Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1.

Ana Lorentz przechadzała się po malowniczej plaży w Porto Rafti. Miała na sobie szorty, bluzkę i czarną opaskę. Niedawno zakończył się rok szkolny i dziewczyna miała przed sobą dwa tygodnie pełne zwiedzania zabytków starożytnej Grecji, pływania w Morzu Śródziemnym i cudownego nic nierobienia. Miasteczko leżało na odludziu i zasadniczo składało się wyłącznie z letnich posiadłości bogatych Ateńczyków i matka Any wynajęła jedną z nich na wakacyjny wyjazd.

Wtem Ana od strony parkingu przy plaży usłyszała głos:

- Ana! Stój! Zatrzymaj się, Ana!

Ana przystanęła i odwróciła się. Ten głos znała bardzo dobrze. To Agata Mirrano, jej przyjaciółka, z którą żegnała się dwa dni wcześniej po rozdaniu świadectw. Nie sądziła, że Agata też wyjeżdża do Grecji!

- Agata! Zatsymaj se! Zatsymaj se!

Ana westchnęła głęboko. Ten głos należał do pięcioletniego kuzyna Agaty, Łukasza, który seplenił, bo wypadały mu zęby. Ona i Agata niezbyt go lubiły, ponieważ zawsze przeszkadzał im, gdy się spotykały, a za każdym razem, kiedy go grzecznie wypraszały, aby móc choć minutę spokojnie porozmawiać, on zaczynał płakać i krzyczeć i cała wina spadała na nie. Łukasz trafił pod opiekę matki Agaty, pani Kasi, gdy jego matka rozwiodła się z mężem, a następnie zmarła. Pani Kasia też niedawno się rozwiodła i od tego czasu nawet najmniejsze przewinienie Agaty doprowadzało ją do krzyku i rozsypki emocjonalnej. Z kolei matka Any, pani Mariola, była psycholożką i pomagała pani Kasi radzić sobie z emocjami. Agata również pomagała mamie najlepiej jak umiała, sprzątając i wykonując część prac domowych.

Agata podbiegła do Any, a za nią, jak cień, przytruchtał Łukasz. Agata miała na sobie spodnie trzy czwarte, podkoszulek i białą bransoletkę z dzwoneczkami, którą dostała od babci. Dziewczyny objęły się.

- Ana! Cześć!

- Cześć! -Ana puściła Agatę. - Skąd ty się tu wzięłaś?

- Jak co roku przyjechałam tu z mamą na wakacje! - odpowiedziała Agata. - Mamy jeszcze bagaże w aucie, ale przyszliśmy przywitać się z morzem.

- Ale super! My przylecieliśmy samolotem.

- My nie, mama boi się latać. Jechaliśmy tu dwa dni, masakra - wyjaśniła Agata.

- A gdzie mieszkacie?

- W domku, tam wyżej. - Agata machnęła ręką za siebie w stronę nadmorskich posiadłości.

- Niemożliwe, my też tam mamy domek! - zauważyła ze zdziwieniem Ana.

- Jak to?

- Mama zrobiła mi niespodziankowy wyjazd. Nie sądziłam, że się tu spotkamy! Musiały dogadać się ze sobą potajemnie, skoro wylądowałyśmy tu w tym samym czasie.

- Pewnie tak!

- Ale super! Na ile wyjechałaś?

- Na dwa tygodnie!

- Ja też!

Dziewczyny niedawno widziały się na rozdaniu świadectw, ale podczas takiej uroczystości nie wypada rozmawiać, więc teraz musiały się wygadać.

Potok słów płynąłby bez końca, gdyby nie wtrącił się Łukasz:

- Ziapomnialyście o mne.

- Łukasz, nie wtrącaj się teraz. Wiesz, Ana, muszę ci powiedzieć, że...

- Agata! Pobaf se ze mnom!

- Łukasz, nie przeszkadzaj. No mów, Agata, bo nie wytrzymam!

- No jak wrócimy...

Łukasz wybuchnął teatralnym płaczem.

- Agata!!! Co ty do diaska wyprawiasz!!!

To matka dziewczyny dotarła na plażę.

- Nic mamo... Ja tylko... Przepraszam.

- Słuchaj, ja już z tobą nie mogę...! - matka Agaty wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć, ale wzięła głęboki oddech i opanowała się. - Nie, to ja przepraszam. Nie powinnam na ciebie krzyczeć.

- Spoko. Wiem, że jest ci trudno.

- Dzięki.

- Nie ma za co. Wiesz, chciałabym się wygadać z Aną i...

- Jasne, idź. Zajmę się teraz Łukaszem.

Ana wzięła Agatę za rękę i pociągnęła ją w stronę swojego ręcznika rozłożonego na piasku.

- Dzień dobry - powiedziała Agata do rodziców Any, którzy leżeli obok.

- Dzień dobry, Agatko - Mama Any wyraźnie się ucieszyła. Jako jedyna opalała się, jej mąż leżał z co najmniej toną kremu na plecach i czytał. Nie zamierzał się opalić. - O, cześć, Kasiu - powiedziała mama Any do nadchodzącej z Łukaszem matki Agaty.

- Cześć - odpowiedziała z uśmiechem pani Kasia i zaczęła rozkładać się obok nich.

Dziewczyny przebrały się w stroje kąpielowe i poszły popływać. Podczas tej rozrywki rozmawiały bez umiaru.

Nagle w oddali Agata dostrzegła coś na kształt wirującej chmury. Zbladła jak ściana, bo wiedziała, co to oznacza. Anę dziwiło zachowanie przyjaciółki, dopóki również nie ujrzała dziwnej chmury.

-Agata...

-...

- Agata!

- Co?

- Wiesz, co to oznacza?

Dziewczyny krzyknęły chórem:

- Tornado!

Wybiegły z wody, jakby się paliło. Pozbierały rzeczy i razem z rodzicami szybko opuściły plażę. Niczym strzały wszyscy popędzili do tego samego domku...

- Wy też tu mieszkacie? - zdziwiła się Agata.

- Fajnie, co nie? Będziemy miały sporo czasu dla siebie - skomentowała Ana.

Wbiegli do salonu i ojciec Any zamknął drzwi wejściowe.

- Gdzie jest Łukasz? - spytała matka Agaty.

To pytanie zelektryzowało wszystkich bez wyjątku.

- Myślałam, że był z tobą! - odpowiedziała Agata.

- A ja myślałam, że jest z tobą - stwierdziła jej matka.

- Musimy go poszukać - powiedział tata Any.

- Ana, zaprowadź Agatę do waszego pokoju i zostańcie w nim - poleciła matka Any córce.

Dziewczyny poszły na górę, zamknęły się w pokoju i rozpoczęły rozmowę:

- O rety! Sama się sobie dziwię, ale martwię się o Łukasza. - Agata niepokoiła się o irytującego kuzyna.

- No, rety! Też się martwię. A jak coś mu się stało? - Ana podzielała obawy przyjaciółki.

- Możliwe. Jest jeszcze mały.

- Musimy coś wymyślić. Trzeba go jak najszybciej odnaleźć.

- Jak znam moją mamę, to zacznie histeryzować za około trzy, dwa, jeden...

Z dołu dobiegły lamenty pani Kasi i uspokajające zapewnienia pani Marioli.

- ... co do sekundy - dokończyła Agata.

Ana klepnęła się w czoło i pokręciła głową.

- No co? - Agata spojrzała na nią - Nieważne. Dalej nie mamy żadnego planu.

- Może pójdziemy go poszukać?

- Same? Ty się puknij!

- A jak inaczej?! Spytasz rodziców „O, cześć, czy zabierzecie mnie na plażę z szalejącym tornadem, abym mogła poszukać z wami mikroskopijnego pięciolatka, którego trudno zauważyć w pustym pokoju?"! - Ana nie odpuszczała - Już widzę, jak się zgodzą! - dodała z sarkazmem.

Na parterze dały się słyszeć odgłosy krzątaniny, po której nastąpiło trzaśnięcie drzwi i odgłos przekręcania klucza w zamku.

- Chyba poszli go szukać - stwierdziła Agata.

- My też powinnyśmy.

- Ty znowu zaczynasz? Ale jak ty w ogóle chcesz wyjść? Chyba ktoś został.

Ana wyjrzała dyskretnie przez drzwi, a gdy nikogo nie zobaczyła, zeszła trochę po schodach by zerknąć.

- Moja mama została. Musimy wyjść oknem - oznajmiła po powrocie.

- Oknem!?

- Ciszej, bo nas usłyszy.

- Przepraszam. Ale, serio? Oknem?

- Tak, a jak inaczej?

- Nie wiem.

- No widzisz.

- OK, zróbmy to. Ale szybko, bo jak moja mama się kapnie, co robimy, to się nieźle się wkurzy na nas.

Dziewczyny podeszły do okna. Za nim rozciągał się widok na morze i szalejące w oddali tornado. Okno dziewczyn wychodziło w stronę morza i było dość wysoko nad ziemią. Jednak okno nieużywanej pralni wychodziło na ogród z tyłu domu. Ana spojrzała na Agatę:

- Słuchaj... A gdyby tak...

- Nie, Ana, wiem, co planujesz. Nie możemy się włamać do pralni. Jest zamknięta i właściciel nam jej nie udostępnił!

- Nie włamać się, tylko przejść przez drzwi...

- ... bez pozwolenia...

- ... przejść przez nią i wyjść oknem.

- To synonim włamania. W ten plan wchodzi coraz więcej zakazanych rzeczy.

- Agata, proszę cię! On sobie sam nie poradzi! Tornado na razie nie stanowi zagrożenia, ale do jutra może wszystko zniszczyć!

- No nie wiem... - Agata przygryzła wargę. Ana nie była cierpliwa i nie umiała czekać. Zawsze chciała działać i nigdy nie zastanawiała się nad planem. Agata nie była jednak do końca przekonana do jej pomysłów.

- Wiesz co? Jak nie chcesz iść ze mną, to pójdę sama!

Ana wzięła swój podręczny plecak i zaczęła przygotowywać się do wymknięcia się z domu.

- No dobrze, idę z tobą. - Agata wyjęła swój plecak i również zaczęła wkładać do niego potrzebne rzeczy. - Ale jak coś, to nie mów, że nie ostrzegałam!

- Ha, Ha.

- Serio!

Dziewczyny w pośpiechu zabrały potrzebne rzeczy i wyjrzały przez drzwi na korytarz. W pokoju mamy Agaty nikogo nie było, w pokoju rodziców Any też było cicho. Był jeszcze jeden pokój, którego nikt nie zajmował, także pusty. Dziewczyny wyszły na korytarz i zeszły po schodach. Ostrożnie podeszły do progu salonu. Przygarbiona ze zmartwienia matka Any wpatrywała się w okno.

- Możemy iść - szepnęła Ana do Agaty.

Dziewczyny wycofały się do schodów, minęły je i podeszły korytarzem pod drzwi pralni i spróbowały je otworzyć:

- Zamknięte...

- Mówiłam, Ana, że twój plan nie wypali...

- Cicho. - Ana wyjęła swoją wsuwkę z włosów, pogmerała nią w zamku i z cichym kliknięciem drzwi ustąpiły...

- Łał. -Agata nie kryła podziwu. - Jak to zrobiłaś?

- Nauczyłam się, jak byłam mała.

- Dobra chodźmy, bo w końcu nas usłyszy.

Dziewczyny weszły do środka. W pomieszczeniu panował półmrok. Ana podeszła do niewielkiego okna. Po drugiej stronie widać było ogród i niebo zasnute chmurami. Na zewnątrz było ciemno jak tuż przed burzą.

- O, rety.

- No, rety.

- Miejmy nadzieję, że Łukaszowi nic się jeszcze nie stało.

- Chodźmy już.

Ana nacisnęła klamkę okna i uchyliła je. Dwie postacie wyskoczyły w ciemny ogród. I do nowego rozdziału...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro