrzec ból.
- Co dlaczego?
- Dlaczego mnie porzucasz? Dlaczego ty? …Dla niego?
- Tony, nie zaczynaj…
- Czuję się źle. Tęsknię za tobą. A ty… Zdajesz się być z nim szczęśliwa. To boli – odparł, a jakaś część mnie chciała go przytulić bo wciąż widziałam w nim tamtego chłopca. Chłopca, którego tak mocno kochałam, chłopca który tak wiele przeszedł. Nie umiał mówić o uczuciach, więc doceniałam te kilka urywanych zdań, ale to między nami, czymkolwiek było, dawno się skończyło.
- Boli cię, że jestem szczęśliwa? – spytałam łagodnym głosem.
- Z nim – zamknął przekrwione oczy, a ja przypomniałam sobie że on przecież też coś czuje.
- Jest dla mnie dobry. Powinieneś cieszyć się moim szczęściem i… Może jest szansa, abyś znalazł kogoś kto da ci to, co on daje mi?
- Co to takiego? – spytał choć nie wydawał się zaintrygowany, bardziej po prostu smutny i zrezygnowany.
- Trochę ciepła? Trochę delikatności, czułości, miłości? Może oboje byliśmy zbyt brutalni, zagubieni, zranieni i nie wiedzieliśmy, że da się inaczej? Może potrzebna nam przeciwwaga? Może obje tego potrzebujemy, aby ktoś nam pokazał jak to może wyglądać? Nawzajem tylko się niszczyliśmy. Powinieneś spróbować czegoś innego, Tony – dotknęłam jego policzka, chociaż nie patrzył mi w oczy tylko wpatrywał się martwym wzrokiem w podłogę. – Nie jesteś zły…- wyszeptałam – Jesteś dobry, samotny i skrzywdzony…
- Nie mów mi jaki jestem – przerwał odsuwając się ode mnie – Myślałem że znasz mnie lepiej, ale wiedzę że nic o mnie nie wiesz. Nie potrzebuję tego o czym mówiłaś, i nienawidzę cię za to że mnie zostawiłaś. On cię zmienił i jego też nienawidzę… Nienawidzę was wszystkich i nie mam już nikogo – zakończył i odszedł ode mnie więc westchnęłam głośno czując się bezradna i ruszyłam pustym korytarzem wracając do swojej sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro