Rozdział 13
Kira
Córeczko
Powtarzałam to słowo w myślach.
Miało dziwny, niespotykany posmak.
Nikt nigdy tak do mnie nie mówił… Być może moi biologiczni rodzice nazywali mnie w ten sposób tylko po prostu już tego nie pamiętałam?
- To jakiś koszmar – warknął idący koło mnie Leo – Gdyby moja matka żyła, nigdy nie pozwoliłaby na coś podobnego.
- Czemu aż tak cię to boli? - spytałam zerkając na niego z uśmiechem. Naprawdę podobał mi się stopień jego oburzenia.
- Moja mama… - powiedział i zamilkł wypuszczając powietrze - Była feministką – zakończył jakby to wszystko tłumaczyło. Popatrzył na mnie, a ja uniosłam brew w niemym pytaniu – I obiecałem jej że będę szanował kobiety, obiecałem że nie będę pozwalał na takie obrzydliwe praktyki. Byłaby zwiedziona, gdyby… - pokręcił głową, a ja znowu się uśmiechnęłam – …Gdyby dowiedziała się, że na to pozwalam.
- Więc to dla niej?
- Dla ciebie, dla mnie, dla niej. Tak nie powinno być…
Okej. To było miłe. Co prawda wciąż go nie znosiłam, ale w tym jednym przynajmniej się zgadzaliśmy.
- Nic na to nie poradzisz.
- Dlaczego się zgodziłaś? Wydawałaś się wściekła, a później nagle od tak przystałaś na to…
- Chyba dlatego, że stanąłeś po mojej stronie – wzruszyłam ramionami – Rzadko ktoś staje po mojej stronie.
- I dlatego?
- Chyba tak… Jakoś kiedy zobaczyłam jak się pocisz i oburzasz poprawił mi się humor i opadły nerwy – dodałam, a on zaśmiał się nisko.
- Czyli moje pocenie i oburzanie działa na ciebie uspakajająco?
- Na to wychodzi…
Spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się cicho.
- Jaka była twoja mama? – spytałam go podchodząc do balkonu w wędrówce po mrocznych, opustoszałych korytarzach mojego „domu”.
Leo spojrzał na sypiący za oknem balkonowym śnieg i magicznie wyglądający ogród. Płatki wirowały na wietrze oblepiając drzewa i posągi bielą, mróz oszronił wszystko co napotkał na swojej drodze, sprawiając wrażenie jakby cały świat zamarzł i zasnął w oczekiwaniu na choć jeden promyk słońca. Chłopak uśmiechnął się delikatnie jak gdyby zatapiał się we wspomnieniach, a ja patrzyłam na niego zastanawiając się o czym myśli.
- Mama była… Cudowna. Wspaniała. Opowiadała najwspanialsze historie, była czuła i dobra. Wrażliwa i empatyczna. Kochana… – zakończył, kiedy wciąż obserwowałam z zainteresowaniem jego profil i sposób w jaki jego pełne usta kontrastowały z ostrą szczęką.
- Jesteś do niej podobny – wypaliłam i natychmiast skarciłam się w myślach. Leo uniósł brew i spojrzał na mnie ze zdziwieniem - Z wyglądu! – dodałam szybko – Miałam na myśli, że z wyglądu…
- Skąd wiesz? – zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami.
- Bo średnio przypominasz ojca?
- Mówią, że jestem podobny w właśnie do niego...
- Ostra szczęka, wysoka muskularna sylwetka i coś w rysach twarzy – wymieniłam – Nic poza tym.
- Okej masz rację. To… - pokazał na włosy. – To… – wskazał oczy. - I co gorsza to… – pokazał na swoje pełne usta robiąc zabawną minę.
- Coś mi się zdaję, że to też – dotknęłam jego nosa na którym była odrobina piegów.
- Niestety.
- Dlaczego? Twoja mama na pewno była przepiękną kobietą – znowu wypaliłam zniesmaczona swoim długim jęzorem.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że jestem przepiękny – odparł z udawanym oburzeniem.
- O nie, laleczko – dodałam wrednie, a on zmrużył na mnie oczy.
- Jakoś nie może do mnie dotrzeć, że ty to ta sama dziewczyna w masce, która uratowała mnie przed Ortizem wbijając nóż w jego głowę – wyszeptał, a ja przełknęłam ślinę.
- Jakoś nie może do mnie dotrzeć, że ty to ten sam wkurzający szczeniak, który dostał ode mnie po jajach, a później symulował „pieprzenie mnie od dołu” – odpowiedziałam sugestywnie robiąc cudzysłów z palców i patrząc na niego wymownie.
Skrzywił się ale i uśmiechnął szeroko.
- Ale żenada.
- Robiłeś to bardzo obiecująco – powiedziałam z udawanym uznaniem.
Zaśmiał się nisko, więc poczułam się dziwnie. Co ja wyprawiałam? Dyskutowałam sobie z nim jak gdyby nigdy nic, podczas gdy…
- Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że chciałem pokazać ci, jaki jestem męski, po tym jak Pablo wysnuwał te fantazje o pieprzeniu mojego tyłka, sama rozumiesz – odpowiedział zapewne półżartem, a ja chcąc nie chcąc parsknęłam śmiechem.
- Uff te fantazje były… Poza wszelką skalą – odparłam robiąc poważną minę.
- Tyłek mnie bolał na sam dźwięk jego głosu – znowu się zaśmiałam, ale on nagle spoważniał – Kira… - spojrzał na mnie i pochylił się spoglądając w moje oczy a mi z jakiegoś powodu zrobiło się cholernie gorąco - Co do jutrzejszej nocy…. Nie obawiaj się. Zrobię wszystko co będziesz chciała – wyszeptał patrząc na moje usta, więc zamrugałam skołowana.
Dosyć. Musiałam to przerwać zanim zupełnie mi odbije. Dobrzy faceci nie istnieli, wiedziałam o tym, podobnie jak o tym że Leo wykorzysta mnie dokładnie tak jak każdy inny. Skrzywdzi mnie, zrani, użyje. Nawet jeśli da mi nienajgorszy pierwszy raz później będzie żądał zapłaty, będzie próbował mnie zepsuć i złamać. Tak jak każdy. A ja przeszłam zbyt wiele aby wierzyć w jego słodkie słowa i ulec jego pięknym oczom. Leo z pewnością nie był tak niemoralny jak Anton czy Ildar, albo Isu czy Haru, ale wciąż był okrutnym mężczyzną uczonym przemocy i zadawania bólu.
- Dam sobie z tobą radę – powiedziałam odsuwając się od niego po czym rozejrzałam się po pustym, ciemnym korytarzu – Trafisz do swojego pokoju?
- Jest we wschodnim skrzydle, na drugim piętrze – odpowiedział patrząc na mnie jakoś dziwnie.
- Okej. Więc do zobaczenia – pożegnałam się idąc szybkim krokiem do siebie.
Jutrzejszą noc miałam spędzić z Leo. I każdą następną również. Nie potrafiłam określić tego co czułam ale moje ciało nie umiało zapomnieć o jego ciele pod nim. O sposobie w jaki poruszał swoimi biodrami trafiając dokładnie w to miejsce w które powinien. I mimo że tego nienawidziłam jakaś część mnie naprawdę nie mogła się doczekać aż poczuję to po raz kolejny, nie ważne jaką cenę przyjdzie mi za to później zapłacić.
***
Leżałam na swoim łóżku gapiąc się w sufit i czekając na kolację przed weselem. Mój przyszły mąż zajmował zdecydowanie zbyt wiele miejsca w mojej głowie, ale nie potrafiłam go z niej wyrzucić, więc pozwoliłam myślom dryfować swobodnie wokół tego co mówił i jak wyglądał. To było łatwiejsze niż walczenie z tym, a ja miałam chyba dość fizycznej walki, aby prowadzić mentalną wojnę i to z samą sobą. Tak więc myślałam z przymkniętymi powiekami, kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się i wtoczył się przez nie Anton. Spojrzałam na niego i zrobiło mi się niedobrze. Był bledszy niż zwykle, miał cienie pod oczami i przekrwione oczy.
Popatrzył na mnie krzywiąc nieco usta i usiał na brzegu łóżka biorąc głęboki oddech, więc klęknęłam na materacu i zastanawiałam się jak mu pomóc.
- Co mam zrobić? – spytałam cicho. Ściągnął marynarkę i rozpiął koszule zsuwając ją z ramion, a ja lekko się zapowietrzyłam. – Za co to?
- Nie pytaj… - odpowiedział gdy gapiłam się na jego plecy poprzecinane bordowymi smugami.
- On nie ma kurwa prawa! – wrzasnęłam – Nie możemy na to dłużej pozwalać, Tony… Ucieknijmy. To ostatnia szansa…
Może razem mieliśmy jakieś szanse? Byłam rozdarta, bo z jednej strony chciałam w końcu być wolna, po prostu wolna – z dala od całej tej cholernej mafii, z drugiej wiedziałam że wolność z Tonym nie istnieje – był zbyt szalony, dziki i nieobliczalny, przy tym zaborczy i uparty, a jednocześnie ucieczka była możliwa tylko z nim u swego boku – nie znałam drugiego tak silnego i sprytnego dupka jak on, poza tym nie zostawiłabym go na pastwę ojca, który zapewne zamieniłby życie swego syna w koszmar gdybym odważyła się zrobić coś podobnego na własną rękę. Ponad to czułam, że w pewien sposób i tak uciekam – do Kalifornii z Castarisami – zostawiając Antona samego. Co prawda zamieniałam po prosty jedno więzienie na inne, ale jakaś część mnie odczuwała z tego powodu żal, ulgę i wyrzuty sumienia. Nie wiedziałam co czuć, co myśleć, ani co robić…
- Znajdzie nas… - westchnął chowając twarz w dłoniach – I tylko tchórze uciekają, a ja nie jestem tchórzem. Zresztą to przecież chwilowe, po twoim ślubie wracam na Syberię, a później zostaje u siebie…
- Będzie cię wzywał…
- Już niedługo i to wszystko się skończy, zobaczysz – wstał przeciągając swoje obolałe mięśnie, a ja podniosłam się z łózka biorąc maść leżącą na szafce.
- Odwrócić się – odparłam z głośnym westchnieniem i zaczęłam wsmarowywać mu ją w otwarte rany. – Ile krwi straciłeś? Wyglądasz jakbyś miał zaraz zasłabnąć… Powiesz za co tak dostałeś?
- Za słabość – przymknął powieki, a ja prychnęłam.
- I masz w takim stanie iść na dzisiejszą kolację i jutrzejsze wesele?
- Przecież przez koszulę nic nie będzie widać - zaśmiał się – Ale chyba nie jestem w formie, aby uwieść małą ślicznotkę – zrobił smutną minę, a ja pokręciłam głową.
- Jeden plus – parsknął śmiechem, a ja zakręciłam tubę z maścią i podałam mu tabletki – Nie pakuj się w kłopoty gdy mnie nie będzie, Tony. Masz jedno życie – powiedziałam łapiąc go za brodę tak aby spojrzał mi w oczy – Rozumiesz?
- Postaram się – uśmiechnął się krzywo, a ja westchnęłam z rezygnacją, podajac mu jego koszulę.
- Ubieraj się, mój Romeo czeka i wygląda jak milion dolarów, więc wypada abym była ładnie zapakowana.
Zaśmiał się wsuwając materiał na swoje ramiona i powoli zapinał guziki mimo, że drżały mu palce.
- Mam cię obwiązać kokardą?
- Wystarczy że Alyssa zadbała abym była najbardziej zdzirowatą narzeczoną i panną młodą w historii – wcisnęłam się w sukienkę i poprawiłam włosy, a Tony już czekał z przygotowanym ramieniem wiec złapałam za nie i wyszliśmy z pokoju kierując się do Sali balowej. Kiedy weszliśmy do niej spojrzałam na Ildara z żądzą mordu. Chciałam go zabić za to co robił, ale miał zbyt ogromną władzę, aby ktokolwiek mógł mu się przeciwstawić nie podpisując na siebie wyroku śmierci, więc wykrzywiłam swoją twarz w czymś na kształt uśmiechu i odszukałam wzrokiem Livię i Leo którzy stali z kilkoma osobami i dyskutowali przy kieliszku wina. Leo natychmiast odszukał mnie wzrokiem, a jego wielkie, ciemne oczy przesunęły się ze mnie na Antona i z powrotem. Zobaczyłam jak zagryza szczękę tak mocno że byłam pewna iż zazgrzytał zębami. Zerknęłam na Tonyego, który lekko się pocił i drżącą dłonią odgarnął swoje jasne włosy do tyłu, więc skrzywiłam się czując coś przypominającego ból w klatce piersiowej.
- Wyglądasz jak zombie. Powinieneś się położyć – wyszeptałam do niego ale nawet na mnie nie spojrzał tylko pokręcił głową, więc usiedliśmy przy stole, a po chwili wszyscy goście dołączyli do nas więc jedliśmy, rozmawialiśmy, piliśmy wino i śmialiśmy się z nieśmiesznych dowcipów. Leo usiadł tuż przy mnie, a ja starałam się nie myśleć o tym jak bardzo podoba mi się jego zapach oraz jakie to wszystko jest popieprzone.
Po kolacji byliśmy zmuszeni zostać jeszcze chwilę, więc zatańczyłam z moim narzeczonym, a Livia i kilka innych dziewczyn zagadywało do Antona, który sprawiał wrażenie jakby za chwilę miał zwymiotować i paść na podłogę z wycieńczenia – poważnie wyglądał jakby go wyciągnęli z jakiegoś grobowca, mimo to i tak najwyraźniej wzbudzał zainteresowanie dziewcząt, co było dość niedorzeczne, ale ja myślałam tylko o tym czy przypadkiem nie stracił za wiele krwi i z moment nie wykituje na samym środku parkietu.
To byłby dopiero niespodziewany zwrot akcji.
Po wszystkim ruszyliśmy do naszych pokoi, najpierw odprowadzając Livię z przyjaciółkami, później Antona który wpadł do siebie z takim utęsknieniem jakby dopiero tam mógł zacząć swobodnie oddychać, a na końcu zostaliśmy z Leo sami idąc w milczeniu do mojego pokoju.
- Do jutra – powiedział i pocałował mnie w rękę, a ja skrzywiłam się wymownie aby nie miał wątpliwości że to wszystko wciąż wzbudza we mnie niesmak, po czym spuścił wzrok i ruszył bez słowa do swojego pokoju zostawiając mnie z głową pełną pieprzonego bałaganu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro