Rozdział 26
Kira
Midas i Dionizos
Tak miały na imię psy Leo.
- Jak mogłeś dać psu na imię Dionizos?
- Mówię na niego Dizzy. Nie reaguje na pełną formę imienia.
- Wcale mu się nie dziwię też bym nie reagowała, gdyby ktoś dał mi na imię Dionizos
Leo zaśmiał się, rzucił psom freesbie i patrzył jak biegną aby je złapać. To było dość zabawne połączenie ponieważ miał kundla, który był bardzo mały, puchaty i krótkonogi – to właśnie był Dionizos, no i charta – Midasa.
Mimo dzielących je różnic psiaki się naprawdę lubiły i uwielbiały się ze sobą bawić. Miło było mieć psy, ale ja byłam dosłownie zachwycona jego kotem, a właściwie kotką. Przez pierwszy dzień nawet nie wiedziałam, że Leo ma też kota, ponieważ ten mały leniuch cały czas spał w jednym z pokoi. Atena była absolutnie słodka i uwielbiała się przytulać. Zerkała na wszystkich ze zniesmaczeniem i miała lekką nadwagę, ale nie dało się jej nie lubić.
Leo zatrudniał też sympatyczną panią, która przychodziła do domu, robiła zakupy i gotowała.
Maggie robiła pyszne posiłki, dobrze mi się z nią rozmawiało więc pewnego dnia przyszedł mi do głowy pomysł.
- Meg, nauczysz mnie gotować? Jedyne co ugotowałam w swoim życiu to woda na herbatę, a nudzę się i… Może to byłoby fajne?
Tego dnia jak zwykle zajrzał do nas tez Ezra. Właściwie codziennie spędzałam czas z tą dwójką. Nazajurz umówiłam z Livią na trening i w sumie podobał mi się ten fakt, ponieważ dzięki temu mogłam poćwiczyć i pouczyć Livię – czyli zrobić coś pożytecznego.
Ciężko było mi przyzwyczaić się do tego, że siedzę sobie swobodnie i beztrosko z Ezrą, Meg i zwierzakami, a później zostaję z Leo, kiedy ten wraca do domu.
Chociaż musiałam przyznać że lubiłam spędzać czas ze swoim mężem. Rozmawialiśmy, chodziliśmy na spacery, poznawaliśmy się i to było w porządku, ale uznawałam to jedynie za okres przejściowy, albo swojego rodzaju wakacje. Biorąc pod uwagę że byłam tu zaledwie od tygodnia nie zamierzałam robić z tego afery, tylko dać Leo chwilę czasu na zorganizowanie mi sensownego zajęcia podczas którego mogłam zacząć działać na własna rękę w wiadomej sprawie.
Plan dotyczący wyszpiegowania dupków, którzy zniszczyli mi życie miałam przemyślany z najmniejszymi szczegółami.
Znałam ich nazwiska.
Pamiętałam ich twarze.
Musiałam ich tylko znaleźć i zabić.
Alessandro Moretti.
Tommaso Ferrara.
Andrea Caruso.
Luigi Santoro.
- Pani Kiro, pani nie musi umieć gotować – przerwała moje rozmyślania Meg uśmiechając się ciepło.
- Błagam, nie mów do mnie pani. I chcę się czegoś nauczyć skoro i tak siedzę w domu. Może kiedyś mi się to do czegoś przyda…
- Tak, przygotowanie posiłku jest dość praktyczną umiejętnością – parsknął Ezra wyszczerzając białe zęby w bezczelnym uśmiechu.
- Och zamknij się dupku. Umiem zrobić kanapki i herbatę, tak?
- To już coś – bąknął konsumując pączka.
- Ty w ogóle robisz w życiu coś innego oprócz wkurzania i jedzenia? – spytałam unosząc brew.
- Rzucam palenie – odparł z pełnymi ustami, a ja westchnęłam wywracając oczami.
Ezra był bardzo przystojnym brunetem - ostra szczęka, czarne oczy, wielki, śnieżnobiały uśmiech. Jeździł na motocyklu, nosił skórę i ciemne jeansy, był wysoki i szczupły, zawsze potargany i zawsze uśmiechnięty. Ciężko było mi to przyznać przed samą sobą, ale zdawał się być uroczym, bezpośrednim, zabawnym facetem i niestety nawet go polubiłam.
Minusem Ezry było natomiast to, że strasznie dużo mówił i często nawijał coś co uznawałam za bezsensowne lub irytujące. Ale zajmował mi czas – to na pewno.
- Wiecie, że organizm po rzuceniu palenia już w ciągu 20 minut zaczyna się regenerować? Poprawia się krążenie i spada ryzyko ostrego zawału – dodał pożerając trzeciego pączka z lukrem, więc uniosłem brew kręcą głową z niedowierzaniem.
- A słyszałeś o czymś takim jak cukrzyca? I żyły zapchane tłuszczem?
- Tłuszczem? – westchnął z trwogą i podniósł do góry koszulkę prezentując mi swój pokaźny sześciopak i wyrzeźbioną klatkę piersiową. Napiął mięśnie z zabawną miną więc parsknęłam śmiechem.
- To że dobrze wyglądasz nie znaczy, że możesz się tak obżerać.
- Dlaczego nie? Poza tym, nikotyna zmniejsza uczucie głodu, nic na to nie poradzę – zasłonił brzuch i dokończył pączka jednym gryzem.
- Niedobrze mi od samego patrzenia. Rozumiem, że masz wzmożony apetyt, ale możesz jeść zdrowo. Zamiast pączka wybierz kanapkę z warzywami, a zamiast lizaka marchewkę – podeszłam do lodówki wyjęłam z niech pokaźnych rozmiarów marchew i wepchnęłam mu ją miedzy pełne wargi. Posłusznie ugryzł kawałek patrząc na mnie jakoś dziwnie – Co się tak gapisz?
- Troszczysz się o mnie. To takie słodkie – odparł robiąc dziubek i zamrugał idiotycznie.
- Po prostu używam takiej części ciała, która nazywa się mózg. Dobrze ci radzę, co z tym zrobisz to już twój problem. Ale możesz uczestniczyć razem ze mną w lekcji gotowania z Meg.
- Będę mógł podjadać? – spytał wstając i zacierając ręce.
Meg zaśmiała się głośno i pokręciła głową.
- Niech wam będzie dzieciaki. Podajcie mi makaron i jajka. Ezra ty zmielisz mięso.
- Cooo? Dlaczego ja zawsze muszę zajmować się brudną robotą?
- Nie marudź – zaśmiałam się widząc jak bierze się za krojenie mięsa z wyraźnym zniesmaczeniem.
- My z Kirą zrobimy sos. Obierz pomidory kochanie, dobrze? – powiedziała do mnie Meggie, a ja… poczułam się naprawdę dziwnie. Jakbym była normalna. Jakbym miała normalny dom, zwykłych przyjaciół, jakbym była chociaż trochę… zwyczajna.
- Co to w ogóle będzie? - spytał Ezra bucząc z niezadowoleniem podczas mielenia.
- Lazania.
Właśnie kończyłam robić sos, musiałam jeszcze tylko dołożyć przyprawy i gotowe. Meg stwierdziła że jest pyszny i mam talent, Ezra wsadził sobie do buzi całą łychę, a Meg uderzyła go ścierką kręcą na niego głową.
- Za karę trzesz ser – dodała podając mu tarkę.
- Tylko nie narzekajcie jeśli podczas tarcia zjem połowę…
- Mam nadzieję, że nie jadłeś tego surowego mięsa? – spytałam go uśmiechając się złośliwie.
- Fuj. Mam swoje zasady…
- No nie wiem…
- Bez przesady…
- Nie gadaj tylko trzyj – zaśmiała się Meggie, a w tym czasie usłyszeliśmy jak otwierają się drzwi. Po chwili do kuchni wszedł Leo i patrzył na nas z lekkim uśmiechem, chociaż ja z jakiegoś powodu widziałam, że coś jest nie tak.
- Co gotujecie? – spytał wchodząc głębiej i rozpiął dopasowaną marynarkę.
- Lazanię – odpowiedziała Meg – Ale już skończyliśmy, także wstawimy to do piekarnika i gotowe. Dziękuję za pomoc, Kiro.
- Dziękuję za lekcję gotowania – odparłam i ruszyłam za Leo do naszej sypialni, zostawiając trącego ser Ezrę. Pokazałam mu język wychodząc z kuchni, a on zrobił to samo, więc cicho się zaśmiałam.
- Polubiliście się – powiedział zamykając za nami drzwi.
- Z Meg – owszem , ale Ezra… jest tak strasznie denerwujący… - zaczęłam ale Leo popatrzył na mnie wymownie, więc skapitulowałam – Okej, jest też całkiem zabawny. Może faktycznie go lubię. Troszeczkę – odparłam i zobaczyłam jak ściąga koszulę pod którą ma paskudne rozcięcie poprzytykane mocno zakrwawionym bandażem. Westchnęłam i pokręciłam głową – Opatrzę cię, siadaj.
- Dzisiejsza rozmowa z Andersonem nie poszła po mojej myśli – schował twarz w dłoniach.
- Właśnie widzę… - odpowiedziałam przystępując do rzeczy.
Byłam w tym naprawdę dobra.
To była pierwsza lekcja jakiej nauczył mnie Nakamura san. Stara japońska metoda. Wyjęłam maść własnej roboty i posmarowałam jego ranę wiedząc że specyfik na pewno mu pomoże, chociaż rana była naprawdę głęboko i zastanawiałam się czy nie byłoby lepiej gdybym najpierw ją zszyła, a Leo patrzył na mnie w skupieniu.
- Co to jest?
- To mieszkanka ziół przyspieszająca gojenie.
- Skąd masz coś takiego?
- Sama ją robię. To stara japońska receptura.
- Skąd ją znasz…?
- Kiedyś ktoś mnie nauczył – bąknęłam od niechcenia.
- Kira… Jest szansa, że opowiesz mi coś o sobie? O tym skąd pochodzisz? Gdzie nauczyłaś się walczyć, skąd wziął cię Ildar, dlaczego trafiłaś akurat do niego? Dlaczego akurat noże? Gdzie się wychowywałaś, zanim do niego trafiłaś?
Spojrzałam na niego i zmrużyłam brwi.
- Skąd pomysł że nauczyłam się walczyć zanim trafiłam do Ildara?
- Ponieważ Anton walczy inaczej niż ty? Jesteś nożowniczką… To rzadkość w dzisiejszych czasach. Kiedy wszyscy mają przy sobie broń palą ty zamiast niej używasz shuriken i kunai. Przyznasz, że to niecodzienne, ale bardzo skuteczne jeśli ktoś ma w tym taką wprawę jak ty. Poza tym… Kira, domyślam się że Ildar wziął cię w jakimś celu. Dla twoich umiejętności. Skro tak wiele zainwestował w to, aby cię mieć… Dlaczego teraz tak po prostu oddał cię na drugi koniec świata? Masz jakieś pomysły dlaczego nagle przestało mu zależeć na tym, aby mieć cię w swoich szeregach? – spytał a mnie lekko zmroziło.
- Skąd wiesz, że Ildar mnie kupił i kto powiedział ci o Kazoku? – wyprostowałam się gromiąc go wzrokiem.
- Kira…
- Nie ściemniaj teraz, że nie masz pojęci o czym mówię. Gdybyś nie wiedział o mojej przeszłości nie użyłbyś zdania takiego jak „wziął cię dla twoich umiejętności” i „tyle w ciebie zainwestował” – warknęłam wmawiając sobie, że to nie boli, mimo że czułam się jak jakaś pieprzona rzecz.
- Nie, źle się wyraziłem. Po prostu… Ildar to zły człowiek, a ty jesteś bardzo wartościowa, i podziwiam cię, naprawdę… Chcę dla ciebie dobrze, chcę żebyś była szczęśliwa, ale potrzebuję tego, abyś otworzyła się przede mną choć trochę…
- Doprawdy? Bo na razie wychodzi na to, że szpiegowałeś mnie za moimi plecami i twierdzisz, że stałam się bezwartościowa w oczach Ildara dlatego pozwolił na nasz ślub…
- Nie… To nie tak. Po pierwsze nie szpiegowałem, wiem niewiele o twojej przeszłości, i nigdy nie powiedziałem że jesteś bezwartościowa, tylko… Chodziło mi o to czy nie domyślasz się co knuje Ildar i dlaczego z taka łatwością przystał na nasz ślub skoro wcześniej…
- Co wcześniej? – przerwałam mu - Przygarnął sierotę, córkę zdrajcy, przybłędę, wyrzutka, kundla tak? No proszę, powiedz to. Czego się dowiedziałeś od swoich informatorów – warknęłam.
Leo zamknął oczy i przetarł palcami twarz.
- Kira… Zależy mi na tobie. Chciałbym wiedzieć więcej o twojej przeszłości…
- Więc postanowiłeś pogrzebać w niej na własną rękę, tak?
- A to takie straszne? Co w tym złego?
- Może to, że postanowiłeś dowiedzieć się o mojej przeszłości od obcych zamiast porozmawiać o tym ze mną?!
- Próbowałem, ale nic mi nie odpowiedziałaś…
- Pierwszego dnia! Próbowałeś ze mną porozmawiać na ten temat naszego pierwszego dnia, nie pomyślałeś że potrzebuję więcej czasu, aby się przed tobą otworzyć? – powiedziałam z wyrzutem – Nie mogłeś poczekać?
- Przez cały czas próbowałem, ale nie chciałem naciskać…
- Tak, jasne – zaśmiałam się kręcąc głową - I o co ci chodzi z Ildarem? Myślisz że zgodził się na nasz ślub, bo co? Bo jestem zdradziecką żmiją, która w nocy zabije ciebie i wyrżnie całą twoją rodzinę? A może wysłał mnie tu jako szpiega? - krzyknęłam czując, że zaraz wybuchnę.
- Co? Nie! Kira, do cholery nie pomyślałem o czymś takim…
- Przestań pieprzyć – parsknęłam śmiechem. Moje zaufanie było kruche jak szkło i aż nazbyt łatwo było je roztrzaskać w drobny mak.
Leo był pierwszą po Antonie osobą, której spróbowałam zaufać. Dlaczego? Bo okazał mi czułość. Bo był dla mnie wyrozumiały. Ale najwyraźniej on również chciał mnie wykorzystać.
- Chciałeś zdobyć dzięki mnie informacje o tym co ponoć knuje Ildar? – spytałam wprost gromiąc go wzrokiem.
- Nic nie rozumiesz – westchnął, a ja po prostu wyszłam trzaskając drzwiami od sypialni po czym wybiegłam z domu i wskoczyłam do auta na tyle szybko, aby Leo nie miał szans mnie dogonić i ruszyłam, kiedy nagle zobaczyłam jak ktoś otwiera drzwi od strony pasażera i wpada na siedzenie koło mnie wywalając przy okazji jakieś żarcie na deskę rozdzielczą.
- Ezra, nie ręczę za siebie – warknęłam widząc jak nieporadnie gramoli się na siedzeniu.
- Jestem twoim ochroniarzem – odparł oczywiście z pełnymi ustami.
- Co ty tam znowu jesz? – nie odpowiedział tylko wyciągnął w moją stronę paczkę chipsów.
- Wegetariańskie – uśmiechnął się szeroko, więc westchnęłam przyspieszając.
- Masz pojęcie jak bardzo niedorzeczne jest to, że jesteś moim ochroniarzem? Pokonałabym cię w jakieś pięć sekund, na dodatek podczas ewentualnego ataku tylko byś mnie opóźniał, bo musiałabym co chwilę zerkać czy twój tłusty tyłek jest bezpieczny…
- Zerkałabyś na mój „tłusty tyłek” z zupełnie innej przyczyny, kochanie – poruszył brwiami pakując w usta kolejną porcję chipsów.
- Udam, że tego nie słyszałam…
- O co wam poszło? Kłopoty w raju? – spytał chrupiąc jak jakiś chomik.
- Nie wtrącaj się.
- Podsłuchiwałem, a to było tylko pytanie które miało rozpocząć ten temat, ale widzę, że nie chcesz współpracować…
- Boże, nie wierzę…
- Ej nie oceniaj mnie, okej!? Akurat szedłem do was zobaczyć jak czuje się Leo, bo wyglądał jak gówno, a kiedy usłyszałem tę dramatyczną wymianę zdań lekko mnie wmurowało i nie wiedziałem co zrobić więc stałem i słuchałem.
- W takich sytuacjach odwracasz się, idziesz w swoją stronę i dajesz ludziom odrobinę przestrzeni – warknęłam.
- Uciekłaś. Nie chciałaś z nim pogadać, wyjaśnić…
- Zaraz cię stąd wykopię.
- Kira… - westchnął – Leo to dobry facet. Nie uważa cię za żmiję która chce wyrżnąć całą jego rodzinę, okej?
- Pocieszające.
- On się w tobie zakochał. I to bardzo, pewnie za bardzo ale on zawsze taki był. Przecież pamiętasz jak zachował się po tym kiedy nakrył cię z Antonem. Chciał cię chronić, Kira. On już zawsze będzie chciał cię chronić, będzie chciał się tobą opiekować, będzie robił wszystko, aby ci pomóc, aby cię wspierać, czasami pewnie za dużo, z reguły jest nadopiekuńczy, ale ma dobre intencje. On cię kocha, idiotko – trącił mnie w ramie, a ja zerknęłam na niego krzywiąc się lekko.
- Miłość jest przereklamowana – bąknęłam udając, że to co mówi Ezra nie robi na mnie wrażenia, ale wcale tak nie było. Chciałam w to wierzyć. Chciałam wierzyć, że mojemu mężowi naprawdę na mnie zależy. Chciałam żeby był mój i żeby był po mojej stronie…
- Fajnie jest być ochranianym przez Leo. To cudowny facet i powinnaś to docenić. Wszystko co robi, robi dla twojego dobra. Aki opowiedział mu o tobie, bo jest spokrewniony z Fierdowem który był wtedy, no wiesz… Jak cię kupowali… - Ezra przyszeleścił paczką chipsów i odchrząknął jakby dziwnie było mu o tym mówić, ale ja miałam to w dupie. To nie bolało. Już nie – Powiedział tylko jakieś suche fakty, a on chciał żebyś ty opowiedziała mu swoją historię po swojemu, jednak… Chciał też ci pomóc. Wysłuchał Akiego, bo to jego najlepszy przyjaciel. Oczywiście zaraz po mnie… - dodał – Kira… Daj spokój. Odetchnij chwilę i wróć z nim pogadać.
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz szczerze?
- Bo jestem cholernie szczerym facetem.
- Doprawdy?
- Tak.
- Masz mi to jak udowodnić?
- Bujam się w twoim przybranym bracie. Odkąd go zobaczyłem… Wow. Poczułem między nami taką chemię, mówię ci… Moja dziewczyna nie byłaby zachwycona, i myślę żeby to zakończyć, no bo nie chcę jej wykorzystywać, a czuję że to nie ma sensu… Ogólnie wolę kobiety, ale faceci też mnie kręcą, natomiast on… To coś więcej. Nie mogę wyrzucić go z głowy. Jaka jest szansa w skali od jeden do dziesięciu, że on to odwzajemni? – wypalił, a ja aż przyhamowałam.
- Słucham?
- Słyszałaś.
- Mówisz o Antonie?
- Nie, o twojej śwince morskiej. Jasne, że o Antonie.
- Zwariowałeś?
- No widzisz! Zwierzyłem ci się! Teraz już wiesz, a jeśli ktoś dowie się że zadurzyłem się w facecie to nie najpierw mnie wykastrują, a później zabiją. Takie są zasady mojego ojca. Wie o tym tylko Leo. No i teraz ty. Zaufałem ci…
- Nie mów tego Antonowi, Ezra – przerwałam mu stanowczo – On jest stu procentowym hetero, i na pewno tego nie zrozumie. To może się dla ciebie źle skończyć, rozumiesz?
- Domyślałem się, że to powiesz…Poza tym… Wiem co o nim mówią, ale o tobie też mówili okropne rzeczy, a jesteś jedną z najfajniejszych osób jakie poznałem, więc może z nim jest podobnie? - wrzucił chrupka do buzi, a ja westchnęłam głośno kręcąc głową z niedowierzaniem. – Nie można skreślać kogoś na starcie, nie znając ani jego, ani jego historii… - chrupnął, więc wywróciłam oczami po raz tysięczny, chociaż oczywiście miał rację - Zaufałem ci – powtórzył – Może jest szansa, że ty w końcu zaufasz mi i Leo?
- Leo twierdzi, że Ildar pozbył się mnie zbyt łatwo… - odparłam zatrzymując auto na poboczu.
- Bo tak jest. Jesteś Kirą Aristov, dziewczyną z kataną która była legendą, dlaczego do cholery oddał cię nam? Leo nawet nie musiał się szczególnie produkować. Był przygotowany na walkę o wasz ślub a Ildar od tak powiedział „Okej, spoko, luzik!” – popatrzył na mnie wymownie.
- Faktycznie trochę to podejrzane… - przyznałam z niechęcią.
- Ja ci wierzę. Leo ci ufa i zależy mu tobie. Ale nie wiemy co kombinuje Ildar… Chcieliśmy tylko z tobą o tym pogadać…
- Ildarowi nie zostało wiele czasu – odpaliłam auto i wyjechałam na ulicę.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że skrzywdził nieodpowiednią osobę i niebawem za to zapłaci.
- Jaką?
- Nie ufam ci aż tak, przyjacielu – odparłam – Ale cokolwiek knuje, szczerze go nienawidzę i zrobię wszystko aby pokrzyżować mu plany. Nie ma we mnie krzty solidarności lub lojalności wobec niego. Zabiję go bez chwili wahania.
- A Antona? Pewnie będzie walczył razem z ojcem…
Zaśmiałam się głośno i pokręciłam głową.
- Anton jest pierwszym powodem przez który nienawidzę Ildara. Zranił go, a ja go kocham. Łatwiej jest wybaczyć własne krzywdy, nieprawdaż? – zerknęłam na Ezrę, a kiedy zobaczyłam jego minę dodałam szybko - Kocham go jak przyjaciela. Nic romantycznego. Nigdy więcej go nie tknę i nie mam na to najmniejszej ochoty… Jest twój i tylko twój… – dodałam protekcjonalnym tonem robić dziubka i zaśmiałam się cicho – Oo i jeszcze troszkę Livii. Możecie ciągnąc o niego patyczki, albo dogadajcie się kto zaklepał go pierwszy – parsknęłam śmiechem nie mogąc się powtrzymać.
- Wredna małpa – uśmiechnął się i pokręcił głową. – Gdzie jedziesz?
- Potrzebuję kawy. A później pewnie pogadam ze swoim mężem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro