Rozdział 18
Kira
- Co się tu dzieje? - spytał zaskakująco spokojnym głosem biorąc pod uwagę to, że przed chwilą rozniósł mahoniowe drzwi w gabinecie ojca.
- Dlaczego nie użyłeś klamki, bracie? - spytał Anton zdejmując rękę z mojej szyi. Leo spojrzał na mnie jakoś dziwnie więc przypomniałam sobie, że ten kretyn rozgryzł mi wargę. Dotknęłam swojej twarzy i zobaczyłam że mam na dłoni krew. Zaśmiałam się głośno, jak ostatni wariatka, ale właśnie tak reagowałam na stres, po czym pokręciłam głową z niedowierzaniem. Co za masakra.
- Dlaczego moja żona krwawi?
Anton spojrzał na mnie jakby go to zaskoczyło, po czym zrobił minę niewiniątka.
- Oj nie wiedziałem, że zrobiłem to tak mocno. Lubimy sprawdzać na sobie różnego rodzaju chwyty, akurat teraz pokazywałem Kirze jak można unieszkodliwić przeciwnika za pomocą... Może zademonstruje - złapał mnie za szyję więc warknęłam łapiąc go za rękę i wbiłam mu paznokcie w skórę. Ależ mnie wkurzył, a teraz jeszcze pieprzył jakieś bzdury, byłam w dupie, on też był w dupie a na dodatek robił z siebie głupka - Szyja jest wrażliwa, potem wystarczy tylko zrobić coś takiego - udał że uderza mnie z otwartej dłoni w usta - I możesz przestawić komuś szczękę. Takie tam wygłupy rodzeństwa, nic istotnego - dodał z krokodylim uśmiechem jakby to słowo wszystko tłumaczyło
- Wygłupy rodzeństwa? Przez które moja żona krwawi w dzień po ślubie?
- Wziąłeś sobie za żonę Kirę Aristov, a nie jakąś lalunie, bracie - Anton wzruszył ramionami.
Leo wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć, ale spojrzał na swojego przyjaciela - Ezre, który stał za nim przeżuwając jabłko, po czym wziął głęboki oddech.
- Racja, bracie ... Może w takim razie my też zrobimy mały sparing? Takie wygłupy, no wiesz... Zawsze chciałem mieć starszego brata... - Leo wszedł głębiej do pomieszczenia i zrzucił marynarkę.
- Dajcie spokój, zaraz zejdą się goście, więc może nie róbmy... - Anton na pewno nie był w stanie walczyć. Ledwo się ruszał a jego plecy przypominały kawał mięsa, poza tym naprawdę za chwilę wszyscy, łącznie z naszymi ojcami mogli przyjść z zobaczyć co się dzieje, i nie chciałam sobie nawet tego wyobrażać. Leo jednak spiorunował mnie wzorkiem, więc zamilkłam zerkając z bólem na plamę krwi przebijająca się przez białą koszulę Tonego, zastanawiając się co mam do cholery zrobić.
Od tego jak zachowa się Leo zależało nasze życie, a ja bronienie Antona miałam wbite w podświadomość. Mogłam zrobić dwie rzeczy - zaczekać i zobaczyć jak potoczy się sytuacja, licząc na to że Leo nie zawoła Ildara i Gabriela, albo - zakładając że za moment trafimy do lochów na bardzo „intymne" zaznania z naszej zakazanej relacji - spróbować obezwładnić Leo i Ezrę i od razu spieprzać z Antonem najdalej jak to możliwe.
Popatrzyłam na Leo i zobaczyłam że on również na mnie patrzy. Nie dostrzegłam jednak w jego spojrzeniu nienawiści, a jedynie ból więc postanowiłam poczekać z walką, aby choć spróbować z nim porozmawiać i wszystko mu wyjaśnić.
Anton między czasie pokręcił głową i zaśmiał się cicho wyciągając paczkę papierosów z kieszeni swoich spodni, a ja wytarłam krew z cieknącej wargi. Przyjaciel Leo wszedł i podał mi chusteczkę uśmiechając się do mnie grzecznie więc przyjęłam ją, dotykając zakrwawionych ust.
- Nie będę się z tobą bił, bracie... - Tony zaczął mówić wsadzając sobie papierosa w usta, ale nie dokończył ponieważ mój mąż doskoczył do niego, łapiąc go za głowę i uderzył z kolana w jego twarz z taką siłą że coś zachrzęściło, a Anton zalał się krwią. Ewidentnie był otumaniony tym potężnym ciosem bo Leo przywalił mu po raz kolejny z łokcia, a potem rzucił na biurko łapiąc za szyję i uderzył go w usta z otwartej dłoni tak mocno że zastanawiałam się czy Tony nie stracił części uzębienia.
Anton bił się rewelacyjnie - ale w stanie w jakim był miał naprawdę ograniczone możliwości. Ponad to Leo musiał go zaskoczyć, a pierwsze uderzenie na pewno mocno go otumaniło, ponieważ wiedziałam że w innym przypadku walka mimo wszystko na pewno nie byłaby tak jednostronna..
- Bracie - warknął Leo łapiąc Antona za włosy. Tony skrzywił się ale wyraźnie ledwo kontaktował. Zalał się krwią i... Niby byłam przyzwyczajona do oglądania go w takim stanie, ale za każdym razem to wciąż bolało tak samo... - Jeśli jeszcze raz moja żona będzie przez ciebie krwawić, wsadzę ci w dupę nasze braterstwo i rozjebe cię jak robaka. zrozumiałeś? - puścił Antona i odsunął się od niego, a ja spojrzałam na swojego męża próbując go rozszyfrować.
Co on teraz do cholery zamierzał? Jak wiele widział? Domyślał się co robiliśmy zanim tu przeszedł? Może naprawdę myślał, że to tylko głupia sprzeczka brata i siostry i mogłam to wszystko jakoś zatuszować? Poza tym jak miałam go do cholery pokonać bez swoich noży? Spójrzmy prawdzie w oczy - w walce wręcz nie miałam z nim najmniejszych szans, walczył jak jakaś pieprzona maszyna nawet nie wziął głębszego oddechu po zmasakrowaniu Antona, a przecież był tu jeszcze Ezra.
Usłyszałam z korytarza jakieś zbliżające się głosy, więc dopadłam do Antona, aby choć spróbować go ogarnąć.
- Tony, spójrz na mnie - klepnęłam go w zakrwawioną twarz, a on zerknął na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Zaczęłam ścierać z niego krew, ponieważ jeśli istniała szansa że Leo zachowa to co się tu wydarzyło dla siebie, to musiałam jeszcze ukryć przed ojcem fakt, że Tony przegrał z Leo. Jeśli by się dowiedział... - Ojciec nie może zobaczyć.... - powiedziałam do siebie i zerknęłam na skrzywionego Leo - Zamknijcie drzwi...
- Kira, możesz przestać? On na to zasłużył...
- Błagam!
Usłyszałam jak Ezra zamyka gabinet i zaczęłam w popłochu ogarniać Antona poklepując go po policzkach, aby się ocknął. Kiedy spojrzał na mnie odrobinę bardziej przytomnie złapałam jego brodę między palce, aby skupił na mnie swoją uwagę.
- Ojciec cię dzisiaj widział?
- Nie... - wyjąkał.
- Pójdziesz do siebie, ogarniesz się, zostaniesz tam do wieczora, a później powiesz mu że wdałeś się w bójkę, tak?
- Tak...
- Kurwa... cholera - spojrzałam na Antona z rezygnacją. Wyglądał koszmarnie - Idź na górę, będę cię kryła... Ogarniasz już?
Jęknął i podniósł się powoli z podłogi.
- To było... - zwrócił się do Leo - To było zajebiste - uśmiechnął się szeroko pokazując zakrwawione zęby, a mój mąż skrzywił się niesmakiem - Ale zaskoczyłeś mnie, dupku. Następnym razem...
- Nie będzie następnego razu, siedź cicho - złapałam jego twarz - Kontaktujesz?
- Kontaktuję, ptaszku - odpowiedział przecierając twarz.
- Zapieprzaj na górę, niech ojciec nie widzi cię w takim stanie, bo cię zabije.
Wyminęłam Leo i Ezrę po czym popchnęłam Antona do wyjścia, poszłam przed nim gotowa wymyśleć coś na poczekaniu w razie gdybyśmy natknęli się na kogoś nieodpowiedniego. Kiedy byliśmy na piętrze dosłownie wepchnęłam Antona do jego pokoju gromiąc go wzrokiem, a on wyglądał jakby wciąż był lekko otumaniony ale i tak patrzył na mnie przekrwionymi oczami z żalem.
Zatrzasnęłam drzwi i wzięłam głęboki oddech odwracając się w stronę Leo, który stał za mną patrząc na mnie z konsternacją i wściekłością.
- Co to wszystko miało znaczyć? - spytał surowym tonem.
- Gdyby ojciec zobaczył, że przegrał z tobą i to w taki sposób - pokręciłam głową nie chcąc sobie tego wyobrażać - Zrobiłby mu coś strasznego...
- To nie mój problem.
- Ale mój już tak - odpowiedziałam unosząc do góry brodę.
- Nie. On odpowiada za swoje czyny, przez niego krwawiłaś, poza tym... Czy ty myślisz że ja jestem ślepy, Kira? - warknął łapiąc mnie za ramię - Co cię z nim łączy? Co to ma kurwa być?
Pokręciłam głową zażenowana. Przecież nie było szans, abym powiedziała mu prawdę...
- Nic. To mój brat i kocham go mimo tego, że jest dziwny i zachowuje się nieodpowiednio....
- Kochasz go... To twój brat... Ale powiedz mi jak wiele braci gryzie swoje siostry w usta? - spytał, a ja zamknęłam oczy - Macie mnie za idiotę? Jak kurwa mogłaś?
- To nie tak, ja... Nie chciałam.. Nie chciałam żeby to robił. On jest... Inny, ale...
- Przestań, bo to jest poniżej twojego poziomu, Kira. Nie życzę sobie żebyś kiedykolwiek utrzymywała z nim kontakt.
- Ale...
- Chyba, że chcesz żebym opowiedział wszystkim o tym co zobaczyłem...
- Nic nie zobaczyłeś - pokręciłam głową, ale przecież nie miałam pojęcia co zobaczył i jak to wyglądało.
- Zobaczyłem jak Anton trzyma cię za szyję stojąc zbyt blisko ciebie, widziałem że odsuwał od ciebie swoje usta ponieważ kurwa cię całował, po tym jak zamknęliście się na klucz w gabinecie. I rozgryzł twoją wargę... Mam kontynuować? Wszyscy byliby raczej zdumieni tymi rewelacjami, nieprawdaż? A później jeszcze to, że zachował się jak skończona ciota dając mi się stłuc jak jakiś żałosny gówniarz...
- Leo, to nie tak - powiedziałam.
- Więc mi wytłumacz - spojrzałam na niego i na Ezrę po czym rozejrzałam się po korytarzu ruszając do swojego pokoju. Obaj poszli za mną, więc kiedy weszłam zamknęłam za nami drzwi zupełnie nie wiedząc co mam powiedzieć.
- Nie chciałam tego. Nie zamierzałam nic robić w tym gabinecie, mówię poważnie. Nie po tym do czego doszło między nami w nocy.... Ponad to nie prosiłam o nasz ślub, byłam wolna, niezależna, nie planowałam się wiązać a ojciec raczej nie traktował mnie jak kobiety, i również nie planował w najbliższej przyszłości wydawać mnie za mąż, ale poprosiłeś o mnie. Dla Livii. Kochasz ją, a ja kocham Antona. Błagam nie rób z tego sensacji...
- Nie całuję się z Livią! - krzyknął - Kocham ją jak siostrę, a to co robicie obrzydliwe... I nie zaprzeczaj, bo widziałem to na własne oczy...
- Nie zamierzałam robić z nim nic! - krzyknęłam - Nie zamierzałam go całować, nie zamierzałam go dotykać...
- Ale wyszło inaczej, tak? Jak kurwa możecie... To wstrętne...
Zamknęłam oczy kręcąc głową.
- Powiem to tylko raz ponieważ nie mam wyjścia. Wiem, że jesteś na swój sposób dobrym człowiekiem i wysłuchasz mnie do końca, poza tym i tak nic nie będzie gorsze od tego co widziałeś, prawda?
- No raczej... - warknął krzywiąc się z obrzydzeniem.
- Ja i Anton - pokręciłam głową - To nie jest mój brat. Nie biologicznie. Ildar adoptował mnie kiedy byłam mała... Ja i on... Kiedyś, zanim o mnie poprosiłeś... Byłam dziewicą przecież wiesz, ale całowaliśmy się, trochę dotykaliśmy... Nic strasznego... Nie znałam cię wtedy i... Byliśmy samotni, podobaliśmy się sobie, byliśmy tylko dzieciakami... - wypuściłam oddech patrząc na niego z bólem. Nie miałam w zwyczaju prosić, ani się tłumaczyć ale obecne byłam w dupie. A co gorsza Anton był w dupie. I od tego jak zachowa się Leo zależało nasze życie. - On mnie kocha. Nie może pogodzić się z tym, że wyjeżdżam. Zrozum jak bardzo go to boli, proszę... Przez całe dzieciństwo mieliśmy tylko siebie. Pocałował mnie na pożegnacie, nie powinien tego robić, ja próbowałam to przerwać, ale on cierpi...
- Dosyć... - przerwał mi Leo.
- Przecież mnie nie kochasz! Nic dla ciebie nie znaczę, jestem tylko kartą przetargową, ceną którą musisz zapłacić za bezpieczeństwo swojej siostry... Nie tknę więcej Antona przysięgam, ale nie możesz być zły o coś co było zanim cię poznałam. Nie mów nic mojemu ojcu, on go zabije...
- Kochasz go? - spytał zerkając na mnie jakoś dziwnie.
- Tak, ale... Nie tak jak on. Inaczej. On jest zbyt... Intensywny. Oboje się raniliśmy. Nikt nigdy nie nauczył nas, że to może wyglądać inaczej, rozumiesz? Dlatego jest brutalny, ale na swój sposób ma dobre serce. Ma swoje zasady. Nie jest zły... Nie jest taki jak wszyscy myślą, zachowuje się źle, ale... - zamknęłam oczy czając, że tylko nas pogrążam - Między nami koniec... To rozstanie wyjdzie nam obojgu na dobre. - Leo zagryzł zęby i znowu pokręcił głową - Nie umiem go nie kochać - dodałam na zakończenie czując się... Słaba. Tony był moją słabością. A za każda słabość przyjdzie nam zapłacić, nieprawdaż?
- Jak wiele z nim robiłaś?
- A co to za różnica! Dziewictwo oddałam tobie...
- Powiedz - warknął, a ja zerknęłam z zażenowaniem na Ezrę.
- Wal się Leo. Nie znałam cię wtedy i nie będę ci się zwierzać z takich rzeczy, a już na pewno nie teraz. Ja cię nie pytam co robiłeś z setkami kobiet, które przewinęły się przez twoje łóżko. Nie jestem kurwa święta, ale mam swoje zasady. Jedyna intymna relacja łączyła mnie z Antonem, zresztą to żadna nowość że nie jestem taka jak kobiety które znasz, różnie się od nich we wszystkim. I nie będę twoją posłuszną laleczką, możesz być pewien. Jak chcesz to idź powiedz naszym ojcom co łączyło mnie z Tonym, wygadaj przy okazji swoim ludziom że jestem adoptowaną przybłędą, czemu nie? Pewnie cię wtedy ode mnie uwolnią... - złapałam za swój nóź i obróciłam go w palcach. Nie zamierzałam oddawać się w łapy Ildara jak owieczka na rzeź. Będę walczyć, po to się urodziłam.
- Co robisz? - spytał mnie kiedy zaczęłam przeglądać swoje ostrza. Złapałam drugą ręką za Kirke i rozsunęłam materiał sukienki, bo w tym gównie w ogóle nie dało się walczyć.
- Spieprzam stąd. Pewne mnie znajdzie ale wtedy nie oddam się bez walki, a co myślałeś? Skopię mu dupę za te wszystkie lata, zanim mnie wypatroszy. To będzie nawet zabawne... - zaśmiałam się głośno - Nie mam już nic do stracenia. - oprócz Antona, dodałam w myślach. Musiałam jakoś zatrzymać Leo i iść do niego, ostrzec go. Uciekniemy razem, to jedyna szansa... To lepsze niż tortury, które nas czekały. Zginiemy razem, w walce ramię w ramię - dokładnie tak jak żyliśmy.
- Przecież lecisz dzisiaj ze mną do domu... - usłyszałam uspakajający głos Leo i poczułam jak wyciąga mi nóż z dłoni, więc chwyciłam mocniej za jego rękojeść. - Nic im nie powiem. Zachowam to wszystko dla siebie... Polecimy dzisiaj do Kalifornii i zapomnimy o tym co tu się stało. Ale nigdy więcej nie dotykaj go w ten sposób. Jesteś moją żoną, rozumiesz?
Popatrzyłam mu w oczy z niepewnością.
- Mówisz poważnie?
- Masz rację. Zapomnijmy o tym co było. Kiedy nie byliśmy razem mieliśmy prawo na bliskość z innymi, ale teraz należymy do sobie.
Że co?
- Czemu jesteś taki wyrozumiały?
- Staram się być normalny. I nie chcę dram, nie chcę twojej śmierci, wierzę że kiedyś opowiesz mi o sobie więcej, ale nie teraz. Mamy dużo czasu. Ponad to... Tak będzie lepiej pod wieloma względami.
Zasunął moją sukienkę i poprawił ją na mnie po czym zapiął swoją marynarkę.
- Czekają na nas - odparł podając mi ramię.
Patrzyłam w jego oczy szukając w nich podstępu. A co jeśli chciał mnie tylko zmanipulować? Oszukać, uśpić moją czujność tak, abym odłożyła swoje noże i przestała być zagrożeniem, a potem nasłać na nas ludzi Gabriela i Ildara?
Jednak on patrzył na mnie łagodnie, z przejęciem i nadzieją, więc w jakiś sposób sprawił że postanowiłam przynajmniej spróbować mu zaufać.
- Tak po prostu? - spytałam zerkając na jego wyciągnięte ramie.
- A da się inaczej?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro