Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Kira

Córeczko

Powtarzałam to słowo w myślach.

Miało dziwny, niespotykany posmak.

Nikt nigdy tak do mnie nie mówił… Być może moi biologiczni rodzice nazywali mnie w ten sposób tylko po prostu już tego nie pamiętałam?

- To jakiś koszmar – warknął idący koło mnie Leo – Gdyby moja matka żyła, nigdy nie pozwoliłaby na coś podobnego.

- Czemu aż tak cię to boli? - spytałam zerkając na niego z uśmiechem. Naprawdę podobał mi się stopień jego oburzenia.

- Moja mama… - powiedział i zamilkł wypuszczając powietrze  - Była feministką – zakończył jakby to wszystko tłumaczyło. Popatrzył na mnie, a ja uniosłam brew w niemym pytaniu – I obiecałem jej że będę szanował kobiety, obiecałem że nie będę pozwalał na takie obrzydliwe praktyki. Byłaby zwiedziona, gdyby…  - pokręcił głową, a ja znowu się uśmiechnęłam – …Gdyby dowiedziała się, że na to pozwalam.

- Więc to dla niej?

- Dla ciebie, dla mnie, dla niej. Tak nie powinno być…

Okej. To było miłe. Co prawda wciąż go nie znosiłam, ale w tym jednym przynajmniej się zgadzaliśmy.

- Nic na to nie poradzisz.

- Dlaczego się zgodziłaś? Wydawałaś się wściekła, a później nagle od tak przystałaś na to…

- Chyba dlatego, że stanąłeś po mojej stronie – wzruszyłam ramionami – Rzadko ktoś staje po mojej stronie.

- I dlatego?

- Chyba tak… Jakoś kiedy zobaczyłam jak się pocisz i oburzasz poprawił mi się humor i opadły nerwy – dodałam, a on zaśmiał się nisko.

- Czyli moje pocenie i oburzanie działa na ciebie uspakajająco?

- Na to wychodzi…

Spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się cicho.

- Jaka była twoja mama? – spytałam go podchodząc do balkonu w wędrówce po mrocznych, opustoszałych korytarzach mojego „domu”.

Leo spojrzał na sypiący za oknem balkonowym śnieg i magicznie wyglądający ogród. Płatki wirowały na wietrze oblepiając drzewa i posągi bielą, mróz oszronił  wszystko co napotkał na swojej drodze, sprawiając wrażenie jakby cały świat zamarzł i zasnął w oczekiwaniu na choć jeden promyk słońca. Chłopak uśmiechnął się delikatnie jak gdyby zatapiał się we wspomnieniach, a ja patrzyłam na niego zastanawiając się o czym myśli.

- Mama była… Cudowna. Wspaniała. Opowiadała najwspanialsze historie, była czuła i dobra. Wrażliwa i empatyczna. Kochana… – zakończył, kiedy wciąż obserwowałam z zainteresowaniem jego profil i sposób w jaki jego pełne usta kontrastowały z ostrą szczęką.

- Jesteś do niej podobny – wypaliłam i natychmiast skarciłam się w myślach. Leo uniósł brew i spojrzał na mnie ze zdziwieniem  - Z wyglądu! – dodałam szybko – Miałam na myśli, że z wyglądu…

- Skąd wiesz? – zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami.

 - Bo średnio przypominasz ojca?

- Mówią, że jestem podobny w właśnie do niego...

- Ostra szczęka, wysoka muskularna sylwetka i coś w rysach twarzy – wymieniłam – Nic poza tym.

- Okej masz rację. To… - pokazał na włosy. – To… – wskazał oczy. - I co gorsza to… – pokazał na swoje pełne usta robiąc zabawną minę.

- Coś mi się zdaję, że to też – dotknęłam jego nosa na którym była odrobina piegów.

- Niestety.

- Dlaczego? Twoja mama na pewno była przepiękną kobietą – znowu wypaliłam zniesmaczona swoim długim jęzorem.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że jestem przepiękny – odparł z udawanym oburzeniem.

- O nie, laleczko – dodałam wrednie, a on zmrużył na mnie oczy.

- Jakoś nie może do mnie dotrzeć, że ty to ta sama dziewczyna w masce, która uratowała mnie przed Ortizem wbijając nóż w jego głowę – wyszeptał, a ja przełknęłam ślinę.

- Jakoś nie może do mnie dotrzeć, że ty to ten sam wkurzający szczeniak, który dostał ode mnie po jajach, a później symulował „pieprzenie mnie od dołu” – odpowiedziałam sugestywnie robiąc cudzysłów z palców i patrząc na niego wymownie.

Skrzywił się ale i uśmiechnął szeroko.

- Ale żenada.

- Robiłeś to bardzo obiecująco – powiedziałam z udawanym uznaniem.

Zaśmiał się nisko, więc poczułam się dziwnie. Co ja wyprawiałam? Dyskutowałam sobie z nim jak gdyby nigdy nic, podczas gdy…

- Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że chciałem pokazać ci, jaki jestem męski,  po tym jak Pablo wysnuwał te fantazje o pieprzeniu mojego tyłka, sama rozumiesz – odpowiedział zapewne półżartem, a ja chcąc nie chcąc parsknęłam śmiechem.

- Uff te fantazje były…  Poza wszelką skalą – odparłam robiąc poważną minę.

- Tyłek mnie bolał na sam dźwięk jego głosu – znowu się zaśmiałam, ale on nagle spoważniał – Kira… - spojrzał na mnie i pochylił się spoglądając w moje oczy a mi z jakiegoś powodu zrobiło się cholernie gorąco -  Co do jutrzejszej nocy…. Nie obawiaj się. Zrobię wszystko co będziesz chciała – wyszeptał patrząc na moje usta, więc zamrugałam skołowana.

Dosyć. Musiałam to przerwać zanim zupełnie mi odbije. Dobrzy faceci nie istnieli, wiedziałam o tym, podobnie jak o tym że Leo wykorzysta mnie dokładnie tak jak każdy inny. Skrzywdzi mnie, zrani, użyje. Nawet jeśli da mi nienajgorszy pierwszy raz później będzie żądał zapłaty, będzie próbował mnie zepsuć i złamać. Tak jak każdy. A ja przeszłam zbyt wiele aby wierzyć w jego słodkie słowa i ulec jego pięknym oczom. Leo z pewnością nie był tak niemoralny jak Anton czy Ildar, albo Isu czy Haru, ale wciąż był okrutnym mężczyzną uczonym przemocy i zadawania bólu.

- Dam sobie z tobą radę – powiedziałam odsuwając się od niego po czym rozejrzałam się po pustym, ciemnym korytarzu – Trafisz do swojego pokoju?

- Jest we wschodnim skrzydle, na drugim piętrze – odpowiedział patrząc na mnie jakoś dziwnie.

- Okej. Więc do zobaczenia – pożegnałam się idąc szybkim krokiem do siebie.

Jutrzejszą noc miałam spędzić z Leo. I każdą następną również. Nie potrafiłam określić tego co czułam ale moje ciało nie umiało zapomnieć o jego ciele pod nim. O sposobie w jaki poruszał swoimi biodrami trafiając dokładnie w to miejsce w które powinien. I mimo że tego nienawidziłam jakaś część mnie naprawdę nie mogła się doczekać aż poczuję to po raz kolejny, nie ważne jaką cenę przyjdzie mi za to później zapłacić.

***

Leżałam na swoim łóżku gapiąc się w sufit i czekając na kolację przed weselem. Mój przyszły mąż zajmował zdecydowanie zbyt wiele miejsca w mojej głowie, ale nie potrafiłam go z niej wyrzucić, więc pozwoliłam myślom dryfować swobodnie wokół tego co mówił i jak wyglądał. To było łatwiejsze niż walczenie z tym, a ja miałam chyba dość fizycznej walki, aby prowadzić mentalną wojnę i to z samą sobą. Tak więc myślałam z przymkniętymi powiekami, kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się i wtoczył się przez nie Anton. Spojrzałam na niego i zrobiło mi się niedobrze. Był bledszy niż zwykle, miał cienie pod oczami i przekrwione oczy.

Popatrzył na mnie krzywiąc nieco usta i usiał na brzegu łóżka biorąc głęboki oddech, więc klęknęłam na materacu i zastanawiałam się jak mu pomóc.

- Co mam zrobić? – spytałam cicho. Ściągnął marynarkę i rozpiął koszule zsuwając ją z ramion, a ja lekko się zapowietrzyłam. – Za co to?

- Nie pytaj… - odpowiedział gdy gapiłam się na jego plecy poprzecinane bordowymi smugami.

- On nie ma kurwa prawa! – wrzasnęłam – Nie możemy na to dłużej pozwalać, Tony… Ucieknijmy. To ostatnia szansa…

Może razem mieliśmy jakieś szanse? Byłam rozdarta, bo z jednej strony chciałam w końcu być wolna, po prostu wolna – z dala od całej tej cholernej mafii, z drugiej wiedziałam że wolność z Tonym nie istnieje – był zbyt szalony, dziki i nieobliczalny, przy tym zaborczy i uparty, a jednocześnie ucieczka była możliwa tylko z nim u swego boku – nie znałam drugiego tak silnego i sprytnego dupka jak on, poza tym nie zostawiłabym go na pastwę ojca, który zapewne zamieniłby życie swego syna w koszmar gdybym odważyła się zrobić coś podobnego na własną rękę.  Ponad to czułam, że w pewien sposób i tak uciekam – do Kalifornii z Castarisami – zostawiając Antona samego. Co prawda zamieniałam po prosty jedno więzienie na inne, ale jakaś część mnie odczuwała z tego powodu żal, ulgę i wyrzuty sumienia. Nie wiedziałam co czuć, co myśleć, ani co robić…

- Znajdzie nas… - westchnął chowając twarz w dłoniach – I tylko tchórze uciekają, a ja nie jestem tchórzem. Zresztą to przecież chwilowe, po twoim ślubie wracam na Syberię, a później zostaje u siebie…

- Będzie cię wzywał…

- Już niedługo i to wszystko się skończy, zobaczysz – wstał przeciągając swoje obolałe mięśnie, a ja podniosłam się z łózka biorąc maść leżącą na szafce.

- Odwrócić się – odparłam z głośnym westchnieniem i zaczęłam wsmarowywać mu ją w otwarte rany. – Ile krwi straciłeś? Wyglądasz jakbyś miał zaraz zasłabnąć… Powiesz za co tak dostałeś?

- Za słabość – przymknął powieki, a ja prychnęłam.

- I masz w takim stanie iść na dzisiejszą kolację i jutrzejsze wesele?

- Przecież przez koszulę nic nie będzie widać - zaśmiał się – Ale chyba nie jestem w formie, aby uwieść małą ślicznotkę – zrobił smutną minę, a ja pokręciłam głową.

- Jeden plus – parsknął śmiechem, a ja zakręciłam tubę z maścią i podałam mu tabletki – Nie pakuj się w kłopoty gdy mnie nie będzie, Tony. Masz jedno życie – powiedziałam łapiąc go za brodę tak aby spojrzał mi w oczy – Rozumiesz?

- Postaram się – uśmiechnął się krzywo, a ja westchnęłam z rezygnacją, podajac mu jego koszulę.

- Ubieraj się, mój Romeo czeka i wygląda jak milion dolarów, więc wypada abym  była ładnie zapakowana.

Zaśmiał się wsuwając materiał na swoje ramiona i powoli zapinał guziki mimo, że drżały mu palce.

- Mam cię obwiązać kokardą?

-  Wystarczy że Alyssa zadbała abym była najbardziej zdzirowatą narzeczoną i panną młodą w historii – wcisnęłam się w sukienkę i poprawiłam włosy, a Tony już czekał z przygotowanym ramieniem wiec złapałam za nie i wyszliśmy z pokoju kierując się do Sali balowej. Kiedy weszliśmy do niej spojrzałam na Ildara z żądzą mordu. Chciałam go zabić za to co robił, ale miał zbyt ogromną władzę, aby ktokolwiek mógł mu się przeciwstawić nie podpisując na siebie wyroku śmierci, więc wykrzywiłam swoją twarz w czymś na kształt uśmiechu i odszukałam wzrokiem Livię i Leo którzy stali z kilkoma osobami i dyskutowali przy kieliszku wina. Leo natychmiast odszukał mnie wzrokiem, a jego wielkie, ciemne oczy przesunęły się ze mnie na Antona i z powrotem. Zobaczyłam jak zagryza szczękę tak mocno że byłam pewna iż zazgrzytał zębami. Zerknęłam na Tonyego, który lekko się pocił i drżącą dłonią odgarnął swoje jasne włosy do tyłu, więc skrzywiłam się czując coś przypominającego ból w klatce piersiowej.

- Wyglądasz jak zombie. Powinieneś się położyć – wyszeptałam do niego ale nawet na mnie nie spojrzał tylko pokręcił głową, więc usiedliśmy przy stole, a po chwili wszyscy goście dołączyli do nas więc jedliśmy, rozmawialiśmy, piliśmy wino i śmialiśmy się z nieśmiesznych dowcipów. Leo usiadł tuż przy mnie, a ja starałam się nie myśleć o tym jak bardzo podoba mi się jego zapach oraz jakie to wszystko jest popieprzone.

 Po kolacji byliśmy zmuszeni zostać jeszcze chwilę, więc zatańczyłam z moim narzeczonym, a Livia i kilka innych dziewczyn zagadywało do Antona, który sprawiał wrażenie jakby za chwilę miał zwymiotować i paść na podłogę z wycieńczenia – poważnie wyglądał jakby go wyciągnęli z jakiegoś grobowca, mimo to i tak najwyraźniej wzbudzał zainteresowanie dziewcząt, co było dość niedorzeczne, ale ja myślałam tylko o tym czy przypadkiem nie stracił za wiele krwi i z moment nie wykituje na samym środku parkietu.

To byłby dopiero niespodziewany zwrot akcji.

Po wszystkim ruszyliśmy do naszych pokoi, najpierw odprowadzając Livię z przyjaciółkami, później Antona który wpadł do siebie z takim utęsknieniem jakby dopiero tam mógł zacząć swobodnie oddychać,  a na końcu zostaliśmy z Leo sami idąc w milczeniu do mojego pokoju.

- Do jutra – powiedział i pocałował mnie w rękę, a ja skrzywiłam się wymownie aby nie miał wątpliwości że to wszystko wciąż wzbudza we mnie niesmak, po czym spuścił wzrok i ruszył bez słowa do swojego pokoju zostawiając mnie z głową pełną pieprzonego bałaganu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro