II
Autor: Kolejny rozdział! Zapraszam do czytania oraz komentowania, to naprawdę mobilizuje by dalej pisać:)
Jak zawsze przypominam, że wszystko piszę na tablecie za pomocą rysika, więc mogą pojawiać się błędy, głównie literówki. Oczywiście sprawdzałam tekst, ale coś mogło mi umknąć.
********
Było miękko, ciepło i coś ładnie pachniało. Jego ciało było obolałe, ale był to dobry ból. Nie otwierając oczu, przewrócił się na drugi bok i przyjmując wygodną dla niego pozycję, próbował ponownie zasnąć. Coś jednak mu w tym przeszkodziło. Wzdrygnął się czując jak duża ciepła dłoń zaczyna gładzić jego plecy, a chwilę później wzdłuż kręgosłupa przeszedł go dreszcz, słysząc głęboki pomruk. Przewrócił się na plecy, otwierając oczy, a wspomnienia z ostatniego tygodnia zalały jego umysł. Co prawda wszystko było okryte mgłą gorączkową, ale dobrze wiedział co się działo i dlaczego. Spędził gorączkę z właścicielem hotelu, w którym pracował - Harrym Stylesem, który swoją drogą w tym samym czasie przechodził ruję.
Teraz ten sam alfa siedział na brzegu łóżka owinięty białym szlafrokiem, a z ciemnych włosów skapywały kropelki wody - prawdopodobnie chwilę wcześniej wziął prysznic. Wpatrywał się intensywnie w omegę, zielone tęczówki utkwione były w błękitnych.
- Koniec? - stwierdził cicho, podnosząc się do siadu i rozglądając po sypialni. W tym momencie nie przypominała pokoju w eksluzywnym hotelu, tylko pole bitwy. Louis poczuł lekkie ciepło na policzkach, przypominając sobie co robili w każdym zakamarku pomieszczenia.
- W łazience czeka na ciebie kąpiel, pośpiesz się nim woda wystygnie - Styles zignorował pytanie szatyna - Następnie przyjdź do salonu, czeka śniadanie - uśmiechnął się uprzejmie do omegi, a w policzkach pojawiły się dołeczki. Po tych słowa podniósł się z łóżka i opuścił pokój.
Nawet nie wiedział jak potrzebował gorącej kąpieli, dopóki nie zanurzył się w wannie. Poczuł jak jego obolałe ciało zaczyna się rozluźniać. Odchylił głowe, przymykając oczy. Wspomnienia z ostatnich dni od razu zalały jego umysł. Każdy dotyk alfy, pocałunek, każdy ruch. Pamiętaj jak powarkiwał przy każdym uniesieniu, jak szeptał do niego upewniając się, że wszystko jest w porządku, nazywał go swoją słodką, dobrą omegą. Harry Styles wiedział czego chce, zarówno w życiu jak i w łóżku potrafił być stanowczy. Mimo to dbał również o to, aby Louisowi było dobrze, nie chciał go skrzywdzić.
W pewnym momencie musiał przerwać ciąg wspomnień, ponieważ w jego podbrzuszu zaczęło się rodzić znajome mu uczucie, a wewnętrzny wilk zaczynał wyć domagając się dotyku alfy.
Gdy woda zrobiła się chłodna, a dłonie były pomarszczone jak u staruszki, uznał, że to najwyża pora, aby opuścić łazienkę. Teraz czekała go rozmowa ze Stylesem. Uznał, że powinni poruszyć temat tego co miało miejsce. Nie miał alfie niczego za złe, w końcu sam zgodził się na to. Po prostu zbiegiem okoliczności biznesmen dostał rui w tym samym czesie co Louis gorączkę. Byli w potrzasku, więc obaj postanowili wzajemnie sobie pomóc. Był świadomy tego na co się zgadza. Musiał jednak mieć pewność, że Styles również był w 100% z tym w porządku.
Po szybkim osuszeniu ręcznikiem, założył na siebie puchaty, hotelowy szlafrok. Stanął przed łazienkowym lustrem przyglądając się swojemu odbiciu. Włosy teraz były mokre, przyklejały mu się do czoła i karku. Pod oczami miał lekkie since, ale w ostatnich dniach niewiele sypiał, z wiadomych powodów. Zjechał wzrokiem niżej na swoją szyję i tors, który był pokryły przez małe czerwone ślady. Wyglądał, jakby go pogryzły owady lub dostał wysypki. Jednak to nie to przykuło uwagę omegi, tylko jeden, konkretny znak wyróżniający się od pozostałych.
-Co to jest?! - wpadł do salonu, ignorując wewnętrzną omega, która mruczała zadowolona wyczuwając swoją alfę. Styles siedział przy stole, postawionym pod oknem, na którym znajdowało się śniadanie. Był już ubrany, w jednej dłoni trzymał filiżankę z kawą, w drugiej tablet, na którym przeglądał wiadomości. Jednak teraz jego wzrok był skupiony na wściekłej omedze.
- Co dokładnie?
- Nie udawaj, że nie wiesz! - krzyknął. Mocniej odciągną kołnierz szlafroka i wskazał palcem na znak połączenia, który zostawił Styles. Jakim cudem nie pamięta tego momentu? Czyżby gorączka przyćmiła jego umysł bardziej niż myślał? - Jak mogłeś nas połączyć?! - z gardła szatyna wydostał się zdesperowany pisk.
- Ty też nas połączyłeś - alfa był spokojny, co jeszcze bardziej rozświeczało Tomlinsona.
- Kłamiesz! - warknął, zasładając ramiona na piersi. Błękitne tęczówki ciskały gromy w kierunku biznesmena. Nie było mowy, aby on również ugryzł kędzierzawego. Nie było mowy, aby dokonali... - Co ty robisz? - pisnął obserwując jak Harry ściąga czarny golf. Przełknął ślinę, widząc jak mężczyzna kawałek po kawałku odsłania swoj wyrzeźbiony, pokryły czarnym tuszem tors. Przez ostatnie dni mógł go dowoli dotykać i ponownie miał na to ochotę.
- Nie wierzysz mi, więc chcę pokazać ci dowód - przeciągną golf przez głowę i odłożył na krzesło - Przyjrzyj się uważnie - zbliżył się do omegi. Louis czuł, jak jego ciało ogrania panika, serce wariuję, żołądek wiąże się w supeł i bał się, że zaraz zwymiotuje. Rzeczywiście na szyi Stylesa, w tym samym miejscu co u niego, widniało ugryzienie.
- N-nie - nagle poczuł się maksymalnie osłabiony. Opadł na kanapę, wpatrując się w znak, który sam zrobił - M-my zawarliśmy... - dalsza część nie chciała mu porzejść przez gardło, więc wyręczył go alfa.
- Rytualne małżeństwo - założył ponownie brakującą odzierz i wrócił na swoje miejsce przy stoliku - Siadaj i zjedz śniadanie - wskazał na puste krzesło, ponownie sięgając po filiżankę.
- Jak możesz być taki spokojny? - warknął, podrywając się z kanapy - Nie martwi cię to co miało miejsce?
- Nie planowałem tego, ale również nie mam nic przeciwko - wzruszył ramionami, biorąc łyk kawy.
- Jak nie masz nic przeciwko?
- Mam 29 lat, moja rodzina od dawna zawraca mi głowę, że pora abym się z kimś związał. Nie mam czasu, ani ochoty, by bawić się w te wszystkie randki i związki. Wolę zająć się pracą. Ale skoro zostaliśmy małżeństwem, nie mam z tym problemu. Przynajmniej uspokoi to moją rodzinę - wyjaśnił ze spokojem i obojętnością. Czy Styles był jakimś robotem? Bo kto normalny podchodzi do takiej sytuacji w ten sposób?
- A nie pomyślałeś, że może ja nie chcę tego małżeństwa? Powinniśmy spróbować zerwać połączenie, nim wykryją, że wzieliśmy udział w rytuale i zmuszą nas do podpisania aktu małżeństwa - każde rytualne małżenstwo uważano za błogosławieństwo Luny i Wielkiego Alfy, wierzoną, że łączą dwójkę wilków szczególnie silną więzią, dlatego należało od razu je zgłaszać, w innym przypadku, w razie odkrycia tego przez służby, można było ponieść konsekwencje.
Było to związane z tym, że dawniej wiele par, zwłaszcza nastoletnich, dokonywało tego rytuału tylko po to, aby wzmocnić doznanie seksualne. Ostatecznie wiązali się i zakładali rodzinę z innymi partnerami. I takich związków często radziły się martwe lub niepełnosprawne szczenięta. Dodatkowo takie osoby wyniszczały swoje wewnętrzne wilki, stając się potworami. Chcąc unikać takich sytucji wprowadzono nakaz, zgłaszania rytualnych małżeństw, aby uniemożliwić sformalizowanie związku z kimś innym.
- Właśnie dlatego posłałem Liama, aby dostarczył nam odpowiednie dokumenty. Zaraz powinien tutaj być.
-Co? Nie!
- Nie? - zmarszczył brwi. Sprawiał wrażenie zaskoczonego reakcją omegi, a Louis zastanawiał się czy Styles naprawdę jest taki tępy, czy tylko udaje by jeszcze bardziej go zirytować.
- Nie! To, że tobie jest obojętne nasze połączenie nie znaczy, że mnie również. Nie znam cię, jestem w trakcie studiów, nie czuję się gotowy na małżeństwo.
- Mamy dużo czasu, aby się poznać.
- Nie, nie mamy - wycedził przez zęby - Zerwiemy nasze połączenie - stanął przed alfą, zakładają ramiona na piersi, chcąc wyglądać poważniej.
- Zerwać? - Harry prychną pod nosem - Wiesz o czym mówisz?
- Wiem - miał ochotę tupnąć nogą, jednak nie zrobił tego, nie chcąc wyglądać na dziecinnego - Zerwanie połączenia jest możliwe.
- Owszem - zgodził się - ale nie w każdej sytuacji. Dodatkowo każdy przypadek jest indywidalny, więc nie wiadomo ile czasu minie nim uda się je zerwać. Pragnę również zauważyć, że przy rytualnych małżeństwach, szanse na zerwienia połączenia wynoszą mniej niż jeden procent.
- Sam przed chwilą powiedziałeś, że każdy przypadek jest indywidalny - uśmiechnął się zadowolony - Może nasz będzie łatwy.
- Nawet jeśli, nie mam zamiaru ryzykować swoją reputacją, nie zgłaszając naszego połączenia - spojrzał srogo na omega, a w zielonych oczach błysnęła irytacja. Jego wewnętrzny wilk powarkiwał wściekle na Louisa - Dlatego podpiszemy akt małżeństwa - jego ton wskazywał na to, że nie życzy sobie sprzeciwu. Louisa to jednak nie obchodziło.
- Nie podpiszę! - warknął, nie podobało mu się, że alfa próbował go zdominować. Chociaż jego omega piszczała, chcąc się podporządkować partnerowi - Dopóki specjalista nie powie, że to zajmie kilka tygodni lub miesięcy...
- Lub lat - wtrącił Styles, ale szatyn go zignorował. Nie przyjmował do wiadomości opcji, że to potrwa dłużej niż pół roku.
- Dopóki specjalista nie powie, że to zajmie kilka tygodni lub miesięcy - powtórzył - nie podpiszę aktu małżeństwa.
- Dobrze - odłożył filiżankę, którą cały czas trzymał, podniósł się z krzesła i stanął przed Tomlinsonem - sporządźmy umowę.
- J-jaką? - czuł jak wilk Stylesa probuje przytłoczyć jego i nie podobało mu się to.
- Najszybciej jak to możliwe udamy się do specjalisty od zrywania połączeń. Jeśli powie, że nasze połączenie można szybko zerwać, nie będziesz musiał podpisywać aktu. Jednak jeśli powie, że sprawa jest poważniejsza, jeszcze tego samego dnia podpisujemy dokumenty.
- W porządku - nie specjalnie mu się ta opcja podobała, ale z drugiej strony nie miał zamiaru płacić kary za nie zgłoszenie rytualnego małżeństwa - Jednak to ja znajdę specjalistę - chciał mieć pewność, że będzie najlepszy.
- Mogę się na to zgodzić - pokiwał głową - Jednak, to nie koniec moich warunków - szatyn zmarszczył brwi zastanawiając się o co znowu kędzierzawemu chodzi - Zaraz po podpisaniu aktu, wprowadzasz się do mnie.
- Nie ma mowy! - zaprotestował. Niby dlaczego miałby z nim mieszkać?
- To nie podlega dyskusji - jego głos by zimny - Jeśli pozostaniemy małżeństwem, będę musiał poinformować moją rodzinę. Nie mam jednak zamiaru mówić im w jaki sposób do tego doszło, oraz że próbujemy zerwać połączenie.
-A to niby dlaczego?
- Proste, jeśli dowiędzą się prawdy, a nasze połączenie zostanie zerwane, będą w dalszym ciągu wciskać mi omegi z nadzieją, że którąś wybiorę. Ale jeśli powiem im, że pomimo rozstania wciąż tylko ciebie kocham, a moje serce jest złamane, powinni odpościć. Przynajmniej na jakiś czas. Zwłaszcza, gdyby dostali wnuka - zjechał wzrokiem, znacząco patrząc na płaski brzuch omegi.
-Zapomnij - warknął, chociaż jego omega szalała na myśl o posiadaniu szczeniąt alfy.
- A skąd wiesz, że już nie jesteś w ciąży? - posłał Louisowi zadowolony uśmieszek - Miałeś gorączkę, a ja ruję. Nie użyliśmy zabezpieczenia. Dodatkowo połączyliśmy się. Szansę na szczeniaki są ogromne.
- Biorę tabletki - starał się aby jego głos brzmiał pewnie, jednak chyba nie dokońca mu się udało.
- Oboje wiemy, że w sytucji takiej jak nasza, szansa, że zadziałają jest znikoma. Tak samo oboje dobrze wiem, że twoja omega długo nie wytrzyma z daleka od mojej alfy. Dlatego powinieneś ze mną zamieszkać - dobrze o tym wiedział, jednak miał nadzieję, że Styles nie ma o tym pojęcia. Mylił się.
- W porządku - wycedził przez zęby. Czuł się pokonany i do tego pokonał go alfa. A tego nie znosił - Jednak mamy osobne sypialnie - postawił swój warunek.
- W porządku - wzruszył ramionami - I jeszcze jedno. Nawet jeśli nasze połączenie uda się zerwać w przeciągu roku, możemy się rozwieść najwcześniej za pięć lat.
-A to dlaczego?
- Skoro już sprzedamy mojej rodzinie historię o naszym wielkim uczucie, musimy trochę poudawać. Gdybyśmy się po kilku miesiącach rozstali, zaczęliby coś podejrzewać.
- Ale dlaczego pięć lat? Nie wystarczyłyby dwa?
- Cztery!
- Niech stracę - westchnął - Trzy i ani dnia dłużej - wyciągnął dłoń w kierunka alfy
- Dobrze, trzy lata - uścisną mniejszą dłoń małżonka - A teraz siadaj i coś zjedz - wskazał na stół - Ja w tym czasie skontaktuję się z Liamem, aby przygotował dokumenty. Później odwiozę cię do mieszkania. Na kanapie jest plecak z twoimi ubraniami, które dostarczył nam twój współlokator.
Harry wyszedł na taras, aby zapewne zadzwonić do swojego asystenta. Louis w tym czasie zajął wskazanemu miejsce i sięgnął po dzbanek z herbatą. Przymknął powieki rozkoszują się smakiem ulubionego napoju. Odłożył filiżankę i nałożył sobie na talerz jeszcze ciepłego rogalika oraz trochę marmolady.
Przeżuwając kawałek pieczywa, utkwił wzrok w panoramie Londynu. Widział zakorkowane ulice oraz ludzi pospiesznie poruszających się pochodnikach.
Nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w to wszystko, jego głowę zaprzątała sytuacja, w którą się wplątał. Jak mógł nie zauważyć, nie pamiętać, że pozwolił alfie pozostawić na swoim ciele znak i jakim cudem mógł zrobić to samo? Siedział po uszy w gównie. Miał alfę, MIAŁ ALFĘ! I to nie byle kogo, tylko pieprzonego Harry'ego Stylesa! Jakby tego wszystkiego było mało to nie było zwykłe połączenie, o nie, on musiał wplątać się w rytualne małżeństwo. Miał męża! Nie tak to wszystko sobie wyobrażał, przede wszystkim nie planował małżeństwa jeszcze przez kilka lat, o dzieciech niewspominając. Musiał się z tego jakoś wywinąć!
********
- Daj mi swój telefon - duża dłoń wyciągnęła się w kierunku omegi czekając, aż znajdzie się w niej wymieniony przedmiot.
Znajdowali się w samochodzie alfy, który stał pod budynkiem, gdzie znajdowało się mieszkanie Louisa.
- Po co? - wiedział, że to głupie pytanie, bo to było oczywiste, jednak słowa same wypłynęły.
- Potrzebujesz mojego numeru, przecież musisz mnie poinformować, gdzie i kiedy widzimy się ze specjalistą.
Nic więcej nie powiedział, tylko podał telefon alfie. Dopiero teraz zorientował się, że odkąd obudził się po gorączce, jeszcze nie sprawdził telefonu. Skoro Niall wiedział co się z nim stało Zayn zapewne również, dlatego nie spodziewał się zbyt wielu wiadomości od nich, ale jeszcze byli znajomi z uczelni i...Aiden! No właśnie, Aiden! Przecież kilka dni temu mieli mieć randkę, randkę na której się nie zjawił.
- Louis? - jak na zawołanie przed szatynem pojawił się Aiden Grimshaw. Pogrążony w myślach Tomlinson, nawet nie zauważył gdy opuścili ze Stylesem samochód.
- Aiden - młody alfa stał przed wejściem do budynku, wpatrując się niepewnie w Louisa. Szybko jednak przesunął wzrok na coś, a raczej kogoś za omegą. Dopiero teraz szatyn poczuł ciepłe ciało za swoim. Wilk Stylesa warczał ostrzegawczo, czując zagrożenie, a do nozdrzy Louisa doszedł ostry zapach, alfy, którym próbował oznaczyć swój teren. Nie chciał robić scen przed Grimshawem, więc się nie odezwał, po za tym miał świadomość, że duży wpływ na zachowanie biznesmena, miał fakt, że byli krótko po rytuale. Jego wilk zapewne podobnie by się zachowywał, gdyby teraz obok Harry'ego kręciła się obca omega.
- Moglibyśmy chwilę porozmawiać - ponownie zerknął na Stylesa - na osobności?
- Możesz? - odwrócił się do Harry'ego, posyłając mu znaczące spojrzenie.
- Kto to jest? - warknął cicho, w dalszym ciągu wpatrując się w Aidena.
- Kolega z uczelni - nie miał zamiaru wyjawiać biznesmenowi, że wzdychał do niego od kilku miesięcy, gdyby to zrobiła Styles na pewno by się nie zgodził.
- Proszę - ujął w dłonie twarz kędzierzawego, zmuszając go by spojrzał mu w oczy - Alfo - wiedział, że wygra, gdy poczuł jak wilk jego partnera mruczy z zadowoleniem.
- W porządku - był niezadowolony, ale odpuścił - Napisz gdzie i kiedy się widzimy - złożył pocałunek na czole omegi, Louis poczuł jak po jego ciele przechodzi przyjemny dreszcz, a wilk zaszczekał radośnie.
Tomlinson poczekał, aż jego mąż (jak to w ogóle dziwcie w jego głowie brzmi) odjedzie, nim podszedł do Aidena.
- Cześć - uśmiechnął
- Wszystko dobrze? - widział zmartwienie na twarzy alfy.
- Tak - wiedział, że chłopak mu nie wierzy.
- Martwiłem się. Nie pojawiłeś się na naszej randce, nie odbierałeś telefonu, nie było cię na uczelni. Niall i Zayn zapewniali mnie, że wszystko z tobą dobrze, ale nic więcej nie chcieli mi powiedzieć.
- Tak - odchrząknął spuszczając niepewnie wzrok, po czym z niemym poczuciem winy spojrzał w oczy Aidena - Przepraszam. Przez ostatni tydzień byłem wyjęty z życia - nie musiał nic więcej dodawać, Grimshaw zrozumiał co się dzieło.
- Czyli jest szansa na randkę? - uśmiechnął się zachęcająco.
- Um...to nie takie proste - nie chciał zawieść alfy, ale również nie chciał mu robić nadziei - Po prostu wpadłem w niezaciekawą sytuację i póki się z niej nie wyplątam nie powinniśmy się umawiać. Przykro mi - widział ból na twarzy Aidena, który nie ułatwił mu tej decyzji. Sam czuł nieprzyjemny uścisk w okolicy serca. Nie mógł jednak umawiać się z innym alfą, dopóki nie zerwie połączenia ze Stylesem.
- Niezaciekawą? - dopytywał, nie ułatwiając niczego omedze. Szatyn nie chciał wyjawiać prawdy Grimshawowi. Bał się co ten o nim pomyśli. Odwrócił głowę, wpatrując się w witrynę sklepową, po drugiej stronie ulicy. W tym samym czasie spojrzenie Aidena wylądowało na znaku na szyi Louisa. - Czy ta sytuacja ma coś wspólnego z mężczyzną, który cię przywiózł? Jesteście połączeni?
- Przepraszam - niebieskie spojrzenie, w których świeciły łzy, ponownie utkwiły w alfie. - Nie planowaliśmy tego, - teraz skoro Aiden odkrył prawdę, musiał się wytłumaczyć - utknęliśmy w windzie. Ja miałem gorączkę, on dostał ruję. Nawet nie pamiętam kiedy to się stało. Oczywiście, będziemy próbować zerwać połączenie - pospiesznie dodał.
- Wiesz - alfa zaczął cicho - od dawna mi się podobasz. Uważałem jednak, że jesteś dla mnie za dobry, więc nawet niczego nie próbowałem. Jednak gdy odkryłem, że też mnie lubisz, bez chwili wachania zaprosiłem cię na randkę. Zależy mi na tobie i to bardzo, ale... - westchną, a Louis wiedział co dalej usłyszy - zerwanie połączenia nie jest proste i może się nawet ciągnąć latami. Ja...nie wiem czy dam radę tyle czekać na ciebie. Przepraszam Lou - postał mu słaby uśmiech, nim odwrócił się i odszedł.
Louis tępo wpatrywał się w oddalającego alfę. Mocno zaciskał pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę dłoni. Siłą powstrzymywał łzy. Nie będzie płakał, nie jest słabą omegą i nie pozwoli aby jakikolwiek alfa wywołał jego łzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro