Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Kira

Livia była naprawdę uroczą i słodką dziewczyną. Zbyt słodką – lekko mnie mdliło, serio. Że też po tych wszystkich latach przyszło mi dyskutować o sukienkach i jodze, nie mogłam w to do cholery uwierzyć. Skrzywiłam się kiedy pokazała mi kolejny rewelacyjny sklep i zaciągnęła do kawiarni na kawę i ciastko.

Sączyłam moje espresso, a ona popijała latte i gadała.

Livia była jakby zaprogramowana na to, aby być idealną żoną i matką. Dużo ćwiczyła – joga, balet, pilates, gimnastyka, akrobatyka – wszytko oczywiście po to, aby być gibką i zgrabną dla przyszłego „właściciela” – sorry nie umiałam nazwać tego inaczej. Śpiewała jak słowik, grała na fortepianie i skrzypcach, ubierała się seksownie ale i stylowo, śmiała się jak dzwoneczek, słuchała muzyki klasycznej, mówiła  w trzech językach i czytała ckliwe romansidła. Była bardzo wrażliwa i empatyczna – to na pewno. Pomagała dzieciom, zwierzętom i bezdomnym. Udzielała się charytatywnie, uczyła się w domu, a jedyny kontakt z mężczyznami ograniczał się właściwie do kontaktów z Leo. Była niedoświadczona i nie wiedziała nic o życiu. Marzyła o wielkiej miłości i idealnym, „troszkę” mrocznym, pociągającym chłopaku z błękitnymi oczami – zadurzyła się tak potwornie w Tonym, że naprawdę zaczynało mnie to niepokoić. Najwyraźniej moje opowieści o Syberii jednak jej nie zniechęciły. Co chwila naprowadzała rozmowę na temat Antona, wciąż i wciąż. Co on lubi? Ma kogoś? Jaki on jest? Będzie za tobą tęsknił, prawda? Przydałby mu się ktoś z kim mógłby teraz pogadać…. Jakiej muzyki słucha? Co najbardziej lubi jeść? Jakie kobiety mu się podobają?

Odpowiadałam jednym słowem lub wzruszeniem ramion. Lepiej żeby nie wiedziała jaki był Anton, przynajmniej teraz kiedy nie była już narażona na jego towarzystwo.

Byłam zmęczona, a Livia naiwna i słaba.

Wystarczyła jej ładna twarz i atrakcyjne ciało, aby uznać kogoś za wartego jej miłości.

Durzyło się w niej za wielu mężczyzn – nauczyła się, że właściwie mogłaby mieć każdego, no bo przecież jest taka prześliczna że kto niby śmiałby się jej oprzeć…? Leo chronił ją jak najcenniejszy skarb, nie zaznała bólu, cierpienia, głodu, strachu… Zawsze na piedestale, zawsze chroniona, zawsze bezpieczna.

Nie potrafiłam nawet wyobrazić sobie tego jak bardzo moje życie różniło się od jej.

Kiedy w końcu wróciłyśmy do domu, a ona wyszła powtarzając z dziesięć razy, że jeśli będę się nudziła to abym koniecznie do niej zadzwoniła, odetchnęłam z prawdziwą ulgą.

Dom był ładny i taki… Zwyczajny. Leo miał dwa psy i niewielki basen. Nic nie przypominało zamczyska Aristovów. Kuchnia, sypialnie, salon, z telewizorem – normalny, zwyczajny  dom. Los Angeles było ciepłe, piękne i cholera - powinnam się tym cieszyć. Moje życie teoretycznie zmieniło się na lepsze. Nie powiem abym szczególnie lubiła moją „pracę” dla Aristova, ale tylko to znałam. Walkę i wykonywanie zleceń.

Musiałam porozmawiać z Leo w czym mogłabym mu się przydać, bo nie wyobrażałam sobie żebym mogła tylko leżeć i pachnieć, tudzież rozciągać się przy uprawianiu jogi lub seksu.  To nie dla mnie, umarłabym z nudów. Poza tym... Miałam swoje plany związane z tym miejscem, ponad to uciekałam z Rosji, uciekłam od Ildara… Jednak Anton został. On nigdy nie ucieknie – nie tak jakby chciał. Jeśli uciekłby podpisałby na siebie wyrok śmierci.

Przymknęłam powieki próbując nie tęsknić za jego zapachem i błękitnymi oczami. Nie będzie mi tego brakowało… Nie będzie. 

I pomyśleć, że gdy ojczym powiedział mi o tym ślubie wpadłam w taki szał, że niemal nie mogłam się opanować. Miałam ochotę zabić Ildara na tysiąc sposobów, eksplodować, spakować się i uciec  z Antonem – jeśli tylko się zgodzi, nieważne gdzie, byle daleko. A dziś… Byłam nie tylko pogodzona z tym co się stało, ale wręcz potrafiłam dostrzec plusy mojego obecnego położenia.

Otworzyłam oczy biorąc głęboki oddech, po czym zdjęłam ubranie i weszłam do wielkiej wanny w łazience przylegającej do naszej sypialni. Nalałam sobie tak gorącą wodę, że niemal mnie parzyła, ale właśnie tego potrzebowałam. Zerknęłam na zegarek widząc że jest już dwudziesta, co znaczyło że Livia zajęła mi właściwie cały dzień, a Leo od dziesięciu godzin był poza domem.

No tak, pewnie właśnie w ten sposób będzie wyglądało nasze „małżeństwo”. Leo całe dnie spędzi w „pracy” w której będzie pieprzył kochanki, załatwiał szeroko pojęte interesy, jadał na mieście, pił rum z kumplami i palił cygara, a ja mam uprawiać jogę i sztucznie się uśmiechać udając, że mnie to satysfakcjonuje.

Och, po moim trupie.

Zanurzyłam się całkowicie w gorącej wodzie licząc do dziesięciu

Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dzie…

Poczułam duże dłonie łapiące mnie za szyję i wyciągające spod wody, więc natychmiast wykręciłam rękę intruzowi chwytając nóź, który zostawiłam tuż przy wannie – nie byłabym sobą gdybym nie wzięła chociaż jednego. Wstałam przystawiając ostrze do szyi napastnika gotowa odciąć mu głowę jeśli ośmieli się mnie tknąć, ale kiedy zobaczyłam wielkie, ciemne oczy skrzywiłam się z zawodem.

- Och, to ty…

- To źle? – zaśmiał się masując swoją rękę i powoli odsunął się od wciąż napierającego na jego skórę ostrza.

- Nie wiem, przez chwilę poczułam ten tak dobrze znany mi dreszczyk emocji – odparłam z ironią i obróciłam nożem w palcach.

- Bałem się że zasłabłaś, albo postanowiłaś się zabić, bo aż tak strasznie nie chcesz być moją żoną… - powiedział półżartem, a ja wywróciłam oczami.

- Gdybym była tak zdesperowana nie czekałabym z tym do przyjazdu tutaj.

- Nie wiem co myślą sobie kobiety. Nigdy nie umiałem ich rozgryźć...

- Ja też – bąknęłam, a on zaśmiał się kręcąc głową.

-  Więc brakuje ci dreszczyku emocji? - spytał sunąc wzrokiem po moim nagim, mokrym ciele i rozwiązał powoli krawat.

- Miałam na myśli ten który czuję, gdy mam pod nożem przeciwnika – zmrużyłam na niego oczy, ponieważ właśnie zdjął koszulę.

- A mogę ci to jakoś… Zrekompensować? Na przykład innym dreszczykiem emocji?

- Nie bardzo.

- Chociaż troszkę? Mogę wymyśleć coś oryginalnego.

- Już się boję.

- Widzisz, już działa – uśmiechnął się olśniewająco i zdjął spodnie zostając zupełnie nagi – Tak się składa, że ja też potrzebuję kąpieli. Miałem stresujący dzień… Mogę dołączyć?

- A jeśli powiem nie?

- To nie dołączę, tylko poczekam na swoją kolej aż skończysz – wzruszył ramionami.

Niechętnie omiotłam wzrokiem jego perfekcyjne ciało. Och, kogo ja próbowałam oszukać, marzyłam o tym aby tu wszedł.

- Okej, niech ci będzie – odparłam niby od niechcenia - Po co ci taka wielka wanna? Chcę w ogóle wiedzieć? Leżałeś tu z kilkoma kobietami na raz, czy o co chodzi?

- Z nikim tu nie leżałem – zaśmiał się, a ja starałam się nie gapić na niego zbyt ostentacyjnie. - Kupiłem ten dom już z umeblowaniem i wanna była w pakiecie – dodał siadając w gorącej wodzie przy czym skrzywił się delikatnie.

- Gorąca? – spytałam z udawanym współczuciem.

- Strasznie. Dosłownie parzy… Ała  - parsknął śmiechem.

- Lubię jak trochę boli – wzruszyłam ramionami i zanurzyłam się po szyję w wodzie. Zerknęłam na niego i zobaczyłam że się na mnie patrzy, więc uniosłam brew w niemym pytaniu.

- Lubisz jak trochę boli? – powtórzył.

- Tak tylko powiedziałam. To dla mnie przyjemne.

- Tak,  w sumie jest okej – westchnął i oparł głowę o zagłówek prezentując mi swoją szyję.

- Więc… Mówiłeś że miałeś ciężki dzień? – zagadnęłam, aby oderwać swoje brudne myśli od tego co chciałabym z nim robić.

- Yhymm – zamruczał zanurzając się głębiej.

- Leo, nie wiem czy to nie za wcześnie, ale… Muszę z tobą o czymś porozmawiać. Ja nie będę Livią, wiesz o tym tak?

Wyprostował się zerkając na mnie z uwagą i odgarnął mokrymi dłońmi swoje kasztanowe włosy do tyłu.

- Co masz na myśli?

- Nie będę grała na skrzypcach i czytała, okazjonalnie udzielając się charytatywnie. Umrę z nudów. Daj mi coś. Cokolwiek.

- Dać ci coś…? – spytał przechylając lekko głowę.

- Tak, jakieś zadanie. Mogę dla ciebie szpiegować, jestem w tym świetna. Wiedziałeś, że jestem wtedy w schronie?

- Nie…

- Właśnie. To dla mnie łatwizna, ogarnę dla ciebie co będziesz chciał. Jestem jak cień, nie sposób mnie zauważyć, jestem cicha, dyskretna i szybka. Albo może ogarnianie zleceń? Pod moim butem będą chodzić jak w zegarku. Powiedz kto był niegrzeczny, a ja się tym zajmę. Nie pogardzę też pozbywaniem się handlarzy niewolników… - naprawdę nienawidziłam handlarzy, ale po chwili uświadomiłam sobie, że niewiele wiem o interesach Castasilli – Powiedz mi, że tego nie robicie, bo się porzygam – zerknęłam na niego  z surową miną.

- Nie, jasne że nie…

- Cudownie. Więc pozwól mi się tym zająć, na pewno macie tu jakiś nielegalnie działających handlarzy. Znajdę ich i sprawię że będą błagać o litość. Nienawidzę handlarzy żywym towarem jak niczego na świecie.

- Kira… To szczytny cel – odchrząknął – Faktycznie nie zezwalamy na takie rzeczy, ale… Mamy już od tego ludzi.

- Ale ja będę lepsza!

- Nie wątpię, jednak…

- Włosi… - warknęłam nie potrafiąc ukryć nienawiści w swoim głosie - Czy twoi ludzie mają pojęcie co te dupki robią tuż pod waszym nosem? – wypaliłam zaciskając palce na rękojeści swojego noża, a Leo zamrugał patrząc na mnie z lekkim niepokojem. Pewnie miał mnie za wariatkę, ponad to była szansa że otworzę się nieco za mocno, ale co mi zostało? Jeśli kiedykolwiek miałam złapać morderców moich rodziców musiałam mieć jakąś przykrywkę. Chciałam żeby Leo dał mi wolną rękę, dał mi szpiegować, walczyć, śledzić dla niego, chciałam żeby dał mi… wolność. Był taki delikatny i łatwy w obsłudze, zdawał się być kimś kogo z łatwością mogłam owinąć wokół palca. Polubiłam go – nawet bardzo i zawdzięczałam mu całkiem sporo, ale chciałam więcej. Zawsze chciałam więcej. Leo był dobry i dlatego zamierzałam walczyć u jego boku i odwdzięczyć mu się z nawiązką za to co może mi dać. Ale chciałam czegoś w zamian. Czegoś w zamian za moją lojalność i chęć współpracy. Chciałam zemsty na ludziach których nienawidziłam.

Anton miał swoje demony, marzył o zamordowaniu ojca, który odebrał go jako malutkiego chłopca komuś kto go kochał i zamienił jego życie w piekło.

Ja marzyłam o dorwaniu ludzi, którzy odebrali mi moje życie. I o ile u Ildara było to niewykonalne, Leo mógł mi to dać. Mógł mi dać wszystko lub cokolwiek. Mogłam być niemal wolna, w kraju w którym mieszkałam jako dziecko i w którym wciąż żyli ci, którzy zabrali mi wszystko. I musiałam to wykorzystać.

- Włosi? – spytał patrząc na mnie jakoś dziwie.

- Wiem, że mają w swoich szeregach ludzi, którzy robią popieprzone rzeczy. Możesz  być pewien, że nie są lojalni. Pozwól mi to zbadać. To że teoretycznie nie macie zatargów o niczym nie świadczy…

- Staramy się nie wchodzić sobie w drogę, ale nie mamy szczególnie przyjacielskich stosunków – odpowiedział z namysłem, a moje serce zabiło mocniej – Nie przepadam za nimi. Jesteśmy silniejsi, to nasz teren… - odparł drapiąc się po policzku.

- Właśnie – uśmiechnęłam się krzywo i dotknęłam czule jego ramienia – Nie mogą robić z was durni na waszym terenie, to niedorzeczne…

- Skąd masz takie informacje? – spytał.

- Przecież wiesz, że obracałam się w różnym towarzystwie. Słyszałam od ludzi mojego ojczyma różne historie… Na przykład, że robią interesy z Costą… - powiedziałam, a Leo przełknął ślinę.

- Sprawdzę to.

- Ty? A co ze mną?

- Jesteś moją żoną…

- Nie zamkniesz mnie w domu – wyprostowałam się patrząc na niego z wyrzutem – Nie jestem tylko żoną. Jestem Kirą Aristov… Nie znam nic innego. Od dziecka znam tylko to. Nie umiem już bez tego żyć. Tylko to potrafię, tylko w tym jestem dobra…

- Nieprawda, teraz nazywasz się Kira Castaris, a to znaczy że jesteś bezpieczna i nie musisz tego robić – wypalił, a ja wywróciłam na niego oczami, więc westchnął z rezygnacją - Kira posłuchaj… Pomyślę, okej? Może faktycznie mogłabyś mi pomóc, ale.. Nie chcę żebyś się narażała. Kiedyś będziemy mieli dzieci.

- Jeszcze nie. Zaczęłam brać tabletki – odparłam obronnym tonem.

- Tak, ale…

- Kiedy będę miała z tobą dzieci będę o siebie dbała, obiecuję. Gdy zajdę w ciążę, za wiele, wiele lat – zerknęłam na niego wymownie, a on westchnął – Skończę z tym. Ale nie dzisiaj.

- Pomyślę – powtórzył, a ja pokiwałam głową.

Zrobiłam ile mogłam i byłam dobrej myśli.

To był zaledwie mój pierwszy dzień w LA więc czułam, że powinnam poczekać jakiś czas by ruszyć na łowy na które czekałam tak wiele lat. Jeszcze tylko trochę. Czym było te kilka tygodni?

Poczułam jak Leo dotyka mojej łydki i podniosłam na niego oczy biorąc głęboki oddech.

- A czy teraz mógłbym… Jakoś inaczej zadbać o twój komfort i twoje potrzeby? – spytał sunąc dłonią po moim ciele.

- Czyli…? – spytałam.

Naprawdę lubiłam, kiedy patrzył na mnie w ten sposób.

- Może lepiej ci pokażę? – musnął ustami moją skórę, a ja przecież nie zamierzałam protestować. Dlaczego miałabym bronić się przed czymś co sprawiało mi taką satysfakcję? To byłoby głupie.

- Pokaż mi - odparłam uśmiechając się krzywo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro