Rozdział 10
Leo
Zerknąłem na zegarek, który wskazywał pierwszą w nocy. Kurwa jak długo ci kretyni zamierzają tu jeszcze siedzieć? Od płaszczenia się na tych idiotycznych fotelach zaczynał boleć mnie tyłek, ponad to miałem ochotę się zrzygać od ilości wciągniętego w moje płuca dymu z cygar.
Kiedy już miałem skapitulować i wyjść, do gabinetu wszedł nie kto inny jak pieprzony Anton Aristov uśmiechając się podle. Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie i rozstawił szeroko długie nogi. Spojrzał na mnie tymi wilczymi oczami, które miałem wielką ochotę wydłubać i przesunął palcem po swoich nabrzmiałych wargach.
- Wybacz bracie, że wam nie towarzyszyłem ale rozmawiałem z moją siostrą – odparł z udawanym przejęciem. – To była naprawdę interesująca rozmowa… Kira jest taka słodka – słowo słodka wypowiedział przygryzając wymownie dolną wargę, więc natychmiast zrobiło mi się niedobrze – Już za mną tęskni… A ja będę tęsknił za nią. Ale nie muszę ci tego mówić, prawda? W końcu ty też masz Livię… Wiesz co czuję… - mówił wodząc palcem po ustach.
Jeśli wciąż nie byłem pewien co do tego czy moja narzeczoną i Antona łączy coś więcej, to właśnie rozwiał wszelkie moje wątpliwości. Spojrzałem na niego z bezgranicznym wręcz obrzydzeniem. Miałem ogromną ochotę złapać ten jego pusty łeb i walić nim o moje kolano, aż krew zalałaby całą podłogę a ja usłyszałbym chrzęst pękającej czaszki. Zamiast tego wstałem poprawiając marynarkę i obrzuciłem go kolejnym pełnym niesmaku i wyższości spojrzeniem ruszając do wyjścia.
- Livia też jest taka słodka? – spytał więc stanąłem sztywno odwracają się powoli w jego stronę. Nikt nie zwracał na nas uwagi, wszyscy byli tak pijani że ledwo pamiętali swoje nazwiska, siedzieli w chmurze dymu przysypiając lub śmiejąc się głośno ze swojej rozmowy – Sprawdzałeś? – kontynuował Anton, po czym zmrużył oczy jakby mnie oceniał a ja miałem ochotę go udusić – Na pewno nie. Ale kto wie, może mi się uda? – dodał z uśmiechem, więc podszedłem do niego szybkim krokiem, a on wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.
- Jeśli tkniesz Livię urwę ci fiuta i każę ci go zeżreć. Jesteś zwyrolem molestującym własną siostrę i jebaną świnią. Jesteś gorszy niż zwierzę. Rzygać mi się chce kiedy patrzę na twój obleśny pysk – warknąłem, a Anton włożył między wargi papierosa i odpalił go wypuszczając dym w moją twarz.
- Ty dostaniesz jedyną kobietę którą kocham. Ty, nie ja. I zapłacisz mi za to, bracie – powiedział patrząc na mnie dziwnie, po czym ruszył do wyjścia.
Wypuściłem powietrze z płuc dotykając ostrza w mojej kieszeni. Tak łatwo byłoby go zabić i zakończyć ten koszmar. Ale nie mogłem wywołać wojny, to kosztowałaby życie nie tylko mnie, ale i moich przyjaciół, zakończyłoby się rzezią z której niewiele z nas wyszłoby żywych. A co wtedy stałoby się z Livią lub Cindy? Pokręciłem głową i wyszedłem z gabinetu idąc do swojego pokoju, a nienawiść do Aristovów i obrzydzenie do Kiry i Antona buzowało pod moją skórą jak żywa istota.
***
Wziąłem zimny prysznic aby nieco ochłonąć i wyszedłem na balkon podziwiając moje ukochane miasto. Kochałem całą Kalifornię, ale Los Angeles było moim ulubionym miejscem na ziemi. Nasz dom znajdował się tuż przy plaży, otaczały go palmy, a księżyc odbijał się od basenu znajdującego się na środku ogrodu. Wziąłem głęboki oddech łapczywie wciągając świeże powietrze w płuca. Wtedy mój wzrok padł na dziewczynę która podeszła nieśmiało do tafli wody. Miała na sobie czarną, satynową koszulkę nocną i wyglądała w niej ślicznie. Usiadła przy brzegu basenu rozglądając się jakby z niepokojem, po czym włożyła długie nogi do wody i oparła dłonie za plecami wpatrując się w gwiazdy. Ich blask odbijał się od jej jasnej skóry i kruczoczarnych włosów tworząc niebywałe widowisko. Naprawdę wyglądała jak bogini księżyca. Poruszała nogami z delikatnym uśmiechem na ustach jakby cieszyła się z tej chwili, a wtedy podszedł do niej bezdomny kociak, który lubił wpadać do naszego ogrodu na darmowe jedzenie. Był mądry i czysty więc nie miałem nic przeciwko temu ale byłem niemal pewien, że Kira nie będzie zachwycona z towarzystwa. Ona jednak uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wyciągnęła rękę do zwierzaka. Maluch podszedł do niej a ona zaczęła go głaskać, a jej prześliczną twarz ozdobił tak oszałamiający uśmiech, że nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Mówiła do niego czule, głaskała, po czym wzięła go na ręce wtulając się w niego z takim uczuciem i tęsknotą, że momentalnie zrobiło mi się potwornie smutno.
Boże, co ta dziewczyna musiała przejść? Co ją spotkało? Co się wydarzyło w jej życiu, że stała się taka?
Teraz kiedy widziałem ją w tej odsłonie nie potrafiłem czuć do niej obrzydzenia po tym co sugerował mi Anton lub nienawiści. Teraz byłem tylko zauroczonym chłopakiem podziwiającym dziewczynę, której zupełnie nie rozumiał.
Gdybym mógł poznać ją choć odrobinę…
Niewiele myśląc zeskoczyłem ze swojego balkonu, który znajdował się na pierwszym piętrze, lądując na nogach. Kira natychmiast puściła kota, który jednak nie zamierzał jej zostawiać tylko ułożył się koło niej, a ona rozchyliła usta patrząc ze zdziwieniem na moje ciało. Okej miałem na sobie tylko cienkie spodenki od piżamy, mokre włosy i nagi tors, ale w końcu było potwornie gorąco, a ona miała na sobie jedynie krótką koszulkę nocną, więc chyba byliśmy kwita.
Sunęła spojrzeniem po moim ciele i natychmiast zrobiło mi się gorąco.
W końcu odchrząknęła i skrzywiła się lekko, odwracając ode mnie wzrok.
- Co ty do cholery wyprawiasz, Castaris? – spytała przeganiając kota.
- Zobaczyłem cię gdy stałem na balkonie – odparłem po prostu, ruszając w jej kierunku. Miałem bose stopy, podobnie jak ona.
- I postanowiłeś z niego wyskoczyć?
- Chyba tak – zaśmiałem się i usiadłem naprzeciwko niej zanurzając nogi w ciepłej wodzie – Pomyślałem, że możemy się nieco lepiej poznać.
- Przestań pieprzyć – parsknęła śmiechem wywracając oczami.
- Hermes cię lubi, to już niezły początek – odpowiedziałem, a ona znowu skupiła na mnie swoje hipnotyzujące oczy – Kici kici, chodź Hermes…
Kociak podszedł do mnie i wskoczył na moje ręce, więc zacząłem go drapać za uchem, dokładnie tak jak lubił.
- Hermes? Ten zapchlony sierściuch to twój kot?
- To przybłęda, a ja już tu nie mieszkam. Ale tak, lubię go. Zawsze kiedy tu jestem, przychodzi żebym go trochę podrapał – zaśmiałem się widząc jak Hermes łasi się do mojej dłoni
- I… Dałeś mu na imię Hermes? – spytała z niedowierzaniem
- A co w tym dziwnego? To imię posłańca. Moja mama uwielbiała mitologię grecką i rzymską, więc wszystkie moje zwierzęta mają imiona greckich herosów lub rzymskich bóstw – wzruszyłem ramionami i spojrzałem na nią. Wpatrywała się we mnie jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy. Podobało mi się to. Podobał mi się sposób w jaki jej oczy przybrały łagodny, zdziwiony wyraz. Jak u małej dziewczynki. Właśnie wtedy zobaczyłem, że jej górna warga jest dość głęboko rozcięta. Nie miała tego wcześniej. Co jej się do cholery stało?
- Masz… Zwierzęta? W swoim domu?
- Tak… Co ci się stało w usta? – spytałem, a wściekłość zaczynała palić moją skórę. Do tej pory patrzyłem na Kirę jak na walniętą sadystkę zabijającą dla zabawy, teraz widziałem przed sobą jedynie zagubioną, nastoletnią dziewczynę, niemal dziecko. Dziewczynę która tuliła się do kota jakby nikt w życiu nie okazał jej czułości. Dziewczynę z wielkimi oczami w których czaił się mrok, ale i nadzieja.
- Nic mi się nie stało – spuściła wzrok i spojrzała w taflę wody z wściekłością.
- Wcześniej tego nie miałaś. Kto ci to zrobił?
- A co cię to obchodzi? – warknęła przenosząc wzrok na moją twarz.
- Jesteś moją narzeczoną. Nie pozwolę cię krzywdzić – wypaliłem i mimo że ganiłem się w myślach, to właśnie taka była prawda. Była moja, nie tego ruskiego, wstrętnego dupka. Moja.
Ona jednak wybuchła śmiechem kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Wiesz kim jestem? Wiesz co potrafię? Myślisz, że ty sobie możesz pozwalać lub nie pozwalać mnie krzywdzić? Myślisz, że sama nie umiem o siebie zadbać? – odparła z wrednym uśmieszkiem – Ostatnio to ja uratowałam ci dupę, i to dosłownie, więc mnie nie rozśmieszaj.
- Może nie zdajesz sobie sprawy z tego, że jesteś krzywdzona? – odpowiedziałem po prostu, a ona zmrużyła oczy – Kto ci to zrobił? Mam prawo wiedzieć. – odwróciła się lekceważąc moje pytania, ale ja nie zamierzałem się poddawać – Wiem, że Anton spędził z tobą resztę wieczoru, przyszedł do gabinetu sugerując naprawdę niestosowne rzeczy… - wypaliłem, a ona znów skupiła na mnie spojrzenie, ale tym razem mogłem dostrzec w nim zmieszanie, niedowierzanie, być może nawet zawstydzenie.
- Że co?
- Sugerował, że cię dotykał. A ty dotykałaś jego – mówiłem ciekaw jej reakcji –Może oszczędzę ci szczegółów, ale zachowywał się bardzo sugestywnie, nie dało się nie domyślić o co mu chodzi – dodałem, a jej zszokowana mina sprawiła mi niemałą satysfakcję. – Mówił, że jesteś słodka…
- Dość – przerwała mi zamykając powieki. Skrzywiła się jakby zrobiło się jej niedobrze.
- Nie mogę na to pozwalać, Kira. Jesteś moją narzeczoną. To co was łączy jest złe. Ponad to teraz jesteś moja i nie jestem kiś z kim można pogrywać w ten sposób. Nie zrobię sensacji z tego, że nie jesteś dziewicą tylko dlatego, że… – wyszeptałem, a on syknęła cicho gromiąc mnie wzorkiem
- Powiedziałam dość. Jestem dziewicą, i nie udawaj że gdybym nią nie była nie rzuciłbyś mnie lwom na pożarcie.
- Nie zrobiłbym tego – odpowiedziałam, ale kamień dosłownie spadł mi z serca. Nie rozumiałem dlaczego poczułem aż tak ogromną ulgę, ale tak właśnie było. Jednak i tak musiałem dowiedzieć się więcej, teraz kiedy pociągnąłem ją za język mogłem odkryć kolejne tajemnice – Wiem że łączy cię z Antonem coś nieodpowiedniego… Wyraźnie dał mi to do zrozumienia. Ponad to…
- Mam w dupie co dał ci do zrozumienia – przerwała mi obcesowo.
- Więc co ci się stało? Mam prawo wiedzieć, skoro doszło do tego w dniu naszych zaręczyn, pod moim dachem…
- Anton jest brutalny i lubi brutalne zabawy – odparła wprawiając mnie w osłupienie. – To nic w porównaniu do innych razów podczas których niechcąco mnie uszkodził – dodała uśmiechając się do mnie bezczelnie.
- Nie rozumiem…
- Więc nie pytaj. I nie udawaj, że cię to obchodzi
- Oczywiście że mnie obchodzi… Nie życzę sobie kurwa aby on cię dotykał zrozumiałaś? – prawie się zatrząsnąłem, a Kira uniosła brew do góry zaciekawiona moją reakcją.
- Bo należę do ciebie, tak? – zaśmiała się kręcąc głową - Wszyscy jesteście tacy sami.
- Nie porównuj mnie do tego psychola molestującego swoją młodszą siostrę bo nie ręczę za siebie – wstałem, bo zaraz mogłem eksplodować - Jesteś za młoda i byłaś za młoda gdy cię zmusił – nawet nie wiedziałem do czego. Nie wiedziałem też do końca jak to się stało, że rozwalił jej wargę, ale na pewno było to coś niemoralnego, dziwnego i złego.
Kira przechyliła głowę lustrując mnie wzrokiem.
- Wiem dlaczego to zrobiłeś. Dlaczego zmuszasz się do ślubu ze mną, mimo że jedna z dziewczyn na naszym przyjęciu zaręczynowym wypłakiwała sobie oczy jakbym zajęła jej miejsce… - uśmiechnęła się przebiegle – Ile dziewczyn pieprzyłeś, Leo? Jak wiele w sobie rozkochałeś za pomocą tego słodkiego uśmiechu hmm? Założę się że całą masę, i wiesz co? One też są czyimiś siostrami, córkami, przyjaciółkami…
- Źle mnie oceniasz – westchnąłem coraz bardziej zmęczony.
- Nie udawaj, że jesteś wiele lepszy od Antona. Owszem, być może sprawiasz pozory odpowiedzialnego i wrażliwego jak na standardy naszego świata ale to tylko maska. On przynajmniej nie udaje, że nie jest potworem, podobnie jak ja. Zmuszasz się do poślubienia mnie aby Livia nie musiała wychodzić za Antona, bo słyszałeś o jego okrucieństwie, i uwierz plotki w tym przypadku nie przesadzają. Uratowałeś siostrę i na tym się skup. Ja i ty… – pokazała palcem na siebie i na mnie po czym pokręciła głową – …To cena jaką oboje musimy zapłacić za wolność twojej bliźniaczki. Nic więcej. Nie udawaj że ci na mnie zależy bo nie jestem Livią. – wstała jednym płynnym ruchem i otrzepała dłonie -To między nami i tak nie ma żadnego znaczenia.
- To nie tak… - odpowiedziałem. – Staram się… poznać cię choć trochę.
Kira zaśmiała się pokręciła głową.
- Nie radzę.
- Nic nie rozumiesz – warknąłem tracąc cierpliwość. Potrafiła zawinąć mnie wokół palca, sprawić, że sam zaczynałem się zastanawiać nad tym kim jestem, zmieniła temat w tak szybki i skuteczny sposób, że gdyby nie ziejąca czerwienią rana na jej twarzy zapomniałbym o czym rozmawialiśmy – Nie zgadzam się na to co łączy cię z Antonem, rozumiesz?
- Nie mam nic przeciwko temu abyś pocieszył tej nocy swoją kochankę – znowu mi przerwała – My jesteśmy tylko nic nieznaczącym interesem, bez uczuć, bez nadziei, bez miłości. Nawet się nie znamy, tak naprawdę nic nas nie łączy. Nie mam nic przeciwko temu, abyś wciąż należał do niej. Jest słodka, domyślam się jak bardzo boli cię, że musisz zrezygnować z kogoś takiego na rzecz mnie – dodała, a ja pokręciłem głową przymykając powieki – Ale zrobiłeś to dla kogoś kogo kochasz. I przynajmniej w tym jednym różnisz się Antona. Nie mniej jednak
przestań bawić się w księcia, bo życie to pieprzona bajka, Leo – zakończyła i już chciała odejść więc zadałem jej pytanie, które jako pierwsze co przyszło mi do głowy, aby zatrzymać ją jeszcze choćby na chwilę.
- Więc jak określiłabyś swoje życie? – zerknęła na mnie zmrużonymi oczami najwyraźniej nie wiedząc o co mi chodzi – Jakim byłoby gatunkiem, gdybym miał je wyreżyserować?
Zaśmiała się cicho, ale przygryzła wargę w skupieniu.
- Popieprzona czarna komedia z mrocznym, nieprzewidywalnym i nieprzyzwoicie krwawym scenariuszem - odparła z krzywym uśmiechem
- Okej... Ale to było zanim mnie poznałaś. Po ślubie gatunek się zmieni - odpowiedziałem wzruszając ramionami.
- Doprawy? - uniosła brwi patrząc na mnie z pobłażaniem - Na jaki?
Podszedłem bliżej niej sunąć wzrokiem po jej ciele.
- Hmmm… Bajka to nie będzie, przynajmniej dla dzieci. Za bardzo mi się podobasz, aby mogło być tak niewinnie – wypaliłem, a ona zmrużyła powieki po czym odrzuciła głowę wybuchając tym swoim charakterystycznym śmiechem, więc uśmiechnąłem się z satysfakcją.
- Leo, Leo, Leo - pokręciła głową powtarzając moje imię - Nie mogę się doczekać aż przekonasz się jaki scenariusz ci zgotuję…
- Brzmi jak groźba, ale jakoś się nie boję.
Znowu się zaśmiała, ale nic nie odpowiedziała tylko odeszła rozpływając się w nocy. Właściwie właśnie tego się spodziewałem. Westchnąłem zerkając na Hermesa, wziąłem go na ręce i ruszyłem z nim do swojego pokoju.
- Mam nadzieję, że pocieszysz mnie tej nocy, przyjacielu? – powiedziałem do niego unosząc brew, a on ziewnął i podrapał się nosem o moje ramię, więc pokiwałem głową – Okej. Zahaczymy o kuchnię w drodze powrotnej skoro nalegasz…
Kiedy byliśmy z Hermesem już u mnie - on z paczką parówek , ja z butelką whisky, padłem na łózko patrząc w sufit.
Powinienem pomyśleć o Cindy, o tym co ona teraz robi i czy pogodziła się z tym że nie będziemy razem? A Livia? Czy ten psychol zaprząta jej myśli? Kiedy z nią tańczył sprawiała wrażenie tak niepokojąco zauroczonej, że zaczynałem się naprawdę martwić… Tak, zdecydowanie powinienem pomyśleć o tym aby porozmawiać z nią na ten temat…
Ale choćbym nie wiem jak bardzo się starał moje myśli były zaprzątnięte tylko jedną osobą. Nie mogłem przestać myśleć o czarnowłosej dziewczynie ze złośliwym uśmiechem i najsmutniejszymi oczami na świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro