Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

Autorka: Jak zwykle przypominam, że mogą być błędy, pomimo sprawdzenia.
Piszę to na tablecie, a klawiatura i rysik lubią robić psikusy.
Możecie wskazać błędy w słowach jeśli znajdziecie, ale to nie znaczy, że znajdę czas by je poprawić.

********

Tak jak Styles zapowiedział, w poniedziałek czekał na Louisa pod jego uniwersytetem. Oczywiście nie umiał tego zrobić dyskretnie, tylko wszyscy musieli go widzieć. Swój drogi i luksusowy samochód, zamiast zostawić na parkingu, zatrzymał na poboczu, pod schodami prowadzącymi do głównego wejścia budynku. Już samo to przyciągnęło uwagę ludzi, w końcu milionerzy w luksusowych samochodach, byli rzadkością na kampusie. Jednak alfie chyba było mało. Musiał dodatkowo wysiąść z pojazdu, opierając się o maskę.
Louis widząc Stylesa rozważał wmieszanie się w tłum studentów i wymknięcie się stąd, jednak nim zdążył zrealizować swój plan usłyszał jak Harry go woła. Teraz również on stał się obiektem zainteresowania gapiów. Przełknął przekleństwo i ruszył z ociąganiem w kierunku biznesmena.
W wyobraźni już słyszał te plotki, od których jutro będzie huczeć cała uczelnia: "Słyszałeś, Tomlinson umawia się ze Stylesem" lub "Podobno Louis ma sugar daddy'ego" albo "Co musiał zrobić, aby zyskać jego uwagę?".

- Witaj LouBear - nie przejmując się setkami par oczu zwróconymi w ich stronę, objął szatyna i pocałował w czoło. Louis mruknął coś z niezadowoleniem, jednak nic więcej nie zrobił, nie chcąc wywoływać scen i tym samym tworzyć kolejne plotki.

- Jedźmy - wycedził przez zęby, zagłuszając szalejącą ze szczęścia omegę.

Harry otworzył drzwi dla Louisa, szybko obszedł pojazd i zasiadł za kierownicą.

- Zrobiłeś to specjalnie - mruknął, gdy tylko ruszyli z pod uczelni. Styles nic nie odpowiedział, jedynie uśmiechnął się z zadowoleniem - Następnym razem jeśli będziesz chciał mnie odebrać masz czekać na parkingu. Jeśli znowu zrobisz przedstawienie udam, że cię nie znam.

- Oczywiście, Lou - duża dłoń znalazła się na kolanie omegi. Szatyn poczuł przyjemne mrowienie w tym miejscu. Szybko jednak odepchnął dłoń alfy.

- Obie ręce na kierownicy - syknął, wziął głęboki oddech by się uspokoić i kontynuował - Zawieź mnie do swojego hotelu.

- Po co? - zmarszczył brwi.

- Peggy prosiła mnie, abym wziął jej zmianę, bo się rozchorowała.

- O czym ty mówisz? Już tam nie pracujesz - stwierdził.

- Co? - o czym do cholery mówił Styles?

- Smith miał ci wręczyć wypowiedzenie - Smith był kierownikiem hotelu, w którym pracował Tomlinson. Louis poczuł zimny dreszcz, który przebiega po jego ciele. Domyślał się co tu się dzieje.

- Zatrzymaj się! - zarządał.

- Co?

- Nie zadawaj pytań, tylko zatrzymaj się do cholery - warknął. Alfa już nic nie powiedział tylko zjechał na pobocze, zatrzymując pojazd.

- Dlaczego mam dostać wypowiedzenie? - odwrócił się przodem do Harry'ego.

- Nie ma takiej potrzeby - również odwrócił się do omegi, na jego twarzy nie było żadnych emocji.

- Bo ty tak mówisz? - warknął - Potrzebuję tej pracy, mam kredyt studencki do spłacenia.

- W takim razie spłacę go za ciebie - uznając to za koniec rozmowy, wyciągnął rękę by odpalić samochód i włączyć się do ruchu, jednak Louis złapał go za nadgarstek, powstrzymując przed dalszą drogą.

- Nie chcę - gniewnie spoglądał na alfę - Chce sam na siebie zarabiać i nie próbuj mi tego utrudniać - odpiął pasy i wyszedł z samochodu.

- Louis, wracaj! - wilk alfy próbował zdominować omegę, jednak Louis mu na to nie pozwolił. Zatrzasnął drzwi i ruszył w stronę wejścia do metra.

Styles przeklnął, uderzając pięścią w kierownicę, przypadkiem naciskając na klakson. Ignorując ludzi, którzy wpatrywali się w niego z mieszaniną zaskoczenia i oburzenia, włączył się do ruchu. Zatrzymując się na czerwonym świetle, wybrał numer do Liama i ustawił na głośnomówiący. Payne odebrał w chwili gdy mogł ruszyć.

- Tak?

- Dowiedz się, o której kończy Louis i przywieź go do domu. Powiedz również Smithowi, aby na razie powstrzymał się od dawania Lou wypowiedzenia.

- Dobrze, panie Styles.

********

- Panie Styles - krzyknął cicho, wystraszony gdy nagle pojawił się przed nim Liam.

- Panie Payne, proszę nie straszyć - wziął kilka głębszych oddechów, chcąc uspokoić rozszalałe serce - I nie mówić do mnie Styles. Jestem Tomlinson.

- Nie, odkąd podpisałeś dokumenty małżeńskie.

- Ten... - ugryzł się w język nim pozwolił by z jego ust wypłynęła wiązanka przekleństw. Mając świadomość, że Lou się nie zgodzi, zawarł ten punkt w dokumentach, wiedząc, że szatyn ich nie przeczyta - Dobrze, w takim razie mów do mnie Louis.

- Dobrze - ku uldze szatyna, asystent nie zaprotestował - Teraz zapraszam do samochodu. Pan Styles czeka na ciebie w domu.

W pierwszej chwili chciał odmówić, ale szybko uświadomił sobie, że nie wie gdzie mieszka Harry. Louis podążył za Liamem i pozwolił mu, by odwiózł go do domu. Widząc swój nowy dom, był lekko zaskoczony. Spodziewał się po Stylesie ogromnej willi z dziesiątkami pokoi i basenem w ogrodzie. Zamiast tego ujrzał dość duży, dwupiętrowy budynek, w nowoczesnym stylu. Z boku dostrzegł duży taras, który częściowo był zabudowany, tworząc zimowy ogród. Oczami wyobraźni widział tam siebie z kubkiem ulubionej herbaty, podczas gdy na zewnątrz podałby śnieg.
Samochód Stylesa znajdował się na podjeździe, a w ogromych oknach salonu widział zapalone światło. Był w domu.

Louis pożegnał się z Payne'm i ruszył ku dzwiom. Liam jednak nie odjechał tylko stał tam gdzie zaparkował. Szatynowi przeszło przez myśl, że upewnia się, aby Louis nie uciekł. Zatrzymał się przed wejściem, zastanawiając się czy zadzwonić, czy od razu wejść do domu. Nim jednak podjął decyzję drzwi się otwarły. Pojawiła się w nich starsza kobieta. Była odrobinę niższą betą od Louisa, jej rude włosy, które zaczynały siwieć były upięte, a pomarszczona twarz roświetliła na widok omegi. Na sobie miała płaszcz, a w dłoni torebkę, zapewne wychodziła.

- Ty musisz być Louis! - w jej głosie słyszał podekscytowanie - Panie Styles, wrócił pana mąż - zawołała do środka domu i ponownie zwróciła się do omegi - Jestem Helen Carter - przedstawiła się - pracuję u pana Stylesa jako gosposia. Teraz cię przepraszam, ale Liam na mnie czeka, by odwieźć do domu. Do zobaczenia jutro - pożegnała się.

Ledwo zniknęła w samochodzie, w wejściu pojawił się Harry.

- Wejdź - poczekał, aż Louis przekroczy próg, nim zamknął za nimi drzwi. Pomógł mu ściągnąć kurtkę i wskazał drogę do salonu. Wnętrze domu było urządzone podobnie jak z zewnątrz - nowocześnie i gustownie.

- Jestem zmęczony - opadł na kanapę z westchnieniem - Mógłbyś wskazać mi moją sypialnię?

- Najpierw chciałbym porozmawiać - Styles usiadł na fotelu. Szatyn po raz pierwszy widział go w czymś innym niż marynarka i spodnie do kompletu. Miał na sobie zwykły, szary t-shirt oraz spodnie dresowe. Jego włosy nie były zaczesane jak zwykle. Były wilgotne, zapewne po prysznicu, zaczynały się mocniej kręcić, a kilka pasemek opadało mu na czoło. Teraz nie wyglądał jak wielki biznesmen, tylko zwykły mężczyzna. Wyglądał miekko i ciepło - przytulnie. Louis miał ochotę zwinąć się obok niego i zdrzemnąć, wdychając zapach alfy i czuć jego ciepło. Jego wewnętrzny wilk wył i merdał ogonem na samą myśl o tym. Harry chyba to wyczuł, bo na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmieszek.

- W takim raze słucham - odezwał się, gdy tyko jego wilk się opanował.

- Chcę wrócić do tematu twojej pracy.

- Nie odejdę, a jeśli mnie zwolnisz, zatrudnię się gdzie indziej.

- Myślisz, że nie byłbym w stanie sprawić, aby nikt nie chciał cię zatrudnić? - założył ramiona na piersi.

- To jest szantaż - krzyknął, podrywają się z miejsca. Wiedział, że nazwisko Styles ma taką władzę.

- Nie mogę ci pozwolić pracować, jeśli jesteś w ciąży.

- Tego jeszcze nie wiemy - wizytę u ginekologa mieli dopiero w środę.

- Ale się dowiemy.

- Jeśli nie jestem, nie masz żadnych argumentów, aby zabronić mi pracować.

- Są jeszcze studia - przez całą rozmowę Harry był opanowany i świetnie się bawił obserwują irytującego się szatyna.

- Co z nimi?

- Nie lepiej by było, gdybyś mógł skupić się tylko na nich? W końcu psychologia kliniczna nie należy do łatwego kierunku.

- Do tej pory dawałem rady pracować i studiować - bronił się.

- Mówiąc, że dawałeś rady masz na myśli twoje niezdane egzaminy? - omega zgrzytnął zębami słysząc słowa swojego męża.

- Czy jest coś, czego o mnie nie wiesz? - pieprzony stylker, pomyślał gdy usłyszał słowa Harry'ego.

- Nie zmieniaj tematu.

- W przeciągu trzech lat miałem tylko dwie poprawki, z pozostałych miałem dobre wyniki.

- W porządku, zróbmy tak - Louis słysząc te słowa ponownie usiadł na kanapie - jeśli się okaże, że jesteś w ciąży sam zrezygnujesz z pracy, byś mógł skupić się na studiach oraz swoim zdrowiu. Pozwolisz, abym spłacił za ciebie kredyt i przejął na siebie wszystkie twoje wydatki - alfa brzmiał tak, jakby był w 100% pewny, że Louis jest w ciąży i będzie tak jak mówi, co jeszcze bardziej denerwowało omegę.

- A jeśli nie jestem w ciąży?

- Będziesz mógł dalej pracować i sam spłacać swój kredyt, oczywiście dopóki nie będzie ci to przeszkadzało w studiowaniu. Weźmiesz również to - wyciągnął również z kieszeni kartę i położył na stoliku.

- Nie potrzebują tego!

- To niepodlega dyskusji - zarządził - Nie musisz tego ciągle używać, ale na wszelki wypadek dobrze, abyś to miał.

Czuł jak wilk alfy naciska na jego omegę. Silny zapach mężczyzny otaczał go całego. Zaczynało mu to powili sprawiać ból i choć starał się nie poddać, wiedział, że tego nie wygra.

- W porządku - porwał kartę i schował do portfele - Teraz mogę iść odpocząć? - westchnął zrezygnowany.

- Może najpierw coś zjesz? - zaproponował.

- Nie jestem głodny - mruknął.

- W porządku - westchnął. Widząc wyczerpaną omegę postanowił odpuścić. - W razie gdybyś był głodny, Helen zostawiła w lodówce zapiekankę.

Szatyn jedynie skinął głową i podążył za Stylesem. Weszli na piętro i skierowali się do sypialni omegi. Po drodze Harry pokazał mu, gdzie jest główna sypialnia należąca do alfy oraz łazienka dla gości, z której Louis będzie mógł korzystać.

- Jeśli chcesz prywatną łazienkę, wystarczy byś przeniósł się do mojej sypialni - mruknął do ucha omegi, nachylają się nad nim.

- Nie dziękuję - starał się nie pokazywać, że zapach i niski głos alfy zadziałały na niego.

Gdy tylko drzwi do pokoju zamknęły się za nim, podszedł do łóżka, gubiąc po drodze ubrania i od razu zakopał się pod kołdrą. Musiał przyznać, że łóżko było dużo wygodniejsze od tego co miał w starym mieszkaniu. Dookoła, na podłodze znajdowały się torby i pudła z jego rzeczami, które czekały na rozpakowanie, jednak w tym momencie nie miał siły się tym przejmować.

********

Dwa dni poźniej pojawili się na umówionej wizycie u ginekologa. Oczywiście Liam, na polecenie Harry'ego, wybrał najlepszego lekarza w Londynie. Louis leżał na kozetce, czekając na badanie ultrasonografem. Chwilę wcześnie pobrano mu krew, aby upewnić się, że jest w ciąży. Za kilka minut mieli dostać wyniki. Badania ultrasonografem miały być tylko po to, aby sprawdzić czy coś widać oraz ewentualnie się upewnić, że wszystko jest w porządku.

Harry siedział spokojnie na krześle obok kozetki. Zachowywał się jakby był pewny, wyników. To jeszcze bardziej stresowało Louisa. Nie czuł się gotowy na szczeniaka, za kilka lat jak najbardziej, ale nie teraz.

- No dobrze, sprawdźmy - dr Erica Marks, kobieta w średnim wieku. Była omegą o ogromnej wiedzy, zachowującą się bardzo profesjonalnie.

Rozsmarowała żel na brzuchu Louisa i przyłożyła do niego głowicę. Uważnie śledziła wzrokiem ekran, przesuwając głowicę po skórze szatyna. Przez cały czas marszczyła brwi, widać było na jej twarzy skupienie.

- Pani doktor, widać coś - serce Louisa waliło mocno w klatce, jakby zaraz miało się wyrwać.

- Nic nie widzę - na te słowa na twarzy alfy pojawił się niepokój, z kolei szatyn odczuł lekką ulgę - Ale to o niczym nie świadczy. Może być za wcześnie by coś zobaczyć. Prawdę powiedzą nam dopiero wyniki badań.

Dr Marks podała Louisowi ręcznik, aby mógł wytrzeć brzuch, po czym zaprosiła ich ponownie do biurka. W tym momencie do pomieszczenia weszła pielęgniarka z wynikami badań krwi. Serce szatynce na nowo zaczęło mocniej bić, a na twarzy alfy pojawiła się nadzieja. Oboje siedzieli jak na szpilkach, czekając na werdykt.

- Nie jesteś w ciąży - zwróciła się do omegi.

- Naprawdę? - ulga jaka opanowała ciało szatyna było ogromna w przeciwieństwie do jego wewnętrznego wilka, który skulił się i cicho popiskiwał. Czuł, że alfa Stylesa robi to samo.

- Czy wszystko z Lou w porządku? - Harry zapytał w tym samym czasie co odezwał się szatyn.

- Co to znaczy, czy ze mną wszystko w porządku? - był oburzony słowami alfy.

- Patrząc się na okoliczności w jakich się połączyliśmy, oraz doszło do podwójnego połączenia powinieneś być w ciąży - wyjaśnił, beznamiętny wyraz twarzy ponownie pojawił się na jego twarzy.

- Mówiłem ci, że biorę tabletki. - syknął - Po za tym, to może z tobą coś jest nie tak? - pomimo tego, że cieszył się nie będąc w ciąży, był wściekły na sugestię Stylesa, że nie może mieć szczeniąt.

- Badam się regularnie - odparł, zwracając teraz uwagę na lekarza - A pani doktor co o tym sądzi? Czy tabletki mogą zadziałać jeśli omega ma gorączkę, alfa ruję i dochodzi do bardzo silnego, podwójnego połączenia?

- Cóż... zależy jakie tabletki. Obecnie większość z nich jest na tyle silna, aby w każdej sytuacji chronić przed niechcianą ciążą - ewidentnie widać było po Harrym, że nie był zadowolony z odpowiedzi. Louis naprawdę go nie rozumiał. Przypadkiem połączył się z obcą mu omegą i zamiast dążyć do zerwania połączenia, bronił się przed tym i był zły, że nie będą mieć potomka.

- Czyli z Lou wszystko w porządku? - w głosie alfy można było dosłyszeć niewielką nadzieję. Chyba był chory jeśli myślał, że Louis da mu się zapłonić.

- Raczej tak, ale możemy to sprawdzić.

- Nie ma takiej potrzeby - szatyn podniósł się z krzesła - Dziękujemy pani doktor i do widzenia.

Nie czekając na reakcję Stylesa wyszedł z gabinetu.

Całą drogę do domu Harry milczał, wywołując niekomfortową ciszę. Szatyn wiedział, że było to spowodowane wynikami badań. Nie podejrzewał, że kędzierzawy aż tak bardzo pragnął dziecka. Było mu trochę żal alfy, zwłaszcza, że czuł jak jego wilk również jest markotny.

- Nie martw się - zaczął, gdy zatrzymali się na podjeździe - Życzę ci, abyś kiedyś miał możliwość spotkać omegę, która da ci szczenięta - po tych słowach opuścił samochód. Pomimo tego, że wiedział, że szanse na zerwanie ich połączenia były niewielkie, nie tracił nadziei.

- Jedyną omegą, która da mi szczenięta będziesz ty - gdy został sam w pojeździe, wypowiedział te słowa pewnie i z mocą.

********

I co myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro