Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Kira

- Wyglądasz zjawiskowo – zawyrokowała Ember, a ja popatrzyłam beznamiętnie na moje ciało w białej dopasowanej sukni. Materiał był lekko prześwitujący, mienił się jak woda odbijająca miliony gwiazd i przylegał do mnie jakbym go przykleiła, albo oblała się wodą jak wyjątkowo zdzirowata rusałka. Obcisła góra z dekoltem wyciętym w głębokie serce podkreślającym moje piersi, dół opinający moje biodra i tyłek rozkloszowujący się lekko ku dołowi z głębokim wycięciem aż do górnej części mojego uda. Suknia byłą przecudowna, piękna i szykowna, szkoda tylko że tak niewiele pozostawiała wyobraźni. Ale wybrała ją macocha. Miałam być seksowna, więc oto jestem.

- Wyjątkowo ze mnie wyuzdana panna młoda.

- Jesteś przepiękna, nie ważne co masz na sobie – uśmiechnęłam się do Ember w lustrze, a potem znowu posmutniałam – On jest… To chyba najprzystojniejszy mężczyzna jakiego widziałam. I z tego co zaobserwowałam… Cały czas był dla wszystkich miły i uczynny, uśmiechał się i był szarmancki. Myślę, że będziesz z nim szczęśliwsza niż tutaj…

Znowu spojrzałam na Ember kiwając głową.

- Tak to całkiem możliwe… – zaśmiałam się wywołując też uśmiech mojej jedynej przyjaciółki. Wiedziałam, że bardzo chciała abym w końcu była szczęśliwa – Ember czy… Poleciałabyś za mną do Kalifonii? Będę tam potrzebowała kogoś biskiego…

- Tak! Już myślałam że nigdy nie zapytasz! Tak zgadzam się! – wrzasnęła wywołując mój śmiech.

- Czuję się jakbym poprosiła cię o rękę…

- Też tak czuję – zachichotała – Dołączę do ciebie za miesiąc? Kiedy załatwię sprawę z Alexem i dolecę, dobrze?

- Jasne.

Em uśmiechała się szeroko, a wtedy w drzwiach pojawił się Ildar.

- Córko, twój przyszły mąż czeka.

Przytaknęłam i wstałam podając ojcu dłoń.

- Wyglądasz oszałamiająco – odparł beznamiętnie po czym poprowadził mnie do Kościoła.

Weszliśmy przez główne drzwi, a wszyscy goście już czekali pousadzani w ławkach patrząc na mnie jak na główną atrakcję wieczoru.

Czułam się jak małpa w cyrku, kiedy ojczym prowadził mnie z dumą przez środek sali, a Marsz Mendelsona zagłuszał wszystkie moje myśli.

To było irracjonalne, wręcz nierealne, ale stało się, a ja nie zamierzałam ułatwiać życia mojemu mężowi. Jeśli będzie chciał sobie zrobić ze mnie posłuszną, przystającą na wszystko owieczkę to się przeliczył. Walka była moim życiem i nie mógł zamknąć mnie w domu jak zwykłą potulną dziewczynę. Poza tym… Nie zamarzałam też udawać cnotliwej dziewicy w noc poślubną. Sporo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że podejdę do tego tak jak faceci, skoro  całe życie zachowywałam się jak jeden z nich. A mianowicie – skorzystam z tego ze los postawił na mojej drodze seksownego dupka i wykorzystam go na tyle na ile będę umiała. Nie będę wzdychać z trwogą i zgorszeniem widząc jego nagość, albo udawać że jestem zawstydzoną damulką z zerowym doświadczeniem. Potrafiłam dać przyjemność mężczyźnie i wiedziałam co on musi zrobić, aby dać przyjemność mi. Wiedziałam też że to będzie walka – wszelkie zbliżenia z Antonem właśnie tak mi się kojarzyły i z Leo zapewne miało mnie czekać coś podobnego. Tony wiedział jak zaspokoić kobietę, a ja lubiłam to wykorzystywać ale był też piekielnie wymagający. Także było brutalnie ale również namiętnie, cierpiałam ale i odczuwałam przyjemność, musiałam walczyć o swoje i z Leo też zamierzałam to zrobić. Dlaczego tylko faceci mogli wykorzystywać kobiety? Ja zamierzałam tej nocy wykorzystać pewnego przystojnego gnojka, który śmiał zażądać mojej ręki. Wiedziałam, że Leo też będzie walczył o dominację – w końcu oni mieli do w DNA, ale nie planowałam mu jej oddawać, a wykorzystanie go do własnej przyjemności mogło być całkiem satysfakcjonujące.

Tym co martwiło mnie bardziej był Anton…

Co z nami? Czy będzie brakowało mi jego brutalnego dotyku i zaborczych ust? Będę myślała o jego szorstkich, bezlitosnych dłoniach robiących z moim ciałem rzeczy których nie rozumiałam i być może nie chciałam? A może czułam ulgę że będę daleko od niego? Że w końcu uwolnię się od jego zazdrości i tego co ze mną robił? Czy umiałam o nim zapomnieć? O chłopaku którego poznałam jako dziesięcioletnia dziewczynka podziwiająca jego siłę? Umiałam zapomnieć chłopca, który się mną zaopiekował gdy pojawiłam się w Moskwie poraniona i zagubiona, a później walczył ze mną ramię w ramię przez te wszystkie lata biorąc na siebie najgorsze kary, aby mnie chronić?

Być może nie musiał pytać mnie o zdanie, widząc w moich oczach ciekawość i pragnienie?

Ale ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nieprawdaż?

Stał blisko ołtarza patrząc na mnie ze smutkiem, równie blady i zapewne tak samo obolały jak wczoraj, a ja odwzajemniłam jego spojrzenie. Być może zbyt szybko odwróciłam wzrok od Antona skupiając go na Leo. Stał uśmiechając się uroczo, szeroko i nieco bezczelnie -  jak to on. Wyglądał niedorzecznie przystojnie, trochę zadziornie mimo tego dopasowanego garnituru opinającego jego muskularne ciało.

Jednak jeśli miałabym wymienić co podoba mi się w nim najbardziej z pewnością wymieniłabym ten bezczelny, ogromny uśmiech rozciągający jego pełne usta, ukazujący wielkie, białe zęby i dołeczki.

Absolutnie nieprzyzwoity dupek.

Ildar podał mu moją dłoń, a on przyjął ją z wdzięcznością wpatrując się w moje oczy z tym cholernym uśmieszkiem.

- Gotowa? – spytał szeptem unosząc do góry ciemną brew.

- Lepiej nie pytaj – odpowiedziałam na co zaśmiał się cicho, więc powstrzymałam uśmiech odwracając od niego spojrzenie.

Ceremonia ciągnęła się w nieskończoność, a ja olewałam to jak bardzo było mi zimno, gdy stałam niemal naga przy ołtarzu.

Kiedy usłyszałam słowa „Możesz pocałować Pannę Młodą” nagle zrobiło mi się gorąco i trochę niedobrze, ale Leo złapał mnie za talie i spojrzał w moje oczy po czym przechylił mnie lekko i przysunął do mnie swoje usta – najpierw delikatnie musnął swoimi moje, a potem poczułam jego język i ciepłe, zaskakująco miękkie wargi. Nim się obejrzałam pocałował mnie głęboko i namiętnie przymykając oczy a ja chwyciłam go za ramię nieumiejętnie oddając ten niespotykany pocałunek, który był tak dziwnie przyjemny że poczułam go między nogami. Jęknął cicho delikatnie ssąc moje wargi, a ja starłam się nie jęknąć dziesięć razy głośniej. Rany, ten facet naprawdę umiał całować… Odkleił się ode mnie, uśmiechając się lekko i dotknął swoim nosem mojego, przyciskając do siebie moje ciało, a ja dopiero wtedy usłyszałam gromkie oklaski i krzyki pełne aprobaty i radości, które musiały już trwać od dobrych kilku chwil.

- To będzie piękna opowieść – powiedział z uznaniem ksiądz śmiejąc się cicho i bijąc nam brawo -  Idźcie z Bogiem dzieci, kochajcie się! – krzyknął, a ja przełknęłam ślinę odsuwając się niechętnie od ciepłego, wielkiego ciała Leo, po czym spojrzałam na gości którzy wciąż klaskali patrząc w naszym kierunku z uśmiechami i uznaniem. Dziewczyny zerkały na nas z rozmarzeniem, mężczyźni chichotali i pokrzykiwali, jakieś starsze panie zapewne z rodziny Leo szlochały wzruszone, a ja czułam się… Dziwnie.

Właśnie wtedy złapał mnie za rękę. Jej ciepło i pewność dodały mi otuchy. Poprowadził mnie do wyjścia obejmując ramieniem, jakby domyślał się że zmarzłam podczas mszy i uśmiechał się tak szeroko że chyba zapomniałam dlaczego tak strasznie nie chciałam tego ślubu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro