Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5.

— Przestań mówić „właśnie"! — parsknęła Agata.

— Właśnie!

.....................................................................................

Ana usiadła. Coś ją obudziło, lecz nie wiedziała co. Spojrzała na miejsce, gdzie powinna leżeć Agata, lecz nikogo tam nie było! Rozejrzała się dookoła z przerażeniem w oczach. Znajdowała się w ciemnej jaskini, na brzegu rzeki czarniejszej niż mrok, a dookoła krążyły biało srebrne zjawy o rozmytych kształtach, dające słabe, srebrne światło. Wyglądały jak białe cienie. Wokół panowała wręcz przerażająca cisza. Dziewczyna zadrżała. Mimo że podczas wędrówki świeciło słońce, teraz ogarnął ją nieprzenikniony chłód. Nieświadomie oparła się o podłoże i zaraz cofnęła rękę, ponieważ skała była lodowato zimna. Nagle do jej uszu dotarły jęki i wycie, jakby całe zaświaty zmówiły się na ten upiorny koncert, który ranił jej uszy. Ana zasłoniła je rękami. Wtem z rzeki wysunęła się czarna macka rodem z horroru. Owinąwszy się wokół nadgarstka dziewczyny, zaczęła ją ciągnąć w swoją stronę. Ana przycisnęła mocniej dłonie do uszu, lecz im usilniej walczyła, tym mocniej widmowa macka zaciskała się na jej ręce. W końcu oderwała jej dłoń od ucha, wycie przybrało na sile i dziewczyna usłyszała wszystko ze zdwojoną głośnością. Wydawało się, że się podda, że nie da rady upiorowi, gdy nagle wybudziła się z koszmaru i zerwała z posłania. Oddychała ciężko, była zlana potem, a serce biło w szaleńczym rytmie. Spojrzała w stronę Agaty, która spała zawinięta w ich jedyny śpiwór, przytulona do plecaka. Dookoła panował półmrok, lecz Anie wydawało się, że jest jasno jak w dzień. Świetliki migotały dookoła, a cały las wydawał się żyć własnym życiem. Uniosła rękę, na której owinął się potwór z koszmaru i w słabym świetle księżyca wydało jej się, że widzi na ręce ciągnący się od łokcia do nadgarstka siny zawijas. Było to tak dziwne, że uznała to za przywidzenie. Ułożyła się z powrotem na twardej ziemi i zabrała Agacie trochę śpiwora, aby mieć pod czym spać, lecz czuła, że tej nocy już nie zaśnie. Nigdy nie śnił się jej tak realistyczny koszmar.

........................................................................................................

Agata usiadła na śpiworze i rozejrzała się po lesie. Ptaki już śpiewały, a Ana leżała na boku z otwartymi oczami.

— Cześć.

— Cześć — odparła niemrawo Ana, jakby się jeszcze nie całkiem obudziła.

— Długo już nie śpisz?

— Obudziłam się w środku nocy.

— Czemu?

— Śnił mi się koszmar. — Ana usiadła i przeciągnęła się, a wtedy Agata ujrzała, że na jej prawej ręce od łokcia po nadgarstek ciągnie się siny zawijas, jakby coś się na tej ręce owinęło i zostawiło upiorny ślad.

— Co ty masz na ręce?!

Ana spojrzała na nią.

— O Boże! To niemożliwe.

— Co niemożliwe?

— Przecież to mi się śniło.

— Co?

Ana opowiedziała Agacie swój sen.

— Jasna cholera — powiedziała Agata, wyrzucając dłonie w górę. — Jakim cudem coś ze snu przeniosło się do rzeczywistości?

— Nie mam pojęcia. Pierwszy raz widzę coś takiego. Nie wiem, co mam z tym zrobić.

— Skoro zjawa zniknęła, gdy się przebudziłaś, to chyba jesteś bezpieczna, dopóki nie zaśniesz?

Ana nie odpowiedziała. W milczeniu zwinęła obozowisko, pomogła Agacie się podnieść i razem powoli ruszyły dalej.

...............................................................................................

Szły przez las. Wsłuchiwały się w śpiew ptaków, których w lesie było co niemiara. Drzewa świeciły soczystą zielenią, na niebie nie było ani jednej chmurki, a las zdawał się żyć własnym życiem. Wtem jego harmonię przerwał chrzęst kroków i wiązanka przekleństw. Dziewczyny odruchowo schowały się za drzewem. Z pomiędzy krzaków wyłonił się robot. Strząsał z siebie liście i klął na czym świat stoi.

— Co za pechowy dzień! Prawie ją miałem! Obie są niebezpieczne! Wracam do Diablo City. Co za pechowy dzień! Prawie ją miałem...

Robot zniknął w leśnej gęstwinie. Dziewczyny jeszcze przez chwilę stały zdębiałe za drzewem, ciesząc się, że instynkt kazał im się schować. Kiedy poukładały sobie to wszystko w głowach, zaczęły sobie uświadamiać, o czym trajkotał robot.

— Agata, słyszałaś?

— Tak, wspomniał o jakimś Diablo City. Słyszałaś kiedyś o czymś takim?

— Nie słyszałam. Ale nie o to mi chodzi. Mówił o jakichś dwóch dziewczynach. „Obie są niebezpieczne".

— I jeszcze, że „prawie ją miałem".

— Dokładnie. — Ana zgodziła się z przyjaciółką. — Tylko kim jest ta, którą „prawie miał" i kim są te „niebezpieczne"?

— Może mówił o nas?

— Raczej nie. Nie pochodzimy z tych czasów, więc nikt nas tu nie zna.

— W sumie... Brzmi logicznie, ale coś mi mówi, że jednak mam rację. — Agata nie umiała tego wyjaśnić. To było... coś, niejasne przeczucie, intuicja. — Nieważne — zbagatelizowała to.

— Skoro mówił o nas, to może powinnyśmy poszukać tego Diablo City.

— No właśnie, to samo „coś" każe mi sądzić, że właśnie tam powinnyśmy się udać.

— Zgadzam się, tylko gdzie to jest?

— Nie mam pojęcia — odparła dziewczyna. Po co jej były te dziwne przeczucia, skoro nie wynikało z nich nic konkretnego?

Dziewczyny przez chwilę milczały. Nie miały pojęcia, gdzie są i dokąd pójść. Zasadniczo mogły tylko bez celu chodzić i liczyć na to, że coś w końcu znajdą.

— Poszukajmy kogoś, kto udzieli nam jakichś informacji. Przecież muszą tu gdzieś być jacyś ludzie — stwierdziła Agata.

..............................................................................................

Agata zmęczyła się kuśtykaniem na jednej nodze i usiadła na chwilę. Ana tymczasem obejrzała jej nogę.

— Wygląda normalnie, jakby nie była spuchnięta. Próbowałaś na niej stanąć? — spytała.

— Nie, wolałam nie ryzykować.

— A boli cię w ogóle?

— No właśnie od rana już nie.

Ana rozwiązała sznurówki i zdjęła prowizoryczny opatrunek z nogi przyjaciółki. Agata niepewnie poruszała nogą, a kiedy nie napotkała bólu, ostrożnie spróbowała wstać i przenieść ciężar ciała na lewą nogę.

— Hej, nie boli mnie — stwierdziła z ulgą.

— Może w ogóle nie miałaś skręconej nogi — odpowiedziała Ana.

Wyjęła tenisówki z plecaka i włożyła do nich sznurówki. Kiedy się z tym uporała, założyła buty i wstała, otrzepując ziemię ze spodni.

— Idziemy? —spytała ją Agata.

— Idziemy — odpowiedziała Ana, zarzuciła sobie plecak Agaty na plecy i wyciągnęła do przyjaciółki dłoń.

I tak ruszyły razem w nieznane, nie wiedząc, dokąd idą, nie wiedząc, gdzie są, mając tylko siebie.

......................................................................................................

Przez najbliższy tydzień rozdziały nie będą się pojawiać, bo wyjeżdżam na obóz. Gdy wrócę (27 sierpień) , wkleję resztę książki. Życzę miłego czytania.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro