Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𓇗 rozdział 2

– Laro, pozwól do mnie na chwilę – iście irytujący głos mojego przełożonego dobiegł do mnie z sąsiedniego pomieszczenia. Podniosłam się z krzesła i weszłam do jego biura, spodziewałam kolejnego opierdzielu lub innej krytyki.

– Słucham wielmożnego szefa... – skrzyżowałam ręce na piersi, stanęłam na środku pokoju. Dokładnie tak, jak uczą cię na wszystkich szkoleniach internetowi coache. Zaznaczyłam swoją pozycję samcy alfa.

– Wieczorem całą firmą wybieramy się do nowo otwartego pubu... Tipsy Toad.

– Tipsy Toad? – zapytałam, nie ukrywając zdziwienia. Uwielbiałam nietypowe i zabawne nazwy firm, ale to był wyższy poziom żenady.

– Tak. Będę po ciebie około osiemnastej, bądź gotowa.

– Słucham? – podniosłam głos, wyraźnie zirytowana. Jeszcze tego mi brakowało.

– Jest piątek... – oderwał wzrok od laptopa i spojrzał na mnie. – Chcesz mi powiedzieć, że masz inne plany?

– Tak, ja i George zabieramy nasze dzieci na wycieczkę. Chcemy, aby przed śmiercią chociaż raz zobaczyły Wielki Kanion.

– Dlaczego nie możesz być normalna? – skrzyżował ręce na piersi i westchnął głęboko.

– Próbowałam raz... najgorsze trzydzieści sekund mojego życia!

– Nie chcę słyszeć żadnych wymówek – pokręcił nerwowo głową. – A już na pewno nie chcę słyszeć o nieistniejącym mężu i dzieciach. Będę po ciebie o osiemnastej.

– Ale...

– To polecenie służbowe – przerwał mi. – Masz być gotowa i zabierz ze sobą dobre nastawienie.

– Naturalnie, szefie. Poszukam go, bo wydaje mi się, że gdzieś się zawieruszyło...

Zaczęłam rozglądać się wokół siebie, aż w końcu wsadziłam rękę do kieszeni. Wytrzeszczyłam oczy i wyciągnęłam dłoń, po czym pokazałam samym środkowy palec wymierzony wprost w stronę swojego przełożonego. Gdy już stwierdziłam, że wyczerpałam do zera cierpliwość Richarda, wróciłam do swojego biurka.

Lara Baxters: Mam dzisiaj iść na event organizowany przez moją firmę.

Lara Baxters: Co powinnam założyć?

Lara Baxters: Myślisz, że lepiej będzie ubrać się klasycznie — biała bluzka i spódniczka?

Lara Baxters: A może zaszaleję?

Lara Baxters: Kai, mam dziś ochotę na małe szaleństwo...

Szaleństwo dzisiejszego dnia naprawdę było mi potrzebne. Tak potrzebne, że gdy po drugiej w nocy moje nogi wyprowadziły mnie na zewnątrz klubu, miałam ochotę jednocześnie pić dalej i wymiotować. Dobrze radziłam sobie z udawaniem, że wszystko jest w porządku, a ja bawię się świetnie.

Zasada była prosta – im więcej alkoholu, tym lepsza zabawa.

Imprezy firmowe zdecydowanie nie należały do moich ulubionych form aktywności. Naturalnie, picie drinków było fajne. Problem w tym, że każdy z moich współpracowników miał dom, rodzinę i dzieci, o których chętnie opowiadali, a ja... niechętnie udawałam, że słucham.

Zataczając się na własnych nogach, wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i gdy po raz trzeci nie udało trafić mi się petem do ust, opuściłam dłonie w dół i głośno przeklęłam. Nie miałam już siły, chciałam położyć się i zasnąć. Byłam gotowa zrobić to nawet tutaj, przy tylnym wejściu klubu, o ile tylko ktoś poratowałby mnie kurtką, która służyłaby za kołdrę. Ręka pod głowę, kawałek materiału na ciele i czujesz się prawie jak na nocowaniu u znajomego.

Lara Baxters: Jestem straaaasznieeeeee pijanad

Lara Baxters: Seio nei wiem gdzie jestem

Lara Baxters: Nie no klamie, wiem gdzie jestem

Lara Baxters: Moze o bedzie ta scena z greya?

Lara Baxters: Niee christian nieee nie rzyjedzaj d o klubu w którym jestem

Lara Baxters: Anastasioooo ale ja muszem!

Lara Baxters: Czekam na ciebie kai

Lara Baxters: Nie wiem dzie ale czekam

Oparłam głowę o zagłówek i gdy taksówkarz wiózł mnie do mieszkania, czułam, jak z każdą kolejną sekundą żołądek podchodził mi coraz bardziej do gardła. Musiałam zwymiotować, po prostu musiałam. Wizja mandatu za zanieczyszczenie Ubera była jednak zbyt przerażająca. Trzymałam więc wszystko w sobie i odliczałam metry, które dzieliły mnie od mojego apartamentu. Potem była już tylko ciemność.

Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a cały świat wokół mnie zataczał koła, gdy tylko otworzyłam oczy. Nie pamiętałam zbyt wiele w poprzedniego wieczoru, ale ilość nieodebranych połączeń od szefa mówiła mi wprost, że z nikim się nie pożegnałam. Cóż... powiedziałam, że idę na papierosa. Nikt nie dopytywał czy zapalę go przed pubem, czy może u siebie w domu nazajutrz na parapecie, prawda?

Właśnie to postanowiłam zrobić.

Przeszukałam swoją torebkę i z bólem serca uznałam, że pozostał mi tylko jeden kawałek papierku zawinięty wokół tytoniowej miłości. Zrobiłam mentalną notatkę, aby się ogarnąć i jak najszybciej pobiec do sklepu, jednak musiało to poczekać, aż dojdę, chociaż częściowo do siebie.

Przewiesiłam nogi przez parapet i odpaliłam papierosa. Zaciągnęłam się i poczułam, jak całe moje ciało ogarnia błogi spokój oraz cisza. Wtedy dotarło do mnie, co właściwie wydarzyło się poprzedniego dnia. Kac pomieszany z poczuciem winy, zawładnął moim ciałem i zanim mój mózg mógł mnie powstrzymać, moje palce stukały nerwowo w ekran telefonu.

Lara Baxters: Przyznam szczerze, mam trochę moralniaka...

Lara Baxters: Nie powinnam była do ciebie pisać po pijaku

Lara Baxters: Wiesz, jak jest, zapewne sam czasem sobie gulniesz, co nie?

Lara Baxters: Właściwie to pewnie nie. Patrząc na to, że wrzucasz tylko relacje jakieś foty z siłowni.

Lara Baxters: Swoją drogą – kręcisz nowy film?

Lara Baxters: Bo wiesz, ty kręcisz film, ale kręcisz też i mnie ;););)

Lara Baxters: Dobra to było suche...

Odrzuciłam negatywne odczucia na bok i wiedząc, że potrzebuję znowu zapalić, zarzuciłam na siebie kurtkę i zdecydowanie nieświeże dresy, po czym wybiegłam na dwór. Patodeweloperka miała swoje zalety. Nie tylko moją kanapę a mikrofalówkę dzieliło jakieś półtora metra i gdybym się wystarczająco postarała, udałoby mi się ją operować dużym palcem u stopy, ale także i mieszkałam w ścisłym centrum.

Właśnie z uwagi na lokalizację, wybrałam to mieszkanie, gdy oglądałam potencjalne lokale do zakupienia. Większość osób patrzy na swoje wymarzone lokum przez pryzmat metrażu, w końcu ludzie się rozmnażają i z dwóch osób robi się nagle trzy, potem cztery, a potem sześć. Ja, George i nasze dzieci lubiliśmy być blisko siebie, tak blisko siebie, że trzydzieści dwa metry kwadratowe mieściły nie tylko naszą rodzinkę, ale i moje wybujałe ego.

Jak przystało na prawdziwego samotnika, gdy tylko wróciłam do domu, narzuciłam na głowę słuchawki i w dalszym ciągu ignorowałam konieczność wzięcia prysznica, rozpoczęłam proces gruntownego sprzątania.

Gdy mieszka się samemu sprzątanie jest naprawdę świetne. Wróciłam myślami do dni, gdy wciąż mieszkałam ze swoją rodzicielką pod jednym dachem. Ja byłam pedantką, ona bałaganiarą. Niezależnie od tego, co robiłyśmy, nie potrafiłyśmy się dogadać. W sobotni poranek posprzątałam całe mieszkanie tak pięknie, że można by jeść z podłogi. Wyszłam na kilka godzin do biblioteki, wróciłam i zastałam pobojowisko. Po pewnym czasie przestałam już zwracać uwagę na nieład panujący w naszym wspólnym lokum, jednak gdy tylko wyprowadziłam się na swoje, przysięgłam sobie, że nigdy nie doprowadzę własnego mieszkania do meliny.

Przy pomocy zdecydowanie zbyt dużej ilości płynów do sprzątania, przeszłam przez salon, sypialnię, łazienkę i aneks kuchenny, a gdy dochodziła już godzina dwudziesta, ruszyłam pod prysznic. Nigdy nie potrzebowałam dużo czasu na kąpiel, dlatego już o dwudziestej dziesięć leżałam w szlafroku przed telewizorem i przeglądałam możliwe do obejrzenia filmy na dziś.

Złapałam za telefon, nie spuszczając wzroku od telewizora, po czym weszłam w dobrze znany mi już chat.

Lara Baxters wysłała wiadomość głosową:

Kaiiiiiiiii!! Chcę dziś podzielić się z tobą pewnym odkryciem. Właściwie to nie jest jakieś spektakularne odkrycie, ale mam nadzieję, że będziesz nim zachwycony.

Lara Baxters wysłała wiadomość głosową:

Ludzie zazwyczaj ekscytują się, gdy wychodzi nowy film, nowa książka lub nowy serial. Czekają z utęsknieniem na najnowszy album ich ulubionego piosenkarza, a ja? Ja lubię oglądać w kółko to samo.

Widziałam serial z Netflixa, oczywiście z twoim występem, chyba z pięć razy. Filmy o superbohaterach, w których grasz? Też widziałam z milion razy, właściwie oglądam je chyba w kółko od dziesięciu lat. Ledwo kończę, to zaczynam od nowa.

Lara Baxters wysłała wiadomość głosową:

Wyobraź sobie wiec moje zirytowanie, gdy otwieram dzisiaj Twitterka w drodze do sklepu po papieroski, a tam informacja, że będziesz grał w jakimś nowym filmie.

Lara Baxters wysłała wiadomość głosową:

Kai Rogers... ty myślisz, że ja nie mam co robić całymi dniami, tylko oglądać twoje występy w telewizji?

Lara Baxters wysłała wiadomość głosową:

Masz rację... nie mam co robić całymi dniami.

Lara Baxters wysłała wiadomość głosową:

Dobra, idę stalkować twój profil na Instagramie, bajo jajo!

– Szefie, kiedy mi to naprawdę nie jest potrzebne! – wyrzuciłam z siebie. Przyśpieszyłam kroku. Biegłam za nim już od kilku dobrych metrów i byłam wręcz przekonana, że moje szpilki nie przeżyją tego dalszego maratonu.

– Jest ci potrzebne, Laro. Masz zdecydowanie za dużo pracy – odpowiedział oschle. Wszedł do swojego biura, po czym zamknął za nami szklane drzwi.

– Sam mi dajesz tyle pracy, tak tylko zaznaczę... – wydyszałam, próbując uspokoić serce walące mi w piersi. Notatka dla mnie na później, kupić karnet na siłownię, zanim umrę na zawał w wieku dwudziestu pięciu lat.

– Fakt, narzuciłem ci za dużo obowiązków, właśnie dlatego naprawiam swój błąd – zajął swoje miejsce na fotelu, całkowicie ignorując moją obecność w tym pomieszczeniu.

– Wszystko jest w porządku. Naprawdę, radze sobie, Richard – dodałam, siadając na blacie biurka i położyłam swoją dłoń na jego ramieniu.

– Nigdy tego nie kwestionowałem... – westchnął, spoglądając mi prosto w oczy. Nawet bez słow, widziałam, jak bardzo martwi się o moje samopoczucie. Z jednej strony było to naprawdę miłe, ale z drugiej naprawdę nie chciałam dodawać mu zmartwień.

Richard pełnił w moim życiu rolę ojca, tym samym zastąpił tego nieobecnego. Byłam mu wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobił. Gdy zatrudnił mnie w swojej firmie, świeżo po rozpoczęciu studiów, nigdy nie sądziłam, że z robienia kawy, obejmę funkcję wiceprezesa. Cieszyłam się ze swojej posady, jednak to nie zmieniało faktu, że lubiłam żyć po swojemu.

Kiedy jednak zmęczone, podkrążone oczy szefa spojrzały na mnie, a zmarszczki na jego twarzy skomponowały się z siwizną jego włosów, uległam. Nachyliłam się do przodu, poprawiłam jego krawat, uśmiechnęłam się najszczerzej, jak tylko potrafiłam i odparłam:

– Muszę już lecieć. Obiecałam szefowi, że wesprę Williama w działaniach – podniosłam się i skierowałam w stronę wyjścia.

– Laro... – jego głos dotarł do mnie, gdy złapałam za klamkę. Wstrzymałam oddech na kilka sekund. – Dziękuję ci.

Skinęłam głową i nie posiłkując się na żadne dodatkowe słowa, ruszyłam w stronę kuchni. Wiedziałam, że zapewne tam zastanę moją prawą rękę. Przy ekspresie do kawy. Pijącego zapewne już dziesiąty kubek kofeinowej miłości.

– Williamie... – przywitałam się z nim, wchodząc do pomieszczenia i podsunęłam w jego stronę mój, pusty kubek, a on bez słowa przygotował napój też dla mnie.

William był naprawdę dobrym mężczyzną w średnim wieku. Miał kochającą młodziutką żonę, uroczy domek na przedmieściach i małego brzdąca w drodze. W pracy był osobą bardzo zmobilizowaną i konsekwentną. Nigdy nie spóźnił się z żadnym terminem. Nie wchodził mi w drogę i robił to, co do niego należało. Z niewiadomego jednak dla mnie powodu, bardzo zależało mu na mojej aprobacie, a więc tym samym, gdy tylko mógł, podlizywał mi się na każdym kroku.

– Ładnie dziś wyglądasz Laro, to nowa koszula? – zapytał, poprawiając okulary na swoim nosie. – Jak zwykle odrobina soku karmelowego i mleko waniliowe?

– Tak, proszę taką, jak zawsze – odparłam, oschle, jednak od razu się zreflektowałam. – Co ty na to, abyśmy wyskoczyli za... – zerknęłam na zegarek. – Zaraz, na lunch?

– Nie wiedziałem, że firma coś organizuje – poprawił swoją marynarkę i podał mi kubek.

– Nie organizuje. Ja zapraszam cię na lunch – odparłam, akcentując każde słowo, jednocześnie żałując, że cokolwiek wyszło z moich ust. – Spotkajmy się za piętnaście minut przy windzie, dobrze?

– A praca? – zestresowany, podrapał się po głowie, po czym również spojrzał na godzinę.

– Pomidor – wzruszyłam ramionami, opuszczając pomieszczenie.

Wzięłam łyk kawy i szybko dotarło do mnie, że William pomylił zwykłe mleko z waniliowym. Zamiast wrócić więc do swojego biura, skręciłam i po chwili weszłam do łazienki. Cała zawartość mojego napoju powędrowała do zlewu, a ja przeniosłam swój wzrok na odbicie w lustrze.

Czarne, średniej długości włosy spięte były w staranny kok, jednak kilka niesfornych kosmyków opadało mi na policzki. Idealnie skrojona marynarka podkreślała to, co miała, a bawełniana koszula wprost lśniła, jakbym wyprała ją w najdroższej pralni na Manhatannie. Choć prezentowałam się nienagannie, w środku czułam się pusta. Jedyne emocje, jakie znałam to te negatywne, mało co przynosiło mi prawdziwą i szczerą radość.

Lara Baxters: Weź tu człowieku bądź raz miły dla kogoś

Lara Baxters: To teraz będzie ci w dupę tak głęboko wchodził, że zaraz ustami wyskoczy

Lara Baxters: Boże, nienawidzę ludzi!

Lara Baxters: Ciebie lubię

Lara Baxters: Ale ty nie jesteś ludziem

Lara Baxters: Przez to, że widzę cię tylko przez ekran, czuję się trochę tak jakbyś nie istniał

Lara Baxters: Był jakąś mistyczną, wykreowaną przez AI postacią

Lara Baxters: Kai czy mogę mu nagadać?

Lara Baxters: Jeśli mogę, nic nie odpisuj!

Lara Baxters: ...

Lara Baxters: Dziękuję za pozwolenie!

– Dlaczego mnie śledzisz? – rzuciłam, odrywając się od telefonu. Weszłam do swojego biura i usiadłam na fotelu, dokładnie skanując swojego wroga numer jeden.

– Mama mówiła mi „zawsze śledź swoje marzenia" – odparł, próbując brzmieć zabawnie.

– Jeśli będziesz nadal „śledził swoje marzenia" to złożą one do sądu wniosek o zakaz zbliżania – przewróciłam oczami. – William, jesteś wolny. Idź do diaska do domu!

– Na pewno mnie nie potrzebujesz, Laro? Mogę pomóc w dopięciu tych kontraktów... – nachylił się nad blatem. Szybko zobaczył jednak moje piorunujące spojrzenie i zrezygnował. Pośpiesznie opuścił pomieszczenie, zostawiając mnie samą.

Rozpięłam klamrę spinającą moje włosy i przeczesałam je palcami. Zerknęłam na stertę dokumentów przed sobą. W głowie przeklinałam samą siebie za to, że wiecznie podejmowałam takie złe decyzje. Mogłam pozwolić Williamowi zająć się papierologią i wrócić do siebie. Wzięłabym długi, może nawet piętnastominutowy prysznic i kto wie? Może poszłabym na siłownię i przebiegła maraton? Może zrobiła doktorat z leczenia nowotworu grzybami? Kto wie?

Zamiast tego zabarykadowałam się na wiele godzin w biurowcu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro