2.
Ze snu wyrwały mnie czyjeś głosy. Przestraszona otworzyłam oczy chcąc przyjrzeć się otoczeniu, ale niestety rażące światło nie dawało mi szansy.
-Obudziła się.- powiedziała kobieta stojąca nad moją głową. Była to zielonooka brunetka o keoncyh włosach.
Usiadłam i rozejrzałam po pomieszczeniu. Był to ten sam pokój w którym spędziłam noc. Do pokoju wszedł mężczyzna, który niósł tacę z jedzeniem, którą odstawił na stoliczek. Miał brązowe oczy oraz czarne kręcone włosy. Popatrzył na mnie złowrogo i wyszedł.
-Przepraszam, ja nie chciałam..nie miałam gdzie spać..przepraszam.-z moich oczu jak na zawołanie wypłynęły łzy. Wstałam, ale ciemność przed oczami zmusiła mnie do pozostania w pozycji siedzącej.
-Kochanie, nie musisz nas przepraszać. Musisz nam tylko powiedzieć dlaczego i jak dostałaś się do środka.- kobieta uśmiechnęła się i usiadła na krzesło.
-Co się ze mną stało, że tutaj jestem?- usilnie próbowałam zmienić temat.
-Na twoją głowę zleciał metalowy drążek i straciłaś przytomność.- wyjaśnił krótko chłopak, który wszedł do pokoju. Był bardzo wysoki, miał dłuższe, kręcone, brązowe włosy, które kontrastowały z zielonymi oczami.
-Dziękuję, że się mną zajęliście.- posłałam im wdzięczny uśmiech.
-Więc, powiesz nam dlaczego tutaj jesteś? -chłopak oparł się o komodę zakładając ręce na piersi.
-To bardzo ciężki temat..Uciekłam od ojca, ale proszę nie wzywajcie policji. Dzisiaj skończyłam 19 lat, a nie chcę do niego wracać.-patrzyłam błagająco na kobietę, która przytaknęła głową i wyszła z pomieszczenia.
-Jestem Harry. -brunet usiadł przy mnie na łóżku i wystawił w moją stronę dłoń.
-Melanie.-uśmiechnęłam się.- Harry, gdzie jesteśmy?- chłopak zaczął się śmiać, za co trzepnęłam go w ramie.
-Płyniemy na Morze Spokojne, to tylko tydzień. - wytrzeszczyłam oczy dowiadując się gdzie zmierzamy.- Melanie, ta taca z jedzeniem jest dla ciebie.
Chłopak podał mi przedmiot na którym był talerz z jajecznicą oraz szklanką soku pomarańczowego. Na sam widok mój brzuch zaburczał domagając się jedzenia, na co Harry zaśmiał się. Wszystko zjadłam w przeciągu dziesięciu minut. Chłopak w tym czasie poszedł, ponieważ jego mama zawołała go.
Postanowiłam nie siedzieć tak bezczynnie tylko wyjść do ludzi. Nawet jeśli było ich tu tylko trójka. Kiedy byłam na dziobie jachtu Harry podszedł i oparł się o poręcz obok mnie.
-Pięknie tutaj.- zachwycałam się widokiem zachodzącego słońca.
-Nie zachwycaj się tak tylko chodź na kolację.
-Ale ja już jadłam.
-Cokolwiek.- chwycił moją dłoń i zaprowadził do stołu przy którym siedzieli rodzice Harry'ego.
Po zjedzonej kolacji przez domowników wszyscy usiedliśmy na łodzi obserwując zachmurzone niebo, które zasłaniały piękny księżyc oraz gwiaździste niebo.
-To robi się niebezpieczne.- odrzekła Margaret, mama Harry'ego, kiedy zerwał się niebezpieczny wiatr. Łodzią obijało na boki. Ojciec Harry'ego, Tom, próbował opanować sytuację, lecz nic z tego.
-Musimy przygotować się na najgorsze.- powiedział mężczyzna gdy zaczął padać deszcz. Nagle zaa chmur wyłoniły się piorun i rozpętała się straszna burza, których nienawidzę. Zaczęło przerażająco rzucać łodzią na wszystkie strony.-To koniec.- szepnął zauważając wielką skałę.
Harry chwycił moją dłoń i po raz ostatni zachłysnęliśmy się powietrzem.
***
Zapraszam do komentowania :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro