Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Kira

Midas i Dionizos

Tak miały na imię psy Leo.

- Jak mogłeś dać psu na imię Dionizos?

- Mówię na niego Dizzy. Nie reaguje na pełną formę imienia.

- Wcale mu się nie dziwię też bym nie reagowała, gdyby ktoś dał mi na imię Dionizos

Leo zaśmiał się, rzucił psom freesbie i patrzył jak biegną aby je złapać. To było dość zabawne połączenie ponieważ miał kundla, który był bardzo mały, puchaty i krótkonogi – to właśnie był Dionizos, no i charta – Midasa.

Mimo dzielących je różnic psiaki się naprawdę lubiły i uwielbiały się ze sobą bawić. Miło było mieć psy, ale ja byłam dosłownie zachwycona jego kotem, a właściwie kotką. Przez pierwszy dzień nawet nie wiedziałam, że Leo ma też kota, ponieważ ten mały leniuch cały czas spał w jednym z pokoi. Atena była absolutnie słodka i uwielbiała się przytulać. Zerkała na wszystkich ze zniesmaczeniem i miała lekką nadwagę, ale nie dało się jej nie lubić.

Leo zatrudniał też sympatyczną panią, która przychodziła do domu, robiła zakupy i gotowała.

Maggie robiła pyszne posiłki, dobrze mi się z nią rozmawiało więc pewnego dnia przyszedł mi do głowy pomysł.

- Meg, nauczysz mnie gotować? Jedyne co ugotowałam w swoim życiu to woda na herbatę, a nudzę się i… Może to byłoby fajne?

Tego dnia jak zwykle zajrzał do nas tez Ezra. Właściwie codziennie spędzałam czas z tą dwójką. Nazajurz umówiłam z Livią na trening i w sumie podobał mi się ten fakt, ponieważ dzięki temu mogłam poćwiczyć i pouczyć Livię – czyli zrobić coś pożytecznego.

Ciężko było mi przyzwyczaić się do tego, że siedzę sobie swobodnie i beztrosko z Ezrą, Meg i zwierzakami, a później zostaję z Leo, kiedy ten wraca do domu.

Chociaż musiałam przyznać że lubiłam spędzać czas ze swoim mężem. Rozmawialiśmy, chodziliśmy na spacery, poznawaliśmy się  i to było w porządku, ale uznawałam to jedynie za okres przejściowy, albo swojego rodzaju wakacje. Biorąc pod uwagę że byłam tu zaledwie od tygodnia nie zamierzałam robić z tego afery, tylko dać Leo chwilę czasu na zorganizowanie mi sensownego zajęcia podczas którego mogłam zacząć działać na własna rękę w wiadomej sprawie.

Plan dotyczący wyszpiegowania dupków, którzy zniszczyli mi życie miałam przemyślany z najmniejszymi szczegółami.

Znałam ich nazwiska.

Pamiętałam ich twarze.

Musiałam ich tylko znaleźć i zabić.

Alessandro Moretti.

Tommaso Ferrara.

Andrea Caruso.

Luigi Santoro.

- Pani Kiro, pani nie musi umieć gotować – przerwała moje rozmyślania  Meg uśmiechając się ciepło.

- Błagam, nie mów do mnie pani. I  chcę się czegoś nauczyć skoro i tak siedzę w domu. Może kiedyś mi się to do czegoś przyda…

- Tak, przygotowanie posiłku jest dość praktyczną umiejętnością – parsknął Ezra wyszczerzając białe zęby w bezczelnym uśmiechu.

- Och zamknij się dupku. Umiem zrobić kanapki i herbatę, tak?

- To już coś – bąknął konsumując pączka.

- Ty w ogóle robisz w życiu coś innego oprócz wkurzania i jedzenia? – spytałam unosząc brew.

- Rzucam palenie – odparł z  pełnymi ustami, a ja westchnęłam wywracając oczami.

Ezra był bardzo przystojnym brunetem - ostra szczęka, czarne oczy, wielki, śnieżnobiały uśmiech. Jeździł na motocyklu, nosił skórę i ciemne jeansy, był wysoki i szczupły, zawsze potargany i zawsze uśmiechnięty.  Ciężko było mi to przyznać przed samą sobą, ale zdawał się być uroczym, bezpośrednim, zabawnym facetem i niestety nawet go polubiłam.

Minusem Ezry było natomiast to, że strasznie dużo mówił i często nawijał coś co uznawałam za bezsensowne lub irytujące. Ale zajmował mi czas – to na pewno.

- Wiecie, że organizm po rzuceniu palenia już w ciągu 20 minut zaczyna się regenerować? Poprawia się krążenie i spada ryzyko ostrego zawału – dodał pożerając trzeciego pączka z lukrem, więc uniosłem brew kręcą głową z niedowierzaniem.

- A słyszałeś o czymś takim jak cukrzyca?   I żyły zapchane tłuszczem?

- Tłuszczem? – westchnął z trwogą i podniósł do góry koszulkę prezentując mi swój pokaźny sześciopak i wyrzeźbioną klatkę piersiową. Napiął mięśnie z zabawną miną więc parsknęłam śmiechem.

- To że dobrze wyglądasz nie znaczy, że możesz się tak obżerać.

- Dlaczego nie? Poza tym, nikotyna  zmniejsza uczucie głodu, nic na to nie poradzę – zasłonił brzuch i dokończył pączka jednym gryzem.

- Niedobrze mi od samego patrzenia. Rozumiem, że masz wzmożony apetyt, ale możesz jeść zdrowo. Zamiast pączka wybierz kanapkę z warzywami, a zamiast lizaka marchewkę – podeszłam do lodówki wyjęłam z niech pokaźnych rozmiarów marchew i wepchnęłam mu ją miedzy pełne wargi. Posłusznie ugryzł kawałek patrząc na mnie jakoś dziwnie – Co się tak gapisz?

- Troszczysz się o mnie. To takie słodkie – odparł robiąc dziubek i zamrugał idiotycznie.

- Po prostu używam takiej części ciała, która nazywa się mózg. Dobrze ci radzę, co z tym zrobisz to już twój problem. Ale możesz uczestniczyć razem ze mną w lekcji gotowania z Meg.

- Będę mógł podjadać? – spytał wstając i zacierając ręce.

Meg zaśmiała się głośno i pokręciła głową.

- Niech wam będzie dzieciaki. Podajcie mi makaron i jajka. Ezra ty zmielisz mięso.

- Cooo? Dlaczego ja zawsze muszę zajmować się brudną robotą?

- Nie marudź – zaśmiałam się widząc jak bierze się za krojenie mięsa z wyraźnym zniesmaczeniem.

- My z Kirą zrobimy sos. Obierz pomidory kochanie, dobrze? – powiedziała do mnie Meggie, a ja… poczułam się naprawdę dziwnie. Jakbym była normalna. Jakbym miała normalny dom, zwykłych przyjaciół, jakbym była chociaż trochę… zwyczajna.

- Co to w ogóle będzie? -  spytał Ezra bucząc z niezadowoleniem podczas mielenia.

- Lazania.

Właśnie kończyłam robić sos, musiałam jeszcze tylko dołożyć przyprawy i gotowe. Meg stwierdziła że jest pyszny i mam talent, Ezra wsadził sobie do buzi całą łychę, a Meg uderzyła go ścierką kręcą na niego głową.

- Za karę trzesz ser – dodała podając mu tarkę.

- Tylko nie narzekajcie jeśli podczas tarcia zjem połowę…

- Mam nadzieję, że nie jadłeś tego surowego mięsa? – spytałam go uśmiechając się złośliwie.

- Fuj. Mam swoje zasady…

- No nie wiem…

- Bez przesady…

- Nie gadaj tylko trzyj – zaśmiała się Meggie, a w tym czasie usłyszeliśmy jak otwierają się drzwi. Po chwili do kuchni wszedł Leo i patrzył na nas z lekkim uśmiechem, chociaż ja z jakiegoś powodu widziałam, że coś jest nie tak.

- Co gotujecie? – spytał wchodząc głębiej i rozpiął dopasowaną marynarkę.

- Lazanię – odpowiedziała Meg – Ale już skończyliśmy, także wstawimy to do piekarnika i gotowe. Dziękuję za pomoc, Kiro.

- Dziękuję za lekcję gotowania – odparłam i ruszyłam za Leo do naszej sypialni, zostawiając trącego ser Ezrę. Pokazałam mu język wychodząc z kuchni, a on zrobił to samo, więc cicho się zaśmiałam.

- Polubiliście się – powiedział zamykając za nami drzwi.

- Z Meg – owszem , ale Ezra… jest tak strasznie denerwujący… - zaczęłam ale Leo popatrzył na mnie wymownie, więc skapitulowałam – Okej, jest też całkiem zabawny. Może faktycznie go lubię. Troszeczkę – odparłam i zobaczyłam jak ściąga koszulę pod którą ma paskudne rozcięcie poprzytykane mocno zakrwawionym bandażem. Westchnęłam i pokręciłam głową – Opatrzę cię, siadaj.

- Dzisiejsza rozmowa z Andersonem nie poszła po mojej myśli – schował twarz w dłoniach.

- Właśnie widzę… - odpowiedziałam przystępując do rzeczy.

Byłam w tym naprawdę dobra.

To była pierwsza lekcja jakiej nauczył mnie Nakamura san. Stara japońska metoda. Wyjęłam maść własnej roboty i posmarowałam jego ranę wiedząc że specyfik na pewno mu pomoże, chociaż rana była naprawdę głęboko i zastanawiałam się czy nie byłoby lepiej gdybym najpierw ją zszyła, a Leo patrzył na mnie w skupieniu.

- Co to jest?

- To mieszkanka ziół przyspieszająca gojenie.

- Skąd masz coś takiego?

- Sama ją robię. To stara japońska receptura.

- Skąd ją znasz…?

- Kiedyś ktoś mnie nauczył – bąknęłam od niechcenia.

- Kira… Jest szansa, że opowiesz mi coś o sobie? O tym skąd pochodzisz? Gdzie nauczyłaś się walczyć, skąd wziął cię Ildar, dlaczego trafiłaś akurat do niego? Dlaczego akurat noże? Gdzie się wychowywałaś, zanim do niego trafiłaś?

Spojrzałam na niego i zmrużyłam brwi.

- Skąd pomysł że nauczyłam się walczyć zanim trafiłam do Ildara?

- Ponieważ Anton walczy inaczej niż ty? Jesteś nożowniczką… To rzadkość w dzisiejszych czasach. Kiedy wszyscy mają przy sobie broń palą ty zamiast niej używasz shuriken i kunai. Przyznasz, że to niecodzienne, ale bardzo skuteczne jeśli ktoś ma w tym taką wprawę jak ty. Poza tym… Kira, domyślam się że Ildar wziął cię w jakimś celu. Dla twoich umiejętności. Skro tak wiele zainwestował w to, aby cię mieć… Dlaczego teraz tak po prostu oddał cię na drugi koniec świata? Masz jakieś pomysły dlaczego nagle przestało mu zależeć na tym, aby mieć cię w swoich szeregach? – spytał a mnie lekko zmroziło.

- Skąd wiesz, że Ildar mnie kupił i kto powiedział ci o Kazoku? – wyprostowałam się gromiąc go wzrokiem.

- Kira…

- Nie ściemniaj teraz, że nie masz pojęci o czym mówię. Gdybyś nie wiedział o mojej przeszłości nie użyłbyś zdania takiego jak „wziął cię dla twoich umiejętności” i „tyle w ciebie zainwestował” – warknęłam wmawiając sobie, że to nie boli, mimo że czułam się jak jakaś pieprzona rzecz.

- Nie, źle się wyraziłem. Po prostu… Ildar to zły człowiek, a ty jesteś bardzo wartościowa, i podziwiam cię, naprawdę… Chcę dla ciebie dobrze, chcę żebyś była szczęśliwa, ale potrzebuję tego, abyś otworzyła się przede mną choć trochę…

- Doprawdy? Bo na razie wychodzi na to, że szpiegowałeś mnie za moimi plecami i twierdzisz, że stałam się bezwartościowa w oczach Ildara dlatego pozwolił na nasz ślub…

- Nie… To nie tak. Po pierwsze nie szpiegowałem, wiem niewiele o twojej przeszłości, i nigdy nie powiedziałem że jesteś bezwartościowa, tylko… Chodziło mi o to czy nie domyślasz się co knuje Ildar i dlaczego z taka łatwością przystał na nasz ślub skoro wcześniej…

- Co wcześniej? – przerwałam mu -  Przygarnął sierotę, córkę zdrajcy, przybłędę, wyrzutka, kundla tak? No proszę, powiedz to. Czego się dowiedziałeś od swoich informatorów – warknęłam.

Leo zamknął oczy i przetarł palcami twarz.

- Kira… Zależy mi na tobie. Chciałbym wiedzieć więcej o twojej przeszłości…

- Więc postanowiłeś pogrzebać w niej na własną rękę, tak?

- A to takie straszne?  Co w tym złego?

- Może to, że postanowiłeś dowiedzieć się o mojej przeszłości od obcych zamiast porozmawiać o tym ze mną?!

- Próbowałem, ale nic mi nie odpowiedziałaś…

- Pierwszego dnia! Próbowałeś ze mną porozmawiać na ten temat naszego pierwszego dnia, nie pomyślałeś że potrzebuję więcej czasu, aby się przed tobą otworzyć? – powiedziałam z wyrzutem – Nie mogłeś poczekać?

- Przez cały czas próbowałem, ale nie chciałem naciskać…

- Tak, jasne – zaśmiałam się kręcąc głową - I o co ci chodzi z Ildarem? Myślisz że zgodził się na nasz ślub, bo co? Bo jestem zdradziecką żmiją, która w nocy zabije ciebie i wyrżnie całą twoją rodzinę? A może wysłał mnie tu jako szpiega? -  krzyknęłam czując, że zaraz wybuchnę.

- Co? Nie! Kira, do cholery nie pomyślałem o czymś takim…

- Przestań pieprzyć – parsknęłam śmiechem. Moje zaufanie było kruche jak szkło i aż nazbyt łatwo było je roztrzaskać w drobny mak.

Leo był pierwszą po Antonie osobą, której spróbowałam zaufać. Dlaczego? Bo okazał mi czułość. Bo był dla mnie wyrozumiały. Ale najwyraźniej on również chciał mnie wykorzystać.

- Chciałeś zdobyć dzięki mnie informacje o tym co ponoć knuje Ildar? – spytałam wprost gromiąc go wzrokiem.

- Nic nie rozumiesz – westchnął, a ja po prostu wyszłam trzaskając drzwiami od sypialni po czym wybiegłam z domu i wskoczyłam do auta na tyle szybko, aby Leo nie miał szans mnie dogonić i ruszyłam, kiedy nagle zobaczyłam jak ktoś otwiera drzwi od strony pasażera i wpada na siedzenie koło mnie wywalając przy okazji jakieś żarcie na deskę rozdzielczą.

- Ezra, nie ręczę za siebie – warknęłam widząc jak nieporadnie gramoli się na siedzeniu.

- Jestem twoim ochroniarzem – odparł oczywiście z pełnymi ustami.

- Co ty tam znowu jesz? – nie odpowiedział tylko wyciągnął w moją stronę paczkę chipsów.

- Wegetariańskie – uśmiechnął się szeroko, więc westchnęłam przyspieszając.

- Masz pojęcie jak bardzo niedorzeczne jest to, że jesteś moim ochroniarzem? Pokonałabym cię w jakieś pięć sekund, na dodatek podczas ewentualnego ataku tylko byś mnie opóźniał, bo musiałabym co chwilę zerkać czy twój tłusty tyłek jest bezpieczny…

- Zerkałabyś na mój „tłusty tyłek” z zupełnie innej przyczyny, kochanie – poruszył brwiami pakując w usta kolejną porcję chipsów.

- Udam, że tego nie słyszałam…

- O co wam poszło? Kłopoty w raju? – spytał chrupiąc jak jakiś chomik.

- Nie wtrącaj się.

- Podsłuchiwałem, a to było tylko pytanie które miało rozpocząć ten temat, ale widzę, że nie chcesz współpracować…

- Boże, nie wierzę…

- Ej nie oceniaj mnie, okej!? Akurat szedłem do was zobaczyć jak czuje się Leo, bo wyglądał jak gówno, a kiedy usłyszałem tę dramatyczną wymianę zdań lekko mnie wmurowało i nie wiedziałem co zrobić więc stałem i słuchałem.

- W takich sytuacjach odwracasz się, idziesz w swoją stronę i dajesz ludziom odrobinę przestrzeni – warknęłam.

- Uciekłaś. Nie chciałaś z nim pogadać, wyjaśnić…

- Zaraz cię stąd wykopię.

- Kira… - westchnął – Leo to dobry facet. Nie uważa cię za żmiję która chce wyrżnąć całą jego rodzinę, okej?

- Pocieszające.

- On się w tobie zakochał. I to bardzo, pewnie za bardzo ale on zawsze taki był. Przecież pamiętasz jak zachował się po tym kiedy nakrył cię z Antonem. Chciał cię chronić, Kira. On już zawsze będzie chciał cię chronić, będzie chciał się tobą opiekować, będzie robił wszystko, aby ci pomóc, aby cię wspierać, czasami pewnie za dużo, z reguły jest nadopiekuńczy, ale ma dobre intencje. On cię kocha, idiotko – trącił mnie w ramie, a ja zerknęłam na niego krzywiąc się lekko.

- Miłość jest przereklamowana – bąknęłam udając, że to co mówi Ezra nie robi na mnie wrażenia, ale wcale tak nie było. Chciałam w to wierzyć. Chciałam wierzyć, że mojemu mężowi naprawdę na mnie zależy. Chciałam żeby był mój i żeby był po mojej stronie…

- Fajnie jest być ochranianym przez Leo. To cudowny facet i powinnaś to docenić. Wszystko co robi, robi dla twojego dobra. Aki opowiedział mu o tobie, bo jest spokrewniony  z Fierdowem który był wtedy, no wiesz… Jak cię kupowali… - Ezra przyszeleścił paczką chipsów i odchrząknął jakby dziwnie było mu o tym mówić, ale ja miałam to w dupie. To nie bolało. Już nie – Powiedział tylko jakieś suche fakty, a on chciał żebyś ty opowiedziała mu swoją historię po swojemu, jednak… Chciał też ci pomóc. Wysłuchał Akiego, bo to jego najlepszy przyjaciel. Oczywiście zaraz po mnie… - dodał – Kira… Daj spokój. Odetchnij chwilę i wróć z nim pogadać.

- Skąd mam wiedzieć, że mówisz szczerze?

- Bo jestem cholernie szczerym facetem.

- Doprawdy?

- Tak.

- Masz mi to jak udowodnić?

- Bujam się w twoim przybranym bracie. Odkąd go zobaczyłem… Wow. Poczułem między nami taką chemię, mówię ci… Moja dziewczyna nie byłaby zachwycona, i myślę żeby to zakończyć, no bo nie chcę jej wykorzystywać, a czuję że to nie ma sensu… Ogólnie wolę kobiety, ale faceci też mnie kręcą, natomiast on… To coś więcej. Nie mogę wyrzucić go z głowy. Jaka jest szansa w skali od jeden do dziesięciu, że on to odwzajemni? – wypalił, a ja aż przyhamowałam.

- Słucham?

- Słyszałaś.

- Mówisz o Antonie?

- Nie, o twojej śwince morskiej. Jasne, że o Antonie.

- Zwariowałeś?

- No widzisz! Zwierzyłem ci się! Teraz już wiesz, a  jeśli ktoś dowie się że zadurzyłem się w facecie to nie najpierw mnie wykastrują, a później zabiją. Takie są zasady mojego ojca. Wie o tym tylko Leo. No i teraz ty. Zaufałem ci…

- Nie mów tego Antonowi, Ezra – przerwałam mu stanowczo – On jest stu procentowym hetero, i na pewno tego nie zrozumie. To może się dla ciebie źle skończyć, rozumiesz?

- Domyślałem się, że to powiesz…Poza tym… Wiem co o nim mówią, ale o tobie też mówili okropne rzeczy, a jesteś jedną z najfajniejszych osób jakie poznałem, więc może  z nim jest podobnie?  - wrzucił chrupka do buzi, a ja westchnęłam głośno kręcąc głową z niedowierzaniem. – Nie można skreślać kogoś na starcie, nie znając ani jego, ani jego historii… - chrupnął, więc wywróciłam oczami po raz tysięczny, chociaż oczywiście miał rację - Zaufałem ci – powtórzył – Może jest szansa, że ty w końcu zaufasz mi i Leo?

- Leo twierdzi, że Ildar pozbył się mnie zbyt łatwo… - odparłam zatrzymując auto na poboczu.

- Bo tak jest. Jesteś Kirą Aristov, dziewczyną z kataną która była legendą, dlaczego do cholery oddał cię nam? Leo nawet nie musiał się szczególnie produkować. Był przygotowany na walkę o wasz ślub a Ildar od tak powiedział „Okej, spoko, luzik!” – popatrzył na mnie wymownie.

- Faktycznie trochę to podejrzane… - przyznałam z niechęcią.

- Ja ci wierzę. Leo ci ufa i zależy mu tobie. Ale nie wiemy co kombinuje Ildar… Chcieliśmy tylko z tobą o tym pogadać…

- Ildarowi nie zostało wiele czasu – odpaliłam auto i wyjechałam na ulicę.

- Co to znaczy?

- To znaczy, że skrzywdził nieodpowiednią osobę i niebawem za to zapłaci.

- Jaką?

- Nie ufam ci aż tak, przyjacielu – odparłam – Ale cokolwiek knuje, szczerze go nienawidzę i zrobię wszystko aby pokrzyżować mu plany.  Nie ma we mnie krzty solidarności lub lojalności wobec niego. Zabiję go bez chwili wahania.

- A Antona? Pewnie będzie walczył razem z ojcem…

Zaśmiałam się głośno i pokręciłam głową.

- Anton jest pierwszym powodem przez który nienawidzę Ildara. Zranił go, a ja go kocham. Łatwiej jest wybaczyć własne krzywdy, nieprawdaż? – zerknęłam na Ezrę, a kiedy zobaczyłam jego minę dodałam szybko -  Kocham go jak przyjaciela. Nic romantycznego. Nigdy więcej go nie tknę i nie mam na to najmniejszej ochoty… Jest twój i tylko twój…  – dodałam protekcjonalnym tonem robić dziubka i zaśmiałam się cicho – Oo i jeszcze troszkę Livii. Możecie ciągnąc o niego patyczki, albo dogadajcie się kto zaklepał go pierwszy – parsknęłam śmiechem nie mogąc się powtrzymać.

- Wredna małpa – uśmiechnął się i pokręcił głową. – Gdzie jedziesz?

- Potrzebuję kawy. A później pewnie pogadam ze swoim mężem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro