Rozdział 15
Kira
- Wyglądasz zjawiskowo – zawyrokowała Ember, a ja popatrzyłam beznamiętnie na moje ciało w białej dopasowanej sukni. Materiał był lekko prześwitujący, mienił się jak woda odbijająca miliony gwiazd i przylegał do mnie jakbym go przykleiła, albo oblała się wodą jak wyjątkowo zdzirowata rusałka. Obcisła góra z dekoltem wyciętym w głębokie serce podkreślającym moje piersi, dół opinający moje biodra i tyłek rozkloszowujący się lekko ku dołowi z głębokim wycięciem aż do górnej części mojego uda. Suknia byłą przecudowna, piękna i szykowna, szkoda tylko że tak niewiele pozostawiała wyobraźni. Ale wybrała ją macocha. Miałam być seksowna, więc oto jestem.
- Wyjątkowo ze mnie wyuzdana panna młoda.
- Jesteś przepiękna, nie ważne co masz na sobie – uśmiechnęłam się do Ember w lustrze, a potem znowu posmutniałam – On jest… To chyba najprzystojniejszy mężczyzna jakiego widziałam. I z tego co zaobserwowałam… Cały czas był dla wszystkich miły i uczynny, uśmiechał się i był szarmancki. Myślę, że będziesz z nim szczęśliwsza niż tutaj…
Znowu spojrzałam na Ember kiwając głową.
- Tak to całkiem możliwe… – zaśmiałam się wywołując też uśmiech mojej jedynej przyjaciółki. Wiedziałam, że bardzo chciała abym w końcu była szczęśliwa – Ember czy… Poleciałabyś za mną do Kalifonii? Będę tam potrzebowała kogoś biskiego…
- Tak! Już myślałam że nigdy nie zapytasz! Tak zgadzam się! – wrzasnęła wywołując mój śmiech.
- Czuję się jakbym poprosiła cię o rękę…
- Też tak czuję – zachichotała – Dołączę do ciebie za miesiąc? Kiedy załatwię sprawę z Alexem i dolecę, dobrze?
- Jasne.
Em uśmiechała się szeroko, a wtedy w drzwiach pojawił się Ildar.
- Córko, twój przyszły mąż czeka.
Przytaknęłam i wstałam podając ojcu dłoń.
- Wyglądasz oszałamiająco – odparł beznamiętnie po czym poprowadził mnie do Kościoła.
Weszliśmy przez główne drzwi, a wszyscy goście już czekali pousadzani w ławkach patrząc na mnie jak na główną atrakcję wieczoru.
Czułam się jak małpa w cyrku, kiedy ojczym prowadził mnie z dumą przez środek sali, a Marsz Mendelsona zagłuszał wszystkie moje myśli.
To było irracjonalne, wręcz nierealne, ale stało się, a ja nie zamierzałam ułatwiać życia mojemu mężowi. Jeśli będzie chciał sobie zrobić ze mnie posłuszną, przystającą na wszystko owieczkę to się przeliczył. Walka była moim życiem i nie mógł zamknąć mnie w domu jak zwykłą potulną dziewczynę. Poza tym… Nie zamarzałam też udawać cnotliwej dziewicy w noc poślubną. Sporo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że podejdę do tego tak jak faceci, skoro całe życie zachowywałam się jak jeden z nich. A mianowicie – skorzystam z tego ze los postawił na mojej drodze seksownego dupka i wykorzystam go na tyle na ile będę umiała. Nie będę wzdychać z trwogą i zgorszeniem widząc jego nagość, albo udawać że jestem zawstydzoną damulką z zerowym doświadczeniem. Potrafiłam dać przyjemność mężczyźnie i wiedziałam co on musi zrobić, aby dać przyjemność mi. Wiedziałam też że to będzie walka – wszelkie zbliżenia z Antonem właśnie tak mi się kojarzyły i z Leo zapewne miało mnie czekać coś podobnego. Tony wiedział jak zaspokoić kobietę, a ja lubiłam to wykorzystywać ale był też piekielnie wymagający. Także było brutalnie ale również namiętnie, cierpiałam ale i odczuwałam przyjemność, musiałam walczyć o swoje i z Leo też zamierzałam to zrobić. Dlaczego tylko faceci mogli wykorzystywać kobiety? Ja zamierzałam tej nocy wykorzystać pewnego przystojnego gnojka, który śmiał zażądać mojej ręki. Wiedziałam, że Leo też będzie walczył o dominację – w końcu oni mieli do w DNA, ale nie planowałam mu jej oddawać, a wykorzystanie go do własnej przyjemności mogło być całkiem satysfakcjonujące.
Tym co martwiło mnie bardziej był Anton…
Co z nami? Czy będzie brakowało mi jego brutalnego dotyku i zaborczych ust? Będę myślała o jego szorstkich, bezlitosnych dłoniach robiących z moim ciałem rzeczy których nie rozumiałam i być może nie chciałam? A może czułam ulgę że będę daleko od niego? Że w końcu uwolnię się od jego zazdrości i tego co ze mną robił? Czy umiałam o nim zapomnieć? O chłopaku którego poznałam jako dziesięcioletnia dziewczynka podziwiająca jego siłę? Umiałam zapomnieć chłopca, który się mną zaopiekował gdy pojawiłam się w Moskwie poraniona i zagubiona, a później walczył ze mną ramię w ramię przez te wszystkie lata biorąc na siebie najgorsze kary, aby mnie chronić?
Być może nie musiał pytać mnie o zdanie, widząc w moich oczach ciekawość i pragnienie?
Ale ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nieprawdaż?
Stał blisko ołtarza patrząc na mnie ze smutkiem, równie blady i zapewne tak samo obolały jak wczoraj, a ja odwzajemniłam jego spojrzenie. Być może zbyt szybko odwróciłam wzrok od Antona skupiając go na Leo. Stał uśmiechając się uroczo, szeroko i nieco bezczelnie - jak to on. Wyglądał niedorzecznie przystojnie, trochę zadziornie mimo tego dopasowanego garnituru opinającego jego muskularne ciało.
Jednak jeśli miałabym wymienić co podoba mi się w nim najbardziej z pewnością wymieniłabym ten bezczelny, ogromny uśmiech rozciągający jego pełne usta, ukazujący wielkie, białe zęby i dołeczki.
Absolutnie nieprzyzwoity dupek.
Ildar podał mu moją dłoń, a on przyjął ją z wdzięcznością wpatrując się w moje oczy z tym cholernym uśmieszkiem.
- Gotowa? – spytał szeptem unosząc do góry ciemną brew.
- Lepiej nie pytaj – odpowiedziałam na co zaśmiał się cicho, więc powstrzymałam uśmiech odwracając od niego spojrzenie.
Ceremonia ciągnęła się w nieskończoność, a ja olewałam to jak bardzo było mi zimno, gdy stałam niemal naga przy ołtarzu.
Kiedy usłyszałam słowa „Możesz pocałować Pannę Młodą” nagle zrobiło mi się gorąco i trochę niedobrze, ale Leo złapał mnie za talie i spojrzał w moje oczy po czym przechylił mnie lekko i przysunął do mnie swoje usta – najpierw delikatnie musnął swoimi moje, a potem poczułam jego język i ciepłe, zaskakująco miękkie wargi. Nim się obejrzałam pocałował mnie głęboko i namiętnie przymykając oczy a ja chwyciłam go za ramię nieumiejętnie oddając ten niespotykany pocałunek, który był tak dziwnie przyjemny że poczułam go między nogami. Jęknął cicho delikatnie ssąc moje wargi, a ja starłam się nie jęknąć dziesięć razy głośniej. Rany, ten facet naprawdę umiał całować… Odkleił się ode mnie, uśmiechając się lekko i dotknął swoim nosem mojego, przyciskając do siebie moje ciało, a ja dopiero wtedy usłyszałam gromkie oklaski i krzyki pełne aprobaty i radości, które musiały już trwać od dobrych kilku chwil.
- To będzie piękna opowieść – powiedział z uznaniem ksiądz śmiejąc się cicho i bijąc nam brawo - Idźcie z Bogiem dzieci, kochajcie się! – krzyknął, a ja przełknęłam ślinę odsuwając się niechętnie od ciepłego, wielkiego ciała Leo, po czym spojrzałam na gości którzy wciąż klaskali patrząc w naszym kierunku z uśmiechami i uznaniem. Dziewczyny zerkały na nas z rozmarzeniem, mężczyźni chichotali i pokrzykiwali, jakieś starsze panie zapewne z rodziny Leo szlochały wzruszone, a ja czułam się… Dziwnie.
Właśnie wtedy złapał mnie za rękę. Jej ciepło i pewność dodały mi otuchy. Poprowadził mnie do wyjścia obejmując ramieniem, jakby domyślał się że zmarzłam podczas mszy i uśmiechał się tak szeroko że chyba zapomniałam dlaczego tak strasznie nie chciałam tego ślubu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro